Stanisław Żaryn: Musimy odbudować zaufanie polskich żołnierzy i funkcjonariuszy wobec państwa

Po serii błędów w zarządzaniu obroną granicy RP z Białorusią Polska musi pilnie odbudować wiarygodność, zarówno w oczach naszych funkcjonariuszy, żołnierzy, jak i w oczach agresorów. Jeśli tego nie zrobimy, to kolejne śmiertelne ataki są kwestią czasu.
Wojsko na granicy Stanisław Żaryn: Musimy odbudować zaufanie polskich żołnierzy i funkcjonariuszy wobec państwa
Wojsko na granicy / twitter.com/mon.gov.pl

Śmierć polskiego żołnierza służącego na granicy z Białorusią rozpaliła emocje w Polsce i skupiła na sobie uwagę opinii publicznej. Społeczeństwo zaczęło się mocniej interesować, co de facto dzieje się obecnie na granicy, a media sączyły informacje przeczące oficjalnym wypowiedziom rządzących. Dziś wiadomo, że od kilku miesięcy władze RP popełniają poważne błędy w kwestii zarządzania ochroną granicy RP z Białorusią. Wiele wskazuje na to, że Polska sama napędziła agresję, która skończyła się tragedią.

Wojna, która trwa

Ataki na polską granicę z Białorusią trwają nieprzerwanie od połowy 2021 roku. To wtedy Polska, Litwa oraz Łotwa zaczęły być poddawane wieloelementowej presji. Służby białoruskie i rosyjskie stworzyły szlak nielegalnej migracji, który w zamyśle miał destabilizować i paraliżować wschodnią flankę NATO, a także całą Europę.

Na granicy zaczęli pojawiać się agresywni cudzoziemcy zwożeni przez struktury państwowe Rosji i Białorusi, organizowano coraz więcej niebezpiecznych prowokacji wymierzonych w Polskę oraz funkcjonariuszy i żołnierzy. Agresywne i niebezpieczne zachowania były odnotowywane od samego początku, o czym informowano na bieżąco opinię publiczną. Takie działania są prowadzone do dziś, stanowią bowiem element szerszego planu, który jest strategicznie ważny dla Moskwy. Kreml prowadzi działania hybrydowe przeciwko Zachodowi, osłabiając NATO, swojego odwiecznego wroga, oraz prowadząc operacje osłonowe dla własnych działań przeciwko Ukrainie. W 2021 roku, gdy Polska zaczęła być pod presją, Rosja – co dziś oczywiste – szykowała się już do inwazji przeciwko Ukrainie. Gdyby udało się zrealizować Rosji jednocześnie dwa plany – zalać Polskę i wschodnią flankę NATO masami niebezpiecznych ludzi oraz zwyciężyć w ciągu kilku dni Ukrainę – sytuacja Polski byłaby bardzo trudna, a wręcz dramatyczna. To pokazuje, jak ważna dla Moskwy jest operacja sprowadzania na polską granicę ludzi.

Od początku dla ówczesnych władz Polski było jasne, że nie mamy do czynienia z naturalnymi ruchami migracyjnymi, ale sterowaną operacją, zarządzaną przez obce nam służby i koordynowaną przez wiele instytucji państwowych. Mówiły o tym dane wywiadowcze, ale również zwykła statystyka – granica polsko-białoruska do 2020 roku była granicą spokojną.

Czytaj także: Przypadków podrzucenia imigrantów przez Niemców na granicy polsko-niemieckiej było więcej

Akcja – reakcja

Udział struktur białoruskich i rosyjskich w zarządzaniu atakami na granicę RP miał swój wymierny skutek. Ataki od początku prowadzono według schematu działań państwowych, koordynowano je, ich uczestnicy byli wyposażani w odpowiedni sprzęt, ale też szkoleni i instruowani, jak się mają zachować. Mogli też wykorzystywać zasoby struktur państwowych w swoich atakach na granicę. W oczy rzucało się także to, że strony białoruska i rosyjska na bieżąco monitorowały działania Polaków oraz odpowiadały na to, co działo się na granicy. Gdy na tym obszarze uwagę skupiały media, politycy obecnej władzy czy liberalno-lewicowi celebryci, służby białoruskie organizowały propagandowe obrazki, scenki z udziałem płaczących dzieci i kobiet, czy też inscenizowano koczowiska, by budzić w polskim społeczeństwie nastroje korzystne dla agresorów.

