Deutsche Quelle: Skandal w Niemczech. Komu służy ujawnienie tych dokumentów?

Nord Stream II – to co Niemców zaskakuje my już dawno wiedzieliśmy. Wiatr w żagle przed wyborami do PE dla Zielonych. A na gruncie międzynarodowym – Berlin śladem Waszyngtonu zgadza się na atakowanie Rosji zachodnią bronią. Lepiej późno niż wcale..
Wstyd. Ilustracja poglądowa Deutsche Quelle: Skandal w Niemczech. Komu służy ujawnienie tych dokumentów?
Wstyd. Ilustracja poglądowa / Pixabay.com

W sobotę dziennik „Süddeutsche Zeitung” i zespół redakcyjny portalu „Table Berlin” opublikowały teksty bazujące na dokumentach i wewnętrznej korespondencji mejlowej Federalnego Ministerstwa Gospodarki. Jak wynika z udostępnionych przez ten resort dokumentów ( redakcja SZ otrzymała wgląd po wygranym procesie) główny argument w debacie o budowie gazociągu Nord Stream II, który padał ze strony wszystkich ministrów gospodarki Niemiec w latach 2016-2021, czyli to, że Ukraina nie utraci statusu państwa tranzytowego dla rosyjskiego gazu po oddaniu do użytku kolejnych dwóch nitek, nie były warte – jak to się brutalnie zwykło mawiać – funta kłaków. Dokumenty siłą rzeczy stawiają w fatalnym świetle CDU, ale i SPD. Mocne zaangażowanie wszystkich rządów Angeli Merkel w forsowanie Nord Streamu II i bez „odtajnienia ministerialnych notatek” żadną tajemnicą nie było, ale fakt, iż na ponad tydzień przed wyborami do Parlamentu Europejskiego ukazuje się tekst w subtelny sposób chwalący niezłomną postawę w całej tej aferze aktualnego ministra gospodarki, Roberta Habecka, dodaje całej sprawie posmaku kampanijnego.

Czytaj również: To dzięki niemu mamy dwa razy większe wojsko. Generał Bryś zdradza nam kulisy rozstania z armią

"Jak można tak się ubrać do telewizji?" Burza po emisji popularnego programu TVN

 

Czego się dowiadujemy?

Po pierwsze – czego dowiadujemy się z artykułów, które w sobotę ukazały się w Süddeutsche Zeitung i na portalu Berlin Table? Tego, że „wszystkie rządy Angeli Merkel prowadziły znacznie bardziej zdecydowaną kampanię na rzecz kontrowersyjnego gazociągu Nord Stream II niż wcześniej sądzono a świadczą o tym wewnętrzne dokumenty rządowe z lat 2014 – 2021.”

Jak wynika z dokumentów, „odbywały się też regularne spotkania między urzędnikami państwowymi, głównie z resortu gospodarki a przedstawicielami Nord Streamu a niemieccy urzędnicy „oferowali wsparcie w celu przezwyciężenia oporu politycznego [wobec NSII] zwłaszcza za granicą”.

I tu mała uwaga – aby prześledzić przynajmniej pierwsze z tych „regularnych spotkań” nie trzeba było czekać na odtajnienie dokumentów ministerstwa. Na stronie internetowej Bundestagu od grudnia 2017 wisi odpowiedź udzielona przez rząd na zapytanie klubu parlamentarnego Linke o spotkania (daty, tematy, uczestnicy) m.in. ministra gospodarki Sigmara Gabriela (SPD) a Alexiejem Millerem z Gazpromu. I jak na przykład zerkniemy do tabelki z datą 07.07.2015, to tam jest spotkanie obu panów na temat „poszerzenia Nord Streamu i tranzytu przez Ukrainę”, a 23.10. 2015 r. odnotowano spotkanie Gabriela z Mathiasem Warnigiem, byłym funkcjonariuszem Stasi, przyjacielem Władimira Putina a wówczas dyrektorem zarządzającym Nord Stream AG. I tym razem tematem był „tranzyt gazu przez Ukrainę”. A pięć dni później Warnig znowu odwiedził Gabriela, w rubryce ukazującej temat spotkania wpisano „zabezpieczenie tranzytu przez Ukrainę”. Takich spotkań było wiele, tematy modyfikowano, 7 września 2016 r. już jest mowa o Nord Streamie II, 30 stycznia 2017 Gabriel rozmawia z Millerem i Warnigiem o „stanie realizacji NS2”. W lutym 2017 r. pałeczkę przejmuje Brigitte Zypries, pierwsze spotkanie odbywa z Gerhardem Schröderem, potem w tabelkach znowu pojawia się Sigmar Gabriel, Frank-Walter Steinmeier i inni. W odpowiedzi na pytanie, czy któreś z ministerstw odnotowało przejście swojego urzędnika do Nord Streamu I lub II, czytamy, że taki przypadek miał miejsce w ministerstwie finansów, a w resorcie spraw zagranicznych słyszano „z przekazów medialnych” o osobach, które już na emeryturze doradzają „wspomnianym podmiotom”. I to jest dokument dostępny od końca 2017 roku. Nie musiał być ujawniany. Po prostu nikt nawet w mediach nie zadał sobie trudu by temat pociągnąć, bo w 2017 roku media niemieckie podzielały rządowy plan i mało kto odważył się kwestionować zasadność specjalnych relacji rosyjsko – niemieckich.  

 

Merkel-Szydło

Wracamy do czerwca 2024 r. Wśród udostępnionych redakcjom dokumentów znalazła się również notatka dotycząca przygotowań Angeli Merkel do spotkania z ówczesną premier Polski, Beatą Szydło w 2017 r., w której napisano lapidarnie: „Nie postrzegamy» rosyjskiej «cząsteczki metanu jako zagrożenia”. Jak podkreśla „Süddeutsche Zeitung”. Kiedy w Komisji Europejskiej pojawił się opór wobec NSII, ówczesny minister gospodarki Niemiec, Sigmar Gabriel (SPD) zaproponował przeprowadzenie „nieformalnych rozmów” w Brukseli. W „zmiękczaniu tematu” brały też aktywnie udział niemieckie ambasady promując przedstawianie budowy NSII jako „czysto komercyjnego projektu gospodarczego”, zresztą jak pamiętamy w Polsce z rozmów z kolejnymi ambasadorami Niemiec w Warszawie, przy omawianiu kwestii NSII zawsze pojawiała się narracja, że w budowę gazociągu są zaangażowane nie tylko firmy niemieckie i rosyjskie [co dawało mu otoczkę ogólnoeuropejskiego]. że jest to, poza tym projekt prywatny, nieskażony zamysłem politycznym, a jego rolę sprowadzano wręcz do wymarzonego i pożądanego partnerstwa na rzecz ochrony klimatu przy jednoczesnym zapewnieniu Europie rzekomo stabilnego dostawcy gazu – a w przyszłości wodoru.

Dokumenty ministerstwa gospodarki pokazują, że nawet gdy wśród niemieckiej klasy urzędniczo-politycznej pojawiały się wątpliwości co do wiarygodności Rosji jako partnera, nikt po stronie niemieckiej nie widział w tym powodu do zrewidowania przyjętej taktyki. W sierpniu 2021 r. jeden z urzędników podlegających ówczesnemu ministrowi gospodarki Peterowi Altmeierowi (CDU), zauważył, że Rosjanie nie spieszą się z napełnianiem niemieckich magazynów gazu i zasugerował, że Moskwa może chcieć wywrzeć presję na Niemcy by wymusić na nich wcześniejsze uruchomienie NSII, ale notatka ta i sugestia zostały zignorowane. Kolejną kwestią, która przebija z dokumentów to świadomość, że Rosja po uruchomieniu NSII może zrezygnować z tranzytu gazu przez Ukrainę. „Gazprom nie może być zmuszony do korzystania z wyznaczonych tras transportowych dla dostaw" – zauważyli eksperci Federalnego Ministerstwa Gospodarki. Rosja zapowiedziała, że w 2019 r. będzie nadal przesyłać gaz przez Ukrainę, ale to stwierdzenie nie było zbyt konkretne: "Nie ma wiarygodnych informacji na temat wielkości tranzytu".

