[Tylko u nas] Kacper Anuszewski i Paweł Bilski dla Tysol.pl: "Kino robimy z serducha"
Kacper Anuszewski: W dobie polskich komedii romantycznych. Dobrze, że powstała taka komedia gangsterska jak „Futro z Misia”.
Paweł Bilski: Warto zadać pytanie, dlaczego zrobiliśmy taki film. Kiedyś spotkałem się z Michałem Milowiczem przy okazji akcji charytatywnej. Wtedy zadałem mu pytanie, kiedy następny film w stylu „Chłopaki nie płaczą” czy „Poranku Kojota”. On powiedział, że brakuje scenariusza. Powiedziałem, że mam pomysł. To napisz, powiedział. Sygnałów, że brakuje takiego filmu, Michał dostawał setki, ale nie szło za tym nic dalej.
– I Pawle wziąłeś sprawy we własne ręce.
PB.: Tak, zaryzykowałem i zacząłem pisać.
– Co jest korzystniejsze dla twórców obecnie praca przy produkcji filmowej czy serialowej?
KA.: Trudno powiedzieć. Dużo zależy od szczęścia. Warto w odpowiednim momencie życia spotkać osoby, z którymi będzie można coś zrobić. Jest wielu zdolnych filmowców, którzy nie mają siły przebicia i nie słyszysz o nich zbyt wiele. Mają dobre pomysły i co z tego. Musieli się przebranżowić. Pamiętaj, że w tym biznesie jest bardzo duża konkurencja.
– Mieliście takie myśli, żeby zmienić branżę?
KA.: Nie. Stosunkowo zajmuje się tym bardzo krótko. Jako reżyser Ok. 4-5 lat. Nie miałem chwili zwątpienia. Jak wcześniej pracowałem jako aktor to miałem takie chwile. Wpadłem w depresję i ciągle byłem szufladkowy.
PB.: Bez żadnych układów zrobiłem film za darmo. Każdy może to zrobić. Wystarczy chcieć.
– Do jakiej szufladki Kacprze cię wsadzali?
KA.: Grałem głównie ojców, lekarzy i prawników.
– Budziłeś szacunek u społeczeństwa (śmiech).
KA.: No tak (śmiech). Ale to nie były główne role. Wtedy zacząłem pisać scenariusze bo brakowało mi wiele rzeczy w polskiej kinematografii.
– Dlaczego w Polsce nie robi się już komedii sensacyjnych?
PB.: Są badania rynku, które mówią, że to kobiety zabierają mężczyzn do kin, a nie odwrotnie. Najlepiej, żeby film miał romantyczny wątek. Jak zrobiliśmy „Futro z misia”, to słyszeliśmy głosy, że to już nie są lata 90. XX wieku, jednocześnie taki właśnie film chcieliśmy zrobić.
– Jesteście zadowoleni z frekwencji, jaką przyniosła wam wasza produkcja?
KA.: Spodziewałem się trochę wyższej frekwencji, ale nie jest źle. Wręcz wiele filmów może pozazdrościć takiego wyniku. Film można było obejrzeć poza Polską i dalej można. Jak sam wiem, często mówiono, że to jest druga część „Chłopaków nie płaczą”. Non stop prostowaliśmy tę informację.
– Ostatnio obejrzałem „Dżentelmenów” Guy’a Ritchie’ego i „Bad Boys for Life”. Bardzo podobały mi się te produkcje. Dlaczego my nie możemy w Polsce robić takich filmów?
PB.: U nas jest niepisana zasada, że film ma trwać 100 minut, bo jak będzie dłuższy, to nie będzie puszczany w kinach. Dlatego musieliśmy sporo wyciąć. Może kiedyś powstanie dłuższa wersja reżyserska.
KS.: Tu jest duża szansa dla kina niezależnego. Jak PISF w to wejdzie, to nie ma szans żeby zrobić coś innego, nowego i trzeba film robić szablonowo.
PB.: Często dystrybutorzy, poruszający się w polskich realiach narzucają jaką film ma mieć długość, ile ma w nim grać kobiet itd.
– Ok. Brakuje mi świeżej krwi w polskiej kinematografii.
PB.: Jestem przekonany, że w Polsce jest wiele zdolnych osób. Większe szanse mają jednak ci, których talent jest dziedziczny...
KA.: „Futro z misia” jest niezależną produkcją. Nie mieliśmy dofinansowania PISF-u. Nie jesteśmy po szkołach. Robimy to z serca. Spójrz na braci Węgrzyn, Maćka Kawulskiego. Szacunek dla tego co oni robią. My z Pawłem naszą szkołę filmową mieliśmy w wypożyczalniach kaset video.
– Szkoła filmowa niszczy potencjał?
PB.: Szkoły ogólnie uczą wyłącznie schematów.
KA.:W wielu przypadkach Szkoła może zabić kreatywność jeśli chodzi o reżyserię. Dla tego większość polskich produkcji jest do siebie podobna.
– „Futro z misia” jest Waszą jednorazową przygodą?
KA.: Możliwe, że będziemy robić kolejne filmy razem. Mamy ze sobą kontakt.
– Parafrazując klasyka polskich filmowcom brakuje luzu?
KA.: Nam nie brakuje luzu (śmiech).
