[video + stenogram] Zapis naszego czatu z Arturem Wosztylem: "Panie doktorze Lasek, mówię do pana!"

- Wiem na pewno o jaki filmik chodzi. Otóż nie, nie słyszałem żadnych wystrzałów. Od momentu zdarzenia, od momentu kiedy samolot spadł, kiedy słyszałem detonację i zapadła martwa cisza, dosłownie martwa cisza zapadła, nie było zupełnie nic słychać, to nie słyszałem żadnych strzałów - mówi por. Artur Wosztyl pilot JAKa-40, kóry lądował w smoleńsku przed TU-154 podczas videoczatu z czytelnikami Tysol.pl
 [video + stenogram] Zapis naszego czatu z Arturem Wosztylem: "Panie doktorze Lasek, mówię do pana!"
/ screen YouTube



[Poniższy zapis jest stenogramem rozmowy redagowanym jedynie w minimalnym stopniu. Pominięto kwestie merytorycznie nieistotne]

Cezary Krysztopa: Wiadomo, że byliśmy niezadowoleni ze śledztwa, które było prowadzone jeszcze niedawno. Efekty są oczywiste: groteska przy wykrywaniu trotylu, pomieszane ciała, wielokrotnie przewożone do Polski różne wersje zapisów rozmów w kokpicie... Po wyborach zdawałoby się, że śledztwo powinno ruszyć z kopyta, natomiast można powiedzieć, że mamy pewien niedosyt, nie widać jakichś przełomów w tym śledztwie. Czy Ty masz podobne odczucia? Czy to śledztwo rzeczywiście utknęło w martwym punkcie?

Por. Artur Wosztyl: Tak, jest odczuwalny niedosyt tego, co się dzieje. Tak, jak to ładnie sparafrazowałeś, te wydarzenia, które były do powiedzmy 2012 roku, czy 2011 do wakacji, gdy został ogłoszony raport Millera, wcześniej raport MAKu, on tak jakby rozwiał wszelkie wątpliwości przekazując pewną narrację, która nie jest prawdziwa i wiele faktów zostało ujawnionych ,które pokazywały, że te informacje, podawane przez nich, nie są prawdziwe. Natomiast po zmianie władzy, faktycznie, ludzie mogliby sądzić, ze to wszystko nabierze impetu, że od razu będzie wszystko wiadomo i te informacje, które są w posiadaniu podkomisji, która została powołana przez Pana ministra Macierewicza rok temu, tak jakby rzuci nowe światło. I rzuca nowe światło, nie oszukujmy się, wystarczyło obejrzeć konferencję podkomisji, kiedy to naprawdę bardzo wiele informacji istotnych zostało ujawnionych. Włącznie z tym, co mówił, Pan minister Miller do podkomisji, jak się podkomisja zachowywała, jak było z dowodami rzeczowymi, mówimy tu o skrzynkach. Nawet o tej skrzynce, która teoretycznie niby od samego początku była w rękach polskich, mówimy o skrzynce ATMu, a która w rzeczywistości przez długi okres czasu była w rękach rosyjskich. I przysyłano zupełnie inne podzespoły, tak jakby awioniki, niż te, które miały być przysłane.

CK: W paczkach, w których miały być skrzynki, były zupełnie inne rzeczy.

AW: I to jest bulwersujące, że nie mieliśmy na ten temat wiedzy. Nie oszukujmy się, do momentu ujawnienia. Mam nadzieję, ze w niedługim czasie podkomisja wyjdzie przed kamery i przedstawi jakieś swoje wyniki prac, które prowadzą. Bo wierzę w to, że te prace cały czas są prowadzone, zresztą nota bene, bodajże miesiąc temu byłem, miałem rozmowę z podkomisją, zostałem wezwany tam na rozmowę, może nie tyle przesłuchanie, co rozmowę i byłem dopytywany o różne szczegóły. Oczywiście, miejmy na uwadze to, że to jest siedem lat od momentu zdarzenia. Pewne szczegóły już niestety zatraciły się. Jeżeli ktoś mnie pyta o czas co do minuty, no niestety, nie jestem w stanie odpowiedzieć.

CK: Tego dotyczy jedno z pytań, które dostaliśmy, ale może uda Ci się jakoś tu sprawę ogarnąć. W każdym bądź razie, ja bym, odnośnie tego, co powiedziałeś, dodał jeszcze tylko tyle, że w ostatnim wywiadzie dla "Do Rzeczy" minister Macierewicz zapowiada jakiś postęp, że spodziewa się w najbliższym czasie, no bo nie on kieruje tą komisją, tylko dr Wacław Berczyński, spodziewa się jakiegoś przełomu w tej sprawie i jak rozumiem zaprezentowane zostaną jakieś nowe dowody w tej kwestii.

AW: Ale to musimy poczekać. tutaj trudno jest nawet dywagować na ten temat, co podkomisja zrobiła, do jakich dokumentów ma dostęp, co zostanie ujawnione, no tutaj to jest jedna wielka niewiadoma. Nie wiem, z jednej strony cieszę się, że podkomisja nie działa tak, jak komisja Millera, w sensie takim, że cały czas byli w mediach, przekazywali informacje niesprawdzone, to też trzeba powiedzieć jasno. Chociażby informacje dotyczące Pana generała Błasika, świętej pamięci. Prawda? To były informacje niepotwierdzone, wręcz przeciwnie, to były zakłamane informacje.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

CK: Nikt za nie nie przeprosił do dziś.

AW: Dokładnie. Później działanie Pana dr Laska i jego zespołu do przybliżania przyczyn katastrofy, tak samo powtarzał narrację, która była już od pierwszych godzin znana. I pomimo tych informacji, które wypływały, ujawniane były, no niestety, Pan dr Lasek nie ustosunkowywał się do nich. Wręcz przeciwnie, wyśmiewał, w bardzo niefajny sposób były te osoby traktowane. A tutaj może warto nadmienić, przypomnieć, to chyba był luty 2012 roku, kiedy Pan minister Macierewicz miał spotkanie z mieszkańcami jednej z dzielnic Warszawy, poszedłem tam z ciekawości po prostu, no i wtedy dowiedziałem się bardzo istotnej rzeczy, że w dniu 10 kwietnia została zrobiona wizja lokalna przez prokuratorów, przez urzędników, powiedzmy, państwowych Rosji i ich świadków. Zostało to spisane, zostały zrobione szkice i te szkice, to co zostało zrobione, odbiega od tego, co jest w rzeczywistości. Notabene, Pani Anita Gargas w swoim filmie "Anatomia upadku" wspomina o tym dokumencie. I to jest bardzo istotne. Ani komisja MAKu tego nie uwzględniła, ani komisja Millera, ani prokuratura. Dopiero, być może, po 2012 roku, kiedy to zostało nagłośnione.

CK: Nie są zgodne z rzeczywistością, czy nie są zgodne z oficjalną wersją?

AW: Nie są zgodne z oficjalną wersją. Tam są duże rozbieżności.

CK: Pierwsze pytanie od internautów- Adam Samuel Hunter: Od zawsze nurtowało mnie pytanie, czy piloci JAKa-40 zauważyli po wylądowaniu coś niepokojącego? Moje pytanie do Pana por. Artura Wosztyla brzmi, czy na lotnisku Siewiernyj mgła naprawdę ograniczała widoczność?

AW: Rozumiem, że mówimy w tym momencie o lądowaniu JAKa-40, w pierwszej kolejności. Widzialność była odpowiednia dla podejścia nieprecyzyjnego. Nie było takich warunków, które by w jakiś bardzo drastyczny sposób ograniczyły tę widzialność do tego stopnia, aby lądowanie nie odbyło się zgodnie z zasadami. Tutaj z całą stanowczością chcę to podkreślić i na dowód, nie żebym był powiadomiony o tych pytaniach, mam część dokumentów swoich, które zbierałem przez parę lat. Mam, między innymi, warunki atmosferyczne. Bardzo ważne są cyfry, które są tam podane, bo oczywiście narracja była taka, że ja wykonałem lądowanie poniżej warunków minimalnych. To zostało nagłośnione, taka narracja poszła, nawet doniesienie do prokuratury złożone przez Pana gen. Majewskiego, ówczesnego dowódcę Sił Powietrznych taką narrację niosło za sobą. Otóż, proszę Państwa, i tutaj przeczytam tak jak jest, jaki był stan warunków atmosferycznych na lotnisku Smoleńsk Północny w dniu 10 kwietnia 2010 roku. Identyczne zestawienie cyfrowe wykonane przez meteorologa jest w posiadaniu prokuratury, żeby była jasność. I będę podawał czas polski: moje lądowanie odbyło się- przyziemienie w Smoleńsku- odbyło się około godziny 7.15. O godzinie 7.06 czasu polskiego meteorolog zanotował warunki: 6/10 zachmurzenia stratus, 150 metrów podstawy, 2 km widać i to jest 9 minut przed moim lądowaniem, przyziemieniem. O godzinie 7.26, czyli 11 minut po moim przyziemieniu meteorolog zanotował warunki, które się pogarszały: 10/10 zachmurzenie stratus, 100 metrów podstawy, 1000m widać. 11 minut po moim lądowaniu, proszę Państwa. Przy tych warunkach jeszcze mogłem wykonać lądowanie według systemu tzw. radiolokacyjnego systemu lądowania.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

CK: Czyli precyzyjne, dobrze rozumiem?

AW: Precyzyjne, to jest szumnie nazwane, ale precyzyjniejsze. To jest to, co mówili kontrolerzy do załogi Tupolewa, kiedy oni się zbliżali informując ich o odległości od progu pasa. Przy tych warunkach jeszcze mogłem lądować. Warunki poniżej minimalnych dla tego lotniska i tutaj zaznaczam, pojawiły się dopiero o godzinie 7.40, kiedy wystąpiło zachmurzenie 10/10 stratus, 80m podstawy i 800m widać. A proszę zwrócić uwagę, że mnie, moją załogę, oskarżono, że lądowałem przy podstawie 60m i niższej i widzialności poniżej kilometra. A podstawy 60m...

CK: Czy wtedy już dysponowano tymi danymi?

AW: Oczywiście, to było na bieżąco przez meteorologa robione. Warunki o podstawie 60m, proszę Państwa, pojawiają się dopiero o godzinie 8.28 czasu lokalnego, czyli na 13 minut przed zdarzeniem, 13 minut przed katastrofą. Także na to proszę zwrócić uwagę. I oskarżano mnie, że ja lądowałem przy podstawie 60m i niższej, widzialności poniżej kilometra.

CK: Zostałeś już uniewinniony?

AW: To też jest złe określenie, bo nigdy nie miałem postawionych zarzutów. To też chyba należy jasno i wyraźnie powiedzieć i zaznaczyć to. Doniesienie do prokuratury było ze strony Majewskiego, zrobiono wszystko pod względem medialnym, wykorzystaniem aparatu państwa polskiego w tamtym momencie, wszystkich służb, aby znaleźć jakiegoś haka na mnie i na moją załogę. Zrobiono wszystko w tym celu. Wręcz doprowadzono do tego, ze Pan Edmund Klich, o czym zresztą nota bene mówiłem, można znaleźć wpis na Facebooku z 10 kwietnia zeszłego roku, kiedy Pan Edmund Klich dzwoni do Dowództwa Sił Powietrznych i mówi, że jeśli nie ukarzecie załogi JAKa-40, to sobie strzelicie w stopę. Także orzeczenie, które mnie oczyszczało, o którym wiadomo było już w czerwcu 2010 roku, 10 czerwca już było wiadomo, bo już było ujawnione przez PAP, przez Pana płk. Kupracza, Rzecznika Prasowego Sił Powietrznych, mówiło o tym, że załoga JAKa-40 wykonała lądowanie zgodnie z warunkami i zasadami. Nie było warunków przekroczonych, warunki dla lądowania były spełnione, w sensie, że były odpowiednie dla lądowania. Zrobiono tak, że pomimo otrzymania tych warunków meteorologicznych przez meteorologa sporządzonych na miejscu tam, stwierdzono, że jednak lądowałem poniżej warunków minimalnych. W wyniku doniesienia do prokuratury przez Pana gen. Majewskiego w sprawie lądowania JAKa-40 nigdy nie zostały mi postawione zarzuty, to muszę zaznaczyć jeszcze raz- nigdy nie zostały mi postawione zarzuty, ani mi ani nikomu z mojej załogi. A sprawa została umorzona rok temu przez prokuraturę z powodu braku dowodów potwierdzających moją winę.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

CK: Druga część pytania Pana Adama: Kolejne pytanie będzie związane ze słynnym amatorskim nagraniem, wykonanym telefonem, na którym nawet ja po amatorskiej obróbce słyszę polskie głosy i strzały z broni palnej. Czy słyszeliście, bądź dobiegały do Państwa odgłosy strzałów z broni?

AW: Wiem na pewno o jaki filmik chodzi. Otóż nie, nie słyszałem żadnych wystrzałów. Od momentu zdarzenia, od momentu kiedy samolot spadł, kiedy słyszałem detonację i zapadła martwa cisza, dosłownie martwa cisza zapadła, nie było zupełnie nic słychać, to nie słyszałem żadnych strzałów. A dodam więcej, szczątki samolotu były w jakiejś odległości, jakieś 500-700m, pierwsze szczątki samolotu od miejsca, w którym my byliśmy, nie byliśmy daleko od tego miejsca. Mieszkam w rejonie, gdzie jest strzelnica i często strzelają ludzie z broni.

CK: Jesteś byłym żołnierzem...

AW: Jestem byłym żołnierzem, też strzelałem, więc wiem, jak to wygląda, na jakiej odległości słychać jaki huk, wystrzał. Nie docierały do nas żadne dźwięki strzałów i takich rzeczy. Być może były za daleko, być może były zagłuszone przez jakieś przeszkody terenowe, ciężko wyczuć, natomiast nic takiego nie dotarło do nas. Przynajmniej do mnie, przepraszam, będę mówił w swoim imieniu, do mnie. Nie słyszałem czegoś takiego.

CK: Pan Paweł Ratajczak: Czy gdyby miał Pan pilotować TU-154 w ten tragiczny dzień i posiadał jednocześnie wiedzę z JAKa-40, to czy podszedłby Pan do lądowania?

AW: To znaczy tutaj muszę zaznaczyć, bo ludzie bardzo często mylą podejście do lądowania z lądowaniem. I tu też zaznaczam, podejście do lądowania według nomenklatury wojskowej jest to to samo, co podejście końcowe według przepisów cywilnych, czyli podejście, kiedy samolot jest w pełni skonfigurowany do wykonania już lądowania, ale wykonuje lot do wysokości decyzji, do wysokości minimalnego zniżenia i lot do takiej wysokości jest lotem bezpiecznym i nie będę mówił o Tupolewie, ale powiem jako praktyk latający w tamtym okresie na samolocie JAK-40. Patrząc na to wszystko, mając tą informację nie wiem jak bym się zachował. Natomiast, jeśli chciałbym skrócić czas oczekiwania na, powiedzmy, wypracowanie decyzji od, powiedzmy, pasażera, czy chce lecieć na lotnisko zapasowe, czy chce wrócić do Warszawy, czy chce czekać w holdingu, bo może warunki meteorologiczne poprawią się w ciągu pół godziny, to być może bym wykonał to podejście końcowe, odszedł z okolic bliższej radiolatarni, bo pozwalały na to i przepisy prawa lotniczego i przepisy wojskowe i odleciał na lotnisko zapasowe informując tylko pasażera o tym, że lecę na lotnisko zapasowe. Trudno mi jest powiedzieć. No ja, na szczęście, wykonywałem lot w zupełnie innych warunkach i nie zdarzyło się tak, żebym akurat był w takiej sytuacji. To jest jedna rzecz, natomiast faktycznie zdarzało się tak, że wyloty były wielokrotnie przesuwane z powodu zmiany warunków atmosferycznych pogarszających się, tak, że pytanie jest trudne i trudno na nie jednoznacznie odpowiedzieć.