 

Jak czytamy w artykule „Berlin Table”: 

„O tym, jak nierealne z ekonomicznego punktu widzenia było dalsze korzystanie z ukraińskiego gazociągu, świadczą liczby przedstawione przez prezesa Gazpromu Aleksieja Millera na konferencji w Petersburgu w czerwcu 2016 roku i przytaczane w materiałach przygotowujących do różnych rozmów ówczesną minister gospodarki, Brigitte Zypries : Na przykład koszt korzystania z samego Nord Streamu II w prognozie na najbliższe 25 lat był o 45–78 mld dolarów niższy niż koszt dalszego korzystania z gazociągu biegnącego przez Ukrainę. Niemieckie ministerstwo gospodarki określało tę sumę jako „dodatkowy zysk dla Gazpromu” a rosyjski koncern przekonywał, że Niemcy również skorzystają na niższych kosztach. W mailowej wiadomości z lipca 2016 r, przesłanej przez konsorcjum Nord Stream II do niemieckiego resortu gospodarki pojawiły się też obliczenia wskazujące, że koszty przesyłu gazu przez odcinek ukraiński w przeliczeniu na kilometr miałyby być ponad dwukrotnie wyższe niż przez Nord Stream II. (…) Gdyby więc Niemcy pozyskiwały gaz przez Nord Stream II, to miałyby gaz z Rosji jeszcze taniej, ale argument ten nie odegrał żadnej roli w publicznej argumentacji niemieckiego rządu”.

Z dokumentów wynika, że niemiecki rząd uznał ewentualne ograniczenie lub wstrzymanie przesyłu gazu przez Ukrainę na tyle za realne, że rozważał alternatywy by zrekompensować Kijowowi prognozowaną utratę opłat za tranzyt. W maju 2021 r. ambasada Niemiec w Kijowie, w notatce wyraziła ocenę, że „Ukraina będzie zwalczać Nord Stream II do czasu jego ukończenia i później też” a jako rekomendowane działanie zaproponowała „m.in. opracowanie projektów współpracy w sektorze energetycznym, dzięki którym Ukraina będzie mogła sobie zrekompensować utratę opłat za tranzyt gazu w perspektywie długoterminowej”. 

I dalej „Berlin Table” wyjaśnia: 

„Podczas gdy rządy Wielkiej Koalicji na zewnątrz zawsze opisywały projekt NS II jako gospodarczy, dokumenty pokazują, jak bardzo wspierał go politycznie. Intensywnie zastanawiano się, w jaki sposób można przeciwstawić się ostrej krytyce projektu, zwłaszcza ze strony krajów Europy Wschodniej. W styczniu 2016 r. sekretarz stanu BMWi Rainer Baake, mejlu do swojego kolegi z MSZ, wyraził pogląd, że "aktywne polityczne flankowanie" projektu Nord Stream 2 wobec krytycznych państw "nie jest jeszcze wskazane".

Co istotne – w czerwcu 2016 r. w ministerstwie pojawiła się notatka zalecająca używanie „neutralnego języka” w opisywaniu NS2 by „dyskusja była bardziej obiektywna”, to od tego czasu mówiono i pisano o „projekcie gospodarczym”, „prywatnym projekcie” etc. Mechanizm znany w polityce niemieckiej nie od dziś, przypomnijmy sobie chociażby unikania terminu „reparacje”.

I tu znowu wrócimy do odpowiedzi udzielonej Linke przez rząd federalny z 2017 r. Padło tam również pytanie o charakter samego projektu NSII. Odpowiedź rządu wpisywała się w wytyczne dotyczące „neutralnego języka”, ale i zawierała watek polski. Co prawda jako element energetycznej polityki Niemiec, ale warto znać i kontekst, i wymowę:

„Gazociąg Nord Stream 2 jest projektem komercyjnym, który, podobnie jak inne projekty infrastrukturalne, musi być zgodny ze wszystkimi obowiązującymi przepisami krajowymi i europejskimi. Nord Stream I i Nord Stream II jako dwa projekty komercyjne mogą przyczynić się do poprawy niemieckiego i europejskiego bezpieczeństwa dostaw energii w perspektywie średnioterminowej, ponieważ rozbudowa istniejącej infrastruktury gazociągowej otwiera nowe złoża rosyjskiego gazu dla europejskich odbiorców. Niemiecki rząd stara się zmniejszyć swoją ogólną zależność od importu surowców energetycznych a Unia Europejska również chce przeciwdziałać uzależnieniu od importowanych surowców energetycznych. Zwiększenie efektywności energetycznej i dalsza ekspansja energii odnawialnej w istotny sposób przyczyniają się do zmniejszenia zależności od importu surowców energetycznych. Podczas szczytu G7 w Elmau, szefowie państw i rządów potwierdzili potrzebę głębokich cięć w globalnych emisjach gazów cieplarnianych, którym towarzyszyć będzie dekarbonizacja światowej gospodarki w tym stuleciu. W międzyczasie niemiecki rząd opowiada się za tym by istniejąca infrastruktura gazociągowa w Polsce i na Ukrainie mogła być nadal wykorzystywana do tranzytu rosyjskiego gazu ziemnego”.

 

Nagroda pocieszenia dla Kijowa

To, na co wypada zwrócić szczególną uwagę w przypadku ujawnionych przez niemieckie media dokumentów świadczących m.in. o tym, że w Berlinie nie tylko zdawano sobie sprawę z tego, że Rosja pewnego dnia zatrzyma tranzyt gazu przez Ukrainę, ale i czynnie pracowano nad alternatywną nagrodą pocieszenia dla Kijowa, nie było żadną tajemnicą.

W maju 2020 r. Komisja Wschodnia Niemieckiej Gospodarki opublikowała wyniki sondażu, w którym zapytano Niemców czy „projekt Nord Stream II powinien zostać dokończony mimo groźby sankcji ze strony Stanów Zjednoczonych”.  75 proc. pytanych odpowiedziało twierdząco, 17 proc. była przeciw dokończenia budowy. Ówczesny prezes Komisji, Oliver Hermes [w czerwcu 2022 r. złożył rezygnację i poszedł na swoje] w komunikacie towarzyszącym prezentacji wyników, skomentował: „Na tle wieloletniego politycznego sporu o Nord Stream II, wynik sondażu dobitnie ukazuje, że nie tylko niemiecka gospodarka, ale i niemieckie społeczeństwo chce ukończenia budowy gazociągu a nie wartej miliardy ruiny inwestycyjnej na dnie Bałtyku”. Jak dodał wtedy Hermes, rezultat ankiety stanowi też wytyczną zarówno dla aktualnego, jak i przyszłych rządów federalnych i niemieckiej polityki generalnie by nie uginać się pod groźbami nałożenia sankcji na ten projekt. W 2020 r. Komisja Wschodnia Niemieckiej Gospodarki promowała NSII jako świetną alternatywę dla „topniejących zasobów w gaz ziemny w Norwegii i Niderlandach” i sposób na wyrównanie deficytów energii w związku z planowanym odwrotem od elektrowni atomowych i węglowych w Niemczech. Podkreślano też wagę partnerstwa z Rosją dla osiągnięcia w przyszłości ambitnych celów klimatycznych, ponieważ z czasem rurociągiem miał do Niemiec zamiast gazu popłynąć wodór. „Kto odrzuca Rosję jako najważniejszego europejskiego dostawcę energii i zatrzymuje już przyjęte projekty, utraci Rosję również jako partnera w ochronie klimatu” – napisano w komunikacie. Co do roli Ukrainy w całym przedsięwzięciu, Komisja stwierdzała, że „Ukraina może w najbliższych latach znacząco zwiększyć swoją rolę jako partnera energetycznego Unii Europejskiej i zrekompensować sobie [tym samym] ewentualne straty w opłatach za tranzyt gazu ziemnego. Czyli zdawano sobie doskonale sprawę, że to nastąpi."