Gdy Polska budowała tymczasowe bariery, wysyłano grupy z drągami, zwalonymi drzewami, by niszczyć naszą infrastrukturę. Po ukończeniu stałej bariery granicznej na granicę skierowano sprzęt hydrauliczny do rozginania przęseł oraz specjalistyczne narzędzia do podkopów. Przez cały czas polscy funkcjonariusze oraz żołnierze byli również atakowani – nożami, kamieniami, gałęziami, petardami czy bronią pneumatyczną. Jednocześnie prowadzono operacje psychologiczne, by grać na nerwach polskim żołnierzom i funkcjonariuszom. Urządzano groźne prowokacje, m.in. w ramach których strona białoruska symulowała strzelanie do polskich żołnierzy, czy też rozpuszczano plotki o wydawaniu migrantom broni palnej.

Działania przeciwko Polsce uzupełniały również kampanie informacyjne, obarczające Polskę winą za „śmierć” na granicy oraz wywołanie „kryzysu humanitarnego”. Wielu polityków, dziennikarzy, komentatorów – głównie związanych z obecną koalicją – włączyło się w te działania, wywierając na rządzie RP dodatkową presję.

Od niemal trzech lat sytuacja na naszej granicy jest bardzo trudna i groźna. Wymaga umiejętności zarządzania taktyką obrony, a czasem decyzji o jej zmianach czy korygowaniu własnych działań w związku z reakcjami napastników. Kto tego nie rozumie, może sam narobić sobie – i innym – problemów. Dziś wiadomo, że właśnie taka fatalna seria decyzji i zaniechań nastąpiła w Polsce w pierwszej połowie bieżącego roku.

Lawina problemów

Ze słów byłego już ministra spraw wewnętrznych i administracji Marcina Kierwińskiego wynika, że na początku bieżącego roku doszło do zmian w taktyce działania służb białoruskich i rosyjskich. Zaczęły one instruować migrantów, jak mają reagować na zachowania polskich żołnierzy i funkcjonariuszy. „Już w lutym Straż Graniczna raportowała, że uchodźcy coraz słabiej reagują na strzały ostrzegawcze, że przestają się ich obawiać i są instruowani przez służby białoruskie, żeby nie zwracać uwagi na to, co robią polskie wojsko i polscy pogranicznicy” – mówił Kierwiński w rozmowie z PAP. Jego słowa świadczą o tym, że Straż Graniczna informowała rząd o nowej sytuacji na granicy już kilka miesięcy temu. Dodatkowo należy założyć, że instrukcje, których Rosjanie i Białorusini udzielali migrantom szturmującym granicę, były elementem przygotowania do większej ofensywy przeciwko polskim patrolom.

Dziś wiemy więc, że na początku roku rozpoczęły się przygotowane wcześniej przez stronę atakującą działania zwiększające presję na granicę RP i nasze patrole. Polską odpowiedzią powinna być zmiana taktyki na granicy, wzmocnienie patroli, wyposażenie ludzi w sprzęt adekwatny do działań oraz twardsze podejście, by pokazać stronie białoruskiej i rosyjskiej, że jesteśmy nadal w stanie bronić granicy. Jednak reakcja państwa polskiego – co wiemy post factum – była niestety zupełnie inna.

Dziś wiadomo, że wtedy właśnie funkcjonariusze policji na służbę byli wysyłani bez broni, ludzie na tzw. pasek byli wysyłani w grupkach jedynie dwuosobowych, a dodatkowo prokuratura rozpoczęła działania piętnujące ofensywne podejście obrońców naszej granicy. Pod koniec marca doszło do incydentu z udziałem polskich żołnierzy, w czasie którego użyli oni broni palnej. Kilka dni później, na oczach kolegów, wyprowadzono ich z jednostki skutych kajdankami. Prokuratura zarzuciła im przekroczenie uprawień poprzez nieadekwatne użycie broni. Informacja o tym rozeszła się natychmiast po armii i miała fatalny wpływ na morale żołnierzy. Odczucie to pogłębiła jeszcze informacja o powołaniu – w kwietniu – specjalnego zespołu w prokuraturze, który ma tropić domniemane przestępstwa popełniane na granicy z Białorusią. Zespół powstał po tym, jak prokuratura wszczęła – z zawiadomienia jednego z aktywistów – śledztwo w podobnej sprawie.