CK: Kolejne pytanie jest od Pani Danuty Górskiej: Moje pytanie brzmi, dlaczego przed przylotem samolotu z naszym prezydentem znajdował się tam samolot IŁ-76, rosyjski, po co go tam skierowano?

AW: To nie są informacje potwierdzone, ja dokładnie nie wiem, co było na pokładzie tego samolotu, żeby była jasność. Z informacji, które do mnie dotarły, to są informacje mówiące o tym, że tam była ochrona i samochody dla prezydenta, na pokładzie tego samolotu. Dlaczego nie były wcześniej dostarczone? Być może dlaczego nie zostały zostawione po 7 kwietnia, kiedy był tam Pan premier Tusk? Nie wiem. Natomiast taką informację kiedyś miałem. Czy ona jest prawdziwa?

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

CK: Kolejne pytanie Pani Danuty Górskiej: Czy znajdowali się tam funkcjonariusze BOR i czy były przygotowane samochody, jakieś autobusy, które miały ich dowieść do Katynia?

AW: Odpowiadając na to pytanie, ja mogę tylko mówić na temat tego, co widziałem w przestrzeni, w której byłem, w sensie na płycie lotniska. Na płycie lotniska nie było żadnych autokarów, nie było żadnych busów, poza samochodami zabezpieczenia technicznego, tak, że nie było żadnych pojazdów, które mogłyby zabrać pasażerów z Tupolewa i ich przetransportować. Czy były gdzieś indziej, poza polem widzenia? Nie jestem w stanie na to pytanie odpowiedzieć, bo nie widziałem. Natomiast tutaj zaznaczę, bo to jest być może ciekawe i być może niektóre osoby to zainteresuje, w dniu 7 kwietnia, na długo przed przylotem samolotu Tupolew z Panem premierem Donaldem Tuskiem na pokładzie takie pojazdy już były na płycie, tak jakby, ustawione razem z pojazdami zabezpieczenia technicznego.

CK: Kolejne pytanie dostaliśmy smsem od Pana Waldemara Żyszkiewicza: W jednym w pierwszych wywiadów (masz prawo go nie pamiętać, ale tutaj tak z pamięci trochę Pan Waldemar przytacza) mówił pan tak: usłyszeliśmy nadlatujący samolot, dziwny głos silników, jakby gwałtowne zwiększenie mocy, potem mocny huk i nagła cisza, chwilę później usłyszeliśmy syreny. To nie cytat, ale streszczenie z pamięci Pańskich słów opublikowanych wtedy w Gazecie Wyborczej, tymczasem z jednej strony mamy 8,38 z sekundami na zatrzymanym zegarku gen. Błasika, z drugiej oficjalną godzinę uruchomienia syren circa 8.56. Jak to się do siebie ma?

AW: Powiem tak, jeżeli chodzi o czas zdarzenia tutaj są do tej pory cały czas kontrowersje. Mogę powiedzieć tyle, że rozmawiałem w momencie, kiedy usłyszałem niepokojące dźwięki, tak je określam w tej chwili, te dźwięki, kiedy samolot spadł na ziemię się okazało to faktem, wówczas wykonałem telefon do m.in. dyżurnego kierownika lotów na Okęciu i w rozmowie później z tym człowiekiem, z którym rozmawiałem, on powiedział, że czas, który mu się wyświetlił przy połączeniu, kiedy odebrał tę rozmowę ode mnie, to był godzina 8.38. Mówiłem to wielokrotnie i to przy komisji i przy podkomisji też mówiłem, mówiłem w prokuraturze o tym. Przyjęto czas 8.41, nie będę wnikał skąd się to wzięło, ale to tylko pokazuje, że jest bardzo wiele informacji, które wymagają sprostowania. Jeżeli chodzi o czas włączonych syren, mówimy o syrenach rozumiem z samochodów tego zabezpieczenia technicznego, które pojechały na tamto miejsce. Proszę Państwa, tak jakby był szereg zdarzeń do momentu od kiedy usłyszeliśmy te trzaski, huki, to dudnienie takie i detonację, dźwięk niszczonej konstrukcji do momentu, kiedy zostały uruchomione syreny pojazdów. Po pierwsze, po tym zdarzeniu w jakimś czasie, nie od razu, wyszedł człowiek już w pełni umundurowany, zapięte guziki i spokojnie szedł w kierunków wozów zabezpieczenia technicznego. Mówiłem już wielokrotnie o tym. Samochody zabezpieczenia technicznego ruszyły na miejsce tragedii dopiero kiedy ten człowiek przeszedł od wieży, obok nas, jeszcze chwilę z nami, powiedzmy przy nas się zatrzymał i poszedł do tych samochodów. Te samochody było od wieży, no strzelam, około 300-400m, może trochę dalej, może trochę bliżej...

CK: Przepraszam, że wejdę Ci w słowo, ale to jest typowa sytuacja, że zawsze jest takie opóźnienie?

AW: Tzn. ja powiem tak, typowo to powinno być tak, że takie samochody, takie pojazdy, taka obsługa techniczna ma łączność radiową z wieżą i taki jest standard. No, niestety tutaj było tak, że tą łącznością był ten żołnierz, który wyszedł od momentu zdarzenia po jakimś czasie wyszedł z tej wieży spokojnie, aczkolwiek nie spiesząc się, bo to też trzeba zaznaczyć, ten człowiek nie biegł, on szedł spokojnie, on nas zobaczył, on się zawahał, on się zastanawiał, w którą stronę pójść, w lewo, w prawo..

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

CK: To jest bardzo istotne, no bo przy takiej tragicznej sytuacji zwykle albo ludzie, nie wiem, wariują, rozumiem, ze żołnierz może się nieco inaczej zachowywać, ale jednak mimo wszystko są trochę zdenerwowani...

AW: Znaczy ja bym nawet sądził, że powinien biec, żeby jak najszybciej próbować dotrzeć...

CK: Może ktoś przeżył...

AW: Dokładnie. Ten człowiek nas ominął, poszedł do tych wozów zabezpieczenia technicznego, które były jeszcze kawałek od nas, rozmawiał z człowiekiem, który był kierowcą pierwszego pojazdu- dużego samochodu ciężarowego, mi się wydaje, że to był Kras, naprawdę bardzo duży samochód. Rozmawiał, tzn. w sensie widać było, że jest prowadzona konwersacja po mowie ciała. Wszedł do szoferki, zamknął drzwi i wtedy wszystkie samochody ruszyły w tamtą stronę. I co więcej, te samochody ruszyły bez żadnych sygnałów dźwiękowych. One wszystkie, które były pojechały w tamtym kierunku, zakład remontowy i potężny płot betonowy był tam. One tam dojechały, następnie wróciły stamtąd te pojazdy, nie wszystkie...

CK: Ale jak to? Z miejsca tragedii wróciły?

AW: Znaczy nie, one tam pojechały, one chciały się dostać na miejsce, ale okazało się, że jest później betonowy potężny płot, który najprawdopodobniej był prawie niemożliwy do sforsowania przez ludzi. Musieli wrócić, minęli nas jeszcze raz, wyjechali za teren płyty lotniska, za szlaban i jak straciliśmy ich z pola widzenia, dopiero usłyszeliśmy włączone syreny.

CK: To jest ciekawe, z tym, że jak rozumiem, takie pojazdy zabezpieczające teren dookoła lotniska powinny znać ten teren, powinny wiedzieć, że tam jest...

AW: Tzn. no z zasady tak. Dlaczego tak się wydarzyło? Nie jestem w stanie odpowiedzieć.

CK: Kolejne pytania mamy z Twittera, żeby nikogo tutaj nie dyskryminować. Pani Ewa na Twitterze pisze: "Podziękowania chcę złożyć, Panie Arturze, zapamiętałam Pana już na zawsze jako przykład odwagi i człowieczeństwa."

AW: Bardzo dziękuję za te słowa. Takie słowa otuchy są ważne, w szczególności przy tej ilości hejtu, który jest niestety w internecie.

CK: Pan Andrzej Kisiel pyta o dziennikarzy na Okęciu, czy przed wylotem, ja rozumiem, że wyście o różnych godzinach wylatywali- JAK-40 i TU-154, ale czy dziennikarze byli obecni na Okęciu i czy rejestrowali to, co się tam działo?

AW: Nie odpowiem. Znaczy, na pewno byli na Okęciu przed naszym wylotem, bo mają obowiązek być wcześniej, natomiast czy rejestrowali? Nie wiem, nie odpowiem. To jest raczej pytanie do tych dziennikarzy, którzy tam byli. Nie jestem w stanie odpowiedzieć. Ja z nimi dopiero kontakt miałem przy samolocie.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

CK: Jest jeszcze pytanie, trochę w podobnym typie, ale może znasz odpowiedź. Co się stało, bo rozumiem, że tam też ludzie odprowadzali jakichś bliskich na płytę lotniska i czy nikt nie rejestrował, nikt nie robił zdjęć z tych bliskich? Nie zostało nic z tego, że ktoś tam nie robił zdjęcia swojemu mężowi, swojej żonie, czy coś wiesz na ten temat?

AW: Znaczy, ja powiem tak, wylot był naprawdę o bardzo wczesnej porze i nie sądzę, aby ktokolwiek odprowadzał kogokolwiek na teren lotniska. Zazwyczaj to są delegacje już zorganizowane, pewnie gdzieś wcześniej się spotykają i są przywożeni na miejsce. Być może przyjeżdżają, ale to i tak te osoby towarzyszące zazwyczaj nie są wpuszczane na teren jednostki już. Jeżeli są jakieś udokumentowane filmy, zdjęcia to zazwyczaj przed jednostką, przed ogrodzeniem jednostki. Jeżeli mówimy już o jakichś rzeczach, o dokumentach już z samej jednostki z okolic pawilonu rządowego samolotu, czy coś takiego, to już raczej należałoby szukać w urządzeniach elektronicznych pasażerów. Pasażerów, ewentualnie obsługi.

CK: Pan Paweł Ratajczak raz jeszcze: czy powszechna opinia o rosyjskich kontrolerach jest raczej pozytywna? Rozumiem, ze nie chodzi o tych konkretnych kontrolerów, tylko w ogóle o kontrolerach rosyjskich. Czy są to profesjonaliści, czy jest to zależne od rangi lotniska?

AW: Powiem tak, latałem za wschodnią granicą na lotniska międzynarodowe, lotniska typowo wojskowe. Wolałbym się nie wypowiadać pod tym kątem, bo jednak nie byłem nigdy kontrolerem, byłem pilotem. Tak jakby od tej drugiej strony mógłbym porozmawiać, natomiast czasami zdarzało się, że faktycznie ci kontrolerzy, oni... czasami były uwagi do ich pracy. Może tak to tylko delikatnie ujmę. Nie chciałbym się bardziej zagłębiać. Natomiast na lotniskach międzynarodowych nie było najmniejszego problemu.

CK: Pan Grzegorz Kostek na Twitterze Tysol.pl pisze: Ja się może nie znam, ale silniki ponoć pracowały na pełnych obrotach. Silnik spadł w zarośla, a łopatki wirnika całe?

AW: Znaczy no, patrząc na to zdjęcie, uszkodzenie tego silnika jest takie mocno... w sensie brak totalnego uszkodzenia tych łopatek, które kręciły się z bardzo dużą prędkością obrotową, przynajmniej powinny się kręcić do momentu uderzenia o ziemię, no jest takie mocno zastanawiające, jednak wygląda na to, faktycznie, jak się patrzy na to zdjęcie to wygląda tak, jakby te łopatki nie pracowały, jakby silnik miał, jakby zatrzymaną pracę łopatek, a po prostu uderzył i doszło do odkształcenia płaszcza tego zewnętrznego, tak, jak widać uszkodzenia łopatek leżących na ziemi, natomiast górne są... dziwne uszkodzenie, natomiast nie jest wykluczone, że tak faktycznie mogło być, trudno wyczuć, bo jednak proszę pamiętać, że samolot po upadku na ziemię, o czym mówiłem wielokrotnie, słychać było dźwięk milknącego silnika. Być może to jest ten silnik, który po prostu w jakiś sposób inny urwał się jakby od konstrukcji samolotu i jeszcze przez jakiś czas pracował. Jego uszkodzenie z jakichś przyczyn nie było aż takie potężne, a te uszkodzenia, które widać, po prostu nastąpiły być może nawet później pod wpływem jakiegoś ciężaru, czy próby przeniesienia, czy czegoś takiego, czy jakichś innych uszkodzeń po prostu tak się odkształciła a nie inaczej.

CK: Internauta Alcor: Czy wie Pan coś o losie taśmy z nagraniem odsłuchu JAKa? Ja wiem, że to była cała gehenna z tą...

AW: Znaczy odnośnie odczytu, tak jakby nagrań z JAKa-40 jest tak, że jest ich kilka, żeby była jasność. I jest odczyt stworzony przez wojsko dla potrzeby badania incydentu lądowania JAKa-40 w Smoleńsku, który został zgłoszony, i to też warto przypomnieć, przez Inspektorat Bezpieczeństwa Lotów MON, czyli przez Pana płk. Grochowskiego, który był członkiem komisji Millera i on zlecił takie badanie incydentu Dowództwu Sił Powietrznych, a konkretnie komórce bezpieczeństwa lotów przy Dowództwie Sił Powietrznych kierowanej wówczas przez Pana pkł. Kowalczyka. To nagranie, tak jakby, zostało sczytane i zostało pisane, natomiast mam do niego bardzo wiele zastrzeżeń. Po prostu jest tendencyjne działanie, które notabene wpisuje się potem w całokształt tego wszystkiego.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

CK: Ale to znaczy, bo nagranie jest nagraniem, tak?

AW: Ale w sensie, bo mówię o stenogramach, przepraszam, źle się wyraziłem, skrót myślowy. Ja nigdy nie słyszałem tego nagrania, to nagranie z JAKa-40 jedynie słyszał śp. chorąży Remigiusz Muś, mój technik pokładowy, który nie żyje już od kilku lat.

CK: Nawiasem mówiąc, bo to warto dodać, powiedzmy, że co do jego samobójstwa, bo umarł podobno w wyniku zamachu na własne życie, targnięcia się na własne życie są daleko idące wątpliwości, ale nie chcę Ci przerywać.

AW: Śp. chorąży Remigiusz Muś razem w obecności prokuratora i bodajże jeszcze jednej osoby w dniu 10 kwietnia, po powrocie do Warszawy, po zdjęciu nagrania z JAKa-40 odsłuchiwał w obecności tych panów to nagranie. To był jeden jedyny raz, kiedy ktoś poza, tak jakby, wojskiem, w sensie stricte jednostką, w której służyłem i ludźmi, którzy byli związani z tą jednostką odsłuchiwali coś takiego. To był jeden jedyny raz. Czy później coś takiego miało miejsce? Nie jestem w stanie odpowiedzieć. Natomiast na potrzeby Komisji Badania Incydentów Lotniczych prowadzonej wówczas, przewodniczącym tej komisji był Pan płk. Jarmuła, został stworzony stenogram, tak jakby, zapis tej całej korespondencji i np., co się później już, tak jak wcześniej powiedziałem, wpisuje w szereg tych zdarzeń, włącznie z tymi naciskami na usilne ukaranie załogi JAKa-40, dzwonienie przez Pana Edmunda Klicha, doniesienie do prokuratury, zostało tak to zinterpretowane zapisy, tak to zostało zapisane, że ani razu np. nie prosimy o zgodę, ale trzy razy prosimy o zgodę na wykonanie zakrętu na kurs lądowania, co jest bzdurą po prostu. Albo później jakieś inne ewolucje tych zapisów czytałem, że nawet nie jestem w stanie powiedzieć tego po polsku, bo nigdy nie słyszałem czegoś takiego.

