Olaf „Z cicha pęk” i jego dar: sznur
O kanclerzu Scholzu mówi się, że z ostatnich szefów rządów Niemiec jemu akurat polityka sprawia najmniej radości. Jeśli nawet tak jest, to Herr Scholz w Strasburgu cierpiał z uśmiechem na ustach. Co jak co, ale charyzmatycznym mówcą to on nie jest. Tłumów na wiecu może nie porwie, ale jednak porwał czy uwiódł (niepotrzebne skreślić) niemieckich wyborców w wyborach A.D. 2021. Gdy zaczynała się kampania, pewniakiem do urzędu kanclerskiego wydawał się być lider CDU-CSU, katolik Armin Laschet. A tymczasem pan Olaf odrobił straty, mimo że ciążyło na nim brzemię bycia urzędującym wicekanclerzem i ministrem finansów w rządzie Angeli Merkel. Zatem nie śmiejmy się z pana Scholza, bo może on i jest „z cicha pęk”, ale jest skuteczny. Między bajki włóżmy gatki-szmatki, że jego rząd nie dotrwa do końca kadencji. Jego poglądy odbierane w Polsce słusznie jako prorosyjskie odzwierciedlają, niestety, przekonania sporej części Niemców. Wszyscy rzucili się, co dość oczywiste, na Macrona za jego wywody po jego wizycie w Pekinie, a tymczasem Scholz był tam 4 miesiące wcześniej, pozałatwiał kontrakty, jakie chciał i jeszcze wpuścił Chińczyków do jednego z największych portów Europy –w Hamburgu, co rzecz jasna było znacznie większym zrobieniem „kuku” Jankesom niż to zrobił gaduła Emmanuel.
Scholz nie ma ciągu na medialną bramkę jak Macron, ale po cichu robi swoje. Gdy kłamie na temat „uwolnienia Niemiec od nazizmu”, jest groźny, a robi to bardziej spektakularnie niż Merkel. Gdy kłamie o największej w UE pomocy dla Kijowa – pomocy Niemiec – też jest groźny, a kłamstwo to przypomina kuglowanie statystykami przez Berlin w okresie COVID-19. A najgroźniejszy jest, gdy domaga się odejścia UE od weta. To tak jakby wysyłał Polakom szur, na którym mielibyśmy się powiesić…
*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej” (17.05.2023)