Paweł Jędrzejewski: Lewica i Jan Hartman, czyli Flip i Flap
Flip (nieduży i przygaszony, bo wiele sondaży umieszcza Lewicę dopiero na piątym miejscu, nawet za Trzecią Drogą Hołowni i PSL-u) postanowił wystawić dużego i energicznego, mocno rzucającego się w oczy Flapa, znanego filozofa i nadpobudliwego publicystę, jako swoją „jedynkę” na listach w Nowym Sączu. Oczywiście, jak to zawsze dzieje się w klasycznej slapstickowej komedii, Flap natychmiast zjechał brzuchem po schodach, przewróciwszy się efektownie o własne nogi, aż mu melonik spadł z głowy. Choć podobno już szykował się do pojedynku z Ryszardem Terleckim. A przecież ten wodewilowy numer pod tytułem „katastrofa w wyborach” Jan Hartman pokazywał już nie raz w swoich komediach. W roku 2011 bezskutecznie walczył o miejsce w ławach sejmowych z list SLD. W roku 2012 dołączył do Ruchu Palikota, po czym w roku 2014 przegrał wybory do Parlamentu Europejskiego. W roku 2018 – znów bez powodzenia – zabiegał o stanowisko radnego Warszawy z listy komitetu wyborczego SLD Lewica Razem. Czyli dorobek już ma, że boki można zrywać.
Flap rzuca sobie pod nogi skórkę banana
Widzowie komedii pamiętają też słynny wyczyn Flapa sprzed 9 lat. We wrześniu 2014 roku decyzją zarządu Twój Ruch Jan Hartman został usunięty z tej partii (której był jednym z inicjatorów) po wypowiedzi dotyczącej kazirodztwa. Swoją drogą, żeby wylatywać z partii Palikota za tekst o kazirodztwie, to trzeba być prawdziwym geniuszem komedii. Jan Hartman jak nikt inny w polskim politycznym przemyśle rozrywkowym umie rzucić przed siebie skórkę