Czytaj także: Przypadków podrzucenia imigrantów przez Niemców na granicy polsko-niemieckiej było więcej

Niebezpieczne sygnały

Opisane powyżej działania były niczym wysłanie do polskich żołnierzy i funkcjonariuszy sygnału paraliżującego. Oni, mając z tyłu głowy wydarzenia i decyzje podejmowane przez władze RP, mogli realnie obawiać się podejmowania twardych, ale koniecznych, działań w momencie ataku na granicę. Wiedzieli, że takie czynności mogą skutkować problemami. Jak wcześniej. Jednocześnie wysłaliśmy sygnał także do agresorów – jesteśmy słabi, niepewni swego i sami represjonujemy obrońców granicy. Na reakcje nie trzeba było długo czekać. Kilka tygodni temu ze Wschodu zaczęły docierać doniesienia o atakach na nasze patrole. Kolejne dni przynosiły złe wiadomości, wskazujące na niebezpieczne sytuacje. W czasie jednego z ataków polski żołnierz został ugodzony dzidą, tj. nożem przyczepionym do patyka. Taką broń wielokrotnie znajdowano przy agresywnych migrantach, ale po raz pierwszy zadano nią śmiercionośny cios. Wojskowy zmarł kilka dni później w szpitalu, co wywołało w Polsce zrozumiałe poruszenie.

Opisywany ciąg zdarzeń i decyzji wskazuje na poważne błędy w zarządzaniu obroną naszej granicy. W reakcji na medialne doniesienia i śmierć żołnierza rząd zapowiada teraz zmiany – wysyłanie patroli policyjnych na służbę z bronią, większą ochronę prawną żołnierzy i funkcjonariuszy oraz wysłanie jasnego sygnału, że Polska stoi murem za obrońcami naszych granic. Władze RP wyraziły również oburzenie w związku z działaniami podejmowanymi przeciwko żołnierzom przez Żandarmerię Wojskową. Sytuacja rzeczywiście wymaga bardzo szybkich działań. Wszystko to, co działo się w pierwszej połowie roku, pokazuje bowiem upadek wiarygodności Polski w zakresie zabezpieczenia granicy RP. Musimy natychmiast doprowadzić do odbudowy wiarygodności. Żeby to zrobić, potrzebna jest szybka manifestacja siły i pewności siebie – to musi być sygnał wysłany do naszych przeciwników i autorów ataków hybrydowych przeciwko Polsce. Oni muszą zobaczyć, że jesteśmy nadal zdeterminowani i mamy środki potrzebne do spokojnej, ale bezkompromisowej postawy.

Musimy również odbudować zaufanie polskich żołnierzy i funkcjonariuszy wobec państwa. Ci ludzie, wysyłani na niebezpieczną misję, muszą mieć pewność, że państwo jest po ich stronie, że są przez nie otoczeni opieką. Obecnie najważniejszym i najpilniejszym zadaniem jest właśnie wysłanie sygnałów o wiarygodności RP. To, co dzieje się na naszej granicy z Białorusią, rozgrywa się bowiem na wielu różnych poziomach – również psychologicznym.

Jeśli obecnie nie zadbamy o przekaz, nie będziemy w stanie ochronić Polski, a granica będzie poddawana coraz poważniejszym i niebezpiecznym atakom. Z czasem znów doprowadzi to do śmierci Polaków na naszej granicy.


 

POLECANE
PiS złożył projekt uchwały ws. wywłaszczenia ambasady Rosji Wiadomości
PiS złożył projekt uchwały ws. wywłaszczenia ambasady Rosji

PiS złożył w Sejmie projekt uchwały dotyczącej pilnego zabezpieczenia terenu wokół Ministerstwa Obrony Narodowej. Jarosław Kaczyński zapowiedział, że chodzi m.in. o wywłaszczenie rosyjskiej ambasady w Warszawie.

Amerykanie kłócą się o nominowanego ambasadora USA w Polsce. Dwa głosy przewagi z ostatniej chwili
Amerykanie kłócą się o nominowanego ambasadora USA w Polsce. Dwa głosy przewagi

Nominowany na ambasadora USA w Polsce Tom Rose uzyskał w środę poparcie senackiej komisji spraw zagranicznych, choć nie poparł go żaden polityk Demokratów. Nominacja Rose'a wciąż musi uzyskać większość głosów w Senacie.

To będzie pierwsza wspólna podróż z prezydentem Nawrockim. Sikorski w delegacji do ONZ pilne
To będzie pierwsza wspólna podróż z prezydentem Nawrockim. Sikorski w delegacji do ONZ

Radosław Sikorski poleci z Karolem Nawrockim do Nowego Jorku na 80. sesję Zgromadzenia Ogólnego ONZ. To pierwsza zagraniczna wizyta, w której minister spraw zagranicznych będzie towarzyszył prezydentowi.

Komunikat dla mieszkańców Kielc Wiadomości
Komunikat dla mieszkańców Kielc

Władze Kielc ogłosiły pełną listę inicjatyw zakwalifikowanych do tegorocznego budżetu obywatelskiego. W zestawieniu znalazło się łącznie 85 projektów, w tym 27 o charakterze ogólnomiejskim oraz 58 rejonowych.

Zełenski o Polakach: W razie ataku nie uratują ludzi. Kosiniak-Kamysz odpowiada pilne
Zełenski o Polakach: "W razie ataku nie uratują ludzi". Kosiniak-Kamysz odpowiada

Słowa prezydenta Ukrainy o polskich możliwościach obronnych wywołały burzę. Wołodymyr Zełenski w rozmowie z zagraniczną stacją stwierdził, że Polska „nie zdoła uratować ludzi” w przypadku zmasowanego ataku Rosji. Na jego wypowiedź zareagował szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz.

Kasa NFZ świeci pustkami. Szpitale ograniczą świadczenia? Wiadomości
Kasa NFZ świeci pustkami. Szpitale ograniczą świadczenia?

W Narodowym Funduszu Zdrowia brakuje ponad 2 mld złotych, by zamknąć trzeci kwartał tego roku. Łącznie w tym roku rząd musi przeznaczyć dodatkowo mld zł, by rachunek NFZ się spiął. Jeśli do tego nie dojdzie, szpitale będą musiały ograniczyć działalność.

Policja w Niemczech złapała poszukiwanego Syryjczyka. Był zamieszany w śmierć na granicy polsko-białoruskiej Wiadomości
Policja w Niemczech złapała poszukiwanego Syryjczyka. Był zamieszany w śmierć na granicy polsko-białoruskiej

Siły specjalne niemieckiej policji ujęły we Frankfurcie nad Menem 29-letniego Syryjczyka, którego od kilku lat poszukiwano w związku z przemytem ludzi. Według ustaleń śledczych mężczyzna miał też związek ze śmiertelnym wypadkiem na granicy polsko-białoruskiej w 2021 roku. Wówczas podczas nielegalnej przeprawy przez Bug przewrócił się ponton, a jeden z uchodźców zginął.

Niemieckie media po spotkaniu Nawrocki-Merz: Ignorowanie kwestii reparacji jest lekkomyślne Wiadomości
Niemieckie media po spotkaniu Nawrocki-Merz: "Ignorowanie kwestii reparacji jest lekkomyślne"

Wizyta prezydenta Karola Nawrockiego w Berlinie wywołała gorące komentarze. Niemiecki dziennik przyznał wprost, że Polska ma rację, domagając się reparacji. „Berlin mógłby zapłacić przynajmniej niewielką część” – przyznaje „Tageszeitung”.

Nowa ustawa repatriacyjna. „Musimy ratować Polaków ze Wschodu” z ostatniej chwili
Nowa ustawa repatriacyjna. „Musimy ratować Polaków ze Wschodu”

Senator Grzegorz Bierecki zaproponował nową ustawę repatriacyjną, która ma ułatwić powrót Polakom zesłanym do krajów byłego ZSRR. Projekt poparło Stowarzyszenie „Godność”, podkreślając, że to nie tylko kwestia polityki, ale także moralnego zobowiązania wobec rodaków prześladowanych przez reżimy Putina i Łukaszenki.

Łukasz Jasina: Ukraina od ściany do ściany tylko u nas
Łukasz Jasina: Ukraina od ściany do ściany

Kilkanaście dni temu temu przez polską przestrzeń publiczną przetoczyły się bardzo często uzasadnione emocjonalne wybuchy na Ukrainę za błędy jej polityki Kilka dni temu odwrotnie, po tym jak rosyjscy agresorzy naruszyli i polską przestrzeń powietrzną (choć na Ukrainie te ataki to codzienność) przetoczyła się ogromna dyskusja na temat naszej wdzięczności/ niewdzięczności.

REKLAMA

Stanisław Żaryn: Musimy odbudować zaufanie polskich żołnierzy i funkcjonariuszy wobec państwa

Po serii błędów w zarządzaniu obroną granicy RP z Białorusią Polska musi pilnie odbudować wiarygodność, zarówno w oczach naszych funkcjonariuszy, żołnierzy, jak i w oczach agresorów. Jeśli tego nie zrobimy, to kolejne śmiertelne ataki są kwestią czasu.
Wojsko na granicy Stanisław Żaryn: Musimy odbudować zaufanie polskich żołnierzy i funkcjonariuszy wobec państwa
Wojsko na granicy / twitter.com/mon.gov.pl

Śmierć polskiego żołnierza służącego na granicy z Białorusią rozpaliła emocje w Polsce i skupiła na sobie uwagę opinii publicznej. Społeczeństwo zaczęło się mocniej interesować, co de facto dzieje się obecnie na granicy, a media sączyły informacje przeczące oficjalnym wypowiedziom rządzących. Dziś wiadomo, że od kilku miesięcy władze RP popełniają poważne błędy w kwestii zarządzania ochroną granicy RP z Białorusią. Wiele wskazuje na to, że Polska sama napędziła agresję, która skończyła się tragedią.

Wojna, która trwa

Ataki na polską granicę z Białorusią trwają nieprzerwanie od połowy 2021 roku. To wtedy Polska, Litwa oraz Łotwa zaczęły być poddawane wieloelementowej presji. Służby białoruskie i rosyjskie stworzyły szlak nielegalnej migracji, który w zamyśle miał destabilizować i paraliżować wschodnią flankę NATO, a także całą Europę.

Na granicy zaczęli pojawiać się agresywni cudzoziemcy zwożeni przez struktury państwowe Rosji i Białorusi, organizowano coraz więcej niebezpiecznych prowokacji wymierzonych w Polskę oraz funkcjonariuszy i żołnierzy. Agresywne i niebezpieczne zachowania były odnotowywane od samego początku, o czym informowano na bieżąco opinię publiczną. Takie działania są prowadzone do dziś, stanowią bowiem element szerszego planu, który jest strategicznie ważny dla Moskwy. Kreml prowadzi działania hybrydowe przeciwko Zachodowi, osłabiając NATO, swojego odwiecznego wroga, oraz prowadząc operacje osłonowe dla własnych działań przeciwko Ukrainie. W 2021 roku, gdy Polska zaczęła być pod presją, Rosja – co dziś oczywiste – szykowała się już do inwazji przeciwko Ukrainie. Gdyby udało się zrealizować Rosji jednocześnie dwa plany – zalać Polskę i wschodnią flankę NATO masami niebezpiecznych ludzi oraz zwyciężyć w ciągu kilku dni Ukrainę – sytuacja Polski byłaby bardzo trudna, a wręcz dramatyczna. To pokazuje, jak ważna dla Moskwy jest operacja sprowadzania na polską granicę ludzi.

Od początku dla ówczesnych władz Polski było jasne, że nie mamy do czynienia z naturalnymi ruchami migracyjnymi, ale sterowaną operacją, zarządzaną przez obce nam służby i koordynowaną przez wiele instytucji państwowych. Mówiły o tym dane wywiadowcze, ale również zwykła statystyka – granica polsko-białoruska do 2020 roku była granicą spokojną.

Czytaj także: Przypadków podrzucenia imigrantów przez Niemców na granicy polsko-niemieckiej było więcej

Akcja – reakcja

Udział struktur białoruskich i rosyjskich w zarządzaniu atakami na granicę RP miał swój wymierny skutek. Ataki od początku prowadzono według schematu działań państwowych, koordynowano je, ich uczestnicy byli wyposażani w odpowiedni sprzęt, ale też szkoleni i instruowani, jak się mają zachować. Mogli też wykorzystywać zasoby struktur państwowych w swoich atakach na granicę. W oczy rzucało się także to, że strony białoruska i rosyjska na bieżąco monitorowały działania Polaków oraz odpowiadały na to, co działo się na granicy. Gdy na tym obszarze uwagę skupiały media, politycy obecnej władzy czy liberalno-lewicowi celebryci, służby białoruskie organizowały propagandowe obrazki, scenki z udziałem płaczących dzieci i kobiet, czy też inscenizowano koczowiska, by budzić w polskim społeczeństwie nastroje korzystne dla agresorów.

Gdy Polska budowała tymczasowe bariery, wysyłano grupy z drągami, zwalonymi drzewami, by niszczyć naszą infrastrukturę. Po ukończeniu stałej bariery granicznej na granicę skierowano sprzęt hydrauliczny do rozginania przęseł oraz specjalistyczne narzędzia do podkopów. Przez cały czas polscy funkcjonariusze oraz żołnierze byli również atakowani – nożami, kamieniami, gałęziami, petardami czy bronią pneumatyczną. Jednocześnie prowadzono operacje psychologiczne, by grać na nerwach polskim żołnierzom i funkcjonariuszom. Urządzano groźne prowokacje, m.in. w ramach których strona białoruska symulowała strzelanie do polskich żołnierzy, czy też rozpuszczano plotki o wydawaniu migrantom broni palnej.

Działania przeciwko Polsce uzupełniały również kampanie informacyjne, obarczające Polskę winą za „śmierć” na granicy oraz wywołanie „kryzysu humanitarnego”. Wielu polityków, dziennikarzy, komentatorów – głównie związanych z obecną koalicją – włączyło się w te działania, wywierając na rządzie RP dodatkową presję.

Od niemal trzech lat sytuacja na naszej granicy jest bardzo trudna i groźna. Wymaga umiejętności zarządzania taktyką obrony, a czasem decyzji o jej zmianach czy korygowaniu własnych działań w związku z reakcjami napastników. Kto tego nie rozumie, może sam narobić sobie – i innym – problemów. Dziś wiadomo, że właśnie taka fatalna seria decyzji i zaniechań nastąpiła w Polsce w pierwszej połowie bieżącego roku.

Lawina problemów

Ze słów byłego już ministra spraw wewnętrznych i administracji Marcina Kierwińskiego wynika, że na początku bieżącego roku doszło do zmian w taktyce działania służb białoruskich i rosyjskich. Zaczęły one instruować migrantów, jak mają reagować na zachowania polskich żołnierzy i funkcjonariuszy. „Już w lutym Straż Graniczna raportowała, że uchodźcy coraz słabiej reagują na strzały ostrzegawcze, że przestają się ich obawiać i są instruowani przez służby białoruskie, żeby nie zwracać uwagi na to, co robią polskie wojsko i polscy pogranicznicy” – mówił Kierwiński w rozmowie z PAP. Jego słowa świadczą o tym, że Straż Graniczna informowała rząd o nowej sytuacji na granicy już kilka miesięcy temu. Dodatkowo należy założyć, że instrukcje, których Rosjanie i Białorusini udzielali migrantom szturmującym granicę, były elementem przygotowania do większej ofensywy przeciwko polskim patrolom.

Dziś wiemy więc, że na początku roku rozpoczęły się przygotowane wcześniej przez stronę atakującą działania zwiększające presję na granicę RP i nasze patrole. Polską odpowiedzią powinna być zmiana taktyki na granicy, wzmocnienie patroli, wyposażenie ludzi w sprzęt adekwatny do działań oraz twardsze podejście, by pokazać stronie białoruskiej i rosyjskiej, że jesteśmy nadal w stanie bronić granicy. Jednak reakcja państwa polskiego – co wiemy post factum – była niestety zupełnie inna.

Dziś wiadomo, że wtedy właśnie funkcjonariusze policji na służbę byli wysyłani bez broni, ludzie na tzw. pasek byli wysyłani w grupkach jedynie dwuosobowych, a dodatkowo prokuratura rozpoczęła działania piętnujące ofensywne podejście obrońców naszej granicy. Pod koniec marca doszło do incydentu z udziałem polskich żołnierzy, w czasie którego użyli oni broni palnej. Kilka dni później, na oczach kolegów, wyprowadzono ich z jednostki skutych kajdankami. Prokuratura zarzuciła im przekroczenie uprawień poprzez nieadekwatne użycie broni. Informacja o tym rozeszła się natychmiast po armii i miała fatalny wpływ na morale żołnierzy. Odczucie to pogłębiła jeszcze informacja o powołaniu – w kwietniu – specjalnego zespołu w prokuraturze, który ma tropić domniemane przestępstwa popełniane na granicy z Białorusią. Zespół powstał po tym, jak prokuratura wszczęła – z zawiadomienia jednego z aktywistów – śledztwo w podobnej sprawie.

Czytaj także: Przypadków podrzucenia imigrantów przez Niemców na granicy polsko-niemieckiej było więcej

Niebezpieczne sygnały

Opisane powyżej działania były niczym wysłanie do polskich żołnierzy i funkcjonariuszy sygnału paraliżującego. Oni, mając z tyłu głowy wydarzenia i decyzje podejmowane przez władze RP, mogli realnie obawiać się podejmowania twardych, ale koniecznych, działań w momencie ataku na granicę. Wiedzieli, że takie czynności mogą skutkować problemami. Jak wcześniej. Jednocześnie wysłaliśmy sygnał także do agresorów – jesteśmy słabi, niepewni swego i sami represjonujemy obrońców granicy. Na reakcje nie trzeba było długo czekać. Kilka tygodni temu ze Wschodu zaczęły docierać doniesienia o atakach na nasze patrole. Kolejne dni przynosiły złe wiadomości, wskazujące na niebezpieczne sytuacje. W czasie jednego z ataków polski żołnierz został ugodzony dzidą, tj. nożem przyczepionym do patyka. Taką broń wielokrotnie znajdowano przy agresywnych migrantach, ale po raz pierwszy zadano nią śmiercionośny cios. Wojskowy zmarł kilka dni później w szpitalu, co wywołało w Polsce zrozumiałe poruszenie.

Opisywany ciąg zdarzeń i decyzji wskazuje na poważne błędy w zarządzaniu obroną naszej granicy. W reakcji na medialne doniesienia i śmierć żołnierza rząd zapowiada teraz zmiany – wysyłanie patroli policyjnych na służbę z bronią, większą ochronę prawną żołnierzy i funkcjonariuszy oraz wysłanie jasnego sygnału, że Polska stoi murem za obrońcami naszych granic. Władze RP wyraziły również oburzenie w związku z działaniami podejmowanymi przeciwko żołnierzom przez Żandarmerię Wojskową. Sytuacja rzeczywiście wymaga bardzo szybkich działań. Wszystko to, co działo się w pierwszej połowie roku, pokazuje bowiem upadek wiarygodności Polski w zakresie zabezpieczenia granicy RP. Musimy natychmiast doprowadzić do odbudowy wiarygodności. Żeby to zrobić, potrzebna jest szybka manifestacja siły i pewności siebie – to musi być sygnał wysłany do naszych przeciwników i autorów ataków hybrydowych przeciwko Polsce. Oni muszą zobaczyć, że jesteśmy nadal zdeterminowani i mamy środki potrzebne do spokojnej, ale bezkompromisowej postawy.

Musimy również odbudować zaufanie polskich żołnierzy i funkcjonariuszy wobec państwa. Ci ludzie, wysyłani na niebezpieczną misję, muszą mieć pewność, że państwo jest po ich stronie, że są przez nie otoczeni opieką. Obecnie najważniejszym i najpilniejszym zadaniem jest właśnie wysłanie sygnałów o wiarygodności RP. To, co dzieje się na naszej granicy z Białorusią, rozgrywa się bowiem na wielu różnych poziomach – również psychologicznym.

Jeśli obecnie nie zadbamy o przekaz, nie będziemy w stanie ochronić Polski, a granica będzie poddawana coraz poważniejszym i niebezpiecznym atakom. Z czasem znów doprowadzi to do śmierci Polaków na naszej granicy.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe