Theresa May gra vabank. Przedterminowe wybory będą się jej opłacać?

Konstytucyjny termin, w którym na Wyspach musiałyby się one odbyć, to dopiero rok 2020. Jeszcze trzy tygodnie temu sama pani premier zapewniała publicznie, że o przedterminowych wyborach nie myśli. Dlaczego zmieniła zdanie? Jakie były tego przesłanki i powody? Jak zwykle w polityce – sondaże i prognozy. A te wskazują, że taki manewr może się obecnie rządzącym torysom, a przede wszystkim samej pani premier, bardzo opłacać.
Partia konserwatywna ma zaledwie 18 głosów przewagi w Izbie Gmin nad partiami opozycyjnymi, przede wszystkim laburzystami. Partia Pracy jest wyraźnie niespójna – nowy, charyzmatyczny lider Jeremy Corbyn wprawdzie przyciąga coraz więcej nowych członków, lecz jest wyraźnie skonfliktowany z partyjną „górą”, co najdobitniej pokazała kampania przed referendum o Brexicie. Partia Pracy występowała przeciw opuszczeniu przez Zjednoczone Królestwo Unii, ale sam Corbyn wypowiadał się na ten temat mało i niechętnie. Na przyspieszonych wyborach laburzyści mogą i wygrać, i stracić – ostatnie sondaże nie były dla nich łaskawe, w przeciwieństwie do drugiej siły opozycyjnej, jaką stanowią liberalni demokraci. Partia ta w wyborach 2015 roku poniosła druzgocącą klęskę, lecz dziś wydaje się podnosić z kolan i oscyluje około dziesięcioprocentowych notowań. Niemożliwe do oceny są szanse szkockich nacjonalistów. Północna część Brytanii jest wyraźnie przeciwna Brexitowi i w okręgach podlegających Edynburgowi nacjonaliści mogą odnieść spory sukces, co byłoby dla pani premier sporym utrudnieniem.
Theresa May gra jednak również na wzmocnienie pozycji w swoim ugrupowaniu.
– podkreśla dr Przemysław Biskup.– Decyzja o rozpisaniu wyborów nakierowana jest także na pacyfikację buntowniczych nastrojów w ramach Partii Konserwatywnej i potencjalne umocnienie przywództwa Theresy May zarówno jako premiera, jak i szefa partii rządzącej
Leszek Masierak
Cały artykuł w najnowszym numerze "TS" (16/2017) dostępnym także w wersji cyfrowej tutaj