Wspólna lista opozycji jest szkodliwa dla samej opozycji?

Brazylijska telenowela o wspólnej liście opozycji o tyle jest szkodliwa dla samej opozycji, że zmusza jej liderów do pozorów fałszywej jedności i składania obietnic nie do spełnienia.
 Wspólna lista opozycji jest szkodliwa dla samej opozycji?
/ fot. flickr.com/Piotr Drabik

Jedna lista, dwie listy, jeden blok, dwa bloki, a może nawet trzy? Debata o wspólnym starcie opozycji zaczyna przypominać taniec wokół wyobrażonego idola, wyidealizowanego bóstwa mającego spełnić marzenia o władzy. Idol z języka greckiego to widmo, obraz bożka. I takim widmem coraz bardziej staje się wspólna lista. Im bliżej wyborów, tym widmo porażki tego przedsięwzięcia jest coraz bliższe. Donald Tusk zaczyna już nawet straszyć, że jeśli reszta antypisu się nie zdecyduje, to będzie musiał pokonywać Jarosława Kaczyńskiego samą Platformą.

Wspólne prztyczki

Partie opozycyjne stały się tak naprawdę zakładnikami idei wspólnej listy. Z jednej strony doskonale zdają sobie sprawę, że jedyny plus, jaki im może dać wspólny start, to ewentualne odsunięcie PiS-u od władzy. Równocześnie doskonale wiedzą, że rząd złożony z tak wielu ugrupowań dość szybko stanie się rządem mniejszościowym, który zamiast rządzić, większość czasu i energii będzie musiał poświęcać na żonglowanie stanowiskami w spółkach skarbu państwa, by nikt nie czuł się skrzywdzony, a i tak wszyscy będą czuli się pokrzywdzeni. W sprawach ustaw obyczajowych, które będą radykalne – jak zapowiadają Donald Tusk i Lewica – będzie jeszcze trudniej, bo PSL i Polska 2050 Szymona Hołowni do pewnych propozycji ręki nie przyłożą.

Ot, choćby niedawny przykład Szymona Hołowni, który zapytany o związki osób tej samej płci na antenie Radia ZET odparł: „Na pewno należy jak najszybciej wprowadzić związki partnerskie. Sam będę za tym głosował. Ale jeśli dziś najpierw by położono kwestię małżeństw jednopłciowych, to w moim ruchu obowiązywałaby zasada: każdy głosuje zgodnie z sumieniem. Ja mam wątpliwości, czy to jest rozwiązanie dobre na tym etapie, więc pewnie głosowałbym przeciw”.

Na reakcję ewentualnych koalicjantów nie musiał długo czekać. „Zmieńcie nazwę z Polska 2050 na Polska 2005” – napisała na Twitterze posłanka Lewicy Anna Maria Żukowska. Słowa lidera Polski 2050 wywołały zresztą burzę w internecie. Hołownia okazał się zbyt mało progresywny. Tyle tylko, że chce na niego głosować część elektoratu antysystemowego, który swój sprzeciw wyraża po części przeciw mainstreamowej lewicy.

W krótkim parlamentaryzmie III RP nie mamy doświadczenia współpracy ponad podziałami. Nawet gdy rządziły partie z tej samej rodziny ideowej, to współdziałanie między koalicjantami wyglądała źle. ASW z UW są tego najlepszym przykładem. Cóż dopiero powiedzieć o partiach przynależących tożsamościowo do różnych i często przeciwstawnych tradycji. Koalicja „jamajska”, która istniała w Niemczech, kiedy to dogadały się CDU, CSU i SPD i rządziły ponad osiem lat, w naszych realiach nie ma szans na realizację.

