Marek Jan Chodakiewicz dla "TS": Papież i prezydent wypełniają Boski Plan

Autor daje na syntezę antykomunizmu i chrześcijaństwa, co rzeczywiście jest dziełem Bożym, aby przyjąć z powrotem naszych protestanckich braci i siostry do wspólnoty, z której wyrwała ich luterska rewolucja. Jeśli chodzi o autorski styl, to nie ma nic lepszego niż powtarzanie! Autor powtarza się w wielu miejscach, ale większość i tak jest nowym materiałem dla niespecjalisty i przeciętnego czytelnika (jak również dla wielu tzw. naukowców głównego nurtu). A przecież jasne jak słońce jest stwierdzenie, że „koneksja między nimi stała się widoczna, gdy Reagan i Jan Paweł II spotkali się po raz pierwszy w czerwcu 1982 r. Tam, w Watykanie, prezydent i papież zawierzyli sobie, że Bóg oszczędził ich żywoty rok wcześniej, aby wypełnić boski cel pokonania imperium komunistycznego” (s. 8).
Po lekturze książki chciałbym się podzielić z czytelnikami „Tygodnika” głównie spostrzeżeniami dotyczącymi spraw polskich. Nie dlatego, że są to rewelacje, ale przede wszystkim dlatego, by zobaczyli, jakie dziury w wiedzy ma osoba, która Janowi Pawłowi II, Polsce i „Solidarności” jest tak niesamowicie życzliwa. Tam, gdzie naukowiec nie jest ekspertem, polega zwykle na wiedzy z drugiej ręki. Oznacza to, że powiela powszechnie akceptowane schematy i powtarza ogólnie obowiązujące klisze.
Na przykład pisze o „wolnych wyborach” w Polsce w czerwcu 1989 r., a przecież były to wybory sfałszowane, ustawione. Kengor zupełnie nie orientuje się w naturze post-komunizmu, który przepoczwarzył się z komunizmu. Myśli, że Antoni Macierewicz był ministrem spraw wewnętrznych od początku, a nie zauważa Czesława Kiszczaka, który długo czekał, aż Kreml da znak do zakończenia „odnowy”. Wiedza historyka o ks. Jerzym Popiełuszce jest powierzchowna; nie ma choćby wzmianki o prześladowaniu go, gdy był klerykiem w komunistycznym wojsku. Co do Wałęsy, to autor kultywuje jego mit rycerza bez skazy i zmazy. Twierdzi też, że Sowieci przejęli Polskę „w późnych latach czterdziestych”. Nie wie, że Stalin zdobył ją z Hitlerem w 1939 r. Wspominając golgotę chrześcijaństwa w Sowdepii, umknęło autorowi męczeństwo Kościoła katolickiego, a także fakt, że większość pomordowanych i prześladowanych za wiarę łacińską to osoby polskiego pochodzenia. Zupełnie pomija fakt, że kardynał Adam książę Sapieha miał kontakty z podziemiem polskim w czasie II wojny światowej.
Nie rozróżnia faszyzmu od nazizmu, a więc powiela kalkę propagandy Kominternu. Nie rozumie, dlaczego kardynał Eugenio Pacelli – potem Pius XII – uważał USA za twór wolnomularski. Kengor myśli, że Dachau to przede wszystkim miejsce martyrologii księży niemieckich. Nie ma pojęcia, że większość ofiar to duchowni polscy. I nieprawidłowo twierdzi, że w USA nie było partii nazistowskiej, podczas gdy funkcjonował Bund zrzeszający wielu Amerykanów niemieckiego pochodzenia. Kengor kwestionuje też zrównywanie przez Reagana i biskupa Fultona Sheena nazistów i komunistów. A naturalnie nie ma racji. Gdzie indziej pisze o „męczeństwie księży jugosłowiańskich”. Nie wiadomo, o kogo chodzi. Z kontekstu chyba o katolików, których męczyła komuna, a więc Słoweńców i Chorwatów. Ale przegapił wcześniejsze akcje ustaszów przeciw prawosławnym. Nie wie, że powstanie węgierskie w 1956 r. wybuchło z solidarnościowego wiecu propolskiego pod pomnikiem Bema, a nie Stalina.