CK: Czyli one były, rozumiem, zmieniane?

AW: Były zmieniane. Narracja była zmieniana i była dostosowywana do...

CK: Ale narracja w jakim sensie? Tzn. zapisy, stenogramy były zmieniane, zapisy Waszych rozmów były zmieniane?

AW: Tak, tzn. inaczej, ja mówię o tym zapisie na papierze, ja nie o zapisie, co było w rzeczywistości.

CK: O stenogramach.

AW: O stenogramach mówię. Te stenoogramy były w różny sposób tłumaczone i to jest po prostu porażające, żeby była jasność, to jest porażające, bo jak można słowa "razeszicie na pasadku" tłumaczyć, "zezwólcie na wykonanie zakrętu na kurs lądowania", czy coś takiego, kiedy ewidentnie chodzi o lądowanie. (...) I specjalnie dodałem słowo "na", bo w ten sposób zapytał się mój drugi pilot, Pan Rafał Kowaleczko i w odpowiedzi z ziemi usłyszeliśmy, że już mamy tą zgodę. "U was uże jest", czy jakoś tak odpowiedzieli, bo wcześniej podczas karty kontrolnej sprawdzaliśmy konfigurację samolotu do lądowania, było m.in. tam w tej czekliście pytanie o zgodę na lądowanie, Rafał mi odpowiedział: mamy. Nie usłyszałem jej wcześniej, być może byłem zaaferowany pilotażem, być może po prostu nie złapałem, mówię: poproś jeszcze raz. Uśmiechnął się, dowódca każe, wykonuje polecenie. Użył właśnie sformułowania: "Razeszicie na pasadku" tam użył "Polski BOR nul tri adin", czy tam "Wyszka polski BOR nul tri adin", już nie pamiętam, czy "korsarz", już nie pamiętam jakiego tam sformułowania, ale pamiętam komendę tak jakby, powiedział "Razreszicie na pasadku" i właśnie otrzymaliśmy informację "u was uże jest", czyli już mamy tą zgodę, tak? Czyli mówił prawdę wcześniej faktycznie poprosił o zgodę i tą zgodę otrzymaliśmy, tylko ja po prostu jej nie odnotowałem.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

CK: A tak przy okazji też przychodzi mi do głowy, bo zademonstrowałeś tu swoją znajomość języka rosyjskiego, czy Wy też byliście oskarżani o nieznajomość języka rosyjskiego?

AW: Tak, wielokrotnie. Nawet przez Pana dr. Laska, który na łamach bodajże chyba Gazety Wyborczej, nie będę mówił jakiej, nieważne, próbując zdyskredytować mnie i moją załogę mówił o tym, że załoga JAKa-40 nie znała języka rosyjskiego, bo kazali im kołować priama, tam chyba "ruli priama" takiego sformułowania użyli, czy jakoś tak, żeby kołować prosto a my skręciliśmy w prawo, nie kołowaliśmy prosto, tylko skręciliśmy w prawo. No to teraz do Pana dr. Laska mówię, Panie dr., żeby znaleźć się w miejscu tam, gdzie byliśmy, niedaleko wieży przy tych samolotach, które są często na zdjęciach pokazywane tam ze Smoleńska, które tam są ustawione w rzędzie, tych dużych transportowych, to musieliśmy skręcić w lewo a nie w prawo. Tak, że no, ale to jest takie coś, że systematycznie byliśmy, tak jakby oskarżani o rzeczy, które nie miały miejsca po prostu.

CK: Jasna sprawa. Pan Marian Karol Panic: pytanie natury ogólnej, które pewnie wielu zechce zadać, jak Pan, Panie Arturze, znosił to wszystko przez te wszystkie lata? Tę nagonkę, te kłamstwa, te oszczerstwa i te inne dramatyczne doświadczenia, które przypadło Panu w udziale? I co w tym wszystkim było najtrudniejsze do podołania?

AW: Ojej, temat rzeka, ale postaram się w miarę krótko, tak jakby, ująć te wszystkie wydarzenia. No, było bardzo źle w pewnym momencie, ta nagonka medialna, kiedy już nawet media oskarżały mnie o śmierć dziewięćdziesięciu sześciu osób, próby kontaktowania się z Panem płk. Kupraczem, czy Panem kpt. Blokiem, który był zastępcą Pana płk. Kupracza, wówczas Rzecznika Prasowego Sił Powietrznych i wprost już mówiłem, pomimo zakazu wypowiadania się, tego, co mówią media i tego...

CK: Przepraszam, że wejdę Ci w słowo, ale tutaj warto przypomnieć. To była taka sytuacja, w której był przeogromny hejt na nie tylko por. Wosztyla, ale też na całą załogę JAKa-40, a w tym samym czasie załoga, jako żołnierze, miała zakaz wypowiadania się.

AW: Dokładnie. Nie mogliśmy się wypowiadać przed mediami, nie mogliśmy o tym mówić, sprawa była poufna, toczyło się śledztwo w sprawie wyjaśniania, prawda, przyczyn tragedii z 10 kwietnia. Wszystkie informacje, które my posiadaliśmy, były informacjami poufnymi w tamtym momencie. One przestały być poufne w momencie ujawnienia raportu końcowego, kiedy zostało ujawnione i można już było o tym otwarcie mówić i mówić ludziom, że to, co jest tam zapisane ma się nijak do rzeczywistości, nawet praw fizyki, czy aerodynamiki lotu o jakichś logicznych następstwach nie mówiąc. W każdym bądź razie, nagonka była przepotężna, z każdej strony, ze strony mediów, ze strony środowisk różnych, bo to też trzeba zwrócić uwagę, włącznie z członkami komisji Millera, którzy też bardzo negatywnie się wypowiadali na nasz temat i do tej pory się wypowiadają, wystarczy pośledzić różne wydarzenia.

CK: Założyli specjalną stronę, żeby się wypowiadać.

AW: Tak. Tak, że ta cała nagonka była wręcz niewyobrażalnych rozmiarów. W tym wszystkim było bardzo trudno, bo nawet próby prostowania przez Pana płk. Kupracza, czy przez Pana kpt. Bloka były wręcz niemożliwe. Co z tego, że na stronach internetowych, czy w czasopismach, gazetach, zwał jak zwał, pojawiały się informacje, nieprawdziwe informacje, szkalujące nasze dobre imię, mówię o wszystkich żołnierzach w tym momencie, którzy służyli w specpułku, bo byliśmy wrzuceni do jednego worka, szkalujące nasze dobre imię, mieszali nas z błotem, odzierali nas z resztek czci i honoru, a z drugiej strony nie pozwalano nam się wypowiadać. Co z tego, że Pan płk. rzecznik prasowy jakieś informacje sprostował, kiedy kilka dni później znowu była to samo. Ten hejt miał już taka dużą bezwładność, że już tego nic nie mogło zatrzymać. Powiem tak, fatalnie to znosiłem, natomiast dzięki wsparciu swojej rodziny, dzięki wsparciu tych, którzy mnie znali i znają udało mi się przez to wszystko przebrnąć, kiedy odszedłem z armii w lutym 2012 roku zacząłem o tym mówić i dlatego zacząłem o tym mówić dopiero kiedy odszedłem z armii, bo będąc w armii cały czas byłem straszony, do samego końca, że muszę się poddać dobrowolnie karze, że muszę przyjąć to, co Komisja ds. Badania Incydentów zrobiła za drugim razem, czyli orzekła, że jestem winny złamania przepisów prawa lotniczego i co więcej nie zostało to zakwalifikowane jako niesubordynacja, czy jako czynnik ludzki, tylko jako organizacja szkolenia, żeby uderzyć dodatkowo w całą jednostkę. W wyniku tych różnych działań po prostu uodporniłem się na pewne rzeczy. Trudno mi to przyszło, natomiast uodporniłem się. Teraz, jak widzę ten hejt, który tak jakby przewala się, w internecie szczególnie, czy wśród ludzi, którzy cały czas promują pewne treści, no to bardzo często się śmieję z tego, po prostu. Śmieję się i po prostu jest mi tych ludzi żal.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

CK: Potwierdzam, często bywam gościem na profilu Artura Wosztyla i cierpliwość, jaką wykazuje wobec swoich hejterów jest dla mnie niewyobrażalna, ja nie jestem w stanie poziomu takiej cierpliwości osiągnąć. Czy ja dobrze mówię, że Ty chyba jeszcze nikogo nie zbanowałeś u siebie?

AW: Nie, powiem tak, niestety, niestety...

CK: Zacząłeś? Ale był taki okres, kiedy nikt.

AW: Nie, nikt, ale w pewnym momencie stwierdziłem, że już koniec. Nie no po prostu, nie dało się po prostu pewnych rzeczy czytać i zaśmiecali mi profil, tak, że stwierdziłem, że dziękuję za takie powiadomienia, o takich treściach, w pewnym momencie zacząłem banować.

CK: Pan Adam Kania: czy podczas lądowania TU-154M zauważył Pan, że widoczność nie daje możliwości do lądowania Tupolewa? To nawiązuje troszkę do tego pytania, na które już odpowiadałeś, ale rozumiem, że tu nie chodzi o widoczność podczas Twojego lądowania, tylko jak ona się zmieniła do Tupolewa.

AW: Ja powiem tak, proszę Państwa, proszę nie mówić o lądowaniu Tupolewa. Naprawdę, jeżeli ktoś, ktokolwiek o zdrowym rozsądku bądź elementarnej wiedzy na temat lotnictwa mówi o lądowaniu na takim lotnisku, przy takim wyposażeniu, przy widzialności 200m no to po prostu ręce opadają. Naprawdę, nawet nie chce mi się do tego odnosić. Natomiast, jeśli mówimy o podejściu końcowym, czyli locie...

CK: Przepraszam, ja tylko dodam, wyjaśnię. Chodzi o to, że Tupolew nie lądował.

AW: Dokładnie i na to jest wiele dowodów w sensie takim, że będąc utwierdzanym z wieży, w sensie mówię o załodze Tupolewa, kiedy oni wykonywali podejście końcowe, oni cały czas byli utwierdzani w przekonaniu, że są na kursie i ścieżce, kiedy byli już praktycznie na wysokości ziemi. Tak, że to też trzeba na to zwrócić uwagę. Jeżeli pilot jest utwierdzany w przekonaniu, że leci i jest na kursie i ścieżce, czyli nie dolatując jeszcze do bliższej radiolatarni, czyli jest na wysokości powyżej stu metrów. I na to trzeba zwrócić uwagę. Czyli lot, który oni wykonywali, nie wiem, nikt nie wie, co oni widzieli w kokpicie, nie wiemy, jakie mieli odczyty przyrządów, natomiast wnioskuję i cały czas to powtarzam, że być może odczyty były uspokajające. I abstrahując od komunikatu "pull up", "terrain ahead"...

CK: No właśnie, w jakim sensie, bo to jest chyba bardzo irytujący komunikat.

AW: Bo ten komunikat na takim lotnisku zawsze się pojawia. Bo ten komunikat pojawia się na każdym lotnisku, którego nie było w systemie, w sensie takim, że jeżeli urządzenie nie ma takiego lotniska, to traktuje, jakby to był lot na pewnej wysokości już, jakby pilot próbował kontynuować lot do przyziemienia w terenie przygodnym, albo że po prostu z jakichś przyczyn nie ma kontaktu z ziemią i z niewiadomych przyczyn zniża się i jest to niekontrolowane.

CK: To jest bardzo ważne, bo dla Ciebie oczywiste, natomiast dla wielu ludzi, którzy pozwalają sobie robić idiotów z ludzi, którzy słysząc ten komunikat nie poderwali samolotu albo nie zauważyli ziemi, która się jakby zbliża do dziobu samolotu to jest absurd, ponieważ to nie działało w ten sposób dlatego, że się zbliżała do samolotu ziemia, czy samolot się zbliżył do ziemi, tylko dlatego, ze system nie działał na lotnisku.

AW: Dokładnie w sensie takim, że tego lotniska nie było w tym systemie i to było traktowane, jako teren przygodny. I tak to trzeba traktować. Tak samo by się zachowywał ten system w momencie, kiedy lot byłby w sposób niekontrolowany wykonywany w teren przygodny, w sensie przyziemienie musiałoby być wykonane w terenie przygodnym, bądź, gdy samolot zbliżałby się do jakichś wzniesień, o których pilot nie ma wiedzy z jakichś przyczyn i nie ma kontaktu wzrokowego z ziemią. Tak, że jeżeli chodzi o lądowanie, jeżeli chodzi o Tupolewa, proszę o tym nie mówić, że to było lądowanie, to nie było lądowanie, to była próba podejścia końcowego i to było zgodne z przepisami wojskowymi i cywilnymi i wszystkie przepisy wojskowe odnoszą się do warunków minimalnych, jeżeli chodzi o ten paragraf, który mówi o tym, o wykonywaniu podejścia końcowego, będę używał tego sformułowania w warunkach, kiedy nie ma warunków, które pozwalają na bezpieczne lądowanie, w sensie są poniżej warunków minimalnych. Pilot miał prawo zniżyć się do wysokości bezpiecznej, miał prawo zniżyć się, dolecieć do określonej pozycji na ścieżce podejścia, do bliższej radiolatarni w tym przypadku i z tej pozycji odejść, bo przy widzialności 200m nie było fizycznej możliwości, by uzyskać kontakt wzrokowy.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

CK: Ja jeszcze chciałbym nawiązać do Twojej wcześniejszej wypowiedzi i znowu skorzystać z pewnej mojej przewagi tutaj i zadać takie pytanie, czy piloci, przepraszam, nie tylko piloci, ale w ogóle żołnierze rozwiązanego specpułku doznali jakiejś rehabilitacji?

AW: Nie, z tego, co wiem, to do tej pory są w jakiś sposób szykanowani. Nie zapomnę nigdy, jak kiedyś rozmawiałem z jednym kolegą, który służył, nie będę mówił gdzie, bo być może potem będzie go można odnaleźć, i najprawdopodobniej jeszcze służy. I zobaczył go jakiś z wysoko postawionych oficerów, tak to nazwę, i zobaczył znaczek specpułkowy i kazał mu zdjąć ten znaczek. Ludzie są odsyłani, tak jakby, na boczny tor, w sensie takim, że nie pozwala im się awansować. Prosty przykład, mój drugi pilot, Rafał Kowaleczko, pomimo tego, że spełniał wszystkie warunki i mógł zostać awansowany, nie został awansowany. Cały czas mu blokowano drogę awansu, ze względu na Smoleńsk. Tak, że mówię, to jest żenujące. Kiedyś tam wspomniałem o tym w mediach u Pana, bodajże, Bogdana Rymanowskiego w "Jeden na jeden", no to w tym czasie rzecznik prasowy wówczas Dowództwa Generalnego Sił Zbrojnych wysłał informację o tym, że to nieprawda, że Pan por. Kowaleczko jest szykowany do awansu, będzie kapitanem, ale dowiedział się o tym Pan por. Kowaleczko w momencie po moim wystąpieniu u Pana Bogdana Rymanowskiego, parę dni później, kiedy, tak jakby, rozpoczęła się wrzawa. I faktycznie, wysłali go na kurs kapitański do Dęblina, bo takie są procedury wojskowe, najpierw musi się odbyć kurs, ale już mu nie dali etatu. Oczywiście zaproponowali mu etat za biurkiem, gdzieś 500km od Warszawy, gdzie ma dom, rodzinę i w ogóle już usystematyzowane życie. Stwierdzili, że dobra, to my ci damy taki etat, który na pewno odrzucisz.

