Degermanizacja Holokaustu
Nie ma Niemców. Są Polacy
W takim obrazie Zagłady, w miejsce obok "nazistów" wprowadzane są narody Europy Wschodniej (ze szczególnym uwzględnieniem roli Polaków), których mentalność prezentowana jest jako prawdziwie zgodna z celami i metodami Holokaustu. I tu oskarżenia kieruje się już z zasady wobec narodowości, nazywając winnych po prostu Polakami.
Misterna robota
Przekłamanie w procesie degermanizacji Holokaustu często nie polega na podawaniu fałszywych informacji, bo tak prymitywne kłamstwa mają krótkie nogi, ale na ich selektywnym doborze, pomniejszaniu jednych faktów a wyolbrzymianiu innych, celowym unikaniu niektórych z nich oraz tendencyjnym rozłożeniu akcentów w przekazie.
Oto konkretny przykład
Jest nim wpis filozofa, profesora Jana Hartmana, zamieszczony w mediach społecznościowych już dość dawno, bo w 80. rocznicę wielkiej akcji deportacyjnej, w której Niemcy - w ramach "akcji Reinhardt" - wywieźli do Treblinki i tam wymordowali ok. 250-300 tysięcy mieszkańców warszawskiego getta. Jest on bardzo charakterystyczny dla sposobu opisywania zbrodni niemieckich tak, żeby - w sposób delikatny, "miękki" i w zasadzie niezauważalny! - nie wspominać nawet, że są niemieckie. Ba! - nie wspomnieć nawet o "nazistach".
Hartman napisał:
"80 lat temu, 22 lipca 1942 r. rozpoczęła się wielka akcja deportacyjna, czyli "likwidacja" warszawskiego getta. Dzień za dniem przez dwa tygodnie wywożono do Treblinki tysiące Żydów. Pociągi wyjeżdżały z miejsca, na którym teraz stoi galeria handlowa "Arkadia" (czyli "Kraina szczęśliwości"). Łącznie wywieziono ich ponad 250 tysięcy. Liczba ofiar Treblinki to ok. 800 tys. Prawie nikogo to w Polsce nie obchodzi - w końcu to tylko Żydzi. Tym bardziej jestem wdzięczny tym, których to jednak obchodzi."
Zacznijmy wiwisekcję
- Akcja „Rozpoczęła się” – „wzięła i się rozpoczęła”. Tak sama z siebie. Nie Niemcy, nie naziści, nie hitlerowcy, nawet nie Odilo Globocnik (dowódca SS i policji w dystrykcie lubelskim), nie Friedrich Wilhelm Krüger (szef SS i policji w Generalnej Guberni), nie Hermann Höfle (szef sztabu "akcji Reinhardt") rozpoczęli wywożenie Żydów na śmierć w komorach gazowych, ale „akcja deportacyjna” „rozpoczęła SIĘ„. Po prostu. Bez sprawców.
- „Wywożono” – forma bezosobowa. Nie „ktoś” konkretny wywoził, nie nawet jacyś ogólnikowi „oni” wywozili, tylko po prostu „wywożono”.
- „Pociągi wyjeżdżały” – znów nie ma sprawców. Po prostu „pociągi wyjeżdżały” jakby nie było żadnych funkcjonariuszy państwa niemieckiego, którzy swoimi decyzjami i działaniami spowodowali ich „wyjeżdżanie” z ludźmi przeznaczonymi do zamordowania.
- „Wywieziono ich ponad 250 tysięcy” – znów forma bezosobowa. I po raz kolejny autor unika nazwania sprawców. Cóż? Skoro „wywożono”, a nie „Niemcy wywozili”, to logiczne jest, że „wywieziono” i Niemcy nadal są tu - konsekwentnie - nieobecni. I tak będzie do końca: ani razu nie pojawia się słowo „Niemcy”. To duża sztuka, wyczyn zaiste akrobatyczny: napisać o wymordowaniu ponad 250 tysięcy ludzi i ani razu nawet nie zająknąć się, kto był mordercą, kto zaplanował zbrodnię, kto ją zorganizował, kto zbudował komory gazowe i obrabował ofiary za życia i po ich śmierci.
- „Liczba ofiar Treblinki” – teraz to już mistrzostwo świata! Czyimi ofiarami jest te 800 tysięcy ludzi? Czy to ofiary Niemców? Trzeciej Rzeszy? Nazizmu? Himmlera? Hitlera? Nie. To „ofiary Treblinki”. Wiem, wiem – to taki skrót myślowy (metonimia – w tym przypadku nazwa narzędzia zamiast sprawcy), ale skutecznie pozwala – znów! – na uniknięcie powiedzenia, jak naprawdę było. Czyli kto Treblinkę stworzył i do czego ją przeznaczył. A byli to Niemcy (i Niemcy austriaccy) - to oni stworzyli obóz w Treblince do mordowania Żydów, których przywozili tu z warszawskiego getta. W wersji Hartmana dzieje się to wszystko deus ex machina. Sprawcy są nieobecni, nienazwani, jakby ich wcale nie było.
Zeitgeist
Myślę, że ten tekst podyktowała autorowi jego podświadomość poddana duchowi czasu (Zeitgeist). Nie sądzę, żeby autor zrobił to z premedytacją, lub nawet świadomie. Po prostu tak się obecnie pisze. Tak, żeby - gdy mowa o zbrodniach - wręcz automatycznie nie wymieniać sprawców, czyli Niemców.
Świadomie pomijam wszystko, co w wypowiedzi Hartmana odnosi się do Polski i Polaków. Odnotujmy tylko jedno: Niemców w tekście nie ma, ale Polacy są i ich śmierć 800 tys. ofiar "nie obchodzi".
I jeszcze jedna sprawa. Hartman pisze:
„Dzień za dniem przez dwa tygodnie wywożono do Treblinki„.
Nieprawda! – nie przez żadne „dwa tygodnie”, ale aż przez dwa miesiące. Niemcy uruchomili deportację 22 lipca 1942 roku, a zakończyli 21 września. I to nie było wcale przypadkowe. Niemcy rozpoczęli Grossaktion i mordowanie Żydów w rocznicę zniszczenia Świątyni Jerozolimskiej (Tisza be-Aw), a zakończyli je w Dzień Przebłagania (Jom Kipur), kończący tzw. Straszne Dni (Jamim Noraim). To było świadomie standardowe, niemieckie wybieranie dat ludobójstwa.
Wniosek
To, co dla poprzednich pokoleń było oczywiste, nie jest znane ich następcom, którzy traktują ten temat w naturalny sposób jak każdy inny - z reguły powierzchownie. Dlatego manipulacje, o których wspomniałem, mogą wprowadzać w coraz powszechniejszą świadomość nowy, fałszywy obraz Zagłady. A na tak przygotowany grunt przychodzi - z zupełnie innej, ale nie mniej koszmarnej bajki - Grzegorz Braun i mówi, że tak w ogóle to nie ma dowodów na istnienie komór gazowych, czyli że Niemcy ich nie stosowali.