Największym felerem „A Pope and A President” jest to, że autor nie rozumie, jak wielki wpływ miały na Karola Wojtyłę lata czterdzieste i pięćdziesiąte. Bezwzględny horror okupacji niemieckiej, a potem jednak mniej żarłoczny okupacji sowieckiej nie istnieją w tej pracy. Brak wzmianki, że Wojtyła studiował w Rzymie w drugiej połowie lat czterdziestych. Historyk nic nie wie o powstaniach antykomunistycznych, mordach i prześladowaniach, choćby takich głośnych sprawach jak proces Kurii Krakowskiej. Ks. Wojtyła był proboszczem, który żył w cieniu tych tragedii. Jak można pisać o antykomunizmie przyszłego papieża i pomijać tak kluczowe rzeczy? Dalej, Kengor miesza rozmaite epizody, na przykład nowohucką walkę o krzyż. Nie rozumie wcale kontekstu maryjnej batalii o millennium w 1966 r. i przedtem ks. Prymasa Stefana Wyszyńskiego. Ponieważ nie pojmuje, czym były lata 1944-1956, odrzuca fakt, że lata siedemdziesiąte pod komuną w PRL były relatywnie „liberalne”.
Najważniejsze są dociekania Paula Kengora na temat zamachu na Jana Pawła II. Nie ma wątpliwości, że za próbą mordu stali Sowieci. Kengor wskazuje palcem na GRU, a nie na KGB. Jest to możliwe, jednak możliwe jest też, że obie służby współdziałały. Inaczej dlaczego bułgarskie KGB, więc tajna policja cywilna, zajęła się zabójcą, Ali Agcą? Dotyczy to zarówno Bułgarii, gdzie ten spędził dłuższy czas, jak również Włoszech. Czy cywilne linie lotnicze bułgarskie za komuny były pod nadzorem służb militarnych, czy nie?
W każdym razie autor jest przekonany, że GRU zorganizowało zamach i są na to dowody. Niestety nie przedstawia ich, bo są utajnione. Chodzi o ściśle poufny raport CIA, który czytał Reagan. Natomiast historyk przedstawia nam świadków, którzy albo ten raport widzieli, albo o nim słyszeli. Ja dodaję od siebie: mój zmarły dwa lata temu kolega z uczelni, śp. profesor Tom Melady był ambasadorem USA w Watykanie za prezydentury George'a H.W. Busha. Został on upoważniony przez swego pryncypała – przy składaniu listów uwierzytelniających – do poinformowania Jana Pawła II, że USA były gotowe sprawę nieudanego mordu nagłośnić, ze wszelkimi konsekwencjami. W oparciu o zdobyty materiał wywiadowczy. Papież ciepło odparł: „Not now” (nie teraz). Dlaczego? Okazuje się, że Ojciec Święty grał wtedy z Sowietami o ujawnienie prawdy o Katyniu. Obiecał gensekowi Michaiłowi Gorbaczowowi, że nie będzie naciskał na rozwiązanie tajemnicy zamachu na siebie, o ile Kreml w końcu przyzna się do mordu w Katyniu. Paul Kengor znał Toma, ale nie wydobył z niego tej historii.
Inną ciekawą rzeczą jest kryzys polski w marcu 1981 r. Według badacza Sowieci chcieli wtedy najechać na Polskę, bowiem siły zbrojne USA mobilizowały się w Niemczech, a Reagan był hospitalizowany po zamachu. Kreml zmienił zdanie, bo przestraszył się, że prezydenta zastępuje... Alexander Haig. Ale to sprzeczne z intuicją. Reagan był znany z antykomunizmu, Haig zaś raczej miękki. Ponadto decydującą sprawą był kryzys w Bydgoszczy, który tubylczy Czerwoni rozwiązali siłowo. Nie było potrzeby wejścia Sowietów, którzy zresztą już w Polsce byli.
Paul Kengor następnie twierdzi, że tajny dokument NSDD-32 autoryzował m.in. fundusze na tajne wsparcie „Solidarności” i opozycji w Polsce (s. 290). Paweł Zyzak (polski historyk, doktor nauk humanistycznych, publicysta – przyp. red.) nie potrafił odszukać żadnych dokumentów o tajnych funduszach i uważa, że źródłem głównym finansowania było AFL-CIA, a potem National Endownment for Democracy. Zobaczymy, czy Kengor będzie w stanie udowodnić swe ekstrapolacje.
Wiem, że to dość ekscentrycznie chwalić kolegę, ganiąc go za szereg potknięć, niedociągnięć, pomyłek i dziur. Ale jak na Amerykę, to naprawdę świetna książka. I bardzo propolska. Jest żywym dowodem, jak bardzo wiedza o Polsce nie istnieje w USA i na Zachodzie. Pochylcie się, rodacy nad Wisłą, nad tym problemem, już o Polonii nie wspomnę.
Marek Jan Chodakiewicz
Washington, DC, 1 marca 2018
Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (10/2018) do kupienia w wersji cyfrowej tutaj.
#REKLAMA_POZIOMA#