Wyniki wyborów w Polsce mogą wpłynąć na przyszłość Ursuli von der Leyen

Wiosną przyszłego roku odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego, po których zakończy się także kadencja szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen. Coraz częściej pojawiają się więc spekulacje co do jej przyszłości. Niektórzy brukselscy urzędnicy twierdzą, że Niemka zasługuje na reelekcję. Jeszcze mniej przytomni utrzymują, że zastąpi Jensa Stoltenberga na stanowisku sekretarza generalnego NATO. Tak czy inaczej - powrotu do Niemiec „Uschi” boi się niczym diabeł święconej wody.
Ursula von der Leyen Wyniki wyborów w Polsce mogą wpłynąć na przyszłość Ursuli von der Leyen
Ursula von der Leyen / EPA/DUMITRU DORU Dostawca: PAP/EPA

Kiedy w 2019 roku ówczesna kanclerz Niemiec Angela Merkel załatwiła swojej partyjnej koleżance stanowisko w Brukseli, miała ją ostrzec: „Tylko tym razem się zbytnio nie wychylaj”. Ursula von der Leyen pewnie od razu wiedziała, o co chodzi: „Jasne, przecież każda z nas ma trochę brudu pod swoimi długimi paznokciami”. W przypadku obecnej szefowej KE tego „brudu” jest całkiem sporo. Jeśli po eurowyborach w 2024 roku von der Leyen nie załapie się na drugą kadencję i będzie musiała wrócić do Niemiec, rozpocznie się dla niej żmudny czas „rozliczeń”. Przypomnijmy.

Wehikułem tych rozliczeń będzie kilka niewyjaśnionych afer z udziałem byłej minister obrony Niemiec. Gdy w 2013 r. von der Leyen obejmowała fotel szefowej niemieckiego MON zastała istne pobojowisko – zardzewiałe helikoptery, zawodzące karabiny i rozpadające się statki szkoleniowe. O ile większość tych zaniechań mogła zrzucić na poprzedników, o tyle od kolejnych skandali nie mogła już uciec. W 2016 r. „kuloodporna Uschi” (jak nazywają ją pieszczotliwie jej adwersarze polityczni), która jest z zawodu lekarką, musiała odpierać zarzuty, że jej praca doktorska była plagiatem. Tego rodzaju afery są w Niemczech gwoździem do politycznej trumny. Jeden z jej poprzedników w resorcie obrony, Karl-Theodor zu Guttenberg, musiał z tego powodu zrezygnować z polityki i szukać szczęścia za granicą. W 2017 r. uwagę opinii publicznej przykuły zaś problemy z neonazistami i molestowaniem w Bundeswehrze. Policja zatrzymała niejakiego Franca A. z niemiecko-francuskiej brygady w Alzacji, któremu postawiono zarzut podawania się za imigranta i przygotowywania zamachu terrorystycznego. Zadania związane z zarządzaniem kryzysowym przerastały ówczesną wiceszefową CDU. 

 

Nawyk lekceważenia

Kiedy dziś niektórzy „eksperci” z wypiekami na twarzy wieszczą jej karierę w centrali NATO, znawcy niemieckiej sceny politycznej ze zdumieniem drapią się po głowie. Von der Leyen nigdy nie cieszyła się sympatią generałów Bundeswehry. Kiedy wyszły na jaw skandale związane z neonazistami w wojsku, minister oskarżyła całe czoło armii niemieckiej. Ledwo objęła stanowisko, a już ośmieliła się mówić o „słabym przywództwie” cenionych i wysokich rangą wojskowych, o „kryzysie tożsamości” oraz źle rozumianym „poczuciu koleżeństwa”. Te wypowiedzi wprawiły w osłupienie nie tylko generałów, lecz również partnera koalicyjnego w rządzie Angeli Merkel.