Wspólne listy lub lista miały być najpóźniej do świąt Bożego Narodzenia. Mamy nowy rok, a nie ma nawet pewności co do liczby list czy bloków. Tusk chce zagarnąć wszystko, czyli stanąć na czele jednej listy. Lider ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz mówił w TVN24, że jego zdaniem najlepszym sposobem na wygranie wyborów parlamentarnych przez opozycję jest wariant, w którym startuje ona w dwóch blokach. „Najlepszym według nas sposobem na wygranie wyborów są dwie listy, to pokazał przykład Czech. Przykład Węgier pokazał, że jedna lista, nawet bardzo szeroka, nie daje sukcesu. Sami to testowaliśmy w Polsce. Nie możemy stracić wyborców, którzy mają umiarkowane poglądy, czy nawet centroprawicowe. Z drugiej strony ci, którzy mają skrajnie lewicowe poglądy, mogliby nie znaleźć w takiej liście miejsca” – tłumaczył. PSL nie po to walczy w samodzielnym starcie o przekroczenie progu wyborczego w kolejnych elekcjach, by bez niczego na własne życzenie dać się wchłonąć Platformie na jednej liście.

Poseł PSL Marek Sawicki zdobył się na większą szczerość: „Uważam, że to dobra koncepcja [dwóch list – przyp. red.] i pod taką się podpisuję. Natomiast koncepcja jednej listy całej opozycji jest koncepcją, której chce – i na pewno będzie do tego dążył – PiS, bo dla nich będzie wygodna kampania prowadzona tylko i wyłącznie pod znakiem szefa PO Donalda Tuska i wojny z Tuskiem” – mówił w rozmowie z PAP. To znaczy, że PSL boi się losu zjedzonej przystawki.

Kopanie po kostkach

Partie opozycyjne stały się zakładnikami idei wspólnej listy jeszcze z tego względu, że jak na razie zawarły między sobą pakt o nieagresji. Oczywiście nie są w stanie darować sobie wzajemnych złośliwości, jednak pewnych granic nie przekraczają, karmiąc się nadzieją na wspólne pokonanie PiS-u. W momencie gdy marzenia o wspólnych listach się nie ziszczą, gentlemen’s agreement przestanie obowiązywać, a zacznie się pranie brudów.

Rozpocznie się bezwzględna walka o ten sam lub podobny elektorat. Wtedy jedni będą mówili na drugich, że to chińska podróbka prawdziwej opozycji, i przestanie być miło. Wśród wyborców opozycji najpierw pojawi się zgorszenie, potem niebezpieczny w polityce i bardzo nieprzyjemny dysonans poznawczy, gdy okaże się, że to nie tylko PiS jest tą złą figurą polskiej polityki, ale i politycy samej opozycji PiS krytykujący, wtedy w głowach wielu wyborców opozycji zacznie rodzić się pytanie: „Jak to, jeszcze niedawno mieliśmy na nich wszystkich razem zagłosować, a tutaj się okazuje, że nie tylko PiS warty jest pogardy, ale i ludzie opozycji?”. Tutaj źródło informacji ma decydujące znaczenie, ponieważ wiadomość, że jakiś polityk opozycji jest łajdakiem, z ust innego polityka opozycji nie może już być zlekceważona czy wyparta ze świadomości.

Niekończąca się telenowela z układaniem wspólnych list ma jeszcze ten skutek, że zamraża każdej partii chcącej wejść w to przedsięwzięcie własne projekty wyborcze i programowe. Wszystko jest niejako w zawieszeniu, ponieważ każdy zapis programowy jednaj partii musi mieć taką formę, by nie uraził wrażliwości ideowej drugiej partii, każdy zapis mogący budzić kontrowersje musi być konsultowany i łagodzony lub odkładany na półkę. To swoją drogą też budzi niesmak, ponieważ część odważnych ofert programowych obiecanych publicznie wyborcom i dających potencjalny zysk wyborczy nie ujrzy światła dziennego lub zostanie zmieniona nie do poznania. Tutaj sprawy nie dotyczą już tylko kwestii obyczajowych, takich jak aborcja, ale np. podatków czy stosunku do polityki zakupowej zbrojeń.

Tymczasem presja społeczna na wspólną listę rośnie. Paradoksalnie stworzyli ją sami liderzy partyjni. W ostatnim sondażu przeprowadzonym na ten temat przez United Surveys dla DGP i RMF FM wynika, że aż 53 proc. ogółu respondentów jest za jedną listą, przeciw jest 31 proc. i są to głównie wyborcy PiS-u. Wśród zwolenników partii opozycyjnych pomysł ten popiera aż 62 proc. badanych, choć z drugiej strony aż 31 proc. zwolenników opozycji w przypadku utworzenia jednej listy może nie pójść na wybory.

Jak zjeść ciastko i mieć ciastko? Brak wspólnej listy to blamaż, stracony czas i energia oraz brak wiarygodności wśród własnych wyborców, bo jak można mówić o wspólnym rządzeniu w sytuacji, gdy nawet nie udało się ułożyć wspólnych list do wyborów. Z drugiej strony wspólna lista to ryzyko obrażenia się jednej trzeciej elektoratu.

PiS i tym razem ma szczęście z opozycją zgodnie z zasadą dziel i rządź, tylko nie musiał nawet dzielić, liderzy antypisu sami się dzielą. To już chyba trzecie wybory, gdzie PiS zyskuje, ba, może nawet zwyciężyć dzięki słabości opozycji.

Tekst pochodzi z 2 (1772) numeru „Tygodnika Solidarność”.


 

POLECANE
Prezydent rozmawiał z Trumpem: Zapewniłem, że zwycięstwo Nawrockiego... z ostatniej chwili
Prezydent rozmawiał z Trumpem: "Zapewniłem, że zwycięstwo Nawrockiego..."

Andrzej Duda rozmawiał z Donaldem Trumpem. Podkreślił, że wygrana Karola Nawrockiego zapewni kontynuację proamerykańskiego kursu Polski.

Tȟašúŋke Witkó: Karol Nawrocki musi zdążyć do Waszyngtonu przed Friedrichem Merzem tylko u nas
Tȟašúŋke Witkó: Karol Nawrocki musi zdążyć do Waszyngtonu przed Friedrichem Merzem

Na niecały tydzień przed rosyjsko-ukraińskimi rozmowami pokojowymi w Stambule, znalazł się wśród Republikanów mądry człek – senator Lindsey Olin Graham – który powiedział wprost, że bez drakońskich sankcji nałożonych na Kreml i jego handlowych sojuszników, przy stole negocjacyjnym Rosja będzie kluczyć zwodzić i markować dobre chęci, zaś w tym czasie jej wojska poczynią kolejne postępy na froncie. Skąd Graham to wie?

Skandal na Forum Polsko-Niemieckim. Ambasada RP w Berlinie wydała komunikat z ostatniej chwili
Skandal na Forum Polsko-Niemieckim. Ambasada RP w Berlinie wydała komunikat

Podczas uroczystości w polskiej ambasadzie w Berlinie doszło do niebywałego skandalu – reżyser Elwira Niewiera stwierdziła, że Karol Nawrocki "nie wygrałby wyborów bez wsparcia ze strony rosyjskiej propagandy". Ambasada RP w Berlinie odpowiada lakonicznie – wypowiedź polskiej reżyser "miała charakter prywatny".

O co chodzi z wymianą studencką Erasmus? Według prof. Mieńkowskiej-Norkiene o seks? z ostatniej chwili
O co chodzi z wymianą studencką Erasmus? Według prof. Mieńkowskiej-Norkiene o seks?

– Czemu Hołownia miałby nie wyjść: "ej chłopaki, popieracie Mentzena, on chce nas wyprowadzić w UE, a szczerze to nie Mentzen wam zapewni tę niepowtarzalną możliwość obcowania blisko z osobami z jakimi chcecie, nie zapewni wam tego w takim stopniu, Erasmus – stwierdziła socjolog z UW prof. Renata Mieńkowska-Norkiene.

Znamy skład reprezentacji Polski na mecz z Mołdawią z ostatniej chwili
Znamy skład reprezentacji Polski na mecz z Mołdawią

Selekcjoner Michał Probierz podał skład Biało-Czerwonych na mecz z Mołdawią.

Strzelanina pod Biedronką. Wiadomo, kim jest zatrzymany mężczyzna z ostatniej chwili
Strzelanina pod Biedronką. Wiadomo, kim jest zatrzymany mężczyzna

Nie milkną echa piątkowej akcji policji w Bolkowie w woj. dolnośląskim, gdzie policjanci bezskutecznie próbowali zatrzymać kierowcę bmw. Prokuratura przekazała, kim jest zatrzymany mężczyzna.

W PSL sondują koalicję z PiS i Konfederacją? Pytania do działaczy w całym kraju z ostatniej chwili
W PSL sondują koalicję z PiS i Konfederacją? "Pytania do działaczy w całym kraju"

Do działaczy PSL w całym kraju poprzez komunikatory internetowe co jakiś czas dociera sonda z zestawem pytań. Władze ludowców mają sondować, czy "doły" zaakceptowałyby koalicję z PiS i Konfederacją – twierdzi serwis opolska360.pl

Szokujące słowa w polskiej ambasadzie w Berlinie: Nawrocki nie wygrałby bez wsparcia rosyjskiej propagandy z ostatniej chwili
Szokujące słowa w polskiej ambasadzie w Berlinie: "Nawrocki nie wygrałby bez wsparcia rosyjskiej propagandy"

Podczas uroczystości w polskiej ambasadzie w Berlinie doszło do niebywałego skandalu. Nagrodzona reżyser Elwira Niewiera stwierdziła, że Karol Nawrocki "nie wygrałby wyborów bez wsparcia ze strony rosyjskiej propagandy".

Last minute w czerwcu. Te kierunki to strzał w dziesiątkę Wiadomości
Last minute w czerwcu. Te kierunki to strzał w dziesiątkę

Czerwiec to świetny moment na szybki urlop - jeszcze przed szczytem sezonu, ale już w pełni wakacyjnej atmosfery. Temperatury są przyjemne, tłumów jeszcze nie ma, a ceny mogą pozytywnie zaskoczyć.

Znany polski piłkarz kontuzjowany. Nie zagra w meczu przeciwko Mołdawii Wiadomości
Znany polski piłkarz kontuzjowany. Nie zagra w meczu przeciwko Mołdawii

Reprezentacja Polski szykuje się do towarzyskiego spotkania z Mołdawią, które odbędzie się dziś wieczorem na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Niestety, zabraknie w nim jednego z kluczowych zawodników.

REKLAMA

Wspólna lista opozycji jest szkodliwa dla samej opozycji?

Brazylijska telenowela o wspólnej liście opozycji o tyle jest szkodliwa dla samej opozycji, że zmusza jej liderów do pozorów fałszywej jedności i składania obietnic nie do spełnienia.
 Wspólna lista opozycji jest szkodliwa dla samej opozycji?
/ fot. flickr.com/Piotr Drabik

Jedna lista, dwie listy, jeden blok, dwa bloki, a może nawet trzy? Debata o wspólnym starcie opozycji zaczyna przypominać taniec wokół wyobrażonego idola, wyidealizowanego bóstwa mającego spełnić marzenia o władzy. Idol z języka greckiego to widmo, obraz bożka. I takim widmem coraz bardziej staje się wspólna lista. Im bliżej wyborów, tym widmo porażki tego przedsięwzięcia jest coraz bliższe. Donald Tusk zaczyna już nawet straszyć, że jeśli reszta antypisu się nie zdecyduje, to będzie musiał pokonywać Jarosława Kaczyńskiego samą Platformą.

Wspólne prztyczki

Partie opozycyjne stały się tak naprawdę zakładnikami idei wspólnej listy. Z jednej strony doskonale zdają sobie sprawę, że jedyny plus, jaki im może dać wspólny start, to ewentualne odsunięcie PiS-u od władzy. Równocześnie doskonale wiedzą, że rząd złożony z tak wielu ugrupowań dość szybko stanie się rządem mniejszościowym, który zamiast rządzić, większość czasu i energii będzie musiał poświęcać na żonglowanie stanowiskami w spółkach skarbu państwa, by nikt nie czuł się skrzywdzony, a i tak wszyscy będą czuli się pokrzywdzeni. W sprawach ustaw obyczajowych, które będą radykalne – jak zapowiadają Donald Tusk i Lewica – będzie jeszcze trudniej, bo PSL i Polska 2050 Szymona Hołowni do pewnych propozycji ręki nie przyłożą.

Ot, choćby niedawny przykład Szymona Hołowni, który zapytany o związki osób tej samej płci na antenie Radia ZET odparł: „Na pewno należy jak najszybciej wprowadzić związki partnerskie. Sam będę za tym głosował. Ale jeśli dziś najpierw by położono kwestię małżeństw jednopłciowych, to w moim ruchu obowiązywałaby zasada: każdy głosuje zgodnie z sumieniem. Ja mam wątpliwości, czy to jest rozwiązanie dobre na tym etapie, więc pewnie głosowałbym przeciw”.

Na reakcję ewentualnych koalicjantów nie musiał długo czekać. „Zmieńcie nazwę z Polska 2050 na Polska 2005” – napisała na Twitterze posłanka Lewicy Anna Maria Żukowska. Słowa lidera Polski 2050 wywołały zresztą burzę w internecie. Hołownia okazał się zbyt mało progresywny. Tyle tylko, że chce na niego głosować część elektoratu antysystemowego, który swój sprzeciw wyraża po części przeciw mainstreamowej lewicy.

W krótkim parlamentaryzmie III RP nie mamy doświadczenia współpracy ponad podziałami. Nawet gdy rządziły partie z tej samej rodziny ideowej, to współdziałanie między koalicjantami wyglądała źle. ASW z UW są tego najlepszym przykładem. Cóż dopiero powiedzieć o partiach przynależących tożsamościowo do różnych i często przeciwstawnych tradycji. Koalicja „jamajska”, która istniała w Niemczech, kiedy to dogadały się CDU, CSU i SPD i rządziły ponad osiem lat, w naszych realiach nie ma szans na realizację.

Wspólne listy lub lista miały być najpóźniej do świąt Bożego Narodzenia. Mamy nowy rok, a nie ma nawet pewności co do liczby list czy bloków. Tusk chce zagarnąć wszystko, czyli stanąć na czele jednej listy. Lider ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz mówił w TVN24, że jego zdaniem najlepszym sposobem na wygranie wyborów parlamentarnych przez opozycję jest wariant, w którym startuje ona w dwóch blokach. „Najlepszym według nas sposobem na wygranie wyborów są dwie listy, to pokazał przykład Czech. Przykład Węgier pokazał, że jedna lista, nawet bardzo szeroka, nie daje sukcesu. Sami to testowaliśmy w Polsce. Nie możemy stracić wyborców, którzy mają umiarkowane poglądy, czy nawet centroprawicowe. Z drugiej strony ci, którzy mają skrajnie lewicowe poglądy, mogliby nie znaleźć w takiej liście miejsca” – tłumaczył. PSL nie po to walczy w samodzielnym starcie o przekroczenie progu wyborczego w kolejnych elekcjach, by bez niczego na własne życzenie dać się wchłonąć Platformie na jednej liście.

Poseł PSL Marek Sawicki zdobył się na większą szczerość: „Uważam, że to dobra koncepcja [dwóch list – przyp. red.] i pod taką się podpisuję. Natomiast koncepcja jednej listy całej opozycji jest koncepcją, której chce – i na pewno będzie do tego dążył – PiS, bo dla nich będzie wygodna kampania prowadzona tylko i wyłącznie pod znakiem szefa PO Donalda Tuska i wojny z Tuskiem” – mówił w rozmowie z PAP. To znaczy, że PSL boi się losu zjedzonej przystawki.

Kopanie po kostkach

Partie opozycyjne stały się zakładnikami idei wspólnej listy jeszcze z tego względu, że jak na razie zawarły między sobą pakt o nieagresji. Oczywiście nie są w stanie darować sobie wzajemnych złośliwości, jednak pewnych granic nie przekraczają, karmiąc się nadzieją na wspólne pokonanie PiS-u. W momencie gdy marzenia o wspólnych listach się nie ziszczą, gentlemen’s agreement przestanie obowiązywać, a zacznie się pranie brudów.

Rozpocznie się bezwzględna walka o ten sam lub podobny elektorat. Wtedy jedni będą mówili na drugich, że to chińska podróbka prawdziwej opozycji, i przestanie być miło. Wśród wyborców opozycji najpierw pojawi się zgorszenie, potem niebezpieczny w polityce i bardzo nieprzyjemny dysonans poznawczy, gdy okaże się, że to nie tylko PiS jest tą złą figurą polskiej polityki, ale i politycy samej opozycji PiS krytykujący, wtedy w głowach wielu wyborców opozycji zacznie rodzić się pytanie: „Jak to, jeszcze niedawno mieliśmy na nich wszystkich razem zagłosować, a tutaj się okazuje, że nie tylko PiS warty jest pogardy, ale i ludzie opozycji?”. Tutaj źródło informacji ma decydujące znaczenie, ponieważ wiadomość, że jakiś polityk opozycji jest łajdakiem, z ust innego polityka opozycji nie może już być zlekceważona czy wyparta ze świadomości.

Niekończąca się telenowela z układaniem wspólnych list ma jeszcze ten skutek, że zamraża każdej partii chcącej wejść w to przedsięwzięcie własne projekty wyborcze i programowe. Wszystko jest niejako w zawieszeniu, ponieważ każdy zapis programowy jednaj partii musi mieć taką formę, by nie uraził wrażliwości ideowej drugiej partii, każdy zapis mogący budzić kontrowersje musi być konsultowany i łagodzony lub odkładany na półkę. To swoją drogą też budzi niesmak, ponieważ część odważnych ofert programowych obiecanych publicznie wyborcom i dających potencjalny zysk wyborczy nie ujrzy światła dziennego lub zostanie zmieniona nie do poznania. Tutaj sprawy nie dotyczą już tylko kwestii obyczajowych, takich jak aborcja, ale np. podatków czy stosunku do polityki zakupowej zbrojeń.

Tymczasem presja społeczna na wspólną listę rośnie. Paradoksalnie stworzyli ją sami liderzy partyjni. W ostatnim sondażu przeprowadzonym na ten temat przez United Surveys dla DGP i RMF FM wynika, że aż 53 proc. ogółu respondentów jest za jedną listą, przeciw jest 31 proc. i są to głównie wyborcy PiS-u. Wśród zwolenników partii opozycyjnych pomysł ten popiera aż 62 proc. badanych, choć z drugiej strony aż 31 proc. zwolenników opozycji w przypadku utworzenia jednej listy może nie pójść na wybory.

Jak zjeść ciastko i mieć ciastko? Brak wspólnej listy to blamaż, stracony czas i energia oraz brak wiarygodności wśród własnych wyborców, bo jak można mówić o wspólnym rządzeniu w sytuacji, gdy nawet nie udało się ułożyć wspólnych list do wyborów. Z drugiej strony wspólna lista to ryzyko obrażenia się jednej trzeciej elektoratu.

PiS i tym razem ma szczęście z opozycją zgodnie z zasadą dziel i rządź, tylko nie musiał nawet dzielić, liderzy antypisu sami się dzielą. To już chyba trzecie wybory, gdzie PiS zyskuje, ba, może nawet zwyciężyć dzięki słabości opozycji.

Tekst pochodzi z 2 (1772) numeru „Tygodnika Solidarność”.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe