[tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Do Siedmiogrodu

Właśnie wróciłem z Tusnad (Tusványos), gdzie bawiłem na zaproszenie oficjalne węgierskie. Co roku, od 1989, w formie coraz bardziej zorganizowanej Tusnad gości pod namiotami „uniwersytet letni”. Przybywają tam dziesiątki tysięcy ludzi, głównie młodych. W ciągu dnia wykłady, seminaria i panele; większość chyba małolatów olewa je, śpią, bo co nocy balują na rozlicznych koncertach. W repertuarze wszystko od muzyki patriotycznej przez ludową i jazz, aż do różnych odmian rocka. Zresztą wszystko albo pośrednio, albo bezpośrednio było narodowe – nawet techno. 
 [tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Do Siedmiogrodu
/ Fotolia
Tusnad jednym słowem to letni obóz integracyjny nacjonalizmu węgierskiego. Była też tam śmietanka warstwy politycznej węgierskiej, a w tym i sam premier Viktor Orbán, który w zeszłym roku obwieścił śmierć liberalnej demokracji, a w tym opowiedział o swojej wizji demokracji chrześcijańskiej, o czym kiedy indziej. Proszę sobie wyobrazić podobny uniwersytet letni w podwileńskich Ejszyszkach z małolatami z obecnej RP oraz z całych Kresów Wschodnich – od Odessy do Rygi – z Jarosławem Kaczyńskim i jego rządem. I będzie wtedy pełny obraz tej awantury.

Tusnad to wioska w kotlinie karpackiej, a dokładniej w Siedmiogrodzie. Pełno tam niedźwiedzi (widziałem z 5 metrów 500-kilowego samca) oraz Szeklerów – górali węgierskich. Wzdłuż granicy z Republiką Węgier siedzi tam 1,5 miliona Węgrów – poza granicami swego kraju. Zresztą Węgry dzisiejsze mają wątpliwy przywilej sąsiadowania z kilkoma milionami swoich etnicznych braci, których siedziby przylegają do węgierskiej granicy, ale pozostają poza granicami tego państwa. Małe węgierskie ojczyzny, czy raczej duże ojczyzny, siedzą w Słowacji, Serbii, Chorwacji, Słowenii, na Ukrainie i w Rumunii. 

Romania Mare – „Wielka Rumunia” – jest obecnie panem Siedmiogrodu, gdzie rumuńskiego prawie nie słychać, nawet wśród policjantów, a o prawosławiu świadczą pojedyncze cerkiewki. Wszędzie indziej króluje węgierski oraz powiewają dumnie naznaczone półksiężycem i palmą flagi Szeklerów – tamtejszych madziarskich górali. Flagi nielegalne naturalnie, bo kojarzące się władzom w Bukareszcie z irredentą. 

Rumuński rząd ostatnio reagował ostro. Dwóch szeklerskich chłopaków gadało między sobą, że warto zakłócić uroczyste obchody „Wielkiej Rumunii”, może walnąć jakąś bombę w defiladę wojsk rumuńskich. Głupie gadanie, mieści się w ramach wolności słowa, bo za głupotą nie poszły żadne czyny, jak podkreślają miejscowi górale siedmiogrodzcy. Ale władze rumuńskie uznały to za spisek. Facetów przetrzymano przez rok, a teraz skazano na pięć lat więzienia. To gruba przesada. Nie tylko naruszono zasadę wolności słowa, ale również wykreowano pierwsze ofiary wśród Węgrów. „Mamy więźniów politycznych!” – słyszałem w Tusnad.

Węgrzy miejscowi i zakordonowi mówili mi, że siedzi też kilku burmistrzów węgierskich za sprawy korupcyjne. Rzekomo rumuńskim kacykom lokalnym takie nadużycia się odpuszcza. Patrzy przez palce. Nie wiem, nie badałem tych spraw, a tylko odnotowuję. Percepcja taka dominuje wśród górali. Miejscowi Węgrzy skarżą się na zaniedbanie przez centralizujący rząd Rumunii. Chcą autonomii de jure, którą de facto się cieszą. Ich politycy grają na nutę Brukseli, upominając się o prawa mniejszości. 

Poznałem kilku z nich, a największe wrażenie zrobił na mnie emerytowany biskup ewangelicki László Tőkés, bohater kontrrewolucji przeciw rumuńskiej komunie w Tamasver w 1989 r., a obecnie eurodeputowany. Tokes opowiadał, że w czasie antykomunistycznego wystąpienia wszyscy byli zjednoczeni: protestanci, katolicy i prawosławni, czyli Węgrzy i Rumuni. Ale nastąpiła transformacja i tajna policja z Securitate przeszła do „nowych” służb rumuńskich, zaczęła szermować naddunajską wersją neomoczaryzmu i udało się neoubekom wywołać nienawiść do Węgrów siedmiogrodzkich w takt narodowego postbolszewizmu rumuńskiego. Szkoda.

Gospodarze moi ubolewali, że w Polsce nie ma zrozumienia tej sytuacji. Co więcej, Madziarzy dziwili się, że wszystkie rządy RP wraz z obecnym lekceważą sobie sytuację mniejszości polskiej w państwach postsowieckich. Odparłem, że RP również nie troszczy się odpowiednio o Polaków w Niemczech, którzy wogóle nie są uznawani za mniejszość narodową. I w Czechach sytuacja też nie jest absolutnie różowa. Co do cywilizacyjnych terenów Kresów Wschodnich polskie zaniebanie to wynik szeregu czynników. Po pierwsze, wypływa to z traumy komunistycznej umiejętnie manipulowanej przez liberałów, którzy anatemą obłożyli jakikolwiek wyraz solidarności etnokulturowej wobec zagranicznych Polaków. Różowi i czerwoni zredukowali troskę o zakordonowych współbraci na wschodzie do szowinizmu. 

Ponadto pokutuje ukąszenie gedroyciowskie, które nakazuje faworyzować integralne nacjonalizmy sąsiadów kosztem tubylczych Polaków ukrainnych i innych. Wywodzi się to z przekonania, że wspierając kresowych Polaków, osłabia się tamtejsze państwa narodowe, które mają stanowić barierę geopolityczną przeciw Rosji. 

Jednak jeśli państwa te są tak słabe, że koncesje autonomii kulturowej i restytucji mienia dla rdzennych mieszkańców polskich oznaczają zagrożenie dla ich przeżycia, to czy można twierdzić, że upośledzanie i dyskryminacja ludności polskiej spowoduje, że Litwa, Białoruś i Ukraina tym sposobem staną się wszechpotężne i będą w stanie same potrafiły obronić się przed Rosją? Naturalnie to bzdura. Należy osobno traktować postulaty tubylczych Polaków i naciskać na obronę tej i innych mniejszości, a do sprawy obronności państw etnonacjonalistycznych położonych na cywilizacyjnych Kresach Wschodnich należy podchodzić odrębnie. 

Takie myśli mnie nachodziły, gdy ciągali mnie po przecudownym Siedmiogrodzie moi przemili gospodarze. Od pola bitwy honwedów z kozakami z 1848 r., przez roześmiane góralskie restauracje, maszerowaliśmy i jeździliśmy przez przecudowne Karpaty. Aż weszliśmy na szczyt góry, szeklerskiego sanktuarium maryjnego, gdzie paulin ojciec Paweł Cebula wśród potężnych wzgórz i hal wraz z owcami i bocianami odprawił dla nas mszę polową – szkoda, że nie po łacinie.

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 20 sierpnia 2018
www.iwp.edu

Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (34/2018) do kupienia w wersji cyfrowej tutaj.

 

POLECANE
Atak nożownika w Krakowie z ostatniej chwili
Atak nożownika w Krakowie

W Szpitalu Uniwersyteckim przy ul. Jakubowskiego w Krakowie doszło do ataku nożownika – informuje RMF FM. Ofiarą jest lekarz, który został ciężko ranny. Zatrzymano sprawcę.

Potężny wzrost PiS w sondażu poparcia partii politycznych CBOS gorące
Potężny wzrost PiS w sondażu poparcia partii politycznych CBOS

Gdyby wybory parlamentarne odbyły się pod koniec kwietnia, KO i PiS mogłyby liczyć na remisowe poparcie po 32 proc. – wynika z sondażu CBOS. Na drugim miejscu znalazła się Konfederacja z poparciem 15 proc.; do Sejmu weszłaby także Lewica z poparciem 5 proc. Trzecia Droga – jako koalicja – z wynikiem 6 proc. znalazłaby się pod progiem wyborczym, podobnie partia Razem, która mogłaby liczyć na 4-proc. wynik.

Nowa oferta Warner Bros. Discovery. Co to oznacza dla TVN? Wiadomości
Nowa oferta Warner Bros. Discovery. Co to oznacza dla TVN?

Potencjalna sprzedaż przez Warner Bros. Discovery długo gościła na czołówkach mediów. Firma jednak odstąpiła od swoich planów, przynajmniej na razie, i zaproponowała coś nowego.

Niepokojące doniesienia z granicy polsko-niemieckiej. Komunikat niemieckich służb pilne
Niepokojące doniesienia z granicy polsko-niemieckiej. Komunikat niemieckich służb

Niemieckie służby opublikowały kolejne komunikaty dotyczące sytuacji na polsko-niemieckiej granicy związane z nielegalnymi imigrantami.

Porażka Bodnara. Jest opinia TSUE w sprawie statusu sędziów z ostatniej chwili
Porażka Bodnara. Jest opinia TSUE w sprawie statusu sędziów

Sam udział w procesie nominacyjnym sędziego organu niedającego gwarancji niezawisłości nie uzasadnia konieczności wyłączenia go z rozpoznania sprawy – brzmi opinia rzecznika TSUE.

Trump: Byłbym po stronie Ukrainy, niekoniecznie Zełenskiego Wiadomości
Trump: Byłbym po stronie Ukrainy, niekoniecznie Zełenskiego

Prezydent USA Donald Trump powiedział w wywiadzie dla magazynu "The Atlantic", że może dojść do sytuacji, w której jasno poprze Ukrainę. Zaznaczył jednak, że niekoniecznie opowie się po stronie Wołodymyra Zełenskiego, bo "ma z nim ciężko".

Paraliż w stolicy. Rannych 18 osób pilne
Paraliż w stolicy. Rannych 18 osób

Do groźnego wypadku doszło w Warszawie z udziałem dwóch tramwajów, w którym ucierpiało aż 18 osób. W związku ze zdarzeniem ruch tramwajowy w okolicy został sparaliżowany.

Komunikat dla mieszkańców Warszawy pilne
Komunikat dla mieszkańców Warszawy

W związku ze zbliżającą się majówką mieszkańcy Warszawy powinni liczyć się ze zmianami w komunikacji miejskiej i ograniczeniami w organizacji ruchu.

Niepokojące informacje z granicy. Komunikat Straży Granicznej pilne
Niepokojące informacje z granicy. Komunikat Straży Granicznej

Straż Graniczna regularnie publikuje raporty dotyczące wydarzeń na granicy polsko-białoruskiej. Według ostatnich doniesień doszło do ataku na polskich funkcjonariuszy.

Konsternacja w studiu TVN po komentarzu eksperta: Niestety, najlepszy Nawrocki Wiadomości
Konsternacja w studiu TVN po komentarzu eksperta: "Niestety, najlepszy Nawrocki"

Prof. Karolina Wigura w studiu TVN bez wahania wskazała zwycięzcę poniedziałkowej debaty prezydenckiej "Super Expressu". Choć nie przyszło jej to łatwo. – Z przykrością muszę to powiedzieć, uważam, że wygrał Karol Nawrocki – stwierdziła. 

REKLAMA

[tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Do Siedmiogrodu

Właśnie wróciłem z Tusnad (Tusványos), gdzie bawiłem na zaproszenie oficjalne węgierskie. Co roku, od 1989, w formie coraz bardziej zorganizowanej Tusnad gości pod namiotami „uniwersytet letni”. Przybywają tam dziesiątki tysięcy ludzi, głównie młodych. W ciągu dnia wykłady, seminaria i panele; większość chyba małolatów olewa je, śpią, bo co nocy balują na rozlicznych koncertach. W repertuarze wszystko od muzyki patriotycznej przez ludową i jazz, aż do różnych odmian rocka. Zresztą wszystko albo pośrednio, albo bezpośrednio było narodowe – nawet techno. 
 [tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Do Siedmiogrodu
/ Fotolia
Tusnad jednym słowem to letni obóz integracyjny nacjonalizmu węgierskiego. Była też tam śmietanka warstwy politycznej węgierskiej, a w tym i sam premier Viktor Orbán, który w zeszłym roku obwieścił śmierć liberalnej demokracji, a w tym opowiedział o swojej wizji demokracji chrześcijańskiej, o czym kiedy indziej. Proszę sobie wyobrazić podobny uniwersytet letni w podwileńskich Ejszyszkach z małolatami z obecnej RP oraz z całych Kresów Wschodnich – od Odessy do Rygi – z Jarosławem Kaczyńskim i jego rządem. I będzie wtedy pełny obraz tej awantury.

Tusnad to wioska w kotlinie karpackiej, a dokładniej w Siedmiogrodzie. Pełno tam niedźwiedzi (widziałem z 5 metrów 500-kilowego samca) oraz Szeklerów – górali węgierskich. Wzdłuż granicy z Republiką Węgier siedzi tam 1,5 miliona Węgrów – poza granicami swego kraju. Zresztą Węgry dzisiejsze mają wątpliwy przywilej sąsiadowania z kilkoma milionami swoich etnicznych braci, których siedziby przylegają do węgierskiej granicy, ale pozostają poza granicami tego państwa. Małe węgierskie ojczyzny, czy raczej duże ojczyzny, siedzą w Słowacji, Serbii, Chorwacji, Słowenii, na Ukrainie i w Rumunii. 

Romania Mare – „Wielka Rumunia” – jest obecnie panem Siedmiogrodu, gdzie rumuńskiego prawie nie słychać, nawet wśród policjantów, a o prawosławiu świadczą pojedyncze cerkiewki. Wszędzie indziej króluje węgierski oraz powiewają dumnie naznaczone półksiężycem i palmą flagi Szeklerów – tamtejszych madziarskich górali. Flagi nielegalne naturalnie, bo kojarzące się władzom w Bukareszcie z irredentą. 

Rumuński rząd ostatnio reagował ostro. Dwóch szeklerskich chłopaków gadało między sobą, że warto zakłócić uroczyste obchody „Wielkiej Rumunii”, może walnąć jakąś bombę w defiladę wojsk rumuńskich. Głupie gadanie, mieści się w ramach wolności słowa, bo za głupotą nie poszły żadne czyny, jak podkreślają miejscowi górale siedmiogrodzcy. Ale władze rumuńskie uznały to za spisek. Facetów przetrzymano przez rok, a teraz skazano na pięć lat więzienia. To gruba przesada. Nie tylko naruszono zasadę wolności słowa, ale również wykreowano pierwsze ofiary wśród Węgrów. „Mamy więźniów politycznych!” – słyszałem w Tusnad.

Węgrzy miejscowi i zakordonowi mówili mi, że siedzi też kilku burmistrzów węgierskich za sprawy korupcyjne. Rzekomo rumuńskim kacykom lokalnym takie nadużycia się odpuszcza. Patrzy przez palce. Nie wiem, nie badałem tych spraw, a tylko odnotowuję. Percepcja taka dominuje wśród górali. Miejscowi Węgrzy skarżą się na zaniedbanie przez centralizujący rząd Rumunii. Chcą autonomii de jure, którą de facto się cieszą. Ich politycy grają na nutę Brukseli, upominając się o prawa mniejszości. 

Poznałem kilku z nich, a największe wrażenie zrobił na mnie emerytowany biskup ewangelicki László Tőkés, bohater kontrrewolucji przeciw rumuńskiej komunie w Tamasver w 1989 r., a obecnie eurodeputowany. Tokes opowiadał, że w czasie antykomunistycznego wystąpienia wszyscy byli zjednoczeni: protestanci, katolicy i prawosławni, czyli Węgrzy i Rumuni. Ale nastąpiła transformacja i tajna policja z Securitate przeszła do „nowych” służb rumuńskich, zaczęła szermować naddunajską wersją neomoczaryzmu i udało się neoubekom wywołać nienawiść do Węgrów siedmiogrodzkich w takt narodowego postbolszewizmu rumuńskiego. Szkoda.

Gospodarze moi ubolewali, że w Polsce nie ma zrozumienia tej sytuacji. Co więcej, Madziarzy dziwili się, że wszystkie rządy RP wraz z obecnym lekceważą sobie sytuację mniejszości polskiej w państwach postsowieckich. Odparłem, że RP również nie troszczy się odpowiednio o Polaków w Niemczech, którzy wogóle nie są uznawani za mniejszość narodową. I w Czechach sytuacja też nie jest absolutnie różowa. Co do cywilizacyjnych terenów Kresów Wschodnich polskie zaniebanie to wynik szeregu czynników. Po pierwsze, wypływa to z traumy komunistycznej umiejętnie manipulowanej przez liberałów, którzy anatemą obłożyli jakikolwiek wyraz solidarności etnokulturowej wobec zagranicznych Polaków. Różowi i czerwoni zredukowali troskę o zakordonowych współbraci na wschodzie do szowinizmu. 

Ponadto pokutuje ukąszenie gedroyciowskie, które nakazuje faworyzować integralne nacjonalizmy sąsiadów kosztem tubylczych Polaków ukrainnych i innych. Wywodzi się to z przekonania, że wspierając kresowych Polaków, osłabia się tamtejsze państwa narodowe, które mają stanowić barierę geopolityczną przeciw Rosji. 

Jednak jeśli państwa te są tak słabe, że koncesje autonomii kulturowej i restytucji mienia dla rdzennych mieszkańców polskich oznaczają zagrożenie dla ich przeżycia, to czy można twierdzić, że upośledzanie i dyskryminacja ludności polskiej spowoduje, że Litwa, Białoruś i Ukraina tym sposobem staną się wszechpotężne i będą w stanie same potrafiły obronić się przed Rosją? Naturalnie to bzdura. Należy osobno traktować postulaty tubylczych Polaków i naciskać na obronę tej i innych mniejszości, a do sprawy obronności państw etnonacjonalistycznych położonych na cywilizacyjnych Kresach Wschodnich należy podchodzić odrębnie. 

Takie myśli mnie nachodziły, gdy ciągali mnie po przecudownym Siedmiogrodzie moi przemili gospodarze. Od pola bitwy honwedów z kozakami z 1848 r., przez roześmiane góralskie restauracje, maszerowaliśmy i jeździliśmy przez przecudowne Karpaty. Aż weszliśmy na szczyt góry, szeklerskiego sanktuarium maryjnego, gdzie paulin ojciec Paweł Cebula wśród potężnych wzgórz i hal wraz z owcami i bocianami odprawił dla nas mszę polową – szkoda, że nie po łacinie.

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 20 sierpnia 2018
www.iwp.edu

Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (34/2018) do kupienia w wersji cyfrowej tutaj.


 

Polecane
Emerytury
Stażowe