W wojsku mamy wiele problemów, ale kiedy pani minister twierdzi, że zauważa w armii kryzys przywództwa, powinna przyznać, że ryba psuje się od głowy 

– oburzał się wtedy Hans-Peter Bartels z SPD. 

Wielu socjaldemokratów, w tym ówczesny wicekanclerz Olaf Scholz, nie darzyli Ursuli von der Leyen zbytnią sympatią i dlatego w 2019 r. wielu europosłów z SPD nie wsparło jej kandydatury na szefową KE. Kto zada sobie trud prześledzenia jej kariery, nie może mieć wątpliwości, że posady ministerialne były jedynie wstępem do odegrania ważniejszej roli. Aby osiągnąć swój cel (co w pewnym sensie zawsze się jej udawało), von der Leyen wyrobiła sobie nawyk lekceważenia i gniewnego odrzucania wszelkiej krytyki, chcąc ocalić swój wizerunek przed jakimkolwiek uszczerbkiem. Co znamienne, niewygodne tematy pozostawiała zaufanym ludziom od „brudnej roboty”. W MON pracowało kilku takich „saperów”, rozbrajających kolejne medialne bomby, które mogły jej zaszkodzić.

 

Nieformalne uzależnienia

Osobnym skandalem była liczna armia jej doradców. Krótko przed jej „ucieczką” do Brukseli powołano parlamentarną komisję śledczą, która zajmowała się nieprawidłowościami w zatrudnianiu przez MON zewnętrznych firm eksperckich. Okazało się, że resort ów wydał w ciągu sześciu lat urzędowania von der Leyen kilkaset milionów euro na zlecenia dla zewnętrznych „ekspertów”, co powszechnie uważało się za sumę przekraczającą wszelkie normy. Poza tym zlecenia te wydano z pominięciem procedur obowiązujących przy zamówieniach publicznych. Te sprawy nigdy nie zostały do końca wyjaśnione. Dodatkowych argumentów dostarczała krytykom rozrastająca się w MON pajęczyna powiązań, świadczonych wzajemnie usług i nieformalnych uzależnień. Między niektórymi generałami a biznesmenami istniały wtedy ścisłe relacje zamykające konkurencyjnym firmom drogę do kontraktów. Na domiar złego okazało się, że wielu zatrudnianych przez von der Leyen osób wrzucało do sieci tajne informacje.

Tak więc w grudniu 2019 roku jej nominacja na szefową Komisji Europejskiej budziła w Berlinie entuzjazm nie tyle dlatego, że po 52 latach zaszczytu tego doświadczyła Niemka, ile z tego powodu, że Merkel pozbyła się słabej minister obrony, która wśród wojskowych uchodziła za niekompetentną, obciążając tym samym wizerunek całego rządu. Tyle tylko, że przejęcie najeżonego „minami” resortu przez kolejne równie niepopularne kobiety nie okazało się lepszym pomysłem. 

 

Konserwatywne korzenie

Dla von der Leyen stanowisko w Brukseli było więc ostatnią deską ratunku. Czy wykorzystała swoją szansę? Raczej nie, i nie chodzi tu nawet o jej „szczepionkowe” przekręty w czasie pandemii. Nie zapominajmy, że cztery lata temu głosy europosłów PiS przeważyły szalę i to głównie dzięki nim „Uschi” została wybrana na szefową KE. Czy za rok mogłaby na nie ponownie liczyć? Wolne żarty. Von der Leyen od lat otwarcie wyraża wsparcie dla skompromitowanego w oczach wielu Polaków Donalda Tuska, włączając się regularnie w kampanię wyborczą nad Wisłą i zasypując Polskę różnego rodzaju „kamieniami milowymi”. Osoby znające jej polityczną karierę mogły to przewidzieć już wcześniej, niemniej Warszawa poparła wówczas jej kandydaturę, licząc na lepsze stosunki z Brukselą. Cóż, nie wyszło. 

Gorzej, gdy wiosną przyszłego roku jedynym kontrkandydatem Ursuli von der Leyen będzie znów jakiś lewicowy furiat jak Timmermans, który przez kolejne pięć lat mógłby jeszcze bardziej uprzykrzać nam życie. Warto jednak wierzyć w to, że następne eurowybory przywrócą naszej Wspólnocie jej konserwatywne korzenie. Obecnie nasila się we wszystkich krajach UE (także w RFN) świadomość, że wiele wpychających się w różne dziedziny naszego życia instytucji unijnych w czasach kryzysowych są całkowicie zbędne. 

W każdym razie dziś von der Leyen wciąż jeszcze przypomina osobę, która w grudniu 2013 r. po raz pierwszy stawiła się w Federalnym Ministerstwie Obrony i zupełnie nie wiedziała, gdzie jest. Gdy przyszło do starcia z dążącymi do federalizacji Europy socjalistami i stojącym za nimi rządem Olafa Scholza, „chadecka” szefowa KE nie miała nic do dodania. Głośno przemawia tylko wtedy, gdy trzeba „wyrąbać” Tuskowi drogę powrotu do władzy, oczywiście za pomocą „obcinania” nam funduszy. Krótko przed ciszą wyborczą należy więc jeszcze raz podkreślić, że przyszły kształt Europy zależy również od decyzji Polaków. Już w niedzielę (a nie dopiero za rok) możemy położyć następną cegłę pod odbudowywaną z mozołem koncepcję Europy, która przyświecała jej pomysłodawcom.


[Autor jest korespondentem Polskiego Radia]
 


 

POLECANE
Paraliż na europejskich lotniskach. Masowe strajki utrudnią podróż tysiącom turystów Wiadomości
Paraliż na europejskich lotniskach. Masowe strajki utrudnią podróż tysiącom turystów

W sobotę we Włoszech zaczęły się masowe strajki pracowników lotniskowych, które mogą poważnie wpłynąć na funkcjonowanie europejskiego ruchu lotniczego.

PiS ma powody do radości. Jest nowy sondaż z ostatniej chwili
PiS ma powody do radości. Jest nowy sondaż

Prawo i Sprawiedliwość jest najchętniej wybieraną partią polityczną w Polsce i ma dużą przewagę nad drugą Koalicją Obywatelską – wynika z badania Ipsos dla TVP.

Dyskontowy gigant ogłasza upadłość w Niemczech. Co ze sklepami w Polsce? Wiadomości
Dyskontowy gigant ogłasza upadłość w Niemczech. Co ze sklepami w Polsce?

Niemiecki oddział popularnej sieci dyskontów Pepco ogłosił upadłość. Mimo ogromnego sukcesu w Polsce i ekspansji w Europie Środkowo-Wschodniej, niemiecki rynek okazał się zbyt wymagający.

Izraelskie startupy zbrojeniowe chcą niemieckich pieniędzy, niemieckie pieniądze mają wątpliwości tylko u nas
Izraelskie startupy zbrojeniowe chcą niemieckich pieniędzy, niemieckie pieniądze mają wątpliwości

Niemcy zwiększają w szybkim tempie budżet na obronność, co przyciąga zagraniczne firmy, w tym izraelskie startupy.

Hołownia był namawiany do zamachu stanu? Padło nazwisko z ostatniej chwili
Hołownia był namawiany do zamachu stanu? Padło nazwisko

Szymon Hołownia stwierdził w piątek, że po wyborach prezydenckich sugerowano mu działania, które określił jako "zamach stanu". Europoseł PiS Adam Bielan oświadczył, że to "Donald Tusk planował zamach stanu i podżegał do tego marszałka Sejmu".

Marsz Powstania Warszawskiego 1 sierpnia się odbędzie, jest decyzja sądu! z ostatniej chwili
Marsz Powstania Warszawskiego 1 sierpnia się odbędzie, jest decyzja sądu!

- Wygraliśmy przed Sądem Okręgowym sprawę o cykliczność zgromadzenia #MarszPowstaniaWarszawskiego z Wojewodą Mazowieckim! - informuje Robert Bąkiewicz na "X".

TVP zignorowała apel Powstańców. Tomasz Wolny: niepojęte pilne
TVP zignorowała apel Powstańców. Tomasz Wolny: niepojęte

Mimo zbliżającej się 81. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, organizatorzy uroczystości w Warszawie nie odpowiedzieli na apel weteranów, którzy domagali się powrotu Tomasza Wolnego jako prowadzącego koncert „Warszawiacy śpiewają (nie)zakazane piosenki”.

Odkryto złoże ropy i gazu w Polsce. Niemcy wściekli: Nie może być tak... z ostatniej chwili
Odkryto złoże ropy i gazu w Polsce. Niemcy wściekli: "Nie może być tak..."

Odkryto złoża ropy naftowej i gazu na Bałtyku, na terytorium Polski. – Polskie przedsięwzięcie to wsteczna polityka przemysłowa w wymiarze klimatycznym stojąca w sprzeczności z interesami środowiska i turystyki – grzmi minister środowiska landu Till Backhaus.

Środki zabrane Instytutowi Pileckiego przekazane do TVP w likwidacji Wiadomości
Środki zabrane Instytutowi Pileckiego przekazane do TVP w likwidacji

Środki, które w zeszłym roku miały zostać przeznaczone na rozwój oddziału Instytutu Pileckiego w Nowym Jorku i utworzenie wystawy poświęconej bohaterowi narodowemu – rotmistrzowi Witoldowi Pileckiemu – zostały ostatecznie przekazane… Telewizji Polskiej SA w likwidacji - informuje "Rzeczpospolita".

Rząd bez Tuska? Najgorzej oceniają go najmłodsi wyborcy. Sondaż pilne
Rząd bez Tuska? Najgorzej oceniają go najmłodsi wyborcy. Sondaż

Z sondażu przeprowadzonego dla „Rzeczpospolitej” wynika, że 37,9 proc. Polaków uważa, iż rząd lepiej funkcjonowałby bez Donalda Tuska jako premiera. Tego zdania jest szczególnie dużo młodych – aż połowa osób poniżej 24. roku życia nie chce Tuska na czele rządu.

REKLAMA

Wyniki wyborów w Polsce mogą wpłynąć na przyszłość Ursuli von der Leyen

Wiosną przyszłego roku odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego, po których zakończy się także kadencja szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen. Coraz częściej pojawiają się więc spekulacje co do jej przyszłości. Niektórzy brukselscy urzędnicy twierdzą, że Niemka zasługuje na reelekcję. Jeszcze mniej przytomni utrzymują, że zastąpi Jensa Stoltenberga na stanowisku sekretarza generalnego NATO. Tak czy inaczej - powrotu do Niemiec „Uschi” boi się niczym diabeł święconej wody.
Ursula von der Leyen Wyniki wyborów w Polsce mogą wpłynąć na przyszłość Ursuli von der Leyen
Ursula von der Leyen / EPA/DUMITRU DORU Dostawca: PAP/EPA

Kiedy w 2019 roku ówczesna kanclerz Niemiec Angela Merkel załatwiła swojej partyjnej koleżance stanowisko w Brukseli, miała ją ostrzec: „Tylko tym razem się zbytnio nie wychylaj”. Ursula von der Leyen pewnie od razu wiedziała, o co chodzi: „Jasne, przecież każda z nas ma trochę brudu pod swoimi długimi paznokciami”. W przypadku obecnej szefowej KE tego „brudu” jest całkiem sporo. Jeśli po eurowyborach w 2024 roku von der Leyen nie załapie się na drugą kadencję i będzie musiała wrócić do Niemiec, rozpocznie się dla niej żmudny czas „rozliczeń”. Przypomnijmy.