CK: A mam jeszcze takie pytanie, też jeszcze raz pozwólcie, że skorzystam z tej swojej przewagi, ale jakoś nie mogę się powstrzymać, na które nie musisz odpowiadać, bo wiem, że ono może być trudne, chodzi mi o to, że rodziny smoleńskie różnie reagują na propagandę, która się wokół Smoleńska odbywała głównie, bo być może się w tej chwili w troszkę mniejszym stopniu odbywa? Czy wy się z jakimiś nieprzyjemnymi reakcjami ze strony rodzin ofiar spotykaliście?

AW: Nie, nigdy osobiście nie spotkałem się z jakaś negatywną, tak jakby, wypowiedzią, czy nawet jakimś zachowaniem negatywnym wobec mojej osoby. Nie słyszałem, żeby ktoś z moich kolegów o tym wspominał. Tak, że nie, nie sądzę, żeby dochodziło do czegoś takiego.

CK: I ostatnie pytanie, ja usiłowałem to pytanie troszkę pominąć, ale widzę, że tutaj się internauci upierają, więc pozwolę sobie je zadać, też masz prawo do odmowy odpowiedzi, wiem, że to jest bardzo trudna sprawa. Internauta, który się podpisuje MKZ357 prosi coś na temat Pana Remka, Pana przyjaciela i Pana opinii na temat takiego wyrażenia "seryjny samobójca".

AW: Oj, proszę Państwa, może nie grzebmy w tym. Faktem jest, że Remek nie żyje, współczuję jego rodzinie, wszystkim jego bliskim. Sam, powiem szczerze, że nie chciałem uwierzyć w to, co się wydarzyło, po prostu jak do mnie doszły informacje, to po prostu przepraszam za sformułowanie, ale stwierdziłem, że ktoś sobie jaja robi, po prostu chce, tak jakby, odgrzewać sprawę Smoleńska i rzucił jakąś taką kaczkę dziennikarską, żeby rozpętać jakąś burzę w szklance wody, czy cokolwiek innego. Trudno jest mi nawet w tym momencie powiedzieć, jakie emocje mną targały w tamtym momencie.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

CK: Wcale się nie dziwię i wybaczcie proszę Arturowi, że nie chce o tym rozmawiać, to jest sprawa trudna, co do której wielu ludzi ma wielkie wątpliwości. Natomiast pewnie tutaj tego śledztwa nie przeprowadzimy. Tutaj może troszkę jakby zmienię temat, ale pozostając w podobnym klimacie po to, żeby sprawić satysfakcję internaucie, który zadał pytanie, bo wokół Ciebie też się działy różne rzeczy i jedną z takich jakby najbardziej drastycznych było, dobrze pamiętam?, przecięcie przewodów hamulcowych.

AW: Znaczy, były takie różne dziwne jakieś zdarzenia, które trudno było w jakiś sposób jednoznaczny wyjaśnić. Kiedyś rozmawiałem ze swoim serdecznym przyjacielem i ten przyjaciel powiedział mi coś takiego: " Słuchaj Artur, jeżeli dostrzegasz takie rzeczy, to nie jest tak, że Ci się to wydaje, to się dzieje naprawdę wokół Ciebie", tak. Jakieś dziwne zachowania ludzi, jakieś dziwne przypadki, czy coś. No prosty przypadek, no przykład, szcześć śrub w kole się poluzowało nagle.

CK: Sześć śrub naraz?

AW: Naraz i w czasie jazdy do pracy, to była jesień 2010 roku, koło mi odmaszerowuje. No to jest co najmniej dziwne, tak? No, inne koła są przykręcone. Można zgonić na przypadek, kiedy ktoś chciałby ukraść te koła, tak? Bo tak mogłoby się zdarzyć, no natomiast to samo w sobie jest dziwne. Inny przypadek, no te przecięte hamulce, to nie jest tak, że to był element giętki, w sensie rurka ta...

CK: Trzeba się było postarać, żeby je przerżnąć.

AW: ... gumowa, bo można powiedzieć, że dobra, sparciało, tak?, samochód miał sześć lat, mogło sparcieć. Prawda? Uszkodzić się, zestarzeć i w wyniku eksploatacji po prostu pękła rurka. Inny przypadek, wypadła rurka ze zbiornika paliwowego od paliwa powrotnego i lało się paliwo blisko wydechu. Można powiedzieć, że w wyniku drgań ta rurka mogła sama się wysunąć ze zbiornika paliwa, tak? Inny przypadek, że to mechaniczne uszkodzenie hamulców, bo było parę takich dziwnych sytuacji. Mechaniczne uszkodzenie hamulców mogło nastąpić w wyniku, nie wiem, podróżowania po drogach jakichś nieutwardzonych, czy coś takiego, chociaż nie jeździłem, gdzieś coś podbiło, najechałem na jakiś metal, czy coś i rozcięło to. Natomiast no, powiem tak, jak zobaczył to mój mechanik to uszkodzenie, tej konkretnej części, bo to była rurka metalowa, która szła na tylnym moście i zobaczył to, to powiedział: " No Panie Arturze, ja tylko raz widziałem, jak kobieta w złości chciała ukarać swojego męża, bo cośtam zrobił, chciał od niej odejść, czy coś i mu przecięła fizycznie hamulce", tak? I mówię, no wtedy stwierdziłem, że może faktycznie, może tych zbiegów okoliczności jest zbyt wiele, być może trzeba pójść wreszcie na policję, zgłosić to i powiedzieć, niech zostanie chociaż ślad, tak?, niech chociaż ślad w papierach zostanie, że to nie jest jakiś mój wymysł, czy coś, tylko, że to jest faktyczne, fizyczne uszkodzenie elementu, który teoretycznie, no bardzo trudno, bo jeżeli to jest rurka, która idzie z tyłu mostu, no to jest osłaniana przez ten most, to może takie miejsce, mówię takie bardzo trudne do takiego przypadkowego uszkodzenia, aczkolwiek być może nie niemożliwe, tak? Trudno jest wyjaśnić.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

CK: Działamy na bieżąco, proszę wybaczyć pewien chaos, ale staram się z różnych kanałów odbierać różne informacje, to akurat chyba nie to, więc ja pozwolę sobie jeszcze, chyba na ostatnie już pytanie, bo męczymy cię tu już godzinę, zadać. Może takie bardziej ogólne, bo tak, jak już mówiłem, dzisiaj jest miesięcznica, ostatnio nowa świecka tradycja dotycząca miesięcznicy wiąże się z występami, ja nie znajduję innych słów na opisanie czegoś takiego- zwyrodnialców po prostu, którzy zakłócają próbę upamiętnienia ludzi, którzy zginęli pod Smoleńskiem. Podobne sceny, z podobnymi zwyrodnialcami odbywają się pod Wawelem. Jak Ty, ze swoim bagażem, może inaczej, co Ty tym ludziom, ze swoim bagażem byś powiedział? Jak usiłowałbyś do nich przemówić, o co ich można poprosić?

AW: Znaczy, ja się zastanawiam, czy w ogóle jeszcze da się rozmawiać z takimi osobami.

CK: Czy jest jakiś poziom, na którym można rozmawiać?

AW: Znaczy, ja powiem Tobie tak, kiedyś, jeszcze kilka lat temu sądziłem, że każdy absurd ma jakaś swoją granicę, której się nie da przekroczyć. Naprawdę tak sądziłem, byłem tak naiwny, że wierzyłem w to bardzo głęboko. Niestety, ostatnie lata pokazują, że już nie ma granicy. I tutaj już powiem, być może bardzo ostro, ale to zwyrodnienie, takie jakieś zezwierzęcenie, które jest w niektórych osobnikach, które nakręcają ten cały wręcz hejt, bo to inaczej się nie da nazwać. Jest hejt dziennikarski i są dziennikarze, którzy się zajmują takim hejtem, bo tego inaczej nie da się nazwać, są ludzie, którzy w jakiś sposób próbują siebie promować, no tak to widzę, po prostu, próbują siebie promować przez jakieś takie wręcz, no brutalne zagrywki, bo nie chcę używać tutaj wulgaryzmów, a same się nasuwają na usta, przez takie brutalne zagrywki, przez takie bezczeszczenie pamięci najważniejszych osób, które...

CK: Również tych mniej ważnych.

AW: Tych mniej, ale to już mówię wszystkich, bo jeżeli mówimy o sytuacji przy Pałacu Prezydenckim, to najważniejszych osób w państwie. I jeżeli mówimy o Wawelu, to też mówimy o osobach najważniejszych w tym konkretnym przypadku, bo to jednak był prezydent i jego żona, tak? I jeżeli tacy ludzie robią sobie z tego przyjemność, że pójdą i zablokują drogę...

CK: Wyświetlają jakieś obrzydliwe hasła.

AW: To już... I robią sobie z tego, nie wiem, jakiś happening, bo tak to trzeba nazwać, no to jest już jakieś zezwierzęcenie, to już jest kolejny poziom absurdu, który został przekroczony, który wydawało mi się, że jest nie do osiągnięcia, poza horyzontem. A okazuje się, że ci ludzie, wszyscy, którzy w ten sposób się zachowują, których widać w mediach nawet podczas tych miesięcznic, podczas tych prób blokowania dojazdu Pana Kaczyńskiego na grób swojego brata. Mówię no na litość, no ludzie, weźcie zacznijcie myśleć, weźcie uspokójcie się, wyciszcie te emocje, bo tego na dłuższą metę tego się nie da po prostu oglądać. I nie zdziwię się, jeżeli za jakiś czas, ktoś wyjdzie i was tak samo zacznie traktować, bo nie oszukujmy się, ta agresja, która jest cały czas, ona powoduje złość wśród tych, którzy się z tym nie zgadzają i nawet być może by przechodzili wobec tego obojętnie, gdyby nie było to na tak ogromną skalę, ale spodziewam się, że za chwilę jednemu lub drugiemu osobnikowi puszczą nerwy, pójdzie i dojdzie do rękoczynów, tak? A później tak skala zacznie się narastać i już mieliśmy jeden mord, który został wykonany, de facto, na tle politycznym.

CK: Dokonany przez działacza politycznego partii, która się uważała za partię miłości.

AW: I mówię, to co się dzieje w mediach społecznościowych, to co się dzieje w internecie, to co się dzieje w różnych czasopismach i w niektórych... może w kanałach telewizyjnych to już nie jest aż tak bardzo to widoczne, ale mimo wszystko jest podsycany ten niepokój społeczny, są te podziały. Dzisiaj nawet na Facebooku napisałem jeden post, który mówi, że przeglądałem kilka miesięcy wstecz różne takie wypowiedzi osób nawet niektórych sławnych, celebrytów itd., te osoby w taki sposób się wypowiadają, że aż po prostu no to jest przykre i te media, które dają takie tytuły do tych artykułów, jakby to już miał być koniec świata. No to mówię, trzeba chyba zacząć myśleć, myślenie naprawdę nie boli i po prostu szkoda słów.

CK: Czy mogę Ci zadać jeszcze jedno pytanie, bo nie chciałbym nikogo zawieść?

AW: Ależ oczywiście, ja jestem do dyspozycji.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

CK: Jest jeszcze Mister Krzych: Gdy czekaliście na lotnisku w Smoleńsku na przylot Tupolewa, to rozmawialiście w ostatnie pół godziny w nimi przez radio, czy można wykluczyć, że to, co słyszeliście, to nagranie z taśmy emitowane w eter? Nie jestem pewien, czy rozumiem to pytanie.

AW: Znaczy, ja chyba rozumiem. Temu Panu chodzi ogólnie o to, czy rozmowy, które były, tak jakby prowadzone pomiędzy nami a załogą, to wskazywały na to, że to jest ta konkretna załoga. Tak, to byli ludzie, których znałem. Romawiałem ze śp. Robertem Grzywną, tak, że... Moi koledzy rozmawiali też i z Arkiem, bo tam bodajże ostatnia informacja: Arek, teraz widać wyjście, była odebrana, pokwitowana przez Arka Remkowi Musiowi. No bez wątpienia to była ta załoga. To był ten samolot.

CK: Więc jeszcze Adam Kania: czy TU-154M, nie wiem, czy znasz odpowiedź na to pytanie, posiadał na tyle paliwa, by dolecieć na lotnisko zastępcze. Myślę, że musiał.

AW: Proszę Państwa, to że lataliśmy w wojsku, nie oznacza, że nie przestrzegaliśmy przepisów prawa lotniczego. Zawsze, proszę Państwa, zawsze lot dla takich, nie mówię o locie na maksymalny zasięg, bo to się wtedy troszeczkę inaczej zachowuje, ale loty na takie lotniska zawsze były planowane tak, że było paliwo na oczekiwanie, w sensie, że nalezało mieć zapas paliwa na pół godziny oczekiwania nad lotniskiem, następnie dolot do lotniska zapasowego, wykonanie zajścia lądowania i jeszcze musiało zostać paliwo. Tak, że tak. Mieli paliwo i z tego, co mi się wydaje, chociaż nie latałem na Tupolewie i tutaj, żeby ktoś mnie nie posądził, bo nie latałem na Tupolewie, a wypowiadam się, rozmawiałem z kolegami, ta pozostałość paliwa, która była w Tupolewie, ci ludzie, którzy latali na tym samolocie stwierdzili, że to paliwo by im wystarczyło, żeby wrócili do Warszawy jeszcze. Tak, że spokojnie na lotnisko zapasowe, czy do Moskwy, która była 100 mil, czy ileśtam od Smoleńska, czy do Mińska Białoruskiego, spokojnie by im wystarczyło tego paliwa. Jeszcze by mieli bardzo dużo.

CK: Ja myślę, że to wystarczy na dzisiaj. Dziękuję wszystkim za udział. Przepraszam raz jeszcze za kłopoty techniczne, oczywiście zapis całego czatu będzie dostępny na stronie tysol.pl, więc każdy go będzie mógł obejrzeć, a kto będzie miał ochotę, czas i pytania do Artura Wosztyla... jest dostępny na Facebooku i jest dostępny na Twitterze, gdzie dosyć aktywnie z internautami rozmawia.


 

POLECANE
Karambol na S7. Sąd podjął decyzję ws. kierowcy tira z ostatniej chwili
Karambol na S7. Sąd podjął decyzję ws. kierowcy tira

37-letni kierowca tira, który staranował auta na S7 w Borkowie k. Gdańska, usłyszał zarzuty spowodowania katastrofy drogowej, w wyniku której zginęły cztery osoby, a 15 zostało rannych. Sąd zdecydował, że będzie pod dozorem policyjnym i siedem razy w tygodniu musi stawiać się we właściwej jednostce policji - podała prokuratura.

Niepokojące doniesienia z granicy. Straż Graniczna wydała komunikat pilne
Niepokojące doniesienia z granicy. Straż Graniczna wydała komunikat

Straż Graniczna regularnie publikuje raporty dotyczące wydarzeń na granicy polsko-białoruskiej.

Samorządowcy niezadowoleni z podziału środków. Pilne spotkanie z ministrem finansów z ostatniej chwili
Samorządowcy niezadowoleni z podziału środków. Pilne spotkanie z ministrem finansów

Samorządowcy z miast są niezadowoleni ze sposobu podziału dodatkowych 10 mld zł, które jeszcze w tym roku mają trafić do lokalnych budżetów. Uważają, że faworyzowane są gminy wiejskie - informuje w poniedziałkowym wydaniu "Dziennik Gazeta Prawna".

Ważny komunikat dla mieszkańców Gdańska z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla mieszkańców Gdańska

W Gdańsku w związku z awaryjna naprawą nawierzchni jezdni dojdzie do zmiany organizacji ruchu na jednej z głównych ulic miasta.

Zaskakujące doniesienia ws. Kanału Zero z ostatniej chwili
Zaskakujące doniesienia ws. Kanału Zero

Krzysztof Stanowski stworzył niedawno nowy projekt – Kanał Zero, który od 1 lutego 2024 roku zdobył ponad 1,3 mln subskrybentów. Według nowych doniesień dziennikarz nie zwalnia tempa i ciągle rozbudowuje zespół.

