Waldemar Krysiak: J. K. Rowling popiera gwałt i zoofilię? Pochwala zniewolenie skrzatów? Odpowiedź na tekst Herzyk
Rowling może i wspierała całe życie lewicę, może i jest feministką, ale dla Postępu jest już dawno skreślona. Rowling zgrzeszyła bowiem przeciwko Postępowi i sprzeciwiła się transwestytom: nie uznaje ich za kobiety! Jest na tyle staromodna, że uważa, iż tylko kobiety mają okres, a mężczyźni nie zachodzą w ciążę. Co więcej! Rowling jest na tyle bezczelna, że nie kryje się ze swoimi poglądami. Aktywiści gender postanowili zrobić jej więc małą Cancel Culture – w imię tolerancji, oczywiście!
Kogoś tak ważnego, jak Rowling trudno jest skasować za jednym zamachem. Zwolennicy denializmu płciowego próbują więc Rowling ugryźć po trochu i każdy w swoim kraju. Tydzień temu również w Polsce ukazał się tekst atakujący pisarkę i jej renomę. Opublikowany w skrajnie lewicowym Noizz artykuł lewicowej działaczki, Aleksandry Herzyk, zarzuca Rowling „pochwałę zniewolenia skrzatów, antysemickie skojarzenia z goblinami, brak osób LGBT”. To oczywista próba obrzydzenia pisarki jako tej, która popełniła rzekomo myślozbrodnie!
Na ile jednak te zarzuty mają jakąkolwiek wagę? Na ile Herzyk powtarza znudzone argumenty ludzi, którzy nawet książek Rowling nie czytali, a tylko starają się zaszkodzić autorce? I jakie jeszcze inne myślozbrodnie możemy znaleźć w książkach o Harrym Potterze?
Niewolnictwo
„Stworzenie rasy, która w naturalny sposób jest predestynowana do służby czarodziejom to kontrowersyjny wybór, który wymagałby bardzo sprawnego uzasadnienia. Moim zdaniem seria o Harrym Potterze nam tego nie zaoferowała.”
- pisze Herzyk, ukrywając swoje osobiste uprzedzenie jako jakiś obiektywny wymóg. Wymagałoby? Kto by wymagał? Lewicowa aktywistka? Czy literatura? Tymczasem cała pretensja Herzyk opiera się o dwa błędy.
Pierwszym błędnym założeniem jest analogia między ludzkim, a skrzacim niewolnictwem. Analogia ta przychodzi na myśl łatwo, gdy używa się określenia „rasa”. Ostatecznie, historia ludzkości pełna jest grup etnicznych, które uważały siebie za rasę panów, a innych – za rasy poddańcze. W ramach gatunku ludzkiego jest to też założenie okrutne: ludzie mimo różnic etnicznych są jednym gatunkiem, wszyscy są zdolni do podobnego czucia i cierpienia, i posiadają wolną wolę. Niewolnictwo jest więc praktyką okrutną, gdy człowiek zniewala człowieka.
Tego zrozumienia nie da się jednak przenieść do fikcyjnego świata, gdzie istnieją różne, różnie świadome GATUNKI. Skrzaty bowiem nie są tym samym gatunkiem, co czarodzieje w świecie Harry'ego Pottera – nie są ludźmi. W naszym realnym wymiarze nie ma dla nich żadnego porównania 1:1, ich „niewolnictwo” jest więc innym, niż to z naszej historii.
Skrzaty w świecie Harry'ego Pottera posiadają prawie ludzki intelekt, inaczej jednak łączą wiele wątków przyczynowo-skutkowych, mają tylko częściowo wolną wolę i sypiają w legowiskach jak zwierzęta. Są czymś-kimś więcej, niż małpy człekokształtne w naszym świecie, ale nie są też tym samym, co nasz brat czy siostra. Nie można więc powiedzieć, że ich zniewolenie jest analogią niewolnictwa murzynów w USA (do którego pewnie uderza lewicowo myśląca Herzyk), czy porwanej przez Turków w jasyr Polki (warto pamiętać, że nasi przodkowie też bywali niewolnikami). Zniewolenie skrzatów ma też zupełnie inny wymiar, niż łańcuch na szyi człowieka: większość skrzatów może się poruszać, gdzie chce, może jeść, co chce, i spotykać się z kim chce. Ich przymusowa praca polega jedynie na wykonywaniu czasem rozkazów czarodziejów z konkretnej rodziny. To trud i cierpienie o wiele mniejsze, niż to, co musiał znosić przeciętny Afro-Amerykanin na plantacji, czy Słowianka zamknięta w muzułmańskim haremie. Czy jednak ucisk skrzatów przedstawiany jest przez Rowling jako coś pozytywnego? Nie! Herzyk tego, niestety, nie rozumie, i o to zasadza się jej drugi błąd w tej kwestii.
Rowling lituje się nad skrzatami, mimo że nie są ludźmi. Pisarka nabija się jednak z aktywistów (w książce jest to dokładnie jedna osoba: nastoletnia Hermiona), którzy skrzatom starają się "pomóc". Rowling nie pokazuje niewolnictwa jako czegoś pozytywnego – ona „ciśnie bekę” z ludzi, którzy uważają się za obrońców uciśnionych. Ciekawe, czemu Herzyk, lewicowa aktywistka, nie chce tego dostrzec?
Skrzaty są postaciami pozytywnymi w Harrym Potterze. Zgredek, skrzat najdokładniej przedstawiony przez Rowling, stara się obronić (naiwnie, bo naiwnie) Harry'ego, głównego bohatera, już w drugiej z siedmiu książek. To jego działania pomagają Harry'emu zrozumieć, że główny złol historii – Voldemort – stara się magicznie odzyskać swoje ciało. Zgredek ratuje też Harry'ego i jego przyjaciół w ostatniej książce przed pewną śmiercią z rąk wrogów, teleportując bohaterów z zaczarowanej piwnicy – coś, czego nie umiał zrobić żaden człowiek, czarodziej. Sam Voldemort zostaje zaś pokonany przy pomocy innego skrzata – Stworka. Największe zło zostaje zniszczone przez wierność istoty pomniejszej – jak więc niby Rowling popiera zniewolenie tych istot?
Herzyk ma rację tylko w tym, że autorka negatywnie przedstawia organizację Hermiony – ironicznie nazwaną W.E.S.Z. - która próbuje przymusić skrzaty do wolności. Skrzaty jednak tego nie chcą – większość z nich jest prawdopodobnie dobrze traktowana przez swoje rodziny, to Malfoyowie są wyjątkiem – i pomoc aktywistki odrzuca. Jedyny natomiast skrzat, który wolności pragnie, zostaje uwolniony. Zgredek umiera jako wolny skrzat, pochowany z honorami przeznaczonymi dla bohatera.
Jeżeli ktoś dopatruje się u Rowling pochwały niewolnictwa, to tylko dlatego, bo chce się jej w książkach o Harrym Potterze dopatrywać.
Antysemityzm
„Kolejny wątek to sportretowanie rasy goblinów. Te w fantastyce bardzo często są przedstawiane jako złośliwe i chciwe, a Rowling dodatkowo opisuje je jako nielubianą grupę bankierów z krzywymi nosami. Filmowa adaptacja tylko dopełniła obrazu, który u wielu budził niepokojące skojarzenia z antysemickimi karykaturami.”
- pisze Herzyk w kolejnym ze swoich płytkich zarzutów.
I to jest argument, który przekonuje mnie, że Herzyk nie czytała książek, które komentuje, a tylko powiela bzdury, które wydumali inni aktywiści gender. Ponieważ – gdyby Herzyk książki czytała – to wiedziałaby, że...
… że gobliny nie są żadną grupą bankierów, tylko kolejnym magicznym gatunkiem z pełną historią, kulturą i różnymi zawodami. Bankierami jest jedynie część goblinów, która żyje w Londynie i prowadzi tam bank dla czarodziejów. Poza nimi gobliny żyły we własnych społecznościach lub wśród magów (np. w wiosce Hogsmeade), miały różne zawody i własną przeszłość, która czasami krzyżowała się z tą ludzką. W książkach Rowling często wspomina o rebeliach goblinów, które w przeciwieństwie do skrzatów posiadały pełnię wolnej woli i często buntowały się przeciwko ludziom.
Związek z Gringottem – magicznym bankiem – bierze się natomiast w świecie Harry'ego Pottera prawdopodobnie z tego, że gobliny obdarzone są przez Rowling szczególną magią metali. W Harrym Potterze waluta nadal funkcjonuje na podstawie stopów złota, srebra i brązu, nic więc dziwnego, że gobliny w Londynie zajmują się jej przechowywaniem. Dodatkowo gobliny są w stanie wytwarzać magiczną biżuterię i broń (np. miecz Godryka Gryffindora), która nie ulega zniszczeniu z czasem. Jasne jest więc, że związek nie jest tutaj z pieniędzmi, a z metalami. Coś, co Herzyk by wiedziała, gdyby przeczytała książki.
Rowling przedstawia gobliny – to prawda – głównie w negatywnym świetle. Wynika to jednak nie z tego, że mają przypominać Żydów, a dlatego, że – jako inny od ludzkiego gatunek – mają inne pojęcia filozoficzne, które prowadzą do konfliktów interesów z czarodziejami. Magowie uważają,na przykład, że właścicielem przedmiotu jest ten, kto za niego zapłacił. Kupiłeś miecz? Miecz jest twój. Gobliny natomiast są zdania, że wiecznym właścicielem produktu jest jego producent. Wykonałeś miecz? Miecz jest twój na zawsze, ty jednak możesz go jakiemuś czarodziejowi na czas jego życia wypożyczyć. Po jego śmierci powinien on jednak wrócić do ciebie lub twojego rodu. To po części z tego powodu – tarć na tle ideowym – wynikają rebelie goblinów. Inne pewnie wywołuje magiczne prawo: czarodzieje zabraniają goblinom korzystać ze swoich wynalazków (np. różdżek), co się goblinom nie podoba. Jeżeli więc napięcia rasowe-gatunkowe w Harrym Potterze istnieją, to wynikają nie z samej etniczności, ale z różnic ideologicznych.
Sam zaś zarzut o antysemityzm Rowling bierze się z nadinterpretacji kilku scen w filmie, które przedstawiać mają bank Gringotta. Kręcone były one w budynku Australia House w Londynie, który bankiem nie jest i nigdy nie był. Na jego podłodze jest jednak gwiazdka, która przypomina Gwiazdę Dawida – a obok gwiazdki jest kilkanaście innych, równie banalnych symboli geometrycznych. Jak ktoś chce się tutaj dopatrzeć antysemityzmu, to musi uważać na tysiące dworców, poczekalni i szpitali, gdzie podłoga ma podobne elementy dekoracyjne. Tak czy siak, nie ma to związku z Rowling i jej rzekomym antysemityzmem.
Warto jednak zastanowić się, co dzieje się w głowach osób, które patrzą na goblina z dużym nosem i myślą, że to Żyd. Czy możliwe, że antysemityzm jest przede wszystkim w ich własnych głowach? Hej, Herzyk, czy tobie wszystkie duże nosy kojarzą się z Ludem Wybranym? To może być jakaś obsesja, ja nie wiem.
Rasizm
„Zarzuty o rasizm nie kończą się wraz z wątkiem goblinów (…). Hogwart jest bowiem miejscem, w którym reprezentacja osób niebiałych jest dosyć skąpa. Jeżeli takie postaci już się pojawią, to sposób ich przedstawienia pozostawia wiele do życzenia. Jednym z najczęściej przytaczanych i najbardziej karykaturalnych przykładów jest Cho Chang, szukająca z drużyny Krukonów i szkolna miłość Harry'ego.”
- pisze Herzyk w swoim artykule, sugerując, że Rowling nie tylko przedstawia za mało postaci nie-białych w swoich książkach, ale gdy to robi, to wypada to dyskryminująco.
Pierwszą odpowiedzią na takie bzdury - „U ciebie w książce masz za mało Azjatów?!" - jest oczywiście odpowiedź: no i co z tego? Harry Potter jest serią książek osadzonych w Wielkiej Brytanii, gdzie ok. 82% populacji jest biała. Kiedy Rowling pisała swoje książki, białych było jeszcze więcej, pewnie około 90%. To oznacza, że na sto postaci – jeżeli zależy nam na parytetowej reprezentacji – tylko dziesięć powinno być różnorodnych etnicznie.
No, i u Rowling się to mniej więcej zgadza. Dean Thomas, Blaise Zabini, Angelina Johnson, Lee Jordan, Cho Chang, Parvati Patil i jej siostra, Padma Patil – to wszystko znane z książek Rowling nie-białe postaci. Co więcej: z tych siedmiu osób tylko Blaise Zabini jest postacią raczej negatywną, a wszystkie inne świecą głównie przykładem. Jeżeli już, to mamy tutaj nadreprezentację pozytywnych postaci „people of colour”. Realistyczniej by było, gdyby połowa z nich była negatywna, ludzie zdolni są bowiem i do zła, i do dobra, niezależnie od koloru skóry.
Herzyk ma jednak szczególny problem z postacią Cho Chang – pierwszej dziewczyny Harrego. Cho bowiem jest dla Herzyk zbyt... niespecyficzna w swojej azjatyckości? "Cho Chang" brzmiało prawdopodobnie wystarczająco azjatycko, jednak u wielu Azjatów powodowało uniesienie brwi, gdyż trudno było przypisać je do konkretnego pochodzenia.” - narzeka Herzyk w swojej absurdalnej tyradzie.
Tylko co z tego? Pochodzenie – rodzice – dziewczyny nie są opisani w książkach. Cho może jest z pochodzenia z Chin, może z Korei, może z Mongolii. A może jest mieszanego narodowo pochodzenia? Od kiedy to jest jakiś wymóg, żeby po nazwisku i imieniu fikcyjnej postaci dało się rozpoznać, z jakiego kraju dokładnie pochodzi? Czasem nie jest możliwe nawet w przypadku realnych osób. Dostojewski, na przykład, jest jednym z najważniejszych pisarzy rosyjskiej literatury, jego nazwisko jednak może być pochodzenia i ukraińskiego, i polskiego. Sam Dostojewski – hardkorowy ruski nacjonalista – był tego boleśnie świadom i wielokrotnie w życiu podkreślał, że Polakiem nie jest, choć jego nazwisko na to wskazuje.
Jakie więc pretensje może mieć Herzyk do tego, że Cho ma ogólnoazjatyckie nazwisko? Myślałem, że inkluzywność, którą tak Herzyk kocha, polega na włączaniu jak największej liczby osób do akcji?
LGBT
„W Harrym Potterze nie ma też otwarcie queerowych postaci, chociaż sama autorka w 2007 r. (10 lat po premierze "Kamienia Filozoficznego") zaskoczyła informacją, że Albus Dumbledore jest postacią nieheteronormatywną.”
- taką wisienkę na torcie dodaje Herzyk w swoim śmiesznym tekście, podkreślając tylko, że pewnie nie czytała materiału, albo nie rozumie literatury.
Nie jest to bowiem żadnym miernikiem jakości dzieła, czy są w nim geje i transwestyci, czy nie ma ich wcale. Są dzieła sztuki (Formula 17; film, polecam), w których wszyscy są homoseksualistami, a są takie (większość światowej literatury), gdzie żadnych „osób nieheteronormatywnych” nie ma, a książki i tak są świetne.
Na temat tego, czy dyrektor magicznej szkoły – Albus Dumbledore – jest gejem, czy nie, nie ma sensu się zbytnio spierać. Są fragmenty w książkach (szczególnie ostatniej), które mogą sugerować, że nim był, np. opis lata, które Dumbledore spędził razem z Gereltem Grindelwaldem, gdy obaj byli młodzi. Niektórzy dopatrzą się w tych opisach młodzieńczej miłości, inni chłopięcej przyjaźni.
Herzyk nie rozumie natomiast literatury, bo nie widzi, że seksualność i intymne relacje nie są głównym tematem książek o Harrym Potterze. Związki i relacje oczywiście są opisywane – Harry ma swoją ogólnoazjatycką dziewczynę, a rodzice jego przyjaciela, Rona, tworzą rodzinę – seksualność nie jest natomiast tematyzowana przez Rowling. Szczególnie seksualność nauczycieli Hogwartu, magicznej szkoły, do której chodzi Harry. O prywacie pani Sprout, profesora Flitwicka czy McGonagall z książek nie dowiadujemy się nic. Mocnym wyjątkiem jest jedynie historia Snape'a, który zakochany był w matce Harry'ego – można więc zakładać, że był hetero. Jego wątek jest jednak jednym z kilku głównych. „Osoby LGBT” stanowią natomiast procent-dwa społeczeństwa i nie ma żadnego musu, by pojawiały się w centrum każdej książki.
Rowling a zoofilia
Aktywiści gender – w tym Herzyk – albo nie znają twórczości Rowling, albo świadomie pomijają w swojej krytyce pewne wątki, których im krytykować nie wypada. Gdyby było inaczej, to by na przykład wiedzieli, że teoretycznie można zaatakować – jeżeli jest się ideologicznie opętanym – inne aspekty książek brytyjskiej pisarki.
W Harrym Potterze pojawia się – przynajmniej w dwóch ważnych wątkach – zoofilia. Pierwszy wątek to historia brata Dumbledora, Aberfortha, który szczególnie miał umiłować kozy. Rowling, zapytana o to w 2007 roku - co dokładnie Aberforth zrobił z kozą – najpierw upewniła się, ile lat miała pytająca osoba, czyli dziecko.
W Czarze Ognia Dumbledore powiedział, że jego brat został oskarżony o praktykowanie niewłaściwych zaklęć [JKR chowa głowę ze śmiechu] na kozy; jakie były nieodpowiednie zaklęcia, które ćwiczył na tej kozie?
JKR: Ile masz lat?
Osiem*.
Rowling następnie udzieliła wymijającej odpowiedzi, mówiąc coś o czystości kozy. Jest to oczywiście żart wielopoziomowy, i żadna promocja zoofilii, można się jednak domyślać, co Aberforth z kozami robił.
Potwierdzonym przypadkiem czegoś, co w naszym, niemagicznym świecie z pewnością byłoby uznane za zoofilię, jest związek ojca Hagrida – opiekuna Harry'ego – z olbrzymką Frydwulfą.
Olbrzymy w świecie Harry'ego Pottera są bowiem bliższe zwierzętom, niż ludziom. Agresywne, mordercze, niezdolne do prawdziwego języka – u nas byłyby najbliższe małpom człekokształtnym. Ojciec Hagrida jednak zakochuje się w Frydwulfie i płodzi z nią syna. Frydwulfa, będąc wyrodną matką, szybko rodzinę opuszcza, Hagrid jednak na zawsze pozostaje dowodem zbliżenia międzygatunkowego. Dlaczego więc aktywiści gender – a z nimi Herzyk – nie czepiają się tego aspektu twórczości Rowling? Czy chodzi o to, że lewicy jednak nie wolno krytykować zoofilii? Żeby nie było! Ktoś też może się przecież jako koza identyfikować! A może chodzi o to, że to matka, kobieta (kobieta to lewicowa świętość) zostawia Hagrida, a nie ojciec? Może to też strach przed krytykowaniem kobiet nie pozwala Herzyk i innym lewakom na dotknięcie tematu matki Voldemorta.
Merope Gaunt poznała bowiem Toma Riddla, ojca Voldemorta, dzięki magii. Bogaty Riddle gardził nią, zahukaną biedaczką, ta więc sporządziła magiczny napój miłosny, który pozbawił go woli. Dopiero zmuszony do miłości magią, Riddle zbliżył się – również seksualnie – do czarownicy. Spełnia to wszystkie znamiona gwałtu podług racjonalnej definicji (doprowadzanie do stosunku podstępem), jak i definicji feministycznych, gdzie gwałt jest każdą intymnością, przed którą nie było entuzjastycznej, werbalnej zgody. Ojciec Voldemorta został więc zgwałcony, a Rowling o tym pisze. Herzyk powinna to chyba skrytykować, aktywiści gender powinni się oburzać!
Herzyk jednak, tak uważam, zwyczajnie nie zna książek, o których napisała artykuł. Denialiści płciowi natomiast wiedzą, o co wolno, a o co nie wolno im się w lewicowym wariatkowie obruszyć.
Opętanie zamiast sztuki
Oburzenie o książki Rowling jest oburzeniem o jej opór wobec ideologii gender – nie ma co udawać inaczej. Autorka nie uznaje mężczyzn za kobiety, to dzisiaj budzi lewicowe oburzenie, lewicowi aktywiści więc próbują ją zniszczyć. Tak działa Cancel Culture, kultura kasowania kogoś ze świadomości społecznej po tym, jak się go oczerniło. Cancel Culture – jak każdy fanatyzm – nie pozwala jednak przede wszystkim jego agentom na normalne życie.
Chęć oceniania wszystkiego podług wąskich standardów szalonej ideologii odbiera bowiem radość ze sztuki. Aktywiści trans – a z nimi Herzyk – doszukują się absurdalnych myślozbrodni, nie są jednak w stanie dostrzec wyjątkowego talentu i wiedzy Rowling. Wiele prawdziwych, ukrytych skarbów w jej książkach umyka im, bo wolą się sztucznie oburzać.
Wiecie, na przykład, drodzy Czytelnicy, jaka jest głębsza symbolika kamienia filozoficznego? Oczywiście, pierwsza książka z serii o Harrym Potterze nazywa się „Harry Potter i Kamień Filozoficzny” i Harry faktycznie znajduje w niej magiczny kamień, który ratuje przed Voldemortem. Kamień filozoficzny pojawia się jednak w książkach jeszcze pod inną postacią: jest nim sam Harry i jego przygoda. Dlaczego?
W średniowiecznych skryptach alchemicznych kamień filozoficzny – legendarna substancja zamieniająca zwykły metal w złoto i dająca wieczne życie – powstaje często z połączenia trzech innych kamieni: czerwonego, czarnego, i białego. Widać to np. na słynnym Ripley Scroll, manuskrypcie przechowywanym w Londynie. Tam trzy kamienie o trzech kolorach łączą się w jeden, tworząc pradawny kryształ. W Harrym Potterze symbolami tego są trzej mężczyźni: Rubeus Hagrid, Syriusz Black i Albus Dumbledore. Rubeus oznacza czerwony, black to czarny, a albus to po łacinie biały. Trzej mężczyźni, nauczyciele i opiekunowie, łączą swoje siły w jedno, by z osieroconego chłopca uczynić bohatera. Harry zamienia się ze zwykłego nastolatka w szlachetnego człowieka, tak jak kamień filozoficzny zamienia zwykły metal w złoto.
A propos sierot! Wiecie, moi Drodzy, czemu sowa, którą na początku swojej magicznej podróży dostaje Harry, nazywa się Hedwiga? Bo św. Hedwiga to patronka sierot, a rodzice Harry'ego nie żyją. Sowa Hedwiga – spełniając ostatecznie rolę patronki – oddaje swoje życie za Harry'ego w dniu, w którym staje się on dorosły – z dziecka, sieroty, staje się mężczyzną.
Książki o Harrym Potterze pełne są takiego ukrytego symbolizmu, który sięga do najgłębszych tradycji europejskich. Jeżeli jednak ktoś widzi tylko politykę – i chce dogodzić fanaberiom transwestytów – to pozostaje ślepy na tę głębię. I tego Herzyk, i jej towarzystwu, współczuję.