Leszek Miller - kariera naznaczona wschodnim sentymentem

Do głównych celów rosyjskiej wojny informacyjnej przeciwko Polsce należą: osłabienie oporu wobec imperialnej polityki Kremla, destabilizacja kraju poprzez podsycanie polsko-ukraińskich napięć i resentymentów oraz wykreowanie nad Wisłą istotnej siły politycznej, która realizowałaby interesy Putina. Właśnie dlatego w polskiej debacie publicznej przyjął się zasadny zwyczaj ograniczania przestrzeni medialnej dla postaci szerzących propagandę wspierającą cele Kremla. Wynika to z troski o bezpieczeństwo informacyjne Polski, które w dłuższej perspektywie przekłada się na bezpieczeństwo militarne. Ostracyzm ten dotyka głównie polityków tzw. skrajnej prawicy, podczas gdy Leszek Miller – człowiek, którego prorosyjskie sympatie (również w kontekście wojny na Ukrainie) nie budzą większych wątpliwości, właśnie odbywa nowe tournée po ogólnopolskich mediach.
-
Warner Bros Discovery się wycofuje. Właściciel TVN ogłosił ważną zmianę
-
"Czy oby wszyscy byli dziś trzeźwi na wizji?" Burza w sieci po programie TVN
Czym skorupka za młodu nasiąknie...
Studia w szkole podległej Komitetowi Centralnemu KPZR, słynna moskiewska „pożyczka” na rozwój postkomunistycznej partii, a także bliskie relacje z sowieckim aparatem władzy to powszechnie znane fakty z biografii Millera. Mimo to były premier nigdy nie poniósł z tytułu swojej przeszłości poważniejszych konsekwencji. W książce „Anatomia siły” zapytany o to, czy odczuł społeczne emocje związane z faktem, że „za waszym pośrednictwem rządziła tu Rosja”, odpowiedział, że uznawał je za marginalne i nigdy osobiście nie spotkał się z wyrzutami wyborców w tej sprawie. Jego ostatecznym usprawiedliwieniem było zaś ponowne zdobycie władzy przez postkomunistyczną formację. Demokratyczne zwycięstwo miało dowodzić, że Polacy en masse nie oceniają aż tak negatywnie dawnych, zapośredniczonych przez PZPR rządów Moskwy.
Taką postawę Miller prezentował już w 1990 roku, gdy otwarcie twierdził: „Powinniśmy z całą mocą podkreślać nasze więzi z Rosją. Nawoływanie do wycofania Armii Radzieckiej z Polski niczemu dobremu nie służy”. Można zapytać, jak pogodził swoje dotychczasowe przekonania z późniejszym prozachodnim kursem i chlubieniem się własną rolą w akcesji Polski do Unii Europejskiej? Wskazówkę stanowi jedno z jego wspomnień z przywołanej wcześniej książki: „Swoją pierwszą wizytę w Rosji po ukonstytuowaniu mojego rządu, w grudniu 2001 roku, prezydent Putin rozpoczął od słów: «To, że pan premier ma ambicje wejścia do Unii Europejskiej, to my rozumiemy. Jak Polska wejdzie do Unii, to dla nas dobrze, bo nasz handel z Polską będzie obejmował cały obszar Unii Europejskiej. Cieszymy się z tego»”. Miller nie uważał więc orientacji na Zachód za sprzeczną z dobrymi relacjami z Rosją. Podkreślał, że Polska nie powinna być antyrosyjska, a nowy „kordon sanitarny” oddzielający Rosję od Europy powoduje istotne szkody. Widział Polskę jako pośrednika między Wschodem a Zachodem, a jego zdaniem przeszkodą w realizacji tej roli było „rusofobiczne” nastawienie naszego kraju. „A już wiązanie relacji z Moskwą ze stosunkiem do Ukrainy, wspieranie Kijowa, aby «nie weszła tam Rosja», było po prostu infantylne” – oceniał w 2013 roku politykę PiS wobec Ukrainy, zupełnie ignorując buforową rolę Ukrainy w geopolitycznej układance.