W szczególności duże pojemności magazynowe w sektorze gazowym, ale także potencjał do produkcji zielonego wodoru, sprawiają, że Ukraina jest ważnym partnerem.

– podkreślał Hermes.

Jesteśmy przekonani, że projekty te mogą być również realizowane w ramach niemiecko-ukraińskiego partnerstwa energetycznego i zostać wprowadzone na rynek w perspektywie średnioterminowej.  Jeśli teraz zostanie wyznaczony właściwy kurs, ukraińska sieć gazu ziemnego będzie miała również przyszłość wodorową

– podkreślał Hermes dodając, że już pierwsze firmy z Niemiec i Ukrainy pracują nad konkretnymi wstępnymi przeglądami wspólnych projektów. Komunikat z 2020 r., dostępny i upubliczniony, wyprzedza de facto notkę ambasady niemieckiej w Kijowie z mają 2021 roku. I jest jeszcze coś. Narracja ukazująca Rosję jako solidnego partnera na rzecz ochrony klimatu, zarówno ta przebijająca pośrednio z odpowiedzi rządu z grudnia 2017 r., jak i z komentarza szefa Komisji Wschodniej Niemieckiej Gospodarki z 2020 r. jest niczym innym jak nieco okrojonym projektem takiego wciągnięcia Rosji do Europy by stała się docelowo nieodzownym ogniwem europejskiego Green Dealu. Skąd ten pomysł?  24 lutego 2021 r., równo rok przed rosyjską napaścią na Ukrainę, odbyło się wysłuchanie przed Komisją ds. Energii Bundestagu. Jednym z zaproszonych był lobbysta Gazpromu, politolog Alexander Rahr, który na okazję, że go powołano w charakterze eksperta, w punktach spisał swój pogląd na aktualny stan i rozwój niemiecko-rosyjskich relacji gospodarczych. Również ten dokument jest do znalezienia na stronie niemieckiego parlamentu. Ciekawa lektura. Rahr pisze tak: 

„Nord Stream II stał się swoistym symbolem tego, na ile niemiecko-rosyjskie relacje gospodarcze jeszcze w ogóle funkcjonują, a na ile zostaną zerwane. Niemiecki rząd prowadził kampanię na rzecz ukończenia gazociągu i przeciwko amerykańskim sankcjom. W ten sposób wysłał wyraźny sygnał Rosji i innym państwom UE, że chce w przyszłości utrzymać partnerstwo energetyczne między Rosją a UE".

I dalej:

„Jeśli obecne konflikty ulegną deeskalacji, Niemcy i Rosja powinny bardziej skupić się na koncepcji wspólnego obszaru gospodarczego od Lizbony po Władywostok. Koncepcja ta powinna obejmować nie tylko partnerstwo surowcowe czy transfer lub wymianę technologii, ale także odgrywać rolę przyszłego projektu pokojowego. Koncepcja ta obejmuje partnerstwo między UE a Euroazjatycką Unią Gospodarczą (EAEU), które powinno zostać zinstytucjonalizowane. EAEU jest teraz rzeczywistością, której nie można zaprzeczyć. 

Tradycyjny sojusz energetyczny między Niemcami (UE) a Rosją może zostać zmodernizowany w trakcie wielkiej historycznej transformacji energetycznej w Europie (tylko odnawialne źródła energii od 2050 r.). Przystąpienie Rosji do Paryskiego porozumienia klimatycznego jest podstawą Europejskiego Zielonego Ładu z największym terytorialnie państwem świata. Bez współpracy z Rosją Europa nie osiągnie swoich ambitnych celów klimatycznych i środowiskowych. A partnerstwo, które jest obecnie szeroko nagłaśniane w polityce, w dłuższej perspektywie zastąpi sojusz gazowy i skieruje trwające od dziesięcioleci partnerstwo energetyczne na inne tory.”

Tak w lutym 2021 roku widział przyszłość niemiecko-rosyjską Alexander Rahr. Proszę zwrócić na fragment „Tradycyjny sojusz energetyczny między Niemcami (UE) a Rosją”, nawias z UE przy Niemcach nie jest błędem tłumacza, były ekspert Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej, czyli prestiżowego DGAP naprawdę w ten sposób pisemnie ujął rzecz.

 

Komu służą ujawnione dokumenty?

Większość informacji ujawnionych przez niemieckie media tej soboty nie może zostać uznana za zaskakująca. Za dużo dokumentów mamy do dyspozycji by zachwycić się nagle objawioną prawdą, że koalicja CDU/CSU i SPD pod przywództwem Angeli Merkel forsowała NS II na przekór wszystkiemu. Poza tym eksperci tacy jak chociażby Frank Umbruch już w 2018 roku kwestionowali wyłącznie komercyjny charakter NSII i podkreślali liczne zagrożenia wynikające z polityki energetycznej Berlina. W Bundestagu przez ostatnie lata do wybuchu wojny toczyły się spory o NSII między Zielonymi a resztą parlamentarzystów, przypomnijmy, że Berlin dał wolną rękę Manueli Schwesig, premier Meklemburgii – Pomorza Przedniego w powołaniu fundacji-wydmuszki mającej dopilnować by NS II powstał niezależnie od amerykańskich sankcji. To też figuruje w oficjalnie dostępnych zasobach, tylko trzeba po nie sięgnąć. A zatem ekspertyzy i dokumenty były, wystarczyło tylko jeszcze dodać do tego obserwacje bieżących wydarzeń i to wszystko logicznie pospinać. 

Komu więc służy ta strużka informacji, w dodatku pochodząca z ministerstwa podlegającego dziś Zielonym? Polsce, że „mieliśmy rację a teraz to się potwierdza”?  A może z drugiej strony – zaszkodzi tym wszystkim politykom chadecji i socjaldemokracji, którzy dziś bawią się w globalne firmy doradcze odcinając kupony od polityki nazywanej dziś przez ludzi pokroju Roberta Habecka „błędną czy nawet katastrofalną”. Proszę spojrzeć co dziś robią byli ministrowie w rządzie Angeli Merkel, z czego żyją i jak żyją i zadać sobie podstawowe pytanie: Czy za ten „błąd” ktokolwiek zapłacił? 

 

Artykuł „Berlin Table” kończy się takim wnioskiem:

„Nawiasem mówiąc, Robert Habeck, który wstrzymał uruchomienie Nord Stream 2 kilka tygodni po objęciu stanowiska ministra gospodarki, nie ma problemu z wiarygodnością wynikającą z dokumentów. Jest on już wymieniony obok Norberta Röttgen jako ważny przeciwnik Nord Stream II w notatce z 2017 r. sporządzonej dla swojej poprzedniczki Brigitte Zypries. „Minister ds. transformacji energetycznej ze Szlezwiku-Holsztyna, Habeck, zażądał natychmiastowego anulowania planowanego projektu gazociągu” - zauważyło wówczas Federalne Ministerstwo Gospodarki”

