[Chrześcijanie na Bliskim Wschodzie] Nie wystarczą powroty. Potrzebna pomoc. "Dokąd mają wrócić?"
„Ich domy są zburzone. Dokąd mają wrócić? Jak sobie wyobrażamy ten powrót – do zniszczonego domu? Samo pragnienie powrotu nie wystarczy”
– podkreśliła s. Jihane Elaoudatallah ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia.
Polski rząd i organizacje „trzeciego sektora” włączyły się w wielki projekt pomocy ofiarom wojny (w tym odbudowę domów, szkół i szpitali), ale co z innymi państwami? Zwłaszcza tymi, które bezpośrednio lub pośrednio zaangażowały się w syryjską wojnę. Potrzeb jest bardzo wiele. Wszystkiego na pewno nie ułatwia geopolityczny węzeł gordyjski jakim jest syryjski konflikt. Z jednej strony tzw. Państwo Islamskie traci kolejne tereny (ostatnia udana ofensywa Syryjskich Sił Demokratycznych – koalicji pod dowództwem Kurdów, w Dolinie Eufratu), z drugiej jednak ciężko wypatrywać zakończenia wojny. Walka zbrojna to tylko tragiczny element politycznej gry w której sidła wpadła Syria.
„Wiele rodzin, zwłaszcza chrześcijańskich, myśli o powrocie do Syrii. To, że one zostały rozdzielone, jest ogromną raną także dla Kościoła”
– dodał o. Raymond Girgis przełożony klasztoru nawrócenia św. Pawła w Tabbaleh w Damaszku.
To kolejny, po siostrze Jihane, rozmówca Stowarzyszenia Papieskiego Pomoc Kościołowi w Potrzebie, którego relacje po irlandzkiej wizycie papieża opublikowała katolicka organizacja. Geopolityczne rozdania w Syrii jeszcze się nie skończyły. Kurdyjskie media właśnie poinformowały, że USA instalują zaawansowaną technologię radarową na terytorium Rożawy (czyli syryjskiego Kurdystanu). Oznacza to, że słowa Donalda Trumpa – prezydenta USA o wycofaniu sił amerykańskich z Syrii (obecnie wspierających SDF) mogły być kolejnym geo-strategicznym theatrum. Po słowach Trumpa kolejny raz wróciło pytanie co z sytuacją Kurdów? Na decyzję o wycofaniu wojska USA z Syrii „wyczekuje” Ankara, brak amerykańskich baz pod Manbidż oznaczałby dla tureckiej armii możliwe otworzenie kolejnego frontu w syryjskim Kurdystanie i powtórkę z ofensywy na Afrin. Nie dziwi zatem, że część kurdyjskich środowisk próbuje się porozumieć z Damaszkiem (syryjskim rządem) i ustalić status syryjskiego Kurdystanu. Gdyby do takiej tureckiej akcji doszło i Ankara zdecydowałaby się zaatakować Rożawę, tak jak w przypadku Afrin, oznaczałoby to ofensywę na integralnym terytorium Syrii i kolejne „okrojenie” tego uciemiężonego wojną kraju.
Mike Bruszewski