Paweł Jędrzejewski: Bóg – monitoring
Za wcześnie na ocenę, jakie będą konsekwencje tego procesu. Jednak można już teraz oczekiwać, z której strony nadejdą.
Weźmy jeden przykład. W religiach monoteistycznych istnieje wiara, że wszystkie ludzkie uczynki są widziane i zapisywane. Jeśli skorzystamy z nasuwającego się automatycznie porównania, to jesteśmy jak urządzenia mobilne, nasze mózgi to procesory, tyle że nie oparte na krzemie, ale na związkach węgla. I wszystkie nasze dane są zapisywane w chmurze. Bóg ma dostęp do chmury. Dane w chmurze są przechowywane i nasze czyny oceniane.
Widzi nas!
Z chmury, która notuje nasze myśli i czyny, zdawał sobie sprawę czcigodny magid (wędrowny kaznodzieja żydowski) ze słynnej opowieści o złodzieju śliwek. Ów magid szedł pewnego razu do Grodna. Gdy był już dość daleko od swojego miasteczka, udało mu się zatrzymać przejeżdżający wóz. Woźnica – nie wiedząc, kim jest wędrowiec – zgodził się go podwieźć, bo też jechał do Grodna, na targ. Gdy mijali najbliższą wioskę, woźnica zatrzymał się koło sadu pełnego dojrzałych owoców. „Wołaj, gdy zobaczysz, że ktoś nas widzi” – poinstruował pasażera, po czym przeskoczył przez płot i zaczął napełniać worek śliwkami. W tym momencie magid zaczął przeraźliwie krzyczeć: „Widzi nas! Widzi nas!”. Woźnica odrzucił od siebie worek z owocami, pokonał jednym susem płot, wskoczył na wóz i zaciął batem konie. Po przejechaniu galopem kilkudziesięciu metrów zorientował się, że droga za nimi jest pusta, a na polach, w zasięgu wzroku, nie widać żadnych ludzi. „Dlaczego wrzeszczałeś jak opętany!? Przecież tu nie ma nikogo!”. W odpowiedzi magid skierował palec prosto w niebo: „Bóg widział, co robiłeś. Bóg widzi wszystko”.
Bojaźń Boża
Z faktem, że Bóg obserwuje zawsze każdego człowieka, wiąże się pojęcie „bojaźni Bożej”, obecnie traktowane jako archaiczne. W religiach monoteistycznych mowa była zawsze o dwóch emocjach wobec Boga, które ludzie powinni odczuwać: jedną z nich jest miłość, a drugą strach. Bóg nie tylko wszystko widzi, ale także ocenia. Jest sędzią. Trzeba tu jednak wyraźnie zaznaczyć, iż „banie się” Boga to nie taki lęk, jaki odczuwamy przed na przykład rozpędzonym pociągiem lub uzbrojonym napastnikiem. Bojaźń Boża to emocja łącząca w sobie szacunek wobec autorytetu ze świadomością, że wstydem byłoby niewypełnianie nakazów, które Bóg stawia przed człowiekiem i z których będzie się rozliczonym. Jest więc to poczucie lęku przed niezdaniem egzaminu z odpowiedzialności za swoje czyny.
Lęk przed Bogiem uwalnia od lęku przed złym człowiekiem
Lęk przed Bogiem, paradoksalnie, likwiduje uczucie lęku przed innym człowiekiem. Człowiekiem, który próbowałby nas zmusić do nieetycznego postępowania. I to jest najważniejsza funkcja „bania się” Boga. Ci, którzy prawdziwie boją się Boga, zyskują niezwykłą odwagę. To ludzie określani w polskiej tradycji językowej mianem „bogobojnych”. Najsłynniejszy przykład odwagi wynikającej z lęku przed Bogiem pojawia się w Biblii. W Księdze Wyjścia opisana jest sytuacja, w której faraon wezwał dwie położne i ogłosił, że gdy kobiety będą rodzić synów, położne mają ich uśmiercać. Jednak – czytamy w Biblii – „położne bały się Boga i nie postąpiły tak, jak rozkazał im król Egiptu, lecz pomagały chłopcom przeżyć”. Lęk przed Bogiem i świadomość, że mordowanie nowo narodzonych dzieci musi spowodować sprawiedliwy gniew Boga, wyzwoliły położne z lęku przed despotą. Doświadczenia wielu epok potwierdzają to zjawisko. Chociażby nieproporcjonalnie duża liczba ludzi, którzy przeciwstawiali się totalitarnym systemom i ich bezprawiu w XX wieku. Byli to ci, którzy czerpali swoją odwagę z wiary i przeświadczenia, że lęk przed złamaniem przykazań danych przez Boga, lęk przed czynieniem zła jest bardziej uzasadniony niż strach przed totalitarnym „prawem”. Bogobojni nigdy nie popełnią zła, tłumacząc się, że „tylko wykonywali rozkazy”.
Gilotyny torują drogę komorom gazowym
Obecnie coraz więcej urządzeń mobilnych, zwanych ludźmi, uważa, że chmura danych o nich nie istnieje. I nie istnieje także ten, kto miałby mieć do niej dostęp i nas oceniać – Bóg. Dotychczas każdy człowiek wierzący w istnienie Boga (a wierzyła w jego istnienie absolutna większość) nosił w sobie świadomość, że jest obserwowany. I tak to trwało przez tysiące lat. Jak każdy system miało oczywiście ograniczoną skuteczność, wielu ludzi okradało, a nawet mordowało swoich bliźnich, ale przestępczość to jednak w każdej kulturze margines. Aż przyszło Oświecenie ze swoim irracjonalnym racjonalizmem i gilotynami Rewolucji Francuskiej (które torowały drogę komorom gazowym i gułagom), twierdzące, że istnieje wyłącznie świat widzialny, który jest poznawalny. I Bóg zaczął się coraz bardziej kurczyć, a dziś w wielu rzeczywistościach nie ma go już wcale. W XX wieku zanik świadomości, że Bóg obserwuje ludzkie czyny, musiał stać za łatwością, z jaką ludzie dokonywali największych zbrodni w historii, mordując miliony niewinnych w systemie komunistycznym i nazistowskim.
Wszechobecny monitoring
Oczywiście natura nie znosi próżni, technika wychodzi nowym czasom naprzeciw i wszechobecny Bóg zostaje zastąpiony coraz powszechniejszym, coraz bardziej wszechobecnym monitoringiem. Już nie Bóg patrzy z nieba na ludzi, ale obserwują ich kamery. Miasta naszpikowane są kamerami. Przed miastami widzimy napisy „miasto monitorowane”, w mieście inne napisy informują o kamerach przed sklepami, w sklepach, w urzędach, na ulicach. Te przestrogi są współczesnym odpowiednikiem mocno zakorzenionego w polskiej tradycji okrzyku „Bój się Boga!”, kierowanego do kogoś zamierzającego popełnić jakiś naganny czyn.
Czy obserwacja przy pomocy monitoringu może zastąpić obserwatora, którego religia instalowała bezpośrednio w świadomości i podświadomości człowieka?
Pozornie i tylko wtedy, gdy monitorowane będzie jego całe życie. Przecież wiemy, że w miejscu, gdzie są znaki informujące o żółtych skrzynkach z radarem mierzącym prędkość samochodów, kierowcy zwalniają tylko na ten moment, gdy mijają radar, a za chwilę znów jadą szybciej, łamiąc ograniczenia prędkości. Czyli kontrola musiałaby być ciągła i stała. Takie możliwości techniczne już istnieją. Można kontrolować prędkość samochodu, przesyłając dane prosto do centrali ruchu drogowego natychmiast karzącej mandatami. Ale naruszanie zasad kodeksu drogowego to tylko drobny element całości problemu. Gdy zasada ta zostanie zastosowana wobec innych dziedzin życia i ludzkich działań, gdy jeszcze pełniej wykorzystane zostaną – już nas śledzące – telefony i laptopy, wtedy sposób istnienia człowieka ulegnie całkowitej zmianie. Człowiek stanie się niewolnikiem. Gdy mamy pewność, że kara jest nieunikniona, zabrana zostaje nam ogromna część naszej wolnej woli. Wolny wybór jest tylko pozorem. Bóg nie stosował takiej kontroli. Przecież nawet nie dawał człowiekowi ostatecznych i niepodważalnych dowodów swojego istnienia. Człowiek nie miał pewności, że Bóg jest, tylko co najwyżej wiarę. Nie było przymusu, jedynie liczenie na ludzki rozsądek. Nawet ateizm był przez Boga tolerowany, bo gdy ateistów prześladowano, to stali za tym fanatyczni ludzie. Bóg nie wtrącał się w te sprawy.
Państwo i korporacja
Czyli zmiana kulturowa, która się obecnie dokonuje, stawia nas przed niebezpieczeństwem totalnej kontroli, jakiej będziemy musieli się całkowicie podporządkować (to już dzieje się w Chinach). Kto będzie trzymał w rękach narzędzia tej kontroli, środki przymusu i kto będzie karał niepokornych i nieposłusznych? Ci, którzy mają władzę, czyli państwo i wielka korporacja. A one na pewno nie są bogobojne. Środki techniczne już istnieją i wiele wskazuje na to, że ludzkość właśnie do tego zmierza.
W odróżnieniu od nieskończenie sprawiedliwego i miłosiernego Boga te potężne instytucje nie będą ze swej samej natury ani sprawiedliwe, ani miłosierne.
A wtedy niech Bóg nas ma w swojej opiece!