Robert Habeck wskoczył na tę falę z gracją. Kto by nie wskoczył. W sobotę przemawiał na mini-konwencji Zielonych w Poczdamie, przywołując medialne doniesienia o NSII oskarżył CDU/CSU o „najgorszy kryzys gospodarczy od dziesięcioleci”. Zdaniem ministra gospodarki „Niemcy nigdy nie powinny były uzależniać się od gazu Putina, a chadecy ponoszą winę za kryzys gospodarczy spowodowany ich błędną polityką energetyczną. Cóż, w końcu ktoś to powiedział, tyle, że Habeck jak to polityk rządzi się prawem kampanii, a chadecy nadal prowadzą w sondażach. Po tym jak przechrzcili się w ławach opozycji na antyrosyjskość starają się zatrzeć ślady kreowania i żyrowaniu powojennej polityki zbliżenia z Rosją, wyprzedaży magazynów gazu Gazpromowi, prowadzeniu polityki ponad głowami i interesami państw naszego regionu. I dobrze, że ktoś im w końcu, choćby i pod nieco wątpliwym pretekstem, bo są lepsze – wygarnął, ale pamiętajmy, że w ferworze kampanii do PE Niemcy się trochę poprzepychają, poobrażają, wyciągną to i owo, ale kto dziś wykluczy, że w 2025 roku, już po innych wyborach, tych do Bundestagu, Robert Habeck pojedna się z chadekami i wejdzie z nimi w koalicję, albo powstanie kolejna Wielka Koalicja z socjaldemokratami urozmaicona zielenią (jakoś to AfD trzeba będzie przeskoczyć). I wtedy dzisiejsze spory będą kolejnym kamieniem milowym na drodze do narodowej zgody. A zatem niech to Schadenfreude trzyma się w granicach rozsądku. Kto obserwuje państwo Niemieckie, ten wie, że każde fiasko i błąd potrafi marketingowo, ekonomicznie, politycznie i polityczno-historycznie przekuć w złoto.

 

Zgoda na atakowanie Rosji zachodnią bronią – spóźniona ale ważna

„Ukraina ma prawo, w  zgodzie z zasadami prawa międzynarodowego, bronić się przed atakami na Charków bronią dostarczoną przez sojuszników, także dostarczoną przez Niemcy” – taki jest sens komunikatu rzecznika rządu federalnego Steffena Hebestreita opublikowany w piątek, 31 maja. To – jak to się często zdarza w dyplomacji – napisane ogólnikowym językiem oświadczenie, jest z jednej strony świadectwem pewnego przełomu w stosunku rządu niemieckiego do wojny na Ukrainie, z drugiej zaś pokazuje jak bardzo polityka bezpieczeństwa Niemiec podlega ścisłej koordynacji z działaniami USA. Jeszcze parę dni temu podczas francusko-niemieckich rozmów na szczycie kanclerz nie podejmował wezwań Macrona zdjęcia ze słabnącej Ukrainy ograniczeń w uderzaniu na cele znajdujące się na terytorium Rosji. Widać teraz, że bojący się „eskalacji” Berlin czekał na sygnał z Waszyngtonu.  

Kwestia tego czy Kijów może stosować zachodnią broń nie tylko na terenach zajętych przez Rosję (np. w Donbasie) ale też uderzać w militarne cele w samej Rosji przez długi czas dzieliła sojuszników (mówimy o tych, którzy dysponują stosownym sprzętem). W przeciwieństwie do Brytyjczyków, Amerykanie a za nimi oczywiście Niemcy stosowali w tej sprawie ścisłe ograniczenia – mimo, ze wielu ekspertów i wojskowych zwracało uwagę, że ta ostrożność tylko rozzuchwala agresora.  Czy na obecną zmianę stanowiska Waszyngtonu wpłynęła coraz trudniejsza sytuacja wokół Charkowa? Ewentualna utrata tego kluczowego dla ukraińskiej państwowości ośrodka mogłaby się przecież okazać wstępem nie tylko do porażki Ukrainy, ale też do klęski całego projektu politycznego obecnej administracji w USA. 

W przypadku Niemiec dylemat ile broni dostarczać Ukrainie i jak bardzo kontrolować jej użycie wiązał się niechęcią sporej części  opinii wobec jakiejkolwiek antyrosyjskiej agendzie i realnym strachem przed wojną. Kanclerz Scholz, weteran polityki epoki Angeli Merkel, a równocześnie polityk który chce być zapamiętany jako symbol „zmiany” (Zeitenwende) ma z tymi nastrojami problem. Przypomnijmy tylko kontrowersje wokół rakiet Taurus, których Ukraińcy ostatecznie nie dostali. O Taurusach nie ma mowy ,  w grę wchodzą za to m.in. samobieżne haubice 2000  czy wyrzutnie rakiet Mars II, z których obrońcy mogli by razić rosyjskie wojskowe cele przynajmniej na tym odcinku frontu. Dobre  i to..

Politycy i media reagują według znanego już wzoru – bardzo dziś proukraińscy chadecy mówią „nareszcie”, SPD chwali swojego kanclerza, bo nie ma innego wyjścia, Die Linke i podbierające im głosy ugrupowanie Sahry Wagnknecht krytykują. W mediach zdarzają się takie głosy jak Thomasa Fasbendera na łamach Berliner Zeitung, który pisze o głupocie i braku wniosków z dwóch wojen światowych. Akurat ten autor przez dekadę mieszkał w Moskwie i robił tam interesy, ale przecież takich znawców historii jest nad Sprewą więcej. Za to większość związanych z szeroko pojętym sektorem bezpieczeństwa ekspertów nie kryje zadowolenia i wskazuje na konieczność jak najmocniejszego wsparcia przez zachód słabnących sił ukraińskich. Bez względu na dalszy ciąg wojny, nasilenie tych głosów świadczy o tym, że Amerykanie też mają w Berlinie swoje zasoby i wpływy. I niezależnie od tego kto będzie siedział w Kanzleramcie – nie zawahają się ich użyć.
 


 

POLECANE
Ruszyły prawybory w Koalicji Obywatelskiej z ostatniej chwili
Ruszyły prawybory w Koalicji Obywatelskiej

W piątek o godz. 8 rozpoczęły się prawybory w Koalicji Obywatelskiej. Członkowie KO do północy będą mogli oddać głos na jednego z dwóch kandydatów: Rafała Trzaskowskiego lub Radosława Sikorskiego. Nazwisko zwycięzcy, który zostanie kandydatem ugrupowania na prezydenta, zostanie ogłoszone w sobotę.

Ogromny karambol na A4. Cała trasa zablokowana z ostatniej chwili
Ogromny karambol na A4. Cała trasa zablokowana

Karambol na A4 w kierunku Wrocławia – według GDDKiA w karambolu uczestniczyły cztery ciężarówki, dwa samochody osobowy oraz bus. Na miejscu trwa akcja służb ratunkowych. Autostrada jest obecnie całkowicie zablokowana. Niestety, w wyniku zdarzenia jedna osoba zginęła na miejscu.

Argentyna już żałuje przyjęcia ideologii gender tylko u nas
Argentyna już żałuje przyjęcia ideologii gender

Argentyna ponad dekadę temu wprowadziła „prawo do samostanowienia” dla transseksualistów. Teraz kraj zaczyna dostrzegać tragiczne konsekwencje promowania ideologii gender: wielokrotny przestępca zgwałcił tam kobietę, z którą przebywał w tej samej celi w więzieniu. Ofiara „trans kobiety” zaszła nawet w ciążę.

Niemieckie służby podały nowe dane nt. podrzuconych Polakom imigrantów z ostatniej chwili
Niemieckie służby podały nowe dane nt. podrzuconych Polakom imigrantów

W ostatnich dniach niemieckie służby odesłały do Polski dwóch migrantów – mężczyznę z Syrii i Turkmenistanu. Informacje na ten temat podała niemiecka policja.

Znany biznesmen i była gwiazda TVN wygrali w sądzie z Facebookiem z ostatniej chwili
Znany biznesmen i była gwiazda TVN wygrali w sądzie z Facebookiem

"Kolejny ważny krok w walce z @Meta o ochronę naszego wizerunku i dobrego imienia! (…) Sąd w pełni przyznał nam rację i udzielił nam zabezpieczenia na maksymalny możliwy czas" – informuje na platformie X założyciel InPost Rafał Brzoska wraz z żoną Omeną Mensah – polską dziennikarką, prezenterką, byłą gwiazdą telewizji TVN.

Daniel Obajtek o decyzji PKW: Najlepiej udusić partię, która wygrała wybory polityka
Daniel Obajtek o decyzji PKW: Najlepiej udusić partię, która wygrała wybory

W wywiadzie dla Telewizji Republika europoseł Daniel Obajtek skomentował decyzję PKW o odrzuceniu sprawozdania finansowego PiS.

Politico: Wielka Brytania jest gotowa do walki z Putinem we Wschodniej Europie z ostatniej chwili
Politico: Wielka Brytania jest gotowa do walki z Putinem we Wschodniej Europie

Zastępca szefa brytyjskiego sztabu obrony Rob Magowan w wypowiedzi przed komisją obrony w Izbie Gmin stwierdził, że Wielka Brytania jest gotowa do walki z Rosją, gdyby ta zaatakowała kraj Europy Wschodniej.

Zamieszanie wokół kandydata PiS na prezydenta. Rzecznik PiS zabiera głos z ostatniej chwili
Zamieszanie wokół kandydata PiS na prezydenta. Rzecznik PiS zabiera głos

"W związku z wieloma pytaniami dotyczącymi naszego kandydata w nadchodzących wyborach prezydenckich, a także licznymi publikacjami medialnymi pragnę przekazać, iż nie zapadła w tej sprawie ŻADNA decyzja. O tym kto będzie kandydatem PiS kierownictwo formacji poinformuje w najbliższych dniach" – przekazał na platformie X rzecznik PiS Rafał Bochenek. 

wPolityce.pl: PiS nie podjęło decyzji o wystawieniu Karola Nawrockiego jako kandydata na prezydenta z ostatniej chwili
wPolityce.pl: PiS nie podjęło decyzji o wystawieniu Karola Nawrockiego jako kandydata na prezydenta

Zaskakujący zwrot akcji ws. Karola Nawrockiego? Wbrew temu, co podała Telewizja Republika, portal wPolityce.pl twierdzi, że Prawo i Sprawiedliwość nie podjęło decyzji o wystawieniu Karola Nawrockiego jako kandydata partii na prezydenta.

Pierwsze problemy w nowej administracji Trumpa. Chodzi o Matta Gaetza polityka
Pierwsze problemy w nowej administracji Trumpa. Chodzi o Matta Gaetza

Senator Matt Gaetz na pośrednictwem mediów społecznościowych poinformował, że rezygnuje z nominacji na szefa departamentu sprawiedliwości. Decyzję podjął po wcześniejszym spotkaniu z resztą senatorów.

REKLAMA

Deutsche Quelle: Skandal w Niemczech. Komu służy ujawnienie tych dokumentów?

Nord Stream II – to co Niemców zaskakuje my już dawno wiedzieliśmy. Wiatr w żagle przed wyborami do PE dla Zielonych. A na gruncie międzynarodowym – Berlin śladem Waszyngtonu zgadza się na atakowanie Rosji zachodnią bronią. Lepiej późno niż wcale..
Wstyd. Ilustracja poglądowa Deutsche Quelle: Skandal w Niemczech. Komu służy ujawnienie tych dokumentów?
Wstyd. Ilustracja poglądowa / Pixabay.com

W sobotę dziennik „Süddeutsche Zeitung” i zespół redakcyjny portalu „Table Berlin” opublikowały teksty bazujące na dokumentach i wewnętrznej korespondencji mejlowej Federalnego Ministerstwa Gospodarki. Jak wynika z udostępnionych przez ten resort dokumentów ( redakcja SZ otrzymała wgląd po wygranym procesie) główny argument w debacie o budowie gazociągu Nord Stream II, który padał ze strony wszystkich ministrów gospodarki Niemiec w latach 2016-2021, czyli to, że Ukraina nie utraci statusu państwa tranzytowego dla rosyjskiego gazu po oddaniu do użytku kolejnych dwóch nitek, nie były warte – jak to się brutalnie zwykło mawiać – funta kłaków. Dokumenty siłą rzeczy stawiają w fatalnym świetle CDU, ale i SPD. Mocne zaangażowanie wszystkich rządów Angeli Merkel w forsowanie Nord Streamu II i bez „odtajnienia ministerialnych notatek” żadną tajemnicą nie było, ale fakt, iż na ponad tydzień przed wyborami do Parlamentu Europejskiego ukazuje się tekst w subtelny sposób chwalący niezłomną postawę w całej tej aferze aktualnego ministra gospodarki, Roberta Habecka, dodaje całej sprawie posmaku kampanijnego.

Czytaj również: To dzięki niemu mamy dwa razy większe wojsko. Generał Bryś zdradza nam kulisy rozstania z armią

"Jak można tak się ubrać do telewizji?" Burza po emisji popularnego programu TVN

 

Czego się dowiadujemy?

Po pierwsze – czego dowiadujemy się z artykułów, które w sobotę ukazały się w Süddeutsche Zeitung i na portalu Berlin Table? Tego, że „wszystkie rządy Angeli Merkel prowadziły znacznie bardziej zdecydowaną kampanię na rzecz kontrowersyjnego gazociągu Nord Stream II niż wcześniej sądzono a świadczą o tym wewnętrzne dokumenty rządowe z lat 2014 – 2021.”

Jak wynika z dokumentów, „odbywały się też regularne spotkania między urzędnikami państwowymi, głównie z resortu gospodarki a przedstawicielami Nord Streamu a niemieccy urzędnicy „oferowali wsparcie w celu przezwyciężenia oporu politycznego [wobec NSII] zwłaszcza za granicą”.

I tu mała uwaga – aby prześledzić przynajmniej pierwsze z tych „regularnych spotkań” nie trzeba było czekać na odtajnienie dokumentów ministerstwa. Na stronie internetowej Bundestagu od grudnia 2017 wisi odpowiedź udzielona przez rząd na zapytanie klubu parlamentarnego Linke o spotkania (daty, tematy, uczestnicy) m.in. ministra gospodarki Sigmara Gabriela (SPD) a Alexiejem Millerem z Gazpromu. I jak na przykład zerkniemy do tabelki z datą 07.07.2015, to tam jest spotkanie obu panów na temat „poszerzenia Nord Streamu i tranzytu przez Ukrainę”, a 23.10. 2015 r. odnotowano spotkanie Gabriela z Mathiasem Warnigiem, byłym funkcjonariuszem Stasi, przyjacielem Władimira Putina a wówczas dyrektorem zarządzającym Nord Stream AG. I tym razem tematem był „tranzyt gazu przez Ukrainę”. A pięć dni później Warnig znowu odwiedził Gabriela, w rubryce ukazującej temat spotkania wpisano „zabezpieczenie tranzytu przez Ukrainę”. Takich spotkań było wiele, tematy modyfikowano, 7 września 2016 r. już jest mowa o Nord Streamie II, 30 stycznia 2017 Gabriel rozmawia z Millerem i Warnigiem o „stanie realizacji NS2”. W lutym 2017 r. pałeczkę przejmuje Brigitte Zypries, pierwsze spotkanie odbywa z Gerhardem Schröderem, potem w tabelkach znowu pojawia się Sigmar Gabriel, Frank-Walter Steinmeier i inni. W odpowiedzi na pytanie, czy któreś z ministerstw odnotowało przejście swojego urzędnika do Nord Streamu I lub II, czytamy, że taki przypadek miał miejsce w ministerstwie finansów, a w resorcie spraw zagranicznych słyszano „z przekazów medialnych” o osobach, które już na emeryturze doradzają „wspomnianym podmiotom”. I to jest dokument dostępny od końca 2017 roku. Nie musiał być ujawniany. Po prostu nikt nawet w mediach nie zadał sobie trudu by temat pociągnąć, bo w 2017 roku media niemieckie podzielały rządowy plan i mało kto odważył się kwestionować zasadność specjalnych relacji rosyjsko – niemieckich.  

 

Merkel-Szydło

Wracamy do czerwca 2024 r. Wśród udostępnionych redakcjom dokumentów znalazła się również notatka dotycząca przygotowań Angeli Merkel do spotkania z ówczesną premier Polski, Beatą Szydło w 2017 r., w której napisano lapidarnie: „Nie postrzegamy» rosyjskiej «cząsteczki metanu jako zagrożenia”. Jak podkreśla „Süddeutsche Zeitung”. Kiedy w Komisji Europejskiej pojawił się opór wobec NSII, ówczesny minister gospodarki Niemiec, Sigmar Gabriel (SPD) zaproponował przeprowadzenie „nieformalnych rozmów” w Brukseli. W „zmiękczaniu tematu” brały też aktywnie udział niemieckie ambasady promując przedstawianie budowy NSII jako „czysto komercyjnego projektu gospodarczego”, zresztą jak pamiętamy w Polsce z rozmów z kolejnymi ambasadorami Niemiec w Warszawie, przy omawianiu kwestii NSII zawsze pojawiała się narracja, że w budowę gazociągu są zaangażowane nie tylko firmy niemieckie i rosyjskie [co dawało mu otoczkę ogólnoeuropejskiego]. że jest to, poza tym projekt prywatny, nieskażony zamysłem politycznym, a jego rolę sprowadzano wręcz do wymarzonego i pożądanego partnerstwa na rzecz ochrony klimatu przy jednoczesnym zapewnieniu Europie rzekomo stabilnego dostawcy gazu – a w przyszłości wodoru.

Dokumenty ministerstwa gospodarki pokazują, że nawet gdy wśród niemieckiej klasy urzędniczo-politycznej pojawiały się wątpliwości co do wiarygodności Rosji jako partnera, nikt po stronie niemieckiej nie widział w tym powodu do zrewidowania przyjętej taktyki. W sierpniu 2021 r. jeden z urzędników podlegających ówczesnemu ministrowi gospodarki Peterowi Altmeierowi (CDU), zauważył, że Rosjanie nie spieszą się z napełnianiem niemieckich magazynów gazu i zasugerował, że Moskwa może chcieć wywrzeć presję na Niemcy by wymusić na nich wcześniejsze uruchomienie NSII, ale notatka ta i sugestia zostały zignorowane. Kolejną kwestią, która przebija z dokumentów to świadomość, że Rosja po uruchomieniu NSII może zrezygnować z tranzytu gazu przez Ukrainę. „Gazprom nie może być zmuszony do korzystania z wyznaczonych tras transportowych dla dostaw" – zauważyli eksperci Federalnego Ministerstwa Gospodarki. Rosja zapowiedziała, że w 2019 r. będzie nadal przesyłać gaz przez Ukrainę, ale to stwierdzenie nie było zbyt konkretne: "Nie ma wiarygodnych informacji na temat wielkości tranzytu".

 

Jak czytamy w artykule „Berlin Table”: 

„O tym, jak nierealne z ekonomicznego punktu widzenia było dalsze korzystanie z ukraińskiego gazociągu, świadczą liczby przedstawione przez prezesa Gazpromu Aleksieja Millera na konferencji w Petersburgu w czerwcu 2016 roku i przytaczane w materiałach przygotowujących do różnych rozmów ówczesną minister gospodarki, Brigitte Zypries : Na przykład koszt korzystania z samego Nord Streamu II w prognozie na najbliższe 25 lat był o 45–78 mld dolarów niższy niż koszt dalszego korzystania z gazociągu biegnącego przez Ukrainę. Niemieckie ministerstwo gospodarki określało tę sumę jako „dodatkowy zysk dla Gazpromu” a rosyjski koncern przekonywał, że Niemcy również skorzystają na niższych kosztach. W mailowej wiadomości z lipca 2016 r, przesłanej przez konsorcjum Nord Stream II do niemieckiego resortu gospodarki pojawiły się też obliczenia wskazujące, że koszty przesyłu gazu przez odcinek ukraiński w przeliczeniu na kilometr miałyby być ponad dwukrotnie wyższe niż przez Nord Stream II. (…) Gdyby więc Niemcy pozyskiwały gaz przez Nord Stream II, to miałyby gaz z Rosji jeszcze taniej, ale argument ten nie odegrał żadnej roli w publicznej argumentacji niemieckiego rządu”.

Z dokumentów wynika, że niemiecki rząd uznał ewentualne ograniczenie lub wstrzymanie przesyłu gazu przez Ukrainę na tyle za realne, że rozważał alternatywy by zrekompensować Kijowowi prognozowaną utratę opłat za tranzyt. W maju 2021 r. ambasada Niemiec w Kijowie, w notatce wyraziła ocenę, że „Ukraina będzie zwalczać Nord Stream II do czasu jego ukończenia i później też” a jako rekomendowane działanie zaproponowała „m.in. opracowanie projektów współpracy w sektorze energetycznym, dzięki którym Ukraina będzie mogła sobie zrekompensować utratę opłat za tranzyt gazu w perspektywie długoterminowej”. 

I dalej „Berlin Table” wyjaśnia: 

„Podczas gdy rządy Wielkiej Koalicji na zewnątrz zawsze opisywały projekt NS II jako gospodarczy, dokumenty pokazują, jak bardzo wspierał go politycznie. Intensywnie zastanawiano się, w jaki sposób można przeciwstawić się ostrej krytyce projektu, zwłaszcza ze strony krajów Europy Wschodniej. W styczniu 2016 r. sekretarz stanu BMWi Rainer Baake, mejlu do swojego kolegi z MSZ, wyraził pogląd, że "aktywne polityczne flankowanie" projektu Nord Stream 2 wobec krytycznych państw "nie jest jeszcze wskazane".

Co istotne – w czerwcu 2016 r. w ministerstwie pojawiła się notatka zalecająca używanie „neutralnego języka” w opisywaniu NS2 by „dyskusja była bardziej obiektywna”, to od tego czasu mówiono i pisano o „projekcie gospodarczym”, „prywatnym projekcie” etc. Mechanizm znany w polityce niemieckiej nie od dziś, przypomnijmy sobie chociażby unikania terminu „reparacje”.

I tu znowu wrócimy do odpowiedzi udzielonej Linke przez rząd federalny z 2017 r. Padło tam również pytanie o charakter samego projektu NSII. Odpowiedź rządu wpisywała się w wytyczne dotyczące „neutralnego języka”, ale i zawierała watek polski. Co prawda jako element energetycznej polityki Niemiec, ale warto znać i kontekst, i wymowę:

„Gazociąg Nord Stream 2 jest projektem komercyjnym, który, podobnie jak inne projekty infrastrukturalne, musi być zgodny ze wszystkimi obowiązującymi przepisami krajowymi i europejskimi. Nord Stream I i Nord Stream II jako dwa projekty komercyjne mogą przyczynić się do poprawy niemieckiego i europejskiego bezpieczeństwa dostaw energii w perspektywie średnioterminowej, ponieważ rozbudowa istniejącej infrastruktury gazociągowej otwiera nowe złoża rosyjskiego gazu dla europejskich odbiorców. Niemiecki rząd stara się zmniejszyć swoją ogólną zależność od importu surowców energetycznych a Unia Europejska również chce przeciwdziałać uzależnieniu od importowanych surowców energetycznych. Zwiększenie efektywności energetycznej i dalsza ekspansja energii odnawialnej w istotny sposób przyczyniają się do zmniejszenia zależności od importu surowców energetycznych. Podczas szczytu G7 w Elmau, szefowie państw i rządów potwierdzili potrzebę głębokich cięć w globalnych emisjach gazów cieplarnianych, którym towarzyszyć będzie dekarbonizacja światowej gospodarki w tym stuleciu. W międzyczasie niemiecki rząd opowiada się za tym by istniejąca infrastruktura gazociągowa w Polsce i na Ukrainie mogła być nadal wykorzystywana do tranzytu rosyjskiego gazu ziemnego”.

 

Nagroda pocieszenia dla Kijowa

To, na co wypada zwrócić szczególną uwagę w przypadku ujawnionych przez niemieckie media dokumentów świadczących m.in. o tym, że w Berlinie nie tylko zdawano sobie sprawę z tego, że Rosja pewnego dnia zatrzyma tranzyt gazu przez Ukrainę, ale i czynnie pracowano nad alternatywną nagrodą pocieszenia dla Kijowa, nie było żadną tajemnicą.

W maju 2020 r. Komisja Wschodnia Niemieckiej Gospodarki opublikowała wyniki sondażu, w którym zapytano Niemców czy „projekt Nord Stream II powinien zostać dokończony mimo groźby sankcji ze strony Stanów Zjednoczonych”.  75 proc. pytanych odpowiedziało twierdząco, 17 proc. była przeciw dokończenia budowy. Ówczesny prezes Komisji, Oliver Hermes [w czerwcu 2022 r. złożył rezygnację i poszedł na swoje] w komunikacie towarzyszącym prezentacji wyników, skomentował: „Na tle wieloletniego politycznego sporu o Nord Stream II, wynik sondażu dobitnie ukazuje, że nie tylko niemiecka gospodarka, ale i niemieckie społeczeństwo chce ukończenia budowy gazociągu a nie wartej miliardy ruiny inwestycyjnej na dnie Bałtyku”. Jak dodał wtedy Hermes, rezultat ankiety stanowi też wytyczną zarówno dla aktualnego, jak i przyszłych rządów federalnych i niemieckiej polityki generalnie by nie uginać się pod groźbami nałożenia sankcji na ten projekt. W 2020 r. Komisja Wschodnia Niemieckiej Gospodarki promowała NSII jako świetną alternatywę dla „topniejących zasobów w gaz ziemny w Norwegii i Niderlandach” i sposób na wyrównanie deficytów energii w związku z planowanym odwrotem od elektrowni atomowych i węglowych w Niemczech. Podkreślano też wagę partnerstwa z Rosją dla osiągnięcia w przyszłości ambitnych celów klimatycznych, ponieważ z czasem rurociągiem miał do Niemiec zamiast gazu popłynąć wodór. „Kto odrzuca Rosję jako najważniejszego europejskiego dostawcę energii i zatrzymuje już przyjęte projekty, utraci Rosję również jako partnera w ochronie klimatu” – napisano w komunikacie. Co do roli Ukrainy w całym przedsięwzięciu, Komisja stwierdzała, że „Ukraina może w najbliższych latach znacząco zwiększyć swoją rolę jako partnera energetycznego Unii Europejskiej i zrekompensować sobie [tym samym] ewentualne straty w opłatach za tranzyt gazu ziemnego. Czyli zdawano sobie doskonale sprawę, że to nastąpi."

W szczególności duże pojemności magazynowe w sektorze gazowym, ale także potencjał do produkcji zielonego wodoru, sprawiają, że Ukraina jest ważnym partnerem.

– podkreślał Hermes.

Jesteśmy przekonani, że projekty te mogą być również realizowane w ramach niemiecko-ukraińskiego partnerstwa energetycznego i zostać wprowadzone na rynek w perspektywie średnioterminowej.  Jeśli teraz zostanie wyznaczony właściwy kurs, ukraińska sieć gazu ziemnego będzie miała również przyszłość wodorową

– podkreślał Hermes dodając, że już pierwsze firmy z Niemiec i Ukrainy pracują nad konkretnymi wstępnymi przeglądami wspólnych projektów. Komunikat z 2020 r., dostępny i upubliczniony, wyprzedza de facto notkę ambasady niemieckiej w Kijowie z mają 2021 roku. I jest jeszcze coś. Narracja ukazująca Rosję jako solidnego partnera na rzecz ochrony klimatu, zarówno ta przebijająca pośrednio z odpowiedzi rządu z grudnia 2017 r., jak i z komentarza szefa Komisji Wschodniej Niemieckiej Gospodarki z 2020 r. jest niczym innym jak nieco okrojonym projektem takiego wciągnięcia Rosji do Europy by stała się docelowo nieodzownym ogniwem europejskiego Green Dealu. Skąd ten pomysł?  24 lutego 2021 r., równo rok przed rosyjską napaścią na Ukrainę, odbyło się wysłuchanie przed Komisją ds. Energii Bundestagu. Jednym z zaproszonych był lobbysta Gazpromu, politolog Alexander Rahr, który na okazję, że go powołano w charakterze eksperta, w punktach spisał swój pogląd na aktualny stan i rozwój niemiecko-rosyjskich relacji gospodarczych. Również ten dokument jest do znalezienia na stronie niemieckiego parlamentu. Ciekawa lektura. Rahr pisze tak: 

„Nord Stream II stał się swoistym symbolem tego, na ile niemiecko-rosyjskie relacje gospodarcze jeszcze w ogóle funkcjonują, a na ile zostaną zerwane. Niemiecki rząd prowadził kampanię na rzecz ukończenia gazociągu i przeciwko amerykańskim sankcjom. W ten sposób wysłał wyraźny sygnał Rosji i innym państwom UE, że chce w przyszłości utrzymać partnerstwo energetyczne między Rosją a UE".

I dalej:

„Jeśli obecne konflikty ulegną deeskalacji, Niemcy i Rosja powinny bardziej skupić się na koncepcji wspólnego obszaru gospodarczego od Lizbony po Władywostok. Koncepcja ta powinna obejmować nie tylko partnerstwo surowcowe czy transfer lub wymianę technologii, ale także odgrywać rolę przyszłego projektu pokojowego. Koncepcja ta obejmuje partnerstwo między UE a Euroazjatycką Unią Gospodarczą (EAEU), które powinno zostać zinstytucjonalizowane. EAEU jest teraz rzeczywistością, której nie można zaprzeczyć. 

Tradycyjny sojusz energetyczny między Niemcami (UE) a Rosją może zostać zmodernizowany w trakcie wielkiej historycznej transformacji energetycznej w Europie (tylko odnawialne źródła energii od 2050 r.). Przystąpienie Rosji do Paryskiego porozumienia klimatycznego jest podstawą Europejskiego Zielonego Ładu z największym terytorialnie państwem świata. Bez współpracy z Rosją Europa nie osiągnie swoich ambitnych celów klimatycznych i środowiskowych. A partnerstwo, które jest obecnie szeroko nagłaśniane w polityce, w dłuższej perspektywie zastąpi sojusz gazowy i skieruje trwające od dziesięcioleci partnerstwo energetyczne na inne tory.”

Tak w lutym 2021 roku widział przyszłość niemiecko-rosyjską Alexander Rahr. Proszę zwrócić na fragment „Tradycyjny sojusz energetyczny między Niemcami (UE) a Rosją”, nawias z UE przy Niemcach nie jest błędem tłumacza, były ekspert Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej, czyli prestiżowego DGAP naprawdę w ten sposób pisemnie ujął rzecz.

 

Komu służą ujawnione dokumenty?

Większość informacji ujawnionych przez niemieckie media tej soboty nie może zostać uznana za zaskakująca. Za dużo dokumentów mamy do dyspozycji by zachwycić się nagle objawioną prawdą, że koalicja CDU/CSU i SPD pod przywództwem Angeli Merkel forsowała NS II na przekór wszystkiemu. Poza tym eksperci tacy jak chociażby Frank Umbruch już w 2018 roku kwestionowali wyłącznie komercyjny charakter NSII i podkreślali liczne zagrożenia wynikające z polityki energetycznej Berlina. W Bundestagu przez ostatnie lata do wybuchu wojny toczyły się spory o NSII między Zielonymi a resztą parlamentarzystów, przypomnijmy, że Berlin dał wolną rękę Manueli Schwesig, premier Meklemburgii – Pomorza Przedniego w powołaniu fundacji-wydmuszki mającej dopilnować by NS II powstał niezależnie od amerykańskich sankcji. To też figuruje w oficjalnie dostępnych zasobach, tylko trzeba po nie sięgnąć. A zatem ekspertyzy i dokumenty były, wystarczyło tylko jeszcze dodać do tego obserwacje bieżących wydarzeń i to wszystko logicznie pospinać. 

Komu więc służy ta strużka informacji, w dodatku pochodząca z ministerstwa podlegającego dziś Zielonym? Polsce, że „mieliśmy rację a teraz to się potwierdza”?  A może z drugiej strony – zaszkodzi tym wszystkim politykom chadecji i socjaldemokracji, którzy dziś bawią się w globalne firmy doradcze odcinając kupony od polityki nazywanej dziś przez ludzi pokroju Roberta Habecka „błędną czy nawet katastrofalną”. Proszę spojrzeć co dziś robią byli ministrowie w rządzie Angeli Merkel, z czego żyją i jak żyją i zadać sobie podstawowe pytanie: Czy za ten „błąd” ktokolwiek zapłacił? 

 

Artykuł „Berlin Table” kończy się takim wnioskiem:

„Nawiasem mówiąc, Robert Habeck, który wstrzymał uruchomienie Nord Stream 2 kilka tygodni po objęciu stanowiska ministra gospodarki, nie ma problemu z wiarygodnością wynikającą z dokumentów. Jest on już wymieniony obok Norberta Röttgen jako ważny przeciwnik Nord Stream II w notatce z 2017 r. sporządzonej dla swojej poprzedniczki Brigitte Zypries. „Minister ds. transformacji energetycznej ze Szlezwiku-Holsztyna, Habeck, zażądał natychmiastowego anulowania planowanego projektu gazociągu” - zauważyło wówczas Federalne Ministerstwo Gospodarki”

Robert Habeck wskoczył na tę falę z gracją. Kto by nie wskoczył. W sobotę przemawiał na mini-konwencji Zielonych w Poczdamie, przywołując medialne doniesienia o NSII oskarżył CDU/CSU o „najgorszy kryzys gospodarczy od dziesięcioleci”. Zdaniem ministra gospodarki „Niemcy nigdy nie powinny były uzależniać się od gazu Putina, a chadecy ponoszą winę za kryzys gospodarczy spowodowany ich błędną polityką energetyczną. Cóż, w końcu ktoś to powiedział, tyle, że Habeck jak to polityk rządzi się prawem kampanii, a chadecy nadal prowadzą w sondażach. Po tym jak przechrzcili się w ławach opozycji na antyrosyjskość starają się zatrzeć ślady kreowania i żyrowaniu powojennej polityki zbliżenia z Rosją, wyprzedaży magazynów gazu Gazpromowi, prowadzeniu polityki ponad głowami i interesami państw naszego regionu. I dobrze, że ktoś im w końcu, choćby i pod nieco wątpliwym pretekstem, bo są lepsze – wygarnął, ale pamiętajmy, że w ferworze kampanii do PE Niemcy się trochę poprzepychają, poobrażają, wyciągną to i owo, ale kto dziś wykluczy, że w 2025 roku, już po innych wyborach, tych do Bundestagu, Robert Habeck pojedna się z chadekami i wejdzie z nimi w koalicję, albo powstanie kolejna Wielka Koalicja z socjaldemokratami urozmaicona zielenią (jakoś to AfD trzeba będzie przeskoczyć). I wtedy dzisiejsze spory będą kolejnym kamieniem milowym na drodze do narodowej zgody. A zatem niech to Schadenfreude trzyma się w granicach rozsądku. Kto obserwuje państwo Niemieckie, ten wie, że każde fiasko i błąd potrafi marketingowo, ekonomicznie, politycznie i polityczno-historycznie przekuć w złoto.

 

Zgoda na atakowanie Rosji zachodnią bronią – spóźniona ale ważna

„Ukraina ma prawo, w  zgodzie z zasadami prawa międzynarodowego, bronić się przed atakami na Charków bronią dostarczoną przez sojuszników, także dostarczoną przez Niemcy” – taki jest sens komunikatu rzecznika rządu federalnego Steffena Hebestreita opublikowany w piątek, 31 maja. To – jak to się często zdarza w dyplomacji – napisane ogólnikowym językiem oświadczenie, jest z jednej strony świadectwem pewnego przełomu w stosunku rządu niemieckiego do wojny na Ukrainie, z drugiej zaś pokazuje jak bardzo polityka bezpieczeństwa Niemiec podlega ścisłej koordynacji z działaniami USA. Jeszcze parę dni temu podczas francusko-niemieckich rozmów na szczycie kanclerz nie podejmował wezwań Macrona zdjęcia ze słabnącej Ukrainy ograniczeń w uderzaniu na cele znajdujące się na terytorium Rosji. Widać teraz, że bojący się „eskalacji” Berlin czekał na sygnał z Waszyngtonu.  

Kwestia tego czy Kijów może stosować zachodnią broń nie tylko na terenach zajętych przez Rosję (np. w Donbasie) ale też uderzać w militarne cele w samej Rosji przez długi czas dzieliła sojuszników (mówimy o tych, którzy dysponują stosownym sprzętem). W przeciwieństwie do Brytyjczyków, Amerykanie a za nimi oczywiście Niemcy stosowali w tej sprawie ścisłe ograniczenia – mimo, ze wielu ekspertów i wojskowych zwracało uwagę, że ta ostrożność tylko rozzuchwala agresora.  Czy na obecną zmianę stanowiska Waszyngtonu wpłynęła coraz trudniejsza sytuacja wokół Charkowa? Ewentualna utrata tego kluczowego dla ukraińskiej państwowości ośrodka mogłaby się przecież okazać wstępem nie tylko do porażki Ukrainy, ale też do klęski całego projektu politycznego obecnej administracji w USA. 

W przypadku Niemiec dylemat ile broni dostarczać Ukrainie i jak bardzo kontrolować jej użycie wiązał się niechęcią sporej części  opinii wobec jakiejkolwiek antyrosyjskiej agendzie i realnym strachem przed wojną. Kanclerz Scholz, weteran polityki epoki Angeli Merkel, a równocześnie polityk który chce być zapamiętany jako symbol „zmiany” (Zeitenwende) ma z tymi nastrojami problem. Przypomnijmy tylko kontrowersje wokół rakiet Taurus, których Ukraińcy ostatecznie nie dostali. O Taurusach nie ma mowy ,  w grę wchodzą za to m.in. samobieżne haubice 2000  czy wyrzutnie rakiet Mars II, z których obrońcy mogli by razić rosyjskie wojskowe cele przynajmniej na tym odcinku frontu. Dobre  i to..

Politycy i media reagują według znanego już wzoru – bardzo dziś proukraińscy chadecy mówią „nareszcie”, SPD chwali swojego kanclerza, bo nie ma innego wyjścia, Die Linke i podbierające im głosy ugrupowanie Sahry Wagnknecht krytykują. W mediach zdarzają się takie głosy jak Thomasa Fasbendera na łamach Berliner Zeitung, który pisze o głupocie i braku wniosków z dwóch wojen światowych. Akurat ten autor przez dekadę mieszkał w Moskwie i robił tam interesy, ale przecież takich znawców historii jest nad Sprewą więcej. Za to większość związanych z szeroko pojętym sektorem bezpieczeństwa ekspertów nie kryje zadowolenia i wskazuje na konieczność jak najmocniejszego wsparcia przez zachód słabnących sił ukraińskich. Bez względu na dalszy ciąg wojny, nasilenie tych głosów świadczy o tym, że Amerykanie też mają w Berlinie swoje zasoby i wpływy. I niezależnie od tego kto będzie siedział w Kanzleramcie – nie zawahają się ich użyć.
 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe