[Chrześcijanie na B. Wschodzie] Somalijscy piraci w kolejce po niemieckie zasiłki. Chrześcijanie wracają
ak niemieckie władze traktują islamskich piratów, którzy napadli na „ich” jednostkę morską? Pięciu z dziesięciu morskich bandytów skazanych na atak na kontenerowiec „Taipan” ma status „osób tolerowanych” na terenie Niemiec. Piraci ubiegali się o azyl. Mimo, że wnioski zostały odrzucone to Somalijczyków uratowały „procedury”. Z uwagi na brak paszportów, problemy z połączeniami lotniczymi a także kwestie wyrobienia dokumentów przez stronę somalijską morscy terroryści mogą pozostać na terenie Niemiec. Nie zostali deportowani. Berlin ma problem z samymi deportacjami – generalnie przeciwko „odsyłaniu” cudzoziemców-muzułmanów protestują lewicowe organizacje. O losie somalijskich piratów opinia publiczna dowiedziała się przypadkiem. Przedstawiciele partii AfD (Alternative fur Deutschland) zapytali jaki jest dalszy status skazanych Somalijczyków a to uruchomiło lawinę informacji pogrążających w oczach opinii publicznej niemieckie władze. Absurdalna polit-poprawność, imposybilizm oraz przepisy sprawiają, że porywający, dla okupu, cywilne statki terroryści nie tylko cieszą się wolnością ale i socjalnymi przywilejami. W toku sprawy okazało się, że zakładając rodziny na terenie Niemiec w końcu przysługują im socjalne benefity, które pobierają (jeden z somalijskich piratów pobiera ok. 1000 euro zasiłku – wywiad z nim przeprowadził „Die Welt”).
Wszystko to w obliczu prowadzonych antyterrorystycznych działań przeciwko pirackiemu procederowi m.in. w Zatoce Adeńskiej. To właśnie takie misje Unii Europejskiej jak Atalanta (morska operacja kontr-terrorystyczna) sprawiły, że udało się ograniczyć ataki piratów. Niestety okazuje się, że żołnierze z państw członkowskich UE łapią bandytów a potem piraci stają się „gwiazdami” artykułów o unijnych absurdach.
Zwłaszcza, że porwania dla okupu w islamskim świecie stały się od Kaukazu po wschodnią Afryką czymś w rodzaju „sportu narodowego”. Delikatne kary a nawet przywileje dla porywaczy są niebezpiecznym precedensem. Doskonale wiedzą o tym chrześcijanie na Bliskim Wschodzie. Jak pisałem w poprzednim felietonie – wyznawcy Chrystusa powracają do swoich domów. Ale nie czują i nie będą czuli się bezpiecznie, gdy dalej istnieje ryzyku „przyjazdu” grupy islamistów, która będzie podkładała bomby pod kościoły albo porywała ludzi. Dlatego chrześcijanie z Iraku wystosowali apel do organizacji międzynarodowych by zapewniły im bezpieczeństwo na ziemiach, na które wracają. Jeden z irackich hierarchów zaapelował także o stacjonowanie międzynarodowych wojsk na Równinie Niniwy aby ustrzec wyznawców Chrystusa przed „powtórką” tzw. Państwa Islamskiego.
Mike Bruszewski