Wehikułem tych rozliczeń będzie kilka niewyjaśnionych afer z udziałem byłej minister obrony Niemiec. Gdy w 2013 r. von der Leyen obejmowała fotel szefowej niemieckiego MON zastała istne pobojowisko – zardzewiałe helikoptery, zawodzące karabiny i rozpadające się statki szkoleniowe. O ile większość tych zaniechań mogła zrzucić na poprzedników, o tyle od kolejnych skandali nie mogła już uciec. W 2016 r. „kuloodporna Uschi” (jak nazywają ją pieszczotliwie jej adwersarze polityczni), która jest z zawodu lekarką, musiała odpierać zarzuty, że jej praca doktorska była plagiatem. Tego rodzaju afery są w Niemczech gwoździem do politycznej trumny. Jeden z jej poprzedników w resorcie obrony, Karl-Theodor zu Guttenberg, musiał z tego powodu zrezygnować z polityki i szukać szczęścia za granicą. W 2017 r. uwagę opinii publicznej przykuły zaś problemy z neonazistami i molestowaniem w Bundeswehrze. Policja zatrzymała niejakiego Franca A. z niemiecko-francuskiej brygady w Alzacji, któremu postawiono zarzut podawania się za imigranta i przygotowywania zamachu terrorystycznego. Zadania związane z zarządzaniem kryzysowym przerastały ówczesną wiceszefową CDU. 

 

Nawyk lekceważenia

Kiedy dziś niektórzy „eksperci” z wypiekami na twarzy wieszczą jej karierę w centrali NATO, znawcy niemieckiej sceny politycznej ze zdumieniem drapią się po głowie. Von der Leyen nigdy nie cieszyła się sympatią generałów Bundeswehry. Kiedy wyszły na jaw skandale związane z neonazistami w wojsku, minister oskarżyła całe czoło armii niemieckiej. Ledwo objęła stanowisko, a już ośmieliła się mówić o „słabym przywództwie” cenionych i wysokich rangą wojskowych, o „kryzysie tożsamości” oraz źle rozumianym „poczuciu koleżeństwa”. Te wypowiedzi wprawiły w osłupienie nie tylko generałów, lecz również partnera koalicyjnego w rządzie Angeli Merkel.

W wojsku mamy wiele problemów, ale kiedy pani minister twierdzi, że zauważa w armii kryzys przywództwa, powinna przyznać, że ryba psuje się od głowy 

– oburzał się wtedy Hans-Peter Bartels z SPD. 

Wielu socjaldemokratów, w tym ówczesny wicekanclerz Olaf Scholz, nie darzyli Ursuli von der Leyen zbytnią sympatią i dlatego w 2019 r. wielu europosłów z SPD nie wsparło jej kandydatury na szefową KE. Kto zada sobie trud prześledzenia jej kariery, nie może mieć wątpliwości, że posady ministerialne były jedynie wstępem do odegrania ważniejszej roli. Aby osiągnąć swój cel (co w pewnym sensie zawsze się jej udawało), von der Leyen wyrobiła sobie nawyk lekceważenia i gniewnego odrzucania wszelkiej krytyki, chcąc ocalić swój wizerunek przed jakimkolwiek uszczerbkiem. Co znamienne, niewygodne tematy pozostawiała zaufanym ludziom od „brudnej roboty”. W MON pracowało kilku takich „saperów”, rozbrajających kolejne medialne bomby, które mogły jej zaszkodzić.

 

Nieformalne uzależnienia

Osobnym skandalem była liczna armia jej doradców. Krótko przed jej „ucieczką” do Brukseli powołano parlamentarną komisję śledczą, która zajmowała się nieprawidłowościami w zatrudnianiu przez MON zewnętrznych firm eksperckich. Okazało się, że resort ów wydał w ciągu sześciu lat urzędowania von der Leyen kilkaset milionów euro na zlecenia dla zewnętrznych „ekspertów”, co powszechnie uważało się za sumę przekraczającą wszelkie normy. Poza tym zlecenia te wydano z pominięciem procedur obowiązujących przy zamówieniach publicznych. Te sprawy nigdy nie zostały do końca wyjaśnione. Dodatkowych argumentów dostarczała krytykom rozrastająca się w MON pajęczyna powiązań, świadczonych wzajemnie usług i nieformalnych uzależnień. Między niektórymi generałami a biznesmenami istniały wtedy ścisłe relacje zamykające konkurencyjnym firmom drogę do kontraktów. Na domiar złego okazało się, że wielu zatrudnianych przez von der Leyen osób wrzucało do sieci tajne informacje.

Tak więc w grudniu 2019 roku jej nominacja na szefową Komisji Europejskiej budziła w Berlinie entuzjazm nie tyle dlatego, że po 52 latach zaszczytu tego doświadczyła Niemka, ile z tego powodu, że Merkel pozbyła się słabej minister obrony, która wśród wojskowych uchodziła za niekompetentną, obciążając tym samym wizerunek całego rządu. Tyle tylko, że przejęcie najeżonego „minami” resortu przez kolejne równie niepopularne kobiety nie okazało się lepszym pomysłem. 

 

Konserwatywne korzenie

Dla von der Leyen stanowisko w Brukseli było więc ostatnią deską ratunku. Czy wykorzystała swoją szansę? Raczej nie, i nie chodzi tu nawet o jej „szczepionkowe” przekręty w czasie pandemii. Nie zapominajmy, że cztery lata temu głosy europosłów PiS przeważyły szalę i to głównie dzięki nim „Uschi” została wybrana na szefową KE. Czy za rok mogłaby na nie ponownie liczyć? Wolne żarty. Von der Leyen od lat otwarcie wyraża wsparcie dla skompromitowanego w oczach wielu Polaków Donalda Tuska, włączając się regularnie w kampanię wyborczą nad Wisłą i zasypując Polskę różnego rodzaju „kamieniami milowymi”. Osoby znające jej polityczną karierę mogły to przewidzieć już wcześniej, niemniej Warszawa poparła wówczas jej kandydaturę, licząc na lepsze stosunki z Brukselą. Cóż, nie wyszło. 

Gorzej, gdy wiosną przyszłego roku jedynym kontrkandydatem Ursuli von der Leyen będzie znów jakiś lewicowy furiat jak Timmermans, który przez kolejne pięć lat mógłby jeszcze bardziej uprzykrzać nam życie. Warto jednak wierzyć w to, że następne eurowybory przywrócą naszej Wspólnocie jej konserwatywne korzenie. Obecnie nasila się we wszystkich krajach UE (także w RFN) świadomość, że wiele wpychających się w różne dziedziny naszego życia instytucji unijnych w czasach kryzysowych są całkowicie zbędne. 

W każdym razie dziś von der Leyen wciąż jeszcze przypomina osobę, która w grudniu 2013 r. po raz pierwszy stawiła się w Federalnym Ministerstwie Obrony i zupełnie nie wiedziała, gdzie jest. Gdy przyszło do starcia z dążącymi do federalizacji Europy socjalistami i stojącym za nimi rządem Olafa Scholza, „chadecka” szefowa KE nie miała nic do dodania. Głośno przemawia tylko wtedy, gdy trzeba „wyrąbać” Tuskowi drogę powrotu do władzy, oczywiście za pomocą „obcinania” nam funduszy. Krótko przed ciszą wyborczą należy więc jeszcze raz podkreślić, że przyszły kształt Europy zależy również od decyzji Polaków. Już w niedzielę (a nie dopiero za rok) możemy położyć następną cegłę pod odbudowywaną z mozołem koncepcję Europy, która przyświecała jej pomysłodawcom.


[Autor jest korespondentem Polskiego Radia]
 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe