Abp Gänswein: "Lata spędzone u boku Benedykta XVI były prawdziwą szkołą życia" [wywiad]
Krzysztof Tomasik: „Tylko prawda: moje życie z Benedyktem XVI”. Książka stała się światowym bestselerem. Teraz została opublikowana w Polsce. Jest Ksiądz Arcybiskup zadowolony z sukcesu?
Abp Georg Gänswein: Nie napisałem tej książki, aby stała się bestsellerem. Intencją książki jest zapisanie moich osobistych doświadczeń z wielu lat u boku kardynała Josepha Ratzingera, a następnie papieża Benedykta XVI, w celu skorygowania pewnych publicznych zniekształceń i fałszywych twierdzeń na temat jego osoby i pracy. Oczywiście cieszę się, że książka stała się bestsellerem. Jest to niewątpliwy znak zainteresowania papieżem Benedyktem. Mam nadzieję, że publikacja ta przyczyni się do przedstawienia ludziom autentycznego obrazu osoby i dzieła papieża Ratzingera.
- Benedykt XVI wiedział, że Ksiądz Arcybiskup pisze tę książkę? Nie miał nic przeciwko?
- Wiele osób zachęcało mnie przez lata do spisania tego, czego doświadczyłem z papieżem Benedyktem. Początkowo nie chciałem tego robić. Stopniowo jednak zdałem sobie sprawę, że ta prośba była uzasadniona i słuszna. Jeden warunek był jasny od samego początku: książka powinna zostać opublikowana dopiero po śmierci Benedykta. Zacząłem więc pisać książkę pod koniec 2021 roku z pomocą Saverio Gaety, który zadawał mi pytania, a ja na nie odpowiadałem. Początkowo nie byłem przekonany, czy książka naprawdę powstanie. Następnie, w następnym roku, około połowy września 2022 r., kiedy wrażenie się umocniło, że jednak coś się stanie, poinformowałem o tym papieża Benedykta i przedstawiłem mu również Saverio Gaetę. Benedykt po prostu zapytał, czy to konieczne i czy powinienem mieć świadomość, że tylko ja jestem za to odpowiedzialny. Byłem tego w pełni świadomy i powiedziałem to Benedyktowi.
- Książkę krytykowano, że na przykład ukazała się z wcześnie, że pokazuje niedyskretne sprawy.
- Krytyka, że książka została opublikowana zbyt wcześnie, jest uzasadniona. Jak już wspomniałem, uzgodniono, że książka ukaże się dopiero po śmierci Benedykta XVI. Pominięto jednak ustalenie konkretnej daty publikacji, ponieważ zakładałem, że konkretna data zostanie uzgodniona dopiero po dniu śmierci papieża seniora. Tak się nie stało. Zaraz po śmierci papieża Benedykta książka została zapowiedziana, a następnie opublikowana około dwa tygodnie po uroczystościach pogrzebowych. Oczywiście byłem tym nie tylko zaskoczony, ale i zszokowany. Ale nic więcej nie można było zrobić. Dla tych, którzy myślą, że odkryli pewne niedyskrecje w mojej pracy, to powiem, że trudno mi było z tego zrezygnować. Napisałem zgodnie z moją najlepszą wiedzą i przekonaniem. Zgodnie z tytułem, chciałem szczerze opisać moje osobiste doświadczenia u boku papieża Benedykta XVI.
- Jako sekretarz służył Ksiądz Arcybiskup 20 lat najpierw kard. Josephowi Ratzingerowi a potem Benedyktowi XVI. Taka służba to bardzo ciężka i odpowiedzialna praca. Jak ją Ksiądz Arcybiskup wspomina? Co w niej było dobrego, a co nieraz ciążyło?
- Tak, to było duże wyzwanie. Nie ma szybkiego kursu, aby się do tego przygotować. Zaplanowano również - opisuję to szczegółowo w książce - że czas sekretarza powinien być krótki. Tak przynajmniej uważał kardynał Ratzinger. Okazało się, że było to 20 lat. Przez ten długi czas wiele się nauczyłem i dałem z siebie wiele siły, czasu, wysiłku, a nawet całego serca. To wyzwanie wymagało, abym dał z siebie wszystko. Oczywiście były dni, kiedy praca szła dobrze i inne, kiedy była trudna i żmudna.
- Odniosę się do drugiej część tytułu: „Moje życie z Benedyktem XVI”. Kim był osobiście kard. Ratzinger później papież dla Księdza Arcybiskupa? Nie tylko przełożonym, ale też chyba wzorem człowieka i kapłana?
- Tak, był dla mnie wzorem do naśladowania. Był oczywiście „szefem”, ale nie musiał pokazywać, kto ma ostatnie słowo. Oprócz autorytetu swojego urzędu, promieniował naturalnym autorytetem. Studiowałem jego pisma już jako uczeń szkoły średniej i seminarzysta, dzięki czemu znałem jego sposób myślenia i genialny sposób argumentacji teologicznej, a także rzadko spotykane piękno i jasność języka. Gdy byłem pracownikiem Kongregacji Nauki Wiary, a jeszcze bardziej prywatnym sekretarzem papieża, doświadczenie to zostało silnie wzmocnione. Lata spędzone u jego boku były dla mnie prawdziwą szkołą życia. Pełniłem posługę dla jednej z najważniejszych osobistości Kościoła i w ten sposób byłem świadkiem niełatwego etapu w historii Kościoła.
- Co zdaniem Księdza Arcybiskupa najcenniejszego pozostawił nam Benedykt XVI i czym powinniśmy żyć jako chrześcijanie?
- Benedykt XVI był gigantem wiary, a jednocześnie intelektu, który był prosty, łagodny, uprzejmy, przyjazny i uprzejmy w kontaktach z ludźmi. To, co mówił i robił, było krystalicznie czyste. To, co badał, pisał i nauczał jako teolog, nie tylko głosił, ale także sam dawał temu przykład. Jego głoszenie było identyczne z tym, czym żył. Nie było napięcia między wiarą, którą głosił, a wiarą, którą żył. Jego pisma, kazania, spotkania z ludźmi umacniały jego własną wiarę. Mogłem tego doświadczyć niezliczoną ilość razy.
- Kard. Ratzinger był przez ponad 20 lat był najbliższym współpracownikiem Jana Pawła II. Z perspektywy lat jak postrzega Ksiądz Arcybiskup ich relacje?
- „To, co zrobiłem i mogłem zrobić w ostatnich latach, zawdzięczam przede wszystkim papieżowi Janowi Pawłowi II” - powiedział kiedyś sam Benedykt XVI. Dwadzieścia trzy lata u boku Papieża Polaka, w realizacji zadań, które miały największe znaczenie dla pontyfikatu Jana Pawła II, pokazuje dość wyraźnie, że rozwinęło się głębokie wzajemne zaufanie, które jest prawie bezprecedensowe. Jan Paweł II ufał kardynałowi Ratzingerowi do granic możliwości i vice versa. Współpraca tych dwóch mężczyzn była wielkim darem dla Kościoła, dla wiary, czego owoce są wyraźnie widoczne również dzisiaj.
- Jak postrzegał Polskę i Kościół w Polsce Benedykt XVI? Polska była bliskim mu krajem?
- Polska i Kościół w Polsce stały się bliskie kardynałowi Ratzingerowi, zwłaszcza poprzez spotkanie z Janem Pawłem II, dzięki któremu i w którym poznał i docenił siłę wiary polskiego katolicyzmu.
- I oczywiście miał wielu przyjaciół w Polsce. Na przykład arcybiskupa Alfonsa Nossola.
- Arcybiskup Alfons Nossol był jego osobistym przyjacielem. Z tej przyjaźni rozwinęło się wiele innych kontaktów w Polsce, które przyniosły dobre owoce. Nie należy zapominać, że sam Benedykt XVI zdecydował, że Polska będzie pierwszym krajem, który odwiedzi jako papież. To wiele mówi!
- Czy to nie cud, że po papieżu z Polski został wybrany papież z Niemiec? Tak niektórzy to określają patrząc na trudną historię naszych krajów.
- Jest to cud, który można doświadczyć gołymi rękami, a w kategoriach czysto ludzkich było to wręcz niemożliwe! Każdy, kto zna XX-wieczną historię obu krajów, nie może interpretować tego wydarzenia w żaden inny sposób. To po ludzku niewyobrażalne, aby Niemiec został wybrany na papieża zaraz po papieżu Polaku. Jestem przekonany, że przyczyniło się to również do zagojenia ran, które Niemcy zadały Polsce w czasach nazizmu.
- Z perspektywy Rzymu jak postrzega Ksiądz Arcybiskup Kościół w Niemczech? „Droga synodalna” to dobra droga dla Kościoła?
- Mówię za siebie i nie ośmielam się wypowiadać w imieniu Rzymu. Jestem w Rzymie od 28 lat i stąd zawsze miałem szczególne spojrzenie na moją ojczyznę. Wspomniał pan konkretnie o „drodze synodalnej”. Inicjatywa ta powstała kilka lat temu w celu udzielenia odpowiedzi na haniebne przypadki nadużyć seksualnych ze strony duchownych. Ale co stało się z tym początkowym zamiarem? Wyniki tej „podróży”, która tymczasowo zakończyła się w marcu ubiegłego roku, są dobrze znane. Rzym musiał zająć stanowisko. Stało się to w szczególności podczas wizyty ad limina niemieckich biskupów w listopadzie ubiegłego roku i później. Trzeba było jasno powiedzieć, że niektóre żądania „drogi synodalnej” nie są już w pełni zgodne z wiarą katolicką. Stworzyło to poważne niebezpieczeństwo zerwania jedności z Kościołem powszechnym. Pozwolę sobie w tym miejscu zauważyć, że „droga synodalna” jest z prawnego punktu widzenia jedynie spotkaniem ludzi, które nie mogło i nie może podejmować żadnych wiążących decyzji, nawet jeśli jego wyniki są tak nazywane. Żaden katolik, ksiądz czy świecki, nie jest nią związany. Jestem bardzo ciekawy, jak Synod Biskupów Kościoła powszechnego w październiku zareaguje na propozycje z Niemiec.
- Jak wyglądały relacje Benedykta XVI z papieżem Franciszkiem?
- To powracające pytanie. Relacje te były serdeczne, oparte na wzajemnej sympatii, a nawet żartobliwe. Nie było żadnego „problemu z rolą”! Papież Franciszek jest papieżem panującym, a Benedykt był „emerytowanym”. Z mojej strony nie mam nic więcej do powiedzenia na ten temat.
- A jak wyglądają Księdza Arcybiskupa relacje z Franciszkiem?
- Przy tego typu pytaniach zawsze pojawia się próba wywołania napięcia poprzez samo pytanie. To po prostu nonsens, ale i niesprawiedliwość. Papież Benedykt XVI mianował mnie prefektem Domu Papieskiego w grudniu 2012 roku. Papież Franciszek przedłużył mi tę funkcję po zakończeniu pięciolecia w 2017 roku. Już sam ten fakt wyraża relację zaufania, bez której sprawowanie tego urzędu nie byłoby możliwe. Sam starałem się, zgodnie z moją najlepszą wiedzą i sumieniem, wypełnić to zadanie. Nierzadko jednak zainteresowane strony próbowały odkryć niespójności w pewnym zachowaniu, wypowiedzi lub słowie papieża. Na dłuższą metę takie zarzuty i aluzje mają swoje konsekwencje i zgodnie z zasadą „kropla drąży kamień” tworzą w oczach opinii publicznej obraz, który jednak więcej mówi o tych, którzy tak twierdzą, niż odzwierciedla rzeczywistość. Trzeba przyznać, że starałem się również działać jako łącznik między Franciszkiem a Benedyktem XVI.
- Czy otrzymał Ksiądz Arcybiskup od papieża nowe zadanie?
- Ponieważ ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła, tu i teraz nie jest miejsce, by o tym mówić.
- Czego najbardziej życzyć Ksiądz Arcybiskup na przyszłość?
- Zaufania Bogu, pewności siebie, radości z wiary oraz zdrowia fizycznego i psychicznego.
Rozmawiał Krzysztof Tomasik (KAI) / Warszawa