Zagadkowa śmierć w Rosji. Nie żyje były wiceprezes Jukosu z ostatniej chwili
Zagadkowa śmierć w Rosji. Nie żyje były wiceprezes Jukosu

Michaił Rogaczow, były wiceprezes ds. zarządzania korporacyjnego koncernu naftowego Jukos, został znaleziony martwy na chodniku przed domem; według lokalnych mediów wypadł z okna.

Wstrząsające odkrycie na brzegu Wisły. Sprawę badają służby z ostatniej chwili
Wstrząsające odkrycie na brzegu Wisły. Sprawę badają służby

W niedzielny poranek, 20 października, na warszawskich Bielanach doszło do wstrząsającego odkrycia.

Niebywały sukces polskiej tenisistki. Możliwy wielki awans z ostatniej chwili
Niebywały sukces polskiej tenisistki. Możliwy wielki awans

Niebywały sukces zaledwie 17-letniej polskiej tenisistki. Czy Monika Stankiewicz ma szansę zdobyć światowe korty?

Niepokojące doniesienia z Niemiec. Tak źle jeszcze nie było z ostatniej chwili
Niepokojące doniesienia z Niemiec. Tak źle jeszcze nie było

Ostatnie badania przeprowadzone przez Niemiecki Instytut Gospodarczy (IW) ujawniły palący problem w kraju.

Dramat w Tatrach. Na ratunek było za późno z ostatniej chwili
Dramat w Tatrach. Na ratunek było za późno

W Tatrach Wysokich doszło do śmiertelnego wypadku. Nie żyje 67-letni mężczyzna, który udał się na wyprawę szlakiem pod Rakuską Czubą.

REKLAMA

[video + stenogram] Zapis naszego czatu z Arturem Wosztylem: "Panie doktorze Lasek, mówię do pana!"

- Wiem na pewno o jaki filmik chodzi. Otóż nie, nie słyszałem żadnych wystrzałów. Od momentu zdarzenia, od momentu kiedy samolot spadł, kiedy słyszałem detonację i zapadła martwa cisza, dosłownie martwa cisza zapadła, nie było zupełnie nic słychać, to nie słyszałem żadnych strzałów - mówi por. Artur Wosztyl pilot JAKa-40, kóry lądował w smoleńsku przed TU-154 podczas videoczatu z czytelnikami Tysol.pl
 [video + stenogram] Zapis naszego czatu z Arturem Wosztylem: "Panie doktorze Lasek, mówię do pana!"
/ screen YouTube



[Poniższy zapis jest stenogramem rozmowy redagowanym jedynie w minimalnym stopniu. Pominięto kwestie merytorycznie nieistotne]

Cezary Krysztopa: Wiadomo, że byliśmy niezadowoleni ze śledztwa, które było prowadzone jeszcze niedawno. Efekty są oczywiste: groteska przy wykrywaniu trotylu, pomieszane ciała, wielokrotnie przewożone do Polski różne wersje zapisów rozmów w kokpicie... Po wyborach zdawałoby się, że śledztwo powinno ruszyć z kopyta, natomiast można powiedzieć, że mamy pewien niedosyt, nie widać jakichś przełomów w tym śledztwie. Czy Ty masz podobne odczucia? Czy to śledztwo rzeczywiście utknęło w martwym punkcie?

Por. Artur Wosztyl: Tak, jest odczuwalny niedosyt tego, co się dzieje. Tak, jak to ładnie sparafrazowałeś, te wydarzenia, które były do powiedzmy 2012 roku, czy 2011 do wakacji, gdy został ogłoszony raport Millera, wcześniej raport MAKu, on tak jakby rozwiał wszelkie wątpliwości przekazując pewną narrację, która nie jest prawdziwa i wiele faktów zostało ujawnionych ,które pokazywały, że te informacje, podawane przez nich, nie są prawdziwe. Natomiast po zmianie władzy, faktycznie, ludzie mogliby sądzić, ze to wszystko nabierze impetu, że od razu będzie wszystko wiadomo i te informacje, które są w posiadaniu podkomisji, która została powołana przez Pana ministra Macierewicza rok temu, tak jakby rzuci nowe światło. I rzuca nowe światło, nie oszukujmy się, wystarczyło obejrzeć konferencję podkomisji, kiedy to naprawdę bardzo wiele informacji istotnych zostało ujawnionych. Włącznie z tym, co mówił, Pan minister Miller do podkomisji, jak się podkomisja zachowywała, jak było z dowodami rzeczowymi, mówimy tu o skrzynkach. Nawet o tej skrzynce, która teoretycznie niby od samego początku była w rękach polskich, mówimy o skrzynce ATMu, a która w rzeczywistości przez długi okres czasu była w rękach rosyjskich. I przysyłano zupełnie inne podzespoły, tak jakby awioniki, niż te, które miały być przysłane.

CK: W paczkach, w których miały być skrzynki, były zupełnie inne rzeczy.

AW: I to jest bulwersujące, że nie mieliśmy na ten temat wiedzy. Nie oszukujmy się, do momentu ujawnienia. Mam nadzieję, ze w niedługim czasie podkomisja wyjdzie przed kamery i przedstawi jakieś swoje wyniki prac, które prowadzą. Bo wierzę w to, że te prace cały czas są prowadzone, zresztą nota bene, bodajże miesiąc temu byłem, miałem rozmowę z podkomisją, zostałem wezwany tam na rozmowę, może nie tyle przesłuchanie, co rozmowę i byłem dopytywany o różne szczegóły. Oczywiście, miejmy na uwadze to, że to jest siedem lat od momentu zdarzenia. Pewne szczegóły już niestety zatraciły się. Jeżeli ktoś mnie pyta o czas co do minuty, no niestety, nie jestem w stanie odpowiedzieć.

CK: Tego dotyczy jedno z pytań, które dostaliśmy, ale może uda Ci się jakoś tu sprawę ogarnąć. W każdym bądź razie, ja bym, odnośnie tego, co powiedziałeś, dodał jeszcze tylko tyle, że w ostatnim wywiadzie dla "Do Rzeczy" minister Macierewicz zapowiada jakiś postęp, że spodziewa się w najbliższym czasie, no bo nie on kieruje tą komisją, tylko dr Wacław Berczyński, spodziewa się jakiegoś przełomu w tej sprawie i jak rozumiem zaprezentowane zostaną jakieś nowe dowody w tej kwestii.

AW: Ale to musimy poczekać. tutaj trudno jest nawet dywagować na ten temat, co podkomisja zrobiła, do jakich dokumentów ma dostęp, co zostanie ujawnione, no tutaj to jest jedna wielka niewiadoma. Nie wiem, z jednej strony cieszę się, że podkomisja nie działa tak, jak komisja Millera, w sensie takim, że cały czas byli w mediach, przekazywali informacje niesprawdzone, to też trzeba powiedzieć jasno. Chociażby informacje dotyczące Pana generała Błasika, świętej pamięci. Prawda? To były informacje niepotwierdzone, wręcz przeciwnie, to były zakłamane informacje.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

CK: Nikt za nie nie przeprosił do dziś.

AW: Dokładnie. Później działanie Pana dr Laska i jego zespołu do przybliżania przyczyn katastrofy, tak samo powtarzał narrację, która była już od pierwszych godzin znana. I pomimo tych informacji, które wypływały, ujawniane były, no niestety, Pan dr Lasek nie ustosunkowywał się do nich. Wręcz przeciwnie, wyśmiewał, w bardzo niefajny sposób były te osoby traktowane. A tutaj może warto nadmienić, przypomnieć, to chyba był luty 2012 roku, kiedy Pan minister Macierewicz miał spotkanie z mieszkańcami jednej z dzielnic Warszawy, poszedłem tam z ciekawości po prostu, no i wtedy dowiedziałem się bardzo istotnej rzeczy, że w dniu 10 kwietnia została zrobiona wizja lokalna przez prokuratorów, przez urzędników, powiedzmy, państwowych Rosji i ich świadków. Zostało to spisane, zostały zrobione szkice i te szkice, to co zostało zrobione, odbiega od tego, co jest w rzeczywistości. Notabene, Pani Anita Gargas w swoim filmie "Anatomia upadku" wspomina o tym dokumencie. I to jest bardzo istotne. Ani komisja MAKu tego nie uwzględniła, ani komisja Millera, ani prokuratura. Dopiero, być może, po 2012 roku, kiedy to zostało nagłośnione.

CK: Nie są zgodne z rzeczywistością, czy nie są zgodne z oficjalną wersją?

AW: Nie są zgodne z oficjalną wersją. Tam są duże rozbieżności.

CK: Pierwsze pytanie od internautów- Adam Samuel Hunter: Od zawsze nurtowało mnie pytanie, czy piloci JAKa-40 zauważyli po wylądowaniu coś niepokojącego? Moje pytanie do Pana por. Artura Wosztyla brzmi, czy na lotnisku Siewiernyj mgła naprawdę ograniczała widoczność?

AW: Rozumiem, że mówimy w tym momencie o lądowaniu JAKa-40, w pierwszej kolejności. Widzialność była odpowiednia dla podejścia nieprecyzyjnego. Nie było takich warunków, które by w jakiś bardzo drastyczny sposób ograniczyły tę widzialność do tego stopnia, aby lądowanie nie odbyło się zgodnie z zasadami. Tutaj z całą stanowczością chcę to podkreślić i na dowód, nie żebym był powiadomiony o tych pytaniach, mam część dokumentów swoich, które zbierałem przez parę lat. Mam, między innymi, warunki atmosferyczne. Bardzo ważne są cyfry, które są tam podane, bo oczywiście narracja była taka, że ja wykonałem lądowanie poniżej warunków minimalnych. To zostało nagłośnione, taka narracja poszła, nawet doniesienie do prokuratury złożone przez Pana gen. Majewskiego, ówczesnego dowódcę Sił Powietrznych taką narrację niosło za sobą. Otóż, proszę Państwa, i tutaj przeczytam tak jak jest, jaki był stan warunków atmosferycznych na lotnisku Smoleńsk Północny w dniu 10 kwietnia 2010 roku. Identyczne zestawienie cyfrowe wykonane przez meteorologa jest w posiadaniu prokuratury, żeby była jasność. I będę podawał czas polski: moje lądowanie odbyło się- przyziemienie w Smoleńsku- odbyło się około godziny 7.15. O godzinie 7.06 czasu polskiego meteorolog zanotował warunki: 6/10 zachmurzenia stratus, 150 metrów podstawy, 2 km widać i to jest 9 minut przed moim lądowaniem, przyziemieniem. O godzinie 7.26, czyli 11 minut po moim przyziemieniu meteorolog zanotował warunki, które się pogarszały: 10/10 zachmurzenie stratus, 100 metrów podstawy, 1000m widać. 11 minut po moim lądowaniu, proszę Państwa. Przy tych warunkach jeszcze mogłem wykonać lądowanie według systemu tzw. radiolokacyjnego systemu lądowania.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

CK: Czyli precyzyjne, dobrze rozumiem?

AW: Precyzyjne, to jest szumnie nazwane, ale precyzyjniejsze. To jest to, co mówili kontrolerzy do załogi Tupolewa, kiedy oni się zbliżali informując ich o odległości od progu pasa. Przy tych warunkach jeszcze mogłem lądować. Warunki poniżej minimalnych dla tego lotniska i tutaj zaznaczam, pojawiły się dopiero o godzinie 7.40, kiedy wystąpiło zachmurzenie 10/10 stratus, 80m podstawy i 800m widać. A proszę zwrócić uwagę, że mnie, moją załogę, oskarżono, że lądowałem przy podstawie 60m i niższej i widzialności poniżej kilometra. A podstawy 60m...

CK: Czy wtedy już dysponowano tymi danymi?

AW: Oczywiście, to było na bieżąco przez meteorologa robione. Warunki o podstawie 60m, proszę Państwa, pojawiają się dopiero o godzinie 8.28 czasu lokalnego, czyli na 13 minut przed zdarzeniem, 13 minut przed katastrofą. Także na to proszę zwrócić uwagę. I oskarżano mnie, że ja lądowałem przy podstawie 60m i niższej, widzialności poniżej kilometra.

CK: Zostałeś już uniewinniony?

AW: To też jest złe określenie, bo nigdy nie miałem postawionych zarzutów. To też chyba należy jasno i wyraźnie powiedzieć i zaznaczyć to. Doniesienie do prokuratury było ze strony Majewskiego, zrobiono wszystko pod względem medialnym, wykorzystaniem aparatu państwa polskiego w tamtym momencie, wszystkich służb, aby znaleźć jakiegoś haka na mnie i na moją załogę. Zrobiono wszystko w tym celu. Wręcz doprowadzono do tego, ze Pan Edmund Klich, o czym zresztą nota bene mówiłem, można znaleźć wpis na Facebooku z 10 kwietnia zeszłego roku, kiedy Pan Edmund Klich dzwoni do Dowództwa Sił Powietrznych i mówi, że jeśli nie ukarzecie załogi JAKa-40, to sobie strzelicie w stopę. Także orzeczenie, które mnie oczyszczało, o którym wiadomo było już w czerwcu 2010 roku, 10 czerwca już było wiadomo, bo już było ujawnione przez PAP, przez Pana płk. Kupracza, Rzecznika Prasowego Sił Powietrznych, mówiło o tym, że załoga JAKa-40 wykonała lądowanie zgodnie z warunkami i zasadami. Nie było warunków przekroczonych, warunki dla lądowania były spełnione, w sensie, że były odpowiednie dla lądowania. Zrobiono tak, że pomimo otrzymania tych warunków meteorologicznych przez meteorologa sporządzonych na miejscu tam, stwierdzono, że jednak lądowałem poniżej warunków minimalnych. W wyniku doniesienia do prokuratury przez Pana gen. Majewskiego w sprawie lądowania JAKa-40 nigdy nie zostały mi postawione zarzuty, to muszę zaznaczyć jeszcze raz- nigdy nie zostały mi postawione zarzuty, ani mi ani nikomu z mojej załogi. A sprawa została umorzona rok temu przez prokuraturę z powodu braku dowodów potwierdzających moją winę.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

CK: Druga część pytania Pana Adama: Kolejne pytanie będzie związane ze słynnym amatorskim nagraniem, wykonanym telefonem, na którym nawet ja po amatorskiej obróbce słyszę polskie głosy i strzały z broni palnej. Czy słyszeliście, bądź dobiegały do Państwa odgłosy strzałów z broni?

AW: Wiem na pewno o jaki filmik chodzi. Otóż nie, nie słyszałem żadnych wystrzałów. Od momentu zdarzenia, od momentu kiedy samolot spadł, kiedy słyszałem detonację i zapadła martwa cisza, dosłownie martwa cisza zapadła, nie było zupełnie nic słychać, to nie słyszałem żadnych strzałów. A dodam więcej, szczątki samolotu były w jakiejś odległości, jakieś 500-700m, pierwsze szczątki samolotu od miejsca, w którym my byliśmy, nie byliśmy daleko od tego miejsca. Mieszkam w rejonie, gdzie jest strzelnica i często strzelają ludzie z broni.

CK: Jesteś byłym żołnierzem...

AW: Jestem byłym żołnierzem, też strzelałem, więc wiem, jak to wygląda, na jakiej odległości słychać jaki huk, wystrzał. Nie docierały do nas żadne dźwięki strzałów i takich rzeczy. Być może były za daleko, być może były zagłuszone przez jakieś przeszkody terenowe, ciężko wyczuć, natomiast nic takiego nie dotarło do nas. Przynajmniej do mnie, przepraszam, będę mówił w swoim imieniu, do mnie. Nie słyszałem czegoś takiego.

CK: Pan Paweł Ratajczak: Czy gdyby miał Pan pilotować TU-154 w ten tragiczny dzień i posiadał jednocześnie wiedzę z JAKa-40, to czy podszedłby Pan do lądowania?

AW: To znaczy tutaj muszę zaznaczyć, bo ludzie bardzo często mylą podejście do lądowania z lądowaniem. I tu też zaznaczam, podejście do lądowania według nomenklatury wojskowej jest to to samo, co podejście końcowe według przepisów cywilnych, czyli podejście, kiedy samolot jest w pełni skonfigurowany do wykonania już lądowania, ale wykonuje lot do wysokości decyzji, do wysokości minimalnego zniżenia i lot do takiej wysokości jest lotem bezpiecznym i nie będę mówił o Tupolewie, ale powiem jako praktyk latający w tamtym okresie na samolocie JAK-40. Patrząc na to wszystko, mając tą informację nie wiem jak bym się zachował. Natomiast, jeśli chciałbym skrócić czas oczekiwania na, powiedzmy, wypracowanie decyzji od, powiedzmy, pasażera, czy chce lecieć na lotnisko zapasowe, czy chce wrócić do Warszawy, czy chce czekać w holdingu, bo może warunki meteorologiczne poprawią się w ciągu pół godziny, to być może bym wykonał to podejście końcowe, odszedł z okolic bliższej radiolatarni, bo pozwalały na to i przepisy prawa lotniczego i przepisy wojskowe i odleciał na lotnisko zapasowe informując tylko pasażera o tym, że lecę na lotnisko zapasowe. Trudno mi jest powiedzieć. No ja, na szczęście, wykonywałem lot w zupełnie innych warunkach i nie zdarzyło się tak, żebym akurat był w takiej sytuacji. To jest jedna rzecz, natomiast faktycznie zdarzało się tak, że wyloty były wielokrotnie przesuwane z powodu zmiany warunków atmosferycznych pogarszających się, tak, że pytanie jest trudne i trudno na nie jednoznacznie odpowiedzieć.

CK: Kolejne pytanie jest od Pani Danuty Górskiej: Moje pytanie brzmi, dlaczego przed przylotem samolotu z naszym prezydentem znajdował się tam samolot IŁ-76, rosyjski, po co go tam skierowano?

AW: To nie są informacje potwierdzone, ja dokładnie nie wiem, co było na pokładzie tego samolotu, żeby była jasność. Z informacji, które do mnie dotarły, to są informacje mówiące o tym, że tam była ochrona i samochody dla prezydenta, na pokładzie tego samolotu. Dlaczego nie były wcześniej dostarczone? Być może dlaczego nie zostały zostawione po 7 kwietnia, kiedy był tam Pan premier Tusk? Nie wiem. Natomiast taką informację kiedyś miałem. Czy ona jest prawdziwa?

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

CK: Kolejne pytanie Pani Danuty Górskiej: Czy znajdowali się tam funkcjonariusze BOR i czy były przygotowane samochody, jakieś autobusy, które miały ich dowieść do Katynia?

AW: Odpowiadając na to pytanie, ja mogę tylko mówić na temat tego, co widziałem w przestrzeni, w której byłem, w sensie na płycie lotniska. Na płycie lotniska nie było żadnych autokarów, nie było żadnych busów, poza samochodami zabezpieczenia technicznego, tak, że nie było żadnych pojazdów, które mogłyby zabrać pasażerów z Tupolewa i ich przetransportować. Czy były gdzieś indziej, poza polem widzenia? Nie jestem w stanie na to pytanie odpowiedzieć, bo nie widziałem. Natomiast tutaj zaznaczę, bo to jest być może ciekawe i być może niektóre osoby to zainteresuje, w dniu 7 kwietnia, na długo przed przylotem samolotu Tupolew z Panem premierem Donaldem Tuskiem na pokładzie takie pojazdy już były na płycie, tak jakby, ustawione razem z pojazdami zabezpieczenia technicznego.

CK: Kolejne pytanie dostaliśmy smsem od Pana Waldemara Żyszkiewicza: W jednym w pierwszych wywiadów (masz prawo go nie pamiętać, ale tutaj tak z pamięci trochę Pan Waldemar przytacza) mówił pan tak: usłyszeliśmy nadlatujący samolot, dziwny głos silników, jakby gwałtowne zwiększenie mocy, potem mocny huk i nagła cisza, chwilę później usłyszeliśmy syreny. To nie cytat, ale streszczenie z pamięci Pańskich słów opublikowanych wtedy w Gazecie Wyborczej, tymczasem z jednej strony mamy 8,38 z sekundami na zatrzymanym zegarku gen. Błasika, z drugiej oficjalną godzinę uruchomienia syren circa 8.56. Jak to się do siebie ma?

AW: Powiem tak, jeżeli chodzi o czas zdarzenia tutaj są do tej pory cały czas kontrowersje. Mogę powiedzieć tyle, że rozmawiałem w momencie, kiedy usłyszałem niepokojące dźwięki, tak je określam w tej chwili, te dźwięki, kiedy samolot spadł na ziemię się okazało to faktem, wówczas wykonałem telefon do m.in. dyżurnego kierownika lotów na Okęciu i w rozmowie później z tym człowiekiem, z którym rozmawiałem, on powiedział, że czas, który mu się wyświetlił przy połączeniu, kiedy odebrał tę rozmowę ode mnie, to był godzina 8.38. Mówiłem to wielokrotnie i to przy komisji i przy podkomisji też mówiłem, mówiłem w prokuraturze o tym. Przyjęto czas 8.41, nie będę wnikał skąd się to wzięło, ale to tylko pokazuje, że jest bardzo wiele informacji, które wymagają sprostowania. Jeżeli chodzi o czas włączonych syren, mówimy o syrenach rozumiem z samochodów tego zabezpieczenia technicznego, które pojechały na tamto miejsce. Proszę Państwa, tak jakby był szereg zdarzeń do momentu od kiedy usłyszeliśmy te trzaski, huki, to dudnienie takie i detonację, dźwięk niszczonej konstrukcji do momentu, kiedy zostały uruchomione syreny pojazdów. Po pierwsze, po tym zdarzeniu w jakimś czasie, nie od razu, wyszedł człowiek już w pełni umundurowany, zapięte guziki i spokojnie szedł w kierunków wozów zabezpieczenia technicznego. Mówiłem już wielokrotnie o tym. Samochody zabezpieczenia technicznego ruszyły na miejsce tragedii dopiero kiedy ten człowiek przeszedł od wieży, obok nas, jeszcze chwilę z nami, powiedzmy przy nas się zatrzymał i poszedł do tych samochodów. Te samochody było od wieży, no strzelam, około 300-400m, może trochę dalej, może trochę bliżej...

CK: Przepraszam, że wejdę Ci w słowo, ale to jest typowa sytuacja, że zawsze jest takie opóźnienie?

AW: Tzn. ja powiem tak, typowo to powinno być tak, że takie samochody, takie pojazdy, taka obsługa techniczna ma łączność radiową z wieżą i taki jest standard. No, niestety tutaj było tak, że tą łącznością był ten żołnierz, który wyszedł od momentu zdarzenia po jakimś czasie wyszedł z tej wieży spokojnie, aczkolwiek nie spiesząc się, bo to też trzeba zaznaczyć, ten człowiek nie biegł, on szedł spokojnie, on nas zobaczył, on się zawahał, on się zastanawiał, w którą stronę pójść, w lewo, w prawo..

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

CK: To jest bardzo istotne, no bo przy takiej tragicznej sytuacji zwykle albo ludzie, nie wiem, wariują, rozumiem, ze żołnierz może się nieco inaczej zachowywać, ale jednak mimo wszystko są trochę zdenerwowani...

AW: Znaczy ja bym nawet sądził, że powinien biec, żeby jak najszybciej próbować dotrzeć...

CK: Może ktoś przeżył...

AW: Dokładnie. Ten człowiek nas ominął, poszedł do tych wozów zabezpieczenia technicznego, które były jeszcze kawałek od nas, rozmawiał z człowiekiem, który był kierowcą pierwszego pojazdu- dużego samochodu ciężarowego, mi się wydaje, że to był Kras, naprawdę bardzo duży samochód. Rozmawiał, tzn. w sensie widać było, że jest prowadzona konwersacja po mowie ciała. Wszedł do szoferki, zamknął drzwi i wtedy wszystkie samochody ruszyły w tamtą stronę. I co więcej, te samochody ruszyły bez żadnych sygnałów dźwiękowych. One wszystkie, które były pojechały w tamtym kierunku, zakład remontowy i potężny płot betonowy był tam. One tam dojechały, następnie wróciły stamtąd te pojazdy, nie wszystkie...

CK: Ale jak to? Z miejsca tragedii wróciły?

AW: Znaczy nie, one tam pojechały, one chciały się dostać na miejsce, ale okazało się, że jest później betonowy potężny płot, który najprawdopodobniej był prawie niemożliwy do sforsowania przez ludzi. Musieli wrócić, minęli nas jeszcze raz, wyjechali za teren płyty lotniska, za szlaban i jak straciliśmy ich z pola widzenia, dopiero usłyszeliśmy włączone syreny.

CK: To jest ciekawe, z tym, że jak rozumiem, takie pojazdy zabezpieczające teren dookoła lotniska powinny znać ten teren, powinny wiedzieć, że tam jest...

AW: Tzn. no z zasady tak. Dlaczego tak się wydarzyło? Nie jestem w stanie odpowiedzieć.

CK: Kolejne pytania mamy z Twittera, żeby nikogo tutaj nie dyskryminować. Pani Ewa na Twitterze pisze: "Podziękowania chcę złożyć, Panie Arturze, zapamiętałam Pana już na zawsze jako przykład odwagi i człowieczeństwa."

AW: Bardzo dziękuję za te słowa. Takie słowa otuchy są ważne, w szczególności przy tej ilości hejtu, który jest niestety w internecie.

CK: Pan Andrzej Kisiel pyta o dziennikarzy na Okęciu, czy przed wylotem, ja rozumiem, że wyście o różnych godzinach wylatywali- JAK-40 i TU-154, ale czy dziennikarze byli obecni na Okęciu i czy rejestrowali to, co się tam działo?

AW: Nie odpowiem. Znaczy, na pewno byli na Okęciu przed naszym wylotem, bo mają obowiązek być wcześniej, natomiast czy rejestrowali? Nie wiem, nie odpowiem. To jest raczej pytanie do tych dziennikarzy, którzy tam byli. Nie jestem w stanie odpowiedzieć. Ja z nimi dopiero kontakt miałem przy samolocie.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

CK: Jest jeszcze pytanie, trochę w podobnym typie, ale może znasz odpowiedź. Co się stało, bo rozumiem, że tam też ludzie odprowadzali jakichś bliskich na płytę lotniska i czy nikt nie rejestrował, nikt nie robił zdjęć z tych bliskich? Nie zostało nic z tego, że ktoś tam nie robił zdjęcia swojemu mężowi, swojej żonie, czy coś wiesz na ten temat?

AW: Znaczy, ja powiem tak, wylot był naprawdę o bardzo wczesnej porze i nie sądzę, aby ktokolwiek odprowadzał kogokolwiek na teren lotniska. Zazwyczaj to są delegacje już zorganizowane, pewnie gdzieś wcześniej się spotykają i są przywożeni na miejsce. Być może przyjeżdżają, ale to i tak te osoby towarzyszące zazwyczaj nie są wpuszczane na teren jednostki już. Jeżeli są jakieś udokumentowane filmy, zdjęcia to zazwyczaj przed jednostką, przed ogrodzeniem jednostki. Jeżeli mówimy już o jakichś rzeczach, o dokumentach już z samej jednostki z okolic pawilonu rządowego samolotu, czy coś takiego, to już raczej należałoby szukać w urządzeniach elektronicznych pasażerów. Pasażerów, ewentualnie obsługi.

CK: Pan Paweł Ratajczak raz jeszcze: czy powszechna opinia o rosyjskich kontrolerach jest raczej pozytywna? Rozumiem, ze nie chodzi o tych konkretnych kontrolerów, tylko w ogóle o kontrolerach rosyjskich. Czy są to profesjonaliści, czy jest to zależne od rangi lotniska?

AW: Powiem tak, latałem za wschodnią granicą na lotniska międzynarodowe, lotniska typowo wojskowe. Wolałbym się nie wypowiadać pod tym kątem, bo jednak nie byłem nigdy kontrolerem, byłem pilotem. Tak jakby od tej drugiej strony mógłbym porozmawiać, natomiast czasami zdarzało się, że faktycznie ci kontrolerzy, oni... czasami były uwagi do ich pracy. Może tak to tylko delikatnie ujmę. Nie chciałbym się bardziej zagłębiać. Natomiast na lotniskach międzynarodowych nie było najmniejszego problemu.

CK: Pan Grzegorz Kostek na Twitterze Tysol.pl pisze: Ja się może nie znam, ale silniki ponoć pracowały na pełnych obrotach. Silnik spadł w zarośla, a łopatki wirnika całe?

AW: Znaczy no, patrząc na to zdjęcie, uszkodzenie tego silnika jest takie mocno... w sensie brak totalnego uszkodzenia tych łopatek, które kręciły się z bardzo dużą prędkością obrotową, przynajmniej powinny się kręcić do momentu uderzenia o ziemię, no jest takie mocno zastanawiające, jednak wygląda na to, faktycznie, jak się patrzy na to zdjęcie to wygląda tak, jakby te łopatki nie pracowały, jakby silnik miał, jakby zatrzymaną pracę łopatek, a po prostu uderzył i doszło do odkształcenia płaszcza tego zewnętrznego, tak, jak widać uszkodzenia łopatek leżących na ziemi, natomiast górne są... dziwne uszkodzenie, natomiast nie jest wykluczone, że tak faktycznie mogło być, trudno wyczuć, bo jednak proszę pamiętać, że samolot po upadku na ziemię, o czym mówiłem wielokrotnie, słychać było dźwięk milknącego silnika. Być może to jest ten silnik, który po prostu w jakiś sposób inny urwał się jakby od konstrukcji samolotu i jeszcze przez jakiś czas pracował. Jego uszkodzenie z jakichś przyczyn nie było aż takie potężne, a te uszkodzenia, które widać, po prostu nastąpiły być może nawet później pod wpływem jakiegoś ciężaru, czy próby przeniesienia, czy czegoś takiego, czy jakichś innych uszkodzeń po prostu tak się odkształciła a nie inaczej.

CK: Internauta Alcor: Czy wie Pan coś o losie taśmy z nagraniem odsłuchu JAKa? Ja wiem, że to była cała gehenna z tą...

AW: Znaczy odnośnie odczytu, tak jakby nagrań z JAKa-40 jest tak, że jest ich kilka, żeby była jasność. I jest odczyt stworzony przez wojsko dla potrzeby badania incydentu lądowania JAKa-40 w Smoleńsku, który został zgłoszony, i to też warto przypomnieć, przez Inspektorat Bezpieczeństwa Lotów MON, czyli przez Pana płk. Grochowskiego, który był członkiem komisji Millera i on zlecił takie badanie incydentu Dowództwu Sił Powietrznych, a konkretnie komórce bezpieczeństwa lotów przy Dowództwie Sił Powietrznych kierowanej wówczas przez Pana pkł. Kowalczyka. To nagranie, tak jakby, zostało sczytane i zostało pisane, natomiast mam do niego bardzo wiele zastrzeżeń. Po prostu jest tendencyjne działanie, które notabene wpisuje się potem w całokształt tego wszystkiego.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

CK: Ale to znaczy, bo nagranie jest nagraniem, tak?