„Śpioch”
Leszek Miller od lat, przy każdej nadarzającej się okazji, konsekwentnie rozgrzeszał i tłumaczył Rosję, chętnie uderzając w jej przeciwników, co budziło oburzenie nawet wśród życzliwych jego formacji dziennikarzy i polityków. Jednym z najbardziej jaskrawych tego przykładów było podejście do katastrofy smoleńskiej. O ile można zrozumieć różnice zdań w kwestii przyczyn tragedii samolotu, to obwinianie własnego państwa na łamach rosyjskich mediów stanowi działanie wymierzone wprost przeciwko polskiemu interesowi narodowemu.
A właśnie to robił Miller – choćby w maju 2011 roku, kiedy w wywiadzie dla dziennika „Nowyje Izwiestija” przerzucił winę za katastrofę tupolewa na stronę polską. W swoich wypowiedziach bagatelizował również odmowę zwrotu wraku przez Rosję jako nieutrudniającą śledztwa. Linię obciążania odpowiedzialnością za tę tragedię państwa polskiego – a nawet samych ofiar – kontynuował przez kolejne lata, czego zwieńczeniem stał się jego słynny wpis w mediach społecznościowych, w którym zawarł myśl, że pasażerowie „eseldowscy” mieli zostać ofiarami „pasażerów pisowskich”, bo ci drudzy nie wymusili zawrócenia samolotu. Swoją myśl zwieńczył pointą: „Jedni zgotowali drugim ten tragiczny los”.
Propagandowe wsparcie dla Rosji w kluczowych dla Europy Środkowo-Wschodniej momentach było znakiem rozpoznawczym Millera, nawet gdy imperialne apetyty Putina nie budziły już niczyjej wątpliwości. Po aneksji Krymu i wybuchu wojny w Donbasie w 2014 roku bagatelizował rosyjską napaść na antenie TVN24: „Krym to niewielki obszar w porównaniu do całej Ukrainy [...]. Każde silne państwo, które ma silną armię, może próbować zająć inne państwo. Pytanie, co z tym potem zrobi – trzeba utrzymać ludność, zagwarantować wypłatę świadczeń”. Sugerował tym samym, że Krymowi owa napaść może wyjść na dobre, a więc relatywizował wojnę napastniczą, przestrzegając jednocześnie przed pomocą Ukrainie, bo przecież – jak twierdził – „oligarchowie wszystko rozkradną”. Jego jawna prorosyjskość zaniepokoiła nawet lewicowo-liberalne środowiska, dotąd mu sprzyjające – Maciej Stasiński i Jacek Żakowski uznali jego wypowiedzi za co najmniej problematyczne, jeśli nie haniebne. Spod pióra dziennikarza „Gazety Wyborczej” wyszedł nawet komentarz: „His master’s voice? Premier Miller, szef czwartej partii w Sejmie, jest dzisiaj agentem ideologicznego wpływu imperialnej Rosji. To musi niepokoić i polski Sejm, i całą polską opinię publiczną”.
Lojalność wobec Rosji?
Słowa Stasińskiego znajdowały raz po raz potwierdzenie w kolejnych działaniach Millera. Ekspremier regularnie udzielał wywiadów rosyjskiemu Sputnikowi (w 2016 roku padły na jego łamach pamiętne słowa: „Putin to skarb”). Wszelkie działania polskich władz zmierzające do ograniczenia rosyjskiej infiltracji lub odpowiedzi na prowokacje Moskwy dezawuował jako „paranoję”, „rusofobię” czy „przesadę”. Oburzała go odmowa zgody na przejazd proputinowskich Nocnych Wilków przez Polskę, przeszkadzało wydalenie rosyjskiego szpiega Leonida Swiridowa przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a nawet oskarżenie Rosji o próbę otrucia nowiczokiem Siergieja i Julii Skripalów. Jego działalność nie ograniczała się jednak do samych publicystycznych dąsów. W marcu 2018 roku, wraz ze swoją znaną z plotkarskich magazynów wnuczką, wziął udział w reklamie prorosyjskiego portalu Inna Polityka, dla którego pisywał felietony. Jakby tego było mało, nawet w obliczu tak jawnie wrogiej operacji jak „kryzys migracyjny” na polsko-białoruskiej granicy, bagatelizował zagrożenie: „Niestety, konflikt na granicy wygra Kaczyński z Morawieckim. Tam się nic więcej nie zdarzy oprócz tego, co już się zdarzyło”. Nie zabrakło też usprawiedliwiania zachodnich polityków współpracujących z Putinem. Miller publicznie bronił Gerharda Schrödera, zapewniając, że nie zapomni jego „przyjaźni”, a jego związki z Moskwą naiwnie tłumaczył przejściem do biznesu.
Swoją lojalność Miller manifestował również w kwestiach historycznych. W 2019 roku przyjął zaproszenie do Ambasady Federacji Rosyjskiej w Warszawie na uroczystości upamiętniające zakończenie II wojny światowej – wpisując się tym samym w rosyjską narrację historyczną. Nie był to odosobniony przypadek. W listopadzie 2019 roku, w wywiadzie dla Polsat News, oznajmił: „Żołnierze radzieccy wyzwolili nas od hitleryzmu, od okupacji hitlerowskiej i od niebezpieczeństwa eksterminacji”. Dwa miesiące wcześniej w Szczecinie posunął się jeszcze dalej, obwieszczając: „Ci ludzie dali nam wolność”.
Starość kamrata
Dla każdego, kto pamięta przywołane fakty, nie powinno być zaskoczeniem, że Miller konsekwentnie szerzył prorosyjskie narracje również po pełnoskalowej napaści Putina na Ukrainę. Powrócił wtedy „stary, dobry” przekaz z Olgino o „rozbrajaniu Polski”, który można jeszcze wybaczyć niedoświadczonym politykom, ale nie takiemu wyjadaczowi jak Miller. Nie szczędził też ataków tym, którzy pracowali na rzecz dobrych stosunków polsko-ukraińskich – w tym prezydentowi Andrzejowi Dudzie. W jego bałamutnym przekazie dążenie do współpracy z Kijowem równało się podporządkowaniu polskich interesów Ukrainie, jakby zupełnie nie dostrzegał, że w obliczu rosyjskiego zagrożenia cele obu państw są w wielu aspektach zbieżne.
Swoje sympatie ujawniał także w drobniejszych, lecz wymownych gestach. Na przykład w mediach społecznościowych pochwalił „kamratkę” Weronikę – dziewczynę z internetowego nagrania wykrzykującą obraźliwe hasła w stronę Ukraińców, a nawet zachęcał polskich chłopców, by brali z niej przykład. Budził jednocześnie wzburzenie i rozbawienie, gdy z powagą odnosił się do fake newsów kolportowanych przez rosyjskich trolli działających na polskim odcinku propagandowym na platformie X. Obecnie – w swoim dobrze znanym stylu – usypia Polaków przekazem, że „armia rosyjska nie zagraża Polsce” w prime timie czołowych stacji informacyjnych. Nie świadczy to dobrze o poczuciu odpowiedzialności polskich mediów. Ale być może jesteśmy już na etapie, w którym od bezpieczeństwa państwa ważniejsze są „kliki” i oglądalność.
Najbardziej niepokoi jednak, że przekaz byłego premiera (którego poparcie w schyłkowej fazie rządów wynosiło zaledwie 4%) nie rezonuje wyłącznie wśród dawnych partyjnych aparatczyków czy lewicowych „czołgów”, a również... w części patriotycznie nastawionych środowisk prawicowych! Wydaje się, że niektóre kręgi zupełnie zapomniały, kim jest Miller: politykiem, który przez lata popierał liberalizację aborcji, związki homoseksualne oraz wielokrotnie głosował w Parlamencie Europejskim w sposób sprzeczny z polską suwerennością. Wystarczyło jednak, że w ostatnich latach pozwolił sobie na kilka lekko niepoprawnych politycznie wypowiedzi, by zdobyć poklask także wśród tych, którzy jeszcze niedawno uznaliby go za uosobienie wszystkiego, z czym walczą. Po raz kolejny potwierdza się stare prawidło psychologii tłumu mówiące, że „lud nie ma pamięci”, a prawica za poklepanie po plecach „wszystko ci wybaczy”.