PB.: Artyści są różni, jednak mają pewne cechy wspólne. Niektórzy są szalenie zdolni i bardzo wrażliwi ,zwłaszcza na krytykę, która bywa niesprawiedliwa, lub dotyczy aspektów niezwiązanych z ich zawodem. Zamykają się wtedy w skorupie, odcinają od wywiadów, mediów i może się wydawać, że brak im luzu. Inni są „nienajzdolniejsi” i boją się, że to wyjdzie na jaw – nie dziwi więc, że ciężko tam o luz. Jeszcze inni są totalnie bezkrytyczni i traktują „zwykłych ludzi” z góry. Doświadczyłem tego kiedyś. Czasem im mniejsza gwiazda tym większe ego, które musi sobie coś udowodnić. Amerykańscy aktorzy nie muszą sobie niczego udowadniać. Will Smith nie musi sobie niczego udowadniać. W Polsce z każdym następnym filmem, ktoś musi coś udowadniać – sobie lub innym.
– Po co muszą sobie udowadniać własną wartość?
PB.: Dobre pytanie. Nie mamy stawek rodem z Hollywood. Polscy aktorzy często chałturzą, i źle im z tym, ale muszą z czegoś żyć. Wyobraź sobie, że ten aktor idzie później z tym bagażem do mediów. Gdzie on ma mieć ten dystans?
KA.: Piotr Nowak to jest genialny aktor.
PB.: To jest kameleon! Ze jednej strony, artystycznej, to jest genialne. Z drugiej, zawsze jest tak bardzo różny, że cierpi na tym jego rozpoznawalność.
– Z każdego człowieka można zrobić aktora?
KA.: Tak.
PB.: Nie rozumiem tego podziału na aktora po szkole i nie po szkole.
KA.: Mnie to bardzo irytuje. Dobry aktor nie musi być po szkole.
– Warsztatu można się nauczyć na planie filmowym?
KA.: Dokładnie. Chcesz być dobrym aktorem? Graj z bardzo dobrymi aktorami. Tak jak to mówi stare szachowe przysłowie: „chcesz być lepszy to graj z lepszym graczem". Trzeba poznać danego człowieka i pod niego można pisać scenariusz.
– Kacprze zagrałeś w wielu reklamach. Ciężko się dostać na plan reklamy?
KA.: To zależy. Neutralna uroda pomaga. Wielu polskich aktorów zaczynało w reklamach. Od czegoś trzeba zacząć. Często reżyserzy castingowi, którzy obsadzają aktorów w reklamach, bardzo często pracują też na planach filmowych i tam również obsadzają aktorów. Dzięki występom w reklamach można zacząć przygodę z filmem. Mnie kiedyś mówili, że nie przyjmą mnie do filmu, bo gram w reklamach. Marek Kondrat przetarł szlaki. Kiedyś mówiono, że prawdziwy aktor nie gra w serialach tylko w teatrach. Co jest teraz? Wszyscy grają w serialach i reklamach. Nastąpiła ewolucja na rynku.
– Opinie recenzentów filmowych jeszcze coś znaczą. „Futro z misia” miało wiele negatywnych ocen ze strony krytyków?
KA.: Obecnie recenzentem może być każdy.
PB.: Trzeba mieć dystans. W jednej z recenzji czytałem, że najsłabszym elementem Futra jest scenariusz. Napisał to ktoś, kto scenariusza nie czytał. Kurtyna.
– Usłyszałem opinie, że recenzenci boją się myśleć autonomicznie, gdyż walą iść stadem za innymi koleżankami i kolegami po fachu. Dopiero jak ktoś pierwszy oceni, czy film jest zły czy dobry, dopiero wtedy pozostali krytycy opisują dany film.
KA.: Też tak myślę. Nie robi się pokazów prasowych, bo wiele recenzji możesz kupić wcześniej. Dostawałem wiadomości tego typu, że będą pozytywne opinie na portalu, jak zapłacę tyle i tyle.
– Dlaczego w Polsce jest mało kino motywującego?
KA.: Gdyż powstaje za dużo komedii romantycznych i nie ma miejsca na takie kino.
– Ludzie nie są znużeni komediami romantycznymi?
PB.: Nie. Ludzie masowo na nie chodzą.
– Bylibyście zainteresowani zrobieniem filmu o zespole Piękni i Młodzi?
KA.: Byłbym zainteresowany. Musiałbym to przerobić, żeby dodać trochę głębi. To jest bardzo ciekawa historia. Zresztą film można robić o każdym.
PB.: Widzę potencjał (śmiech).
– Macie wiele osiągnięć filmowych na koncie. Dlaczego o tym się nie mówi? Nie wyskakujecie z lodówki.
KA.: Nie wiem, od czego to jest zależne. Nie narzucam się mediom, robię swoje.
PB.: Ja również (śmiech).
KA.: Jest wielu zdolnych osób z Polski, które osiągnęły sukces na świecie, a nie mówi się o nich.
PB.: Sprzedam wam anegdotę. Jak pracowałem w telewizji jako producent, to miałem takie sytuacje. Proponowałem szefom, świetny pomysł na program. Oni mówią, super i pytają, jaką ten program ma oglądalność? Stwierdzam, że nie wiem, bo to jest dopiero pomysł. A… no to nie. Dlatego do Polski sprowadza się zagraniczne formaty.
– Polski przemysł filmowy to komedia czy dramat?
PB.: Show biznes w Polsce to jest duży show i mały biznes.
KA.: Zdecydowanie dramat. Przynajmniej ja lubię takie kręcić (śmiech).
Rozmawiał: Bartosz Boruciak