Krzysztof Gaj: strajk to ogromny stres, ale warto walczyć
Do strajku przystąpiła praktycznie cała kilkusetosobowa załoga. Mimo, że na początku ze strony pracodawcy były próby zniechęcania, a nawet zastraszania pracowników – relacjonują związkowcy.
- Reakcja na ogłoszony strajk była niesamowita. Praktycznie cała załoga stanęła i widać było chęć walki – powiedział po zakończonym strajku Krzysztof Gaj, lider „Solidarności” w Hutchinsonie. - Nikogo do niczego nie trzeba było namawiać.
Krzysztof Gaj podkreśla, że ludzie z Żywca, to zgrana, odważna ekipa, ale dopiero strajk pokazał, że ludzie są zdeterminowani i chcą walczyć o swoje.
- Strajk to ogromny stres, ale czułem wsparcie i mogę wszystkim powiedzieć, że warto walczyć. I warto to robić jako „Solidarność”, bo mieliśmy duże wsparcie z regionu. Marek Bogusz [szef Zarządu Regionu Podbeskidzie NSZZ „Solidarność”; przyp. red.] był bez przerwy z nami.
Zdaniem strajkujących przełomowym momentem było zablokowanie zakładu i zapowiedź pikiet solidarnościowych z innych zakładów przed siedzibą Hutchinsona.
- Szybko doszło do porozumienia gdy na bramach pojawiły się łańcuchy – powiedział przewodniczący. Dobrego porozumienia. Chcieliśmy 3,7 zł do godziny, mamy 3 zł. To dobry kompromis, który oznacza średnio po 500 zł podwyżki.
Teraz wspólnie z regionem szykowane są wypłaty dla członków „Solidarności” z funduszu strajkowego. Zgodnie z prawem pracodawca nie ma obowiązku wypłaty wynagrodzenia za czas strajku, dlatego „Solidarność” na ten cel z części składki związkowej tworzy dla swoich członków własne fundusze strajkowe.
Żywiecki Hutchinson to zakład należący do międzynarodowego koncernu produkującego systemy antywibracyjne, zarządzania transferem płynów i rozwiązań w zakresie uszczelnień w przemyśle motoryzacyjnym i lotniczym. W Żywcu produkowane są elementy gumowe m.in. do systemów chłodzenia, gumowych uszczelek, itp. Na całym świecie Hutchinson zatrudnia 38 tys. pracowników w 25 krajach.
ml