AW: Ale w sensie, bo mówię o stenogramach, przepraszam, źle się wyraziłem, skrót myślowy. Ja nigdy nie słyszałem tego nagrania, to nagranie z JAKa-40 jedynie słyszał śp. chorąży Remigiusz Muś, mój technik pokładowy, który nie żyje już od kilku lat.

CK: Nawiasem mówiąc, bo to warto dodać, powiedzmy, że co do jego samobójstwa, bo umarł podobno w wyniku zamachu na własne życie, targnięcia się na własne życie są daleko idące wątpliwości, ale nie chcę Ci przerywać.

AW: Śp. chorąży Remigiusz Muś razem w obecności prokuratora i bodajże jeszcze jednej osoby w dniu 10 kwietnia, po powrocie do Warszawy, po zdjęciu nagrania z JAKa-40 odsłuchiwał w obecności tych panów to nagranie. To był jeden jedyny raz, kiedy ktoś poza, tak jakby, wojskiem, w sensie stricte jednostką, w której służyłem i ludźmi, którzy byli związani z tą jednostką odsłuchiwali coś takiego. To był jeden jedyny raz. Czy później coś takiego miało miejsce? Nie jestem w stanie odpowiedzieć. Natomiast na potrzeby Komisji Badania Incydentów Lotniczych prowadzonej wówczas, przewodniczącym tej komisji był Pan płk. Jarmuła, został stworzony stenogram, tak jakby, zapis tej całej korespondencji i np., co się później już, tak jak wcześniej powiedziałem, wpisuje w szereg tych zdarzeń, włącznie z tymi naciskami na usilne ukaranie załogi JAKa-40, dzwonienie przez Pana Edmunda Klicha, doniesienie do prokuratury, zostało tak to zinterpretowane zapisy, tak to zostało zapisane, że ani razu np. nie prosimy o zgodę, ale trzy razy prosimy o zgodę na wykonanie zakrętu na kurs lądowania, co jest bzdurą po prostu. Albo później jakieś inne ewolucje tych zapisów czytałem, że nawet nie jestem w stanie powiedzieć tego po polsku, bo nigdy nie słyszałem czegoś takiego.

CK: Czyli one były, rozumiem, zmieniane?

AW: Były zmieniane. Narracja była zmieniana i była dostosowywana do...

CK: Ale narracja w jakim sensie? Tzn. zapisy, stenogramy były zmieniane, zapisy Waszych rozmów były zmieniane?

AW: Tak, tzn. inaczej, ja mówię o tym zapisie na papierze, ja nie o zapisie, co było w rzeczywistości.

CK: O stenogramach.

AW: O stenogramach mówię. Te stenoogramy były w różny sposób tłumaczone i to jest po prostu porażające, żeby była jasność, to jest porażające, bo jak można słowa "razeszicie na pasadku" tłumaczyć, "zezwólcie na wykonanie zakrętu na kurs lądowania", czy coś takiego, kiedy ewidentnie chodzi o lądowanie. (...) I specjalnie dodałem słowo "na", bo w ten sposób zapytał się mój drugi pilot, Pan Rafał Kowaleczko i w odpowiedzi z ziemi usłyszeliśmy, że już mamy tą zgodę. "U was uże jest", czy jakoś tak odpowiedzieli, bo wcześniej podczas karty kontrolnej sprawdzaliśmy konfigurację samolotu do lądowania, było m.in. tam w tej czekliście pytanie o zgodę na lądowanie, Rafał mi odpowiedział: mamy. Nie usłyszałem jej wcześniej, być może byłem zaaferowany pilotażem, być może po prostu nie złapałem, mówię: poproś jeszcze raz. Uśmiechnął się, dowódca każe, wykonuje polecenie. Użył właśnie sformułowania: "Razeszicie na pasadku" tam użył "Polski BOR nul tri adin", czy tam "Wyszka polski BOR nul tri adin", już nie pamiętam, czy "korsarz", już nie pamiętam jakiego tam sformułowania, ale pamiętam komendę tak jakby, powiedział "Razreszicie na pasadku" i właśnie otrzymaliśmy informację "u was uże jest", czyli już mamy tą zgodę, tak? Czyli mówił prawdę wcześniej faktycznie poprosił o zgodę i tą zgodę otrzymaliśmy, tylko ja po prostu jej nie odnotowałem.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

CK: A tak przy okazji też przychodzi mi do głowy, bo zademonstrowałeś tu swoją znajomość języka rosyjskiego, czy Wy też byliście oskarżani o nieznajomość języka rosyjskiego?

AW: Tak, wielokrotnie. Nawet przez Pana dr. Laska, który na łamach bodajże chyba Gazety Wyborczej, nie będę mówił jakiej, nieważne, próbując zdyskredytować mnie i moją załogę mówił o tym, że załoga JAKa-40 nie znała języka rosyjskiego, bo kazali im kołować priama, tam chyba "ruli priama" takiego sformułowania użyli, czy jakoś tak, żeby kołować prosto a my skręciliśmy w prawo, nie kołowaliśmy prosto, tylko skręciliśmy w prawo. No to teraz do Pana dr. Laska mówię, Panie dr., żeby znaleźć się w miejscu tam, gdzie byliśmy, niedaleko wieży przy tych samolotach, które są często na zdjęciach pokazywane tam ze Smoleńska, które tam są ustawione w rzędzie, tych dużych transportowych, to musieliśmy skręcić w lewo a nie w prawo. Tak, że no, ale to jest takie coś, że systematycznie byliśmy, tak jakby oskarżani o rzeczy, które nie miały miejsca po prostu.

CK: Jasna sprawa. Pan Marian Karol Panic: pytanie natury ogólnej, które pewnie wielu zechce zadać, jak Pan, Panie Arturze, znosił to wszystko przez te wszystkie lata? Tę nagonkę, te kłamstwa, te oszczerstwa i te inne dramatyczne doświadczenia, które przypadło Panu w udziale? I co w tym wszystkim było najtrudniejsze do podołania?

AW: Ojej, temat rzeka, ale postaram się w miarę krótko, tak jakby, ująć te wszystkie wydarzenia. No, było bardzo źle w pewnym momencie, ta nagonka medialna, kiedy już nawet media oskarżały mnie o śmierć dziewięćdziesięciu sześciu osób, próby kontaktowania się z Panem płk. Kupraczem, czy Panem kpt. Blokiem, który był zastępcą Pana płk. Kupracza, wówczas Rzecznika Prasowego Sił Powietrznych i wprost już mówiłem, pomimo zakazu wypowiadania się, tego, co mówią media i tego...

CK: Przepraszam, że wejdę Ci w słowo, ale tutaj warto przypomnieć. To była taka sytuacja, w której był przeogromny hejt na nie tylko por. Wosztyla, ale też na całą załogę JAKa-40, a w tym samym czasie załoga, jako żołnierze, miała zakaz wypowiadania się.

AW: Dokładnie. Nie mogliśmy się wypowiadać przed mediami, nie mogliśmy o tym mówić, sprawa była poufna, toczyło się śledztwo w sprawie wyjaśniania, prawda, przyczyn tragedii z 10 kwietnia. Wszystkie informacje, które my posiadaliśmy, były informacjami poufnymi w tamtym momencie. One przestały być poufne w momencie ujawnienia raportu końcowego, kiedy zostało ujawnione i można już było o tym otwarcie mówić i mówić ludziom, że to, co jest tam zapisane ma się nijak do rzeczywistości, nawet praw fizyki, czy aerodynamiki lotu o jakichś logicznych następstwach nie mówiąc. W każdym bądź razie, nagonka była przepotężna, z każdej strony, ze strony mediów, ze strony środowisk różnych, bo to też trzeba zwrócić uwagę, włącznie z członkami komisji Millera, którzy też bardzo negatywnie się wypowiadali na nasz temat i do tej pory się wypowiadają, wystarczy pośledzić różne wydarzenia.

CK: Założyli specjalną stronę, żeby się wypowiadać.

AW: Tak. Tak, że ta cała nagonka była wręcz niewyobrażalnych rozmiarów. W tym wszystkim było bardzo trudno, bo nawet próby prostowania przez Pana płk. Kupracza, czy przez Pana kpt. Bloka były wręcz niemożliwe. Co z tego, że na stronach internetowych, czy w czasopismach, gazetach, zwał jak zwał, pojawiały się informacje, nieprawdziwe informacje, szkalujące nasze dobre imię, mówię o wszystkich żołnierzach w tym momencie, którzy służyli w specpułku, bo byliśmy wrzuceni do jednego worka, szkalujące nasze dobre imię, mieszali nas z błotem, odzierali nas z resztek czci i honoru, a z drugiej strony nie pozwalano nam się wypowiadać. Co z tego, że Pan płk. rzecznik prasowy jakieś informacje sprostował, kiedy kilka dni później znowu była to samo. Ten hejt miał już taka dużą bezwładność, że już tego nic nie mogło zatrzymać. Powiem tak, fatalnie to znosiłem, natomiast dzięki wsparciu swojej rodziny, dzięki wsparciu tych, którzy mnie znali i znają udało mi się przez to wszystko przebrnąć, kiedy odszedłem z armii w lutym 2012 roku zacząłem o tym mówić i dlatego zacząłem o tym mówić dopiero kiedy odszedłem z armii, bo będąc w armii cały czas byłem straszony, do samego końca, że muszę się poddać dobrowolnie karze, że muszę przyjąć to, co Komisja ds. Badania Incydentów zrobiła za drugim razem, czyli orzekła, że jestem winny złamania przepisów prawa lotniczego i co więcej nie zostało to zakwalifikowane jako niesubordynacja, czy jako czynnik ludzki, tylko jako organizacja szkolenia, żeby uderzyć dodatkowo w całą jednostkę. W wyniku tych różnych działań po prostu uodporniłem się na pewne rzeczy. Trudno mi to przyszło, natomiast uodporniłem się. Teraz, jak widzę ten hejt, który tak jakby przewala się, w internecie szczególnie, czy wśród ludzi, którzy cały czas promują pewne treści, no to bardzo często się śmieję z tego, po prostu. Śmieję się i po prostu jest mi tych ludzi żal.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

CK: Potwierdzam, często bywam gościem na profilu Artura Wosztyla i cierpliwość, jaką wykazuje wobec swoich hejterów jest dla mnie niewyobrażalna, ja nie jestem w stanie poziomu takiej cierpliwości osiągnąć. Czy ja dobrze mówię, że Ty chyba jeszcze nikogo nie zbanowałeś u siebie?

AW: Nie, powiem tak, niestety, niestety...

CK: Zacząłeś? Ale był taki okres, kiedy nikt.

AW: Nie, nikt, ale w pewnym momencie stwierdziłem, że już koniec. Nie no po prostu, nie dało się po prostu pewnych rzeczy czytać i zaśmiecali mi profil, tak, że stwierdziłem, że dziękuję za takie powiadomienia, o takich treściach, w pewnym momencie zacząłem banować.

CK: Pan Adam Kania: czy podczas lądowania TU-154M zauważył Pan, że widoczność nie daje możliwości do lądowania Tupolewa? To nawiązuje troszkę do tego pytania, na które już odpowiadałeś, ale rozumiem, że tu nie chodzi o widoczność podczas Twojego lądowania, tylko jak ona się zmieniła do Tupolewa.

AW: Ja powiem tak, proszę Państwa, proszę nie mówić o lądowaniu Tupolewa. Naprawdę, jeżeli ktoś, ktokolwiek o zdrowym rozsądku bądź elementarnej wiedzy na temat lotnictwa mówi o lądowaniu na takim lotnisku, przy takim wyposażeniu, przy widzialności 200m no to po prostu ręce opadają. Naprawdę, nawet nie chce mi się do tego odnosić. Natomiast, jeśli mówimy o podejściu końcowym, czyli locie...

CK: Przepraszam, ja tylko dodam, wyjaśnię. Chodzi o to, że Tupolew nie lądował.

AW: Dokładnie i na to jest wiele dowodów w sensie takim, że będąc utwierdzanym z wieży, w sensie mówię o załodze Tupolewa, kiedy oni wykonywali podejście końcowe, oni cały czas byli utwierdzani w przekonaniu, że są na kursie i ścieżce, kiedy byli już praktycznie na wysokości ziemi. Tak, że to też trzeba na to zwrócić uwagę. Jeżeli pilot jest utwierdzany w przekonaniu, że leci i jest na kursie i ścieżce, czyli nie dolatując jeszcze do bliższej radiolatarni, czyli jest na wysokości powyżej stu metrów. I na to trzeba zwrócić uwagę. Czyli lot, który oni wykonywali, nie wiem, nikt nie wie, co oni widzieli w kokpicie, nie wiemy, jakie mieli odczyty przyrządów, natomiast wnioskuję i cały czas to powtarzam, że być może odczyty były uspokajające. I abstrahując od komunikatu "pull up", "terrain ahead"...

CK: No właśnie, w jakim sensie, bo to jest chyba bardzo irytujący komunikat.

AW: Bo ten komunikat na takim lotnisku zawsze się pojawia. Bo ten komunikat pojawia się na każdym lotnisku, którego nie było w systemie, w sensie takim, że jeżeli urządzenie nie ma takiego lotniska, to traktuje, jakby to był lot na pewnej wysokości już, jakby pilot próbował kontynuować lot do przyziemienia w terenie przygodnym, albo że po prostu z jakichś przyczyn nie ma kontaktu z ziemią i z niewiadomych przyczyn zniża się i jest to niekontrolowane.

CK: To jest bardzo ważne, bo dla Ciebie oczywiste, natomiast dla wielu ludzi, którzy pozwalają sobie robić idiotów z ludzi, którzy słysząc ten komunikat nie poderwali samolotu albo nie zauważyli ziemi, która się jakby zbliża do dziobu samolotu to jest absurd, ponieważ to nie działało w ten sposób dlatego, że się zbliżała do samolotu ziemia, czy samolot się zbliżył do ziemi, tylko dlatego, ze system nie działał na lotnisku.

AW: Dokładnie w sensie takim, że tego lotniska nie było w tym systemie i to było traktowane, jako teren przygodny. I tak to trzeba traktować. Tak samo by się zachowywał ten system w momencie, kiedy lot byłby w sposób niekontrolowany wykonywany w teren przygodny, w sensie przyziemienie musiałoby być wykonane w terenie przygodnym, bądź, gdy samolot zbliżałby się do jakichś wzniesień, o których pilot nie ma wiedzy z jakichś przyczyn i nie ma kontaktu wzrokowego z ziemią. Tak, że jeżeli chodzi o lądowanie, jeżeli chodzi o Tupolewa, proszę o tym nie mówić, że to było lądowanie, to nie było lądowanie, to była próba podejścia końcowego i to było zgodne z przepisami wojskowymi i cywilnymi i wszystkie przepisy wojskowe odnoszą się do warunków minimalnych, jeżeli chodzi o ten paragraf, który mówi o tym, o wykonywaniu podejścia końcowego, będę używał tego sformułowania w warunkach, kiedy nie ma warunków, które pozwalają na bezpieczne lądowanie, w sensie są poniżej warunków minimalnych. Pilot miał prawo zniżyć się do wysokości bezpiecznej, miał prawo zniżyć się, dolecieć do określonej pozycji na ścieżce podejścia, do bliższej radiolatarni w tym przypadku i z tej pozycji odejść, bo przy widzialności 200m nie było fizycznej możliwości, by uzyskać kontakt wzrokowy.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

CK: Ja jeszcze chciałbym nawiązać do Twojej wcześniejszej wypowiedzi i znowu skorzystać z pewnej mojej przewagi tutaj i zadać takie pytanie, czy piloci, przepraszam, nie tylko piloci, ale w ogóle żołnierze rozwiązanego specpułku doznali jakiejś rehabilitacji?

AW: Nie, z tego, co wiem, to do tej pory są w jakiś sposób szykanowani. Nie zapomnę nigdy, jak kiedyś rozmawiałem z jednym kolegą, który służył, nie będę mówił gdzie, bo być może potem będzie go można odnaleźć, i najprawdopodobniej jeszcze służy. I zobaczył go jakiś z wysoko postawionych oficerów, tak to nazwę, i zobaczył znaczek specpułkowy i kazał mu zdjąć ten znaczek. Ludzie są odsyłani, tak jakby, na boczny tor, w sensie takim, że nie pozwala im się awansować. Prosty przykład, mój drugi pilot, Rafał Kowaleczko, pomimo tego, że spełniał wszystkie warunki i mógł zostać awansowany, nie został awansowany. Cały czas mu blokowano drogę awansu, ze względu na Smoleńsk. Tak, że mówię, to jest żenujące. Kiedyś tam wspomniałem o tym w mediach u Pana, bodajże, Bogdana Rymanowskiego w "Jeden na jeden", no to w tym czasie rzecznik prasowy wówczas Dowództwa Generalnego Sił Zbrojnych wysłał informację o tym, że to nieprawda, że Pan por. Kowaleczko jest szykowany do awansu, będzie kapitanem, ale dowiedział się o tym Pan por. Kowaleczko w momencie po moim wystąpieniu u Pana Bogdana Rymanowskiego, parę dni później, kiedy, tak jakby, rozpoczęła się wrzawa. I faktycznie, wysłali go na kurs kapitański do Dęblina, bo takie są procedury wojskowe, najpierw musi się odbyć kurs, ale już mu nie dali etatu. Oczywiście zaproponowali mu etat za biurkiem, gdzieś 500km od Warszawy, gdzie ma dom, rodzinę i w ogóle już usystematyzowane życie. Stwierdzili, że dobra, to my ci damy taki etat, który na pewno odrzucisz.

CK: A mam jeszcze takie pytanie, też jeszcze raz pozwólcie, że skorzystam z tej swojej przewagi, ale jakoś nie mogę się powstrzymać, na które nie musisz odpowiadać, bo wiem, że ono może być trudne, chodzi mi o to, że rodziny smoleńskie różnie reagują na propagandę, która się wokół Smoleńska odbywała głównie, bo być może się w tej chwili w troszkę mniejszym stopniu odbywa? Czy wy się z jakimiś nieprzyjemnymi reakcjami ze strony rodzin ofiar spotykaliście?

AW: Nie, nigdy osobiście nie spotkałem się z jakaś negatywną, tak jakby, wypowiedzią, czy nawet jakimś zachowaniem negatywnym wobec mojej osoby. Nie słyszałem, żeby ktoś z moich kolegów o tym wspominał. Tak, że nie, nie sądzę, żeby dochodziło do czegoś takiego.

CK: I ostatnie pytanie, ja usiłowałem to pytanie troszkę pominąć, ale widzę, że tutaj się internauci upierają, więc pozwolę sobie je zadać, też masz prawo do odmowy odpowiedzi, wiem, że to jest bardzo trudna sprawa. Internauta, który się podpisuje MKZ357 prosi coś na temat Pana Remka, Pana przyjaciela i Pana opinii na temat takiego wyrażenia "seryjny samobójca".

AW: Oj, proszę Państwa, może nie grzebmy w tym. Faktem jest, że Remek nie żyje, współczuję jego rodzinie, wszystkim jego bliskim. Sam, powiem szczerze, że nie chciałem uwierzyć w to, co się wydarzyło, po prostu jak do mnie doszły informacje, to po prostu przepraszam za sformułowanie, ale stwierdziłem, że ktoś sobie jaja robi, po prostu chce, tak jakby, odgrzewać sprawę Smoleńska i rzucił jakąś taką kaczkę dziennikarską, żeby rozpętać jakąś burzę w szklance wody, czy cokolwiek innego. Trudno jest mi nawet w tym momencie powiedzieć, jakie emocje mną targały w tamtym momencie.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

CK: Wcale się nie dziwię i wybaczcie proszę Arturowi, że nie chce o tym rozmawiać, to jest sprawa trudna, co do której wielu ludzi ma wielkie wątpliwości. Natomiast pewnie tutaj tego śledztwa nie przeprowadzimy. Tutaj może troszkę jakby zmienię temat, ale pozostając w podobnym klimacie po to, żeby sprawić satysfakcję internaucie, który zadał pytanie, bo wokół Ciebie też się działy różne rzeczy i jedną z takich jakby najbardziej drastycznych było, dobrze pamiętam?, przecięcie przewodów hamulcowych.

AW: Znaczy, były takie różne dziwne jakieś zdarzenia, które trudno było w jakiś sposób jednoznaczny wyjaśnić. Kiedyś rozmawiałem ze swoim serdecznym przyjacielem i ten przyjaciel powiedział mi coś takiego: " Słuchaj Artur, jeżeli dostrzegasz takie rzeczy, to nie jest tak, że Ci się to wydaje, to się dzieje naprawdę wokół Ciebie", tak. Jakieś dziwne zachowania ludzi, jakieś dziwne przypadki, czy coś. No prosty przypadek, no przykład, szcześć śrub w kole się poluzowało nagle.

CK: Sześć śrub naraz?

AW: Naraz i w czasie jazdy do pracy, to była jesień 2010 roku, koło mi odmaszerowuje. No to jest co najmniej dziwne, tak? No, inne koła są przykręcone. Można zgonić na przypadek, kiedy ktoś chciałby ukraść te koła, tak? Bo tak mogłoby się zdarzyć, no natomiast to samo w sobie jest dziwne. Inny przypadek, no te przecięte hamulce, to nie jest tak, że to był element giętki, w sensie rurka ta...

CK: Trzeba się było postarać, żeby je przerżnąć.

AW: ... gumowa, bo można powiedzieć, że dobra, sparciało, tak?, samochód miał sześć lat, mogło sparcieć. Prawda? Uszkodzić się, zestarzeć i w wyniku eksploatacji po prostu pękła rurka. Inny przypadek, wypadła rurka ze zbiornika paliwowego od paliwa powrotnego i lało się paliwo blisko wydechu. Można powiedzieć, że w wyniku drgań ta rurka mogła sama się wysunąć ze zbiornika paliwa, tak? Inny przypadek, że to mechaniczne uszkodzenie hamulców, bo było parę takich dziwnych sytuacji. Mechaniczne uszkodzenie hamulców mogło nastąpić w wyniku, nie wiem, podróżowania po drogach jakichś nieutwardzonych, czy coś takiego, chociaż nie jeździłem, gdzieś coś podbiło, najechałem na jakiś metal, czy coś i rozcięło to. Natomiast no, powiem tak, jak zobaczył to mój mechanik to uszkodzenie, tej konkretnej części, bo to była rurka metalowa, która szła na tylnym moście i zobaczył to, to powiedział: " No Panie Arturze, ja tylko raz widziałem, jak kobieta w złości chciała ukarać swojego męża, bo cośtam zrobił, chciał od niej odejść, czy coś i mu przecięła fizycznie hamulce", tak? I mówię, no wtedy stwierdziłem, że może faktycznie, może tych zbiegów okoliczności jest zbyt wiele, być może trzeba pójść wreszcie na policję, zgłosić to i powiedzieć, niech zostanie chociaż ślad, tak?, niech chociaż ślad w papierach zostanie, że to nie jest jakiś mój wymysł, czy coś, tylko, że to jest faktyczne, fizyczne uszkodzenie elementu, który teoretycznie, no bardzo trudno, bo jeżeli to jest rurka, która idzie z tyłu mostu, no to jest osłaniana przez ten most, to może takie miejsce, mówię takie bardzo trudne do takiego przypadkowego uszkodzenia, aczkolwiek być może nie niemożliwe, tak? Trudno jest wyjaśnić.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

CK: Działamy na bieżąco, proszę wybaczyć pewien chaos, ale staram się z różnych kanałów odbierać różne informacje, to akurat chyba nie to, więc ja pozwolę sobie jeszcze, chyba na ostatnie już pytanie, bo męczymy cię tu już godzinę, zadać. Może takie bardziej ogólne, bo tak, jak już mówiłem, dzisiaj jest miesięcznica, ostatnio nowa świecka tradycja dotycząca miesięcznicy wiąże się z występami, ja nie znajduję innych słów na opisanie czegoś takiego- zwyrodnialców po prostu, którzy zakłócają próbę upamiętnienia ludzi, którzy zginęli pod Smoleńskiem. Podobne sceny, z podobnymi zwyrodnialcami odbywają się pod Wawelem. Jak Ty, ze swoim bagażem, może inaczej, co Ty tym ludziom, ze swoim bagażem byś powiedział? Jak usiłowałbyś do nich przemówić, o co ich można poprosić?

AW: Znaczy, ja się zastanawiam, czy w ogóle jeszcze da się rozmawiać z takimi osobami.

CK: Czy jest jakiś poziom, na którym można rozmawiać?

AW: Znaczy, ja powiem Tobie tak, kiedyś, jeszcze kilka lat temu sądziłem, że każdy absurd ma jakaś swoją granicę, której się nie da przekroczyć. Naprawdę tak sądziłem, byłem tak naiwny, że wierzyłem w to bardzo głęboko. Niestety, ostatnie lata pokazują, że już nie ma granicy. I tutaj już powiem, być może bardzo ostro, ale to zwyrodnienie, takie jakieś zezwierzęcenie, które jest w niektórych osobnikach, które nakręcają ten cały wręcz hejt, bo to inaczej się nie da nazwać. Jest hejt dziennikarski i są dziennikarze, którzy się zajmują takim hejtem, bo tego inaczej nie da się nazwać, są ludzie, którzy w jakiś sposób próbują siebie promować, no tak to widzę, po prostu, próbują siebie promować przez jakieś takie wręcz, no brutalne zagrywki, bo nie chcę używać tutaj wulgaryzmów, a same się nasuwają na usta, przez takie brutalne zagrywki, przez takie bezczeszczenie pamięci najważniejszych osób, które...

CK: Również tych mniej ważnych.

AW: Tych mniej, ale to już mówię wszystkich, bo jeżeli mówimy o sytuacji przy Pałacu Prezydenckim, to najważniejszych osób w państwie. I jeżeli mówimy o Wawelu, to też mówimy o osobach najważniejszych w tym konkretnym przypadku, bo to jednak był prezydent i jego żona, tak? I jeżeli tacy ludzie robią sobie z tego przyjemność, że pójdą i zablokują drogę...

CK: Wyświetlają jakieś obrzydliwe hasła.

AW: To już... I robią sobie z tego, nie wiem, jakiś happening, bo tak to trzeba nazwać, no to jest już jakieś zezwierzęcenie, to już jest kolejny poziom absurdu, który został przekroczony, który wydawało mi się, że jest nie do osiągnięcia, poza horyzontem. A okazuje się, że ci ludzie, wszyscy, którzy w ten sposób się zachowują, których widać w mediach nawet podczas tych miesięcznic, podczas tych prób blokowania dojazdu Pana Kaczyńskiego na grób swojego brata. Mówię no na litość, no ludzie, weźcie zacznijcie myśleć, weźcie uspokójcie się, wyciszcie te emocje, bo tego na dłuższą metę tego się nie da po prostu oglądać. I nie zdziwię się, jeżeli za jakiś czas, ktoś wyjdzie i was tak samo zacznie traktować, bo nie oszukujmy się, ta agresja, która jest cały czas, ona powoduje złość wśród tych, którzy się z tym nie zgadzają i nawet być może by przechodzili wobec tego obojętnie, gdyby nie było to na tak ogromną skalę, ale spodziewam się, że za chwilę jednemu lub drugiemu osobnikowi puszczą nerwy, pójdzie i dojdzie do rękoczynów, tak? A później tak skala zacznie się narastać i już mieliśmy jeden mord, który został wykonany, de facto, na tle politycznym.

CK: Dokonany przez działacza politycznego partii, która się uważała za partię miłości.

AW: I mówię, to co się dzieje w mediach społecznościowych, to co się dzieje w internecie, to co się dzieje w różnych czasopismach i w niektórych... może w kanałach telewizyjnych to już nie jest aż tak bardzo to widoczne, ale mimo wszystko jest podsycany ten niepokój społeczny, są te podziały. Dzisiaj nawet na Facebooku napisałem jeden post, który mówi, że przeglądałem kilka miesięcy wstecz różne takie wypowiedzi osób nawet niektórych sławnych, celebrytów itd., te osoby w taki sposób się wypowiadają, że aż po prostu no to jest przykre i te media, które dają takie tytuły do tych artykułów, jakby to już miał być koniec świata. No to mówię, trzeba chyba zacząć myśleć, myślenie naprawdę nie boli i po prostu szkoda słów.

CK: Czy mogę Ci zadać jeszcze jedno pytanie, bo nie chciałbym nikogo zawieść?

AW: Ależ oczywiście, ja jestem do dyspozycji.

#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#

CK: Jest jeszcze Mister Krzych: Gdy czekaliście na lotnisku w Smoleńsku na przylot Tupolewa, to rozmawialiście w ostatnie pół godziny w nimi przez radio, czy można wykluczyć, że to, co słyszeliście, to nagranie z taśmy emitowane w eter? Nie jestem pewien, czy rozumiem to pytanie.

AW: Znaczy, ja chyba rozumiem. Temu Panu chodzi ogólnie o to, czy rozmowy, które były, tak jakby prowadzone pomiędzy nami a załogą, to wskazywały na to, że to jest ta konkretna załoga. Tak, to byli ludzie, których znałem. Romawiałem ze śp. Robertem Grzywną, tak, że... Moi koledzy rozmawiali też i z Arkiem, bo tam bodajże ostatnia informacja: Arek, teraz widać wyjście, była odebrana, pokwitowana przez Arka Remkowi Musiowi. No bez wątpienia to była ta załoga. To był ten samolot.

CK: Więc jeszcze Adam Kania: czy TU-154M, nie wiem, czy znasz odpowiedź na to pytanie, posiadał na tyle paliwa, by dolecieć na lotnisko zastępcze. Myślę, że musiał.

AW: Proszę Państwa, to że lataliśmy w wojsku, nie oznacza, że nie przestrzegaliśmy przepisów prawa lotniczego. Zawsze, proszę Państwa, zawsze lot dla takich, nie mówię o locie na maksymalny zasięg, bo to się wtedy troszeczkę inaczej zachowuje, ale loty na takie lotniska zawsze były planowane tak, że było paliwo na oczekiwanie, w sensie, że nalezało mieć zapas paliwa na pół godziny oczekiwania nad lotniskiem, następnie dolot do lotniska zapasowego, wykonanie zajścia lądowania i jeszcze musiało zostać paliwo. Tak, że tak. Mieli paliwo i z tego, co mi się wydaje, chociaż nie latałem na Tupolewie i tutaj, żeby ktoś mnie nie posądził, bo nie latałem na Tupolewie, a wypowiadam się, rozmawiałem z kolegami, ta pozostałość paliwa, która była w Tupolewie, ci ludzie, którzy latali na tym samolocie stwierdzili, że to paliwo by im wystarczyło, żeby wrócili do Warszawy jeszcze. Tak, że spokojnie na lotnisko zapasowe, czy do Moskwy, która była 100 mil, czy ileśtam od Smoleńska, czy do Mińska Białoruskiego, spokojnie by im wystarczyło tego paliwa. Jeszcze by mieli bardzo dużo.

CK: Ja myślę, że to wystarczy na dzisiaj. Dziękuję wszystkim za udział. Przepraszam raz jeszcze za kłopoty techniczne, oczywiście zapis całego czatu będzie dostępny na stronie tysol.pl, więc każdy go będzie mógł obejrzeć, a kto będzie miał ochotę, czas i pytania do Artura Wosztyla... jest dostępny na Facebooku i jest dostępny na Twitterze, gdzie dosyć aktywnie z internautami rozmawia.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe