Zawieszenie broni nic nie zmienia. Rosja nie rezygnuje ze swojego głównego celu

Były prezydent Ukrainy Leonid Kuczma: "atlantyckie dążenia Ukrainy nie są powodem agresywności Moskwy wobec niej, tylko pretekstem dla tej agresywności". Czytelnik tego tekstu zapewne wie już, czy Rosja przyjęła uzgodnioną między USA a Kijowem ofertę 30-dniowego zawieszenia broni. Jednak niezależnie od tego intencje Moskwy się nie zmienią.
Prezydent Rosji Władimir Putin Zawieszenie broni nic nie zmienia. Rosja nie rezygnuje ze swojego głównego celu
Prezydent Rosji Władimir Putin / PAP/EPA/MAXIM SHEMETOV/POOL

Jej celem, w zasadzie nie ukrywanym, jest – jeśli nie formalne, to faktyczne – położenie kresu ukraińskiej państwowości i – jak to wprost deklaruje wojownicza część rosyjskiej opinii – zatrzymanie i odwrócenie procesu etnogenezy narodu ukraińskiego. 

 

Kijów oczami Rosjan

Ta państwowość i ta etnogeneza są bowiem dla Rosjan nie do przyjęcia, są skandalem. Nie ma żadnych Ukraińców, są tylko otumanieni Rosjanie, którzy dali się zwariować lub przekupić do tego stopnia, że swojej rosyjskości nie widzą lub udają, że nie widzą. Do uznania tej oczywistości należy ich zmusić. Jeśli trzeba, to drogą fizycznej eliminacji opierających się – czyli zdrajców. 

Kijów zaś jest dla nich nie tylko miastem rosyjskim, ale też poczesną częścią rosyjskiej przestrzeni sakralnej. Profesor Andrzej Nowak opisuje w „Dziejach Polski” okoliczności, w jakich XVII-wieczna Rzeczpospolita zdecydowała nie podejmować prób rewindykowania Kijowa, do czego miała traktatowe prawo. Była wśród nich i taka, że ówcześni architekci polskiej polityki zdawali sobie sprawę, iż dla Polaków to miasto nie ma znaczenia nawet w przybliżeniu takiego, jak dla Moskwy.

Trzeba do tego dodać świadomość rządzących Rosją, że jedynie poprzez zaabsorbowanie potencjału Ukrainy Moskwa zyska możliwość powrotu do statusu supermocarstwa. I że dopiero wtedy na pełną skalę stanie na granicy europejskiej przestrzeni strategicznej, co umożliwi dalszą agresywną grę o pozycję w Europie Środkowej.

 

Moskwa podtrzymuje żądania w kwestii Ukrainy

Do momentu złożenia propozycji zawieszenia broni, i bezpośrednio po niej, Rosjanie i oficjalnie, i nieoficjalnie podtrzymywali żądania nie ograniczające się do zachowania dotychczasowych zdobyczy terytorialnych (dla pamiętających, co o celach wojny mówił w 2022 r. Władimir Putin, byłoby to przyznaniem się do porażki). Chodzi o:

  • uznanie aneksji czterech ukraińskich obwodów (żaden z nich nie jest obecnie w pełni kontrolowany przez armię rosyjską, w przypadku dwóch w ręku Ukraińców pozostają ich stolice – czyli ważne przemysłowo Zaporoże i otwierający drogę na Odessę Chersoń);
  • wprowadzenie języka rosyjskiego jako drugiego urzędowego (tak jak na Białorusi);
  • przeprowadzenie przez Ukrainę odkładanych wyborów prezydenckich (przy czym fakt wpisania wyborów do układu rozejmowego dawałby Rosjanom pretekst do dziesiątek możliwości ingerencji w wewnątrzukraińskie życie polityczne); 
  • inne żądanie, przeprowadzenia tzw. denazyfikacji oznacza wręcz danie Rosjanom formalnego narzędzia kontroli nad wewnątrzukraińskim życiem politycznym, decydowania, kto może w nim brać udział, tak jak żądania Stalina z lat 1943–1944 budowy polskiego rządu wyłącznie z „prawdziwych demokratów” oznaczały przyznanie mu prawa weta dotyczącego składu tego rządu; 
  • wreszcie żądanie demilitaryzacji i neutralności oznaczające uczynienie z Ukrainy bytu zdanego na łaskę potężnego sąsiada.

Oczywiście Kreml może z czegoś z powyższej listy zrezygnować. Tymczasowo. Bo celem ostatecznym pozostaje i pozostanie likwidacja Ukrainy. Ewentualne przyjęcie oferty zawieszenia broni nic nie zmieni w tym strategicznym planie. Choć Moskwa może zdecydować o podzieleniu tego procesu na etapy. 

Ukraina obecnie jeszcze nie osiągnęła linii, za którą zaczyna się załamanie – choć działania administracji amerykańskiej wyglądały przez pewien czas tak, jakby chciała Kijów ku tej linii popchnąć. Wciąż kraj ten potrafi się bronić.

 

Przyszłość Ukrainy po ew. rozejmie

Pytanie jednak, co się stanie, jeśli nastąpiłoby najgorsze? Wszyscy wydają się uważać, że Ukraina, nawet bardzo osłabiona, pozostanie w jakiejś formie przy Zachodzie, przynajmniej duchowo. To możliwe, ale niepewne – historia pokazuje wiele przykładów widowiskowej zmiany takiej postawy pod wpływem na przykład rozczarowania i poczucia bycia zdradzonym. W okupowanych przez Niemcy Czechach czołowym, skrajnym i znienawidzonym kolaborantem był niejaki generał Emanuel Moravec. W świadomości Czechów stał się on symbolem zdrady narodowej. Otóż tenże Moravec był przed Monachium, w 1938 r., radykalnym zwolennikiem wojny i stawienia oporu Niemcom. Rozczarował się aliantami zachodnimi i wyciągnął z tego konsekwencje. Mścił się na nich emocjonalnie. W 1945 r. się zastrzelił – ale na to potrzeba było przegranej przez Rzeszę wojny światowej…

W przypadku opuszczenia Ukrainy przez Zachód jest moim zdaniem niewykluczone, że część Ukraińców, w tym elit, może pójść drogą Moravca. Pamiętajmy, że rządzący obecnie Czeczenią z ramienia Kremla (i wysyłający swoje oddziały przeciw Ukrainie) Ramzan Kadyrow w czasie pierwszej wojny czeczeńskiej dzielnie walczył z Rosjanami…

 

Jaki cel ma Donald Trump?

Co na to wszystko Stany Zjednoczone? To wciąż w jakiejś mierze niejasne, choć trzeba zarazem stwierdzić, że złożenie propozycji rozejmowej jest w oczywisty sposób niekorzystne dla Rosji – jej interes dotąd bowiem interpretowano jako nieprzerywanie działań frontowych nawet na czas ewentualnych negocjacji, każdy tydzień walk poprawia bowiem sytuację Rosjan.

Poczyniwszy to zastrzeżenie, musimy zauważyć, że ostatnio mnożyły się już nie tylko słowa, ale i fakty mogące być uznane za przesłanki najdalej idącej i zarazem najgorszej dla Ukrainy (i dla Polski) interpretacji celów administracji Donalda Trumpa. Interpretacji mówiącej, że Biały Dom chce nie tylko osiągnąć zapowiadany pokój, ale wręcz, iż klęska Ukrainy jest nie tylko ceną, jaką Waszyngton gotów jest za ten pokój zapłacić, ale może wręcz jego celem. Zawieszenie (obecnie wznowionej) pomocy wojskowej i wsparcia wywiadowczego, zakazanie Anglikom (w ramach wywiadowczej wspólnoty anglosaskiej) samodzielnego udzielania takowego wsparcia, zapowiedzi Elona Muska obłożenia ukraińskich oligarchów sankcjami finansowymi, niezwykle brutalny i chamski ton, w jakim amerykańscy oficjele pozwalają sobie mówić o Ukrainie (np. Keith Kellogg na temat muła, którego trzeba zdzielić sztachetą między oczy) wydają się o czymś świadczyć. Podobnie jak nieskrywana emocjonalna niechęć Trumpa (Ukraina została w narracji i myśleniu trumpistów trwale utożsamiona z Joe Bidenem i Demokratami); ta wojna to dla nich „wojna Bidena”, co znaczy – znienawidzona. Niszcząc Ukrainę, niszczy się amerykańskich liberałów, a w hierarchii celów Trumpa nie ma nic ważniejszego. 

Wpisuje się to w fakt, że Donald Trump prowadzi politykę nakierowaną na demonstracyjne zerwanie z państwową ciągłością we wszystkich obszarach – w jego opinii to, co było dotąd, to nie była Ameryka, prawdziwe USA powstały w dniu inauguracji jego prezydentury, więc żadne wcześniejsze zobowiązania nie były podjęte przez Stany Zjednoczone, tylko przez wrogich uzurpatorów. Jeśli dodamy, że wszystko to połączone jest z niezwykłą delikatnością wobec Moskwy – to obraz sytuacji staje się bliski jednoznaczności.

Dołóżmy do tego nieskrywane objawy fascynacji możliwościami współpracy gospodarczej z Rosją, której dają wyraz sam Trump i jego otoczenie. Putin dobrze zdaje sobie sprawę z tej strony myślenia prezydenta USA i umiejętnie kusi go tymi perspektywami. Jeśli wziąć jeszcze pod uwagę całą narastającą falę emocjonalnej filorosyjskości trumpistów (wpływowa Marjorie Taylor z Izby Reprezentantów potrafiła ostatnio napisać np., że od dekad Hollywood celowo przedstawia Rosjan jako czarne charaktery, chcąc w ten sposób zaprogramować w Amerykanach przekonanie, iż Rosja musi być wiecznym wrogiem, a przecież trzeba znieść sankcje i zacząć z nią handlować), to trzeba stwierdzić, że teza, iż zbliżenie z Moskwą jest dla Trumpa celem samodzielnym i niezależnym od kwestii Ukrainy, a może nawet od sprawy Chin i Tajwanu, nie jest nieprawdopodobna. 

Czy miałoby to służyć jakiejś formie odciągania Rosji od Chin, czy też finalnemu uregulowaniu spraw z samym Pekinem dla stworzenia światowego koncertu mocarstw, to dla Ukrainy już raczej wszystko jedno. A dla nas, biorąc pod uwagę, że jeśli Moskwa ma w myśleniu obecnego Waszyngtonu aż takie preferencje, to dalsze na jej rzecz ustępstwa nie wydają się niemożliwe – niemal wszystko jedno. Przecież jeśli Polska nie była dotąd czymś kompletnie nieistotnym na amerykańskiej mapie świata, to ze względu na udział w powstrzymywaniu czy odpychaniu Rosji. Jeśli ten cel staje się całkowicie nieaktualny, to z Polską można zrobić wszystko.

 

Kreml będzie odczuwał pokusę dalszego atakowania Ukrainy?

Jaki pokój można sobie wyobrazić w tych warunkach? W momencie, w którym piszę ten tekst, nic nie wskazuje na to, by Rosja była gotowa do ustąpienia ze swoich warunków. Pokój oparty na nich byłby kapitulacją Ukrainy. 

Niezależnie jednak od tego, jak konkretnie by to wyglądało, to wydaje się oczywiste, że po takim czy innym zakończeniu działań na Ukrainie kierownictwo rosyjskie będzie odczuwać pokusę dokonania skoku naprzód. A to dlatego, że mają zmobilizowaną armię, gospodarkę przestawioną na stopę wojenną i wewnętrzny spokój, zaś Zachód dopiero rozpoczyna zakrojony na długo proces odbudowy zdolności obronnych. Tworzyć to może dla rządzących Kremlem okno możliwości – które za parę lat, gdy proces ten na Zachodzie postąpi naprzód, zacznie się zamykać. Tym bardziej że nagle rozpuścić ogromną, przyzwyczajoną do wielkich zarobków kontraktową armię i przestawić ekonomię z powrotem na pokojową stopę – to społeczno-polityczne ryzyko. A zarazem, co może najważniejsze, w związku z rządami Trumpa, reakcja USA na ewentualną agresję Rosji wobec Europy przestała być oczywista. 

Wszystko to z pewnością będzie kusić Rosjan możliwością pokerowej zagrywki, dokonania wielkiego „sprawdzam”. Tym bardziej że cechą moskiewskiego kierownictwa jest silna skłonność do z jednej strony niedoceniania przeciwników, a z drugiej – do decyzji ryzykownych. Ewentualne wprowadzenie na Ukrainę wojsk europejskich stworzyłoby możliwości prowokacji uzasadniającej propagandowo najpierw atak na nie, a potem – marsz na Zachód.

Oczywiście samo odczuwanie pokusy nie jest równoznaczne z decyzją o jej realizacji – Rosja też jest we wzrastającym stopniu wycieńczona. Ale trzeba mieć świadomość takiej możliwości.


 

POLECANE
Najprawdopodobniej mamy do czynienia z dronem. Szef MON zabiera głos ws. eksplozji na Lubelszczyźnie z ostatniej chwili
"Najprawdopodobniej mamy do czynienia z dronem". Szef MON zabiera głos ws. eksplozji na Lubelszczyźnie

Obiekt, który spadł w nocy z wtorku na środę w miejscowości Osiny (Lubelskie) to najprawdopodobniej dron, który się rozbił - mówił w środę szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz. Dodał, że trwa analiza, czy był to dron o charakterze militarnym czy przemytniczym. Nie wykluczył aktu sabotażu.

Wojsko wyjechało na drogi. Pilny komunikat sztabu z ostatniej chwili
Wojsko wyjechało na drogi. Pilny komunikat sztabu

Od połowy sierpnia do końca września na drogach niemal całego kraju będzie wzmożony ruch pojazdów wojskowych, związany z ćwiczeniami "Żelazny Obrońca-25" - poinformował Sztab Generalny Wojska Polskiego. Wojsko apeluje do kierowców o szczególną ostrożność.

Niepokojące informacje z granicy. Pilny komunikat Straży Granicznej pilne
Niepokojące informacje z granicy. Pilny komunikat Straży Granicznej

Straż Graniczna publikuje raporty dotyczące wydarzeń na polskiej granicy, która znajduje się pod naciskiem ataku hybrydowego zarówno ze strony Białorusi, jak i Niemiec.

Generał Gromadziński: Polska stanie się trzecią armią lądową w Europie z ostatniej chwili
Generał Gromadziński: Polska stanie się trzecią armią lądową w Europie

Były dowódca Eurokorpusu, gen. Jarosław Gromadziński, w rozmowie z Ryszardem Czarneckim opowiedział o kulisach pomocy wojskowej dla Ukrainy, modernizacji polskiej armii i nagłym odwołaniu ze stanowiska. – Wiarygodność to najcenniejsza waluta w dyplomacji. Polska ją straciła – skomentował sposób, w jaki został odwołany.

Magazyn Anity Gargas: Skazał na śmierć polskiego żołnierza i nie poniósł żadnych konsekwencji z ostatniej chwili
Magazyn Anity Gargas: Skazał na śmierć polskiego żołnierza i nie poniósł żadnych konsekwencji

22 dni - tyle zajęło komunistom schwytanie, skazanie na śmierć i wykonanie wyroku na Edwardzie Pytce - pilocie, który próbował wyrwać się ze stalinowskiego terroru. Ponad 1900 dni - tyle zajęła polskim sądom w III RP próba pociągnięcia do odpowiedzialności karnej stalinowskiego sędziego Bogdana Dzięcioła, który skazał Pytkę na śmierć. Z jakim rezultatem? 

Pilny komunikat: Nie klikaj w to. Nowy sposób oszustów gorące
Pilny komunikat: "Nie klikaj w to". Nowy sposób oszustów

Zespół CERT Polska wydał ostrzeżenie przed nową technika oszustów. Na pierwszy rzut oka mechanizm wygląda nie tylko na legalny, ale i znajomy, dlatego łatwo dać się nabrać i w rezultacie stracić swoje pieniądze.

GIS ostrzega: Szkło w butelkach popularnej wody mineralnej z ostatniej chwili
GIS ostrzega: Szkło w butelkach popularnej wody mineralnej

Główny Inspektorat Sanitarny wydał ważny komunikat dla konsumentów. W naturalnej wodzie mineralnej gazowanej „Krystynka” mogą znajdować się fragmenty szkła. Spożycie wadliwego produktu wiąże się z ryzykiem połknięcia ciała obcego i poważnymi skutkami zdrowotnymi.

Eksplozja na Lubelszczyźnie. Jest nagranie i pierwsze zdjęcie obiektu pilne
Eksplozja na Lubelszczyźnie. Jest nagranie i pierwsze zdjęcie obiektu

W miejscowości Osiny w pow. łukowskim na Lubelszczyźnie doszło do niecodziennej sytuacji. Na pole kukurydzy spadł niezidentyfikowany obiekt, który wybuchł. Wojsko wydało komunikat w tej sprawie. W sieci pojawiło się też nagranie i pierwsze zdjęcia obiektu.

Eksplozja na polu na Lubelszczyźnie. Jest komunikat armii pilne
Eksplozja na polu na Lubelszczyźnie. Jest komunikat armii

W miejscowości Osiny w pow. łukowskim na Lubelszczyźnie doszło do niecodziennej sytuacji. Na pole kukurydzy spadł niezidentyfikowany obiekt, który wybuchł. Wojsko wydało komunikat w tej sprawie.

Żukowska uderzyła w Jana Pawła II. Skandaliczny wpis wywołał burzę gorące
Żukowska uderzyła w Jana Pawła II. Skandaliczny wpis wywołał burzę

Anna Maria Żukowska zamieściła na platformie X wpis, w którym szydzi z papieża Jana Pawła II. "Nie ma granic żenady, której obecna «uśmiechnięta koalicja» nie przekroczy…" – czytamy m.in. w komentarzach oburzonych internautów.

REKLAMA

Zawieszenie broni nic nie zmienia. Rosja nie rezygnuje ze swojego głównego celu

Były prezydent Ukrainy Leonid Kuczma: "atlantyckie dążenia Ukrainy nie są powodem agresywności Moskwy wobec niej, tylko pretekstem dla tej agresywności". Czytelnik tego tekstu zapewne wie już, czy Rosja przyjęła uzgodnioną między USA a Kijowem ofertę 30-dniowego zawieszenia broni. Jednak niezależnie od tego intencje Moskwy się nie zmienią.
Prezydent Rosji Władimir Putin Zawieszenie broni nic nie zmienia. Rosja nie rezygnuje ze swojego głównego celu
Prezydent Rosji Władimir Putin / PAP/EPA/MAXIM SHEMETOV/POOL

Jej celem, w zasadzie nie ukrywanym, jest – jeśli nie formalne, to faktyczne – położenie kresu ukraińskiej państwowości i – jak to wprost deklaruje wojownicza część rosyjskiej opinii – zatrzymanie i odwrócenie procesu etnogenezy narodu ukraińskiego. 

 

Kijów oczami Rosjan

Ta państwowość i ta etnogeneza są bowiem dla Rosjan nie do przyjęcia, są skandalem. Nie ma żadnych Ukraińców, są tylko otumanieni Rosjanie, którzy dali się zwariować lub przekupić do tego stopnia, że swojej rosyjskości nie widzą lub udają, że nie widzą. Do uznania tej oczywistości należy ich zmusić. Jeśli trzeba, to drogą fizycznej eliminacji opierających się – czyli zdrajców. 

Kijów zaś jest dla nich nie tylko miastem rosyjskim, ale też poczesną częścią rosyjskiej przestrzeni sakralnej. Profesor Andrzej Nowak opisuje w „Dziejach Polski” okoliczności, w jakich XVII-wieczna Rzeczpospolita zdecydowała nie podejmować prób rewindykowania Kijowa, do czego miała traktatowe prawo. Była wśród nich i taka, że ówcześni architekci polskiej polityki zdawali sobie sprawę, iż dla Polaków to miasto nie ma znaczenia nawet w przybliżeniu takiego, jak dla Moskwy.

Trzeba do tego dodać świadomość rządzących Rosją, że jedynie poprzez zaabsorbowanie potencjału Ukrainy Moskwa zyska możliwość powrotu do statusu supermocarstwa. I że dopiero wtedy na pełną skalę stanie na granicy europejskiej przestrzeni strategicznej, co umożliwi dalszą agresywną grę o pozycję w Europie Środkowej.

 

Moskwa podtrzymuje żądania w kwestii Ukrainy

Do momentu złożenia propozycji zawieszenia broni, i bezpośrednio po niej, Rosjanie i oficjalnie, i nieoficjalnie podtrzymywali żądania nie ograniczające się do zachowania dotychczasowych zdobyczy terytorialnych (dla pamiętających, co o celach wojny mówił w 2022 r. Władimir Putin, byłoby to przyznaniem się do porażki). Chodzi o:

  • uznanie aneksji czterech ukraińskich obwodów (żaden z nich nie jest obecnie w pełni kontrolowany przez armię rosyjską, w przypadku dwóch w ręku Ukraińców pozostają ich stolice – czyli ważne przemysłowo Zaporoże i otwierający drogę na Odessę Chersoń);
  • wprowadzenie języka rosyjskiego jako drugiego urzędowego (tak jak na Białorusi);
  • przeprowadzenie przez Ukrainę odkładanych wyborów prezydenckich (przy czym fakt wpisania wyborów do układu rozejmowego dawałby Rosjanom pretekst do dziesiątek możliwości ingerencji w wewnątrzukraińskie życie polityczne); 
  • inne żądanie, przeprowadzenia tzw. denazyfikacji oznacza wręcz danie Rosjanom formalnego narzędzia kontroli nad wewnątrzukraińskim życiem politycznym, decydowania, kto może w nim brać udział, tak jak żądania Stalina z lat 1943–1944 budowy polskiego rządu wyłącznie z „prawdziwych demokratów” oznaczały przyznanie mu prawa weta dotyczącego składu tego rządu; 
  • wreszcie żądanie demilitaryzacji i neutralności oznaczające uczynienie z Ukrainy bytu zdanego na łaskę potężnego sąsiada.

Oczywiście Kreml może z czegoś z powyższej listy zrezygnować. Tymczasowo. Bo celem ostatecznym pozostaje i pozostanie likwidacja Ukrainy. Ewentualne przyjęcie oferty zawieszenia broni nic nie zmieni w tym strategicznym planie. Choć Moskwa może zdecydować o podzieleniu tego procesu na etapy. 

Ukraina obecnie jeszcze nie osiągnęła linii, za którą zaczyna się załamanie – choć działania administracji amerykańskiej wyglądały przez pewien czas tak, jakby chciała Kijów ku tej linii popchnąć. Wciąż kraj ten potrafi się bronić.

 

Przyszłość Ukrainy po ew. rozejmie

Pytanie jednak, co się stanie, jeśli nastąpiłoby najgorsze? Wszyscy wydają się uważać, że Ukraina, nawet bardzo osłabiona, pozostanie w jakiejś formie przy Zachodzie, przynajmniej duchowo. To możliwe, ale niepewne – historia pokazuje wiele przykładów widowiskowej zmiany takiej postawy pod wpływem na przykład rozczarowania i poczucia bycia zdradzonym. W okupowanych przez Niemcy Czechach czołowym, skrajnym i znienawidzonym kolaborantem był niejaki generał Emanuel Moravec. W świadomości Czechów stał się on symbolem zdrady narodowej. Otóż tenże Moravec był przed Monachium, w 1938 r., radykalnym zwolennikiem wojny i stawienia oporu Niemcom. Rozczarował się aliantami zachodnimi i wyciągnął z tego konsekwencje. Mścił się na nich emocjonalnie. W 1945 r. się zastrzelił – ale na to potrzeba było przegranej przez Rzeszę wojny światowej…

W przypadku opuszczenia Ukrainy przez Zachód jest moim zdaniem niewykluczone, że część Ukraińców, w tym elit, może pójść drogą Moravca. Pamiętajmy, że rządzący obecnie Czeczenią z ramienia Kremla (i wysyłający swoje oddziały przeciw Ukrainie) Ramzan Kadyrow w czasie pierwszej wojny czeczeńskiej dzielnie walczył z Rosjanami…

 

Jaki cel ma Donald Trump?

Co na to wszystko Stany Zjednoczone? To wciąż w jakiejś mierze niejasne, choć trzeba zarazem stwierdzić, że złożenie propozycji rozejmowej jest w oczywisty sposób niekorzystne dla Rosji – jej interes dotąd bowiem interpretowano jako nieprzerywanie działań frontowych nawet na czas ewentualnych negocjacji, każdy tydzień walk poprawia bowiem sytuację Rosjan.

Poczyniwszy to zastrzeżenie, musimy zauważyć, że ostatnio mnożyły się już nie tylko słowa, ale i fakty mogące być uznane za przesłanki najdalej idącej i zarazem najgorszej dla Ukrainy (i dla Polski) interpretacji celów administracji Donalda Trumpa. Interpretacji mówiącej, że Biały Dom chce nie tylko osiągnąć zapowiadany pokój, ale wręcz, iż klęska Ukrainy jest nie tylko ceną, jaką Waszyngton gotów jest za ten pokój zapłacić, ale może wręcz jego celem. Zawieszenie (obecnie wznowionej) pomocy wojskowej i wsparcia wywiadowczego, zakazanie Anglikom (w ramach wywiadowczej wspólnoty anglosaskiej) samodzielnego udzielania takowego wsparcia, zapowiedzi Elona Muska obłożenia ukraińskich oligarchów sankcjami finansowymi, niezwykle brutalny i chamski ton, w jakim amerykańscy oficjele pozwalają sobie mówić o Ukrainie (np. Keith Kellogg na temat muła, którego trzeba zdzielić sztachetą między oczy) wydają się o czymś świadczyć. Podobnie jak nieskrywana emocjonalna niechęć Trumpa (Ukraina została w narracji i myśleniu trumpistów trwale utożsamiona z Joe Bidenem i Demokratami); ta wojna to dla nich „wojna Bidena”, co znaczy – znienawidzona. Niszcząc Ukrainę, niszczy się amerykańskich liberałów, a w hierarchii celów Trumpa nie ma nic ważniejszego. 

Wpisuje się to w fakt, że Donald Trump prowadzi politykę nakierowaną na demonstracyjne zerwanie z państwową ciągłością we wszystkich obszarach – w jego opinii to, co było dotąd, to nie była Ameryka, prawdziwe USA powstały w dniu inauguracji jego prezydentury, więc żadne wcześniejsze zobowiązania nie były podjęte przez Stany Zjednoczone, tylko przez wrogich uzurpatorów. Jeśli dodamy, że wszystko to połączone jest z niezwykłą delikatnością wobec Moskwy – to obraz sytuacji staje się bliski jednoznaczności.

Dołóżmy do tego nieskrywane objawy fascynacji możliwościami współpracy gospodarczej z Rosją, której dają wyraz sam Trump i jego otoczenie. Putin dobrze zdaje sobie sprawę z tej strony myślenia prezydenta USA i umiejętnie kusi go tymi perspektywami. Jeśli wziąć jeszcze pod uwagę całą narastającą falę emocjonalnej filorosyjskości trumpistów (wpływowa Marjorie Taylor z Izby Reprezentantów potrafiła ostatnio napisać np., że od dekad Hollywood celowo przedstawia Rosjan jako czarne charaktery, chcąc w ten sposób zaprogramować w Amerykanach przekonanie, iż Rosja musi być wiecznym wrogiem, a przecież trzeba znieść sankcje i zacząć z nią handlować), to trzeba stwierdzić, że teza, iż zbliżenie z Moskwą jest dla Trumpa celem samodzielnym i niezależnym od kwestii Ukrainy, a może nawet od sprawy Chin i Tajwanu, nie jest nieprawdopodobna. 

Czy miałoby to służyć jakiejś formie odciągania Rosji od Chin, czy też finalnemu uregulowaniu spraw z samym Pekinem dla stworzenia światowego koncertu mocarstw, to dla Ukrainy już raczej wszystko jedno. A dla nas, biorąc pod uwagę, że jeśli Moskwa ma w myśleniu obecnego Waszyngtonu aż takie preferencje, to dalsze na jej rzecz ustępstwa nie wydają się niemożliwe – niemal wszystko jedno. Przecież jeśli Polska nie była dotąd czymś kompletnie nieistotnym na amerykańskiej mapie świata, to ze względu na udział w powstrzymywaniu czy odpychaniu Rosji. Jeśli ten cel staje się całkowicie nieaktualny, to z Polską można zrobić wszystko.

 

Kreml będzie odczuwał pokusę dalszego atakowania Ukrainy?

Jaki pokój można sobie wyobrazić w tych warunkach? W momencie, w którym piszę ten tekst, nic nie wskazuje na to, by Rosja była gotowa do ustąpienia ze swoich warunków. Pokój oparty na nich byłby kapitulacją Ukrainy. 

Niezależnie jednak od tego, jak konkretnie by to wyglądało, to wydaje się oczywiste, że po takim czy innym zakończeniu działań na Ukrainie kierownictwo rosyjskie będzie odczuwać pokusę dokonania skoku naprzód. A to dlatego, że mają zmobilizowaną armię, gospodarkę przestawioną na stopę wojenną i wewnętrzny spokój, zaś Zachód dopiero rozpoczyna zakrojony na długo proces odbudowy zdolności obronnych. Tworzyć to może dla rządzących Kremlem okno możliwości – które za parę lat, gdy proces ten na Zachodzie postąpi naprzód, zacznie się zamykać. Tym bardziej że nagle rozpuścić ogromną, przyzwyczajoną do wielkich zarobków kontraktową armię i przestawić ekonomię z powrotem na pokojową stopę – to społeczno-polityczne ryzyko. A zarazem, co może najważniejsze, w związku z rządami Trumpa, reakcja USA na ewentualną agresję Rosji wobec Europy przestała być oczywista. 

Wszystko to z pewnością będzie kusić Rosjan możliwością pokerowej zagrywki, dokonania wielkiego „sprawdzam”. Tym bardziej że cechą moskiewskiego kierownictwa jest silna skłonność do z jednej strony niedoceniania przeciwników, a z drugiej – do decyzji ryzykownych. Ewentualne wprowadzenie na Ukrainę wojsk europejskich stworzyłoby możliwości prowokacji uzasadniającej propagandowo najpierw atak na nie, a potem – marsz na Zachód.

Oczywiście samo odczuwanie pokusy nie jest równoznaczne z decyzją o jej realizacji – Rosja też jest we wzrastającym stopniu wycieńczona. Ale trzeba mieć świadomość takiej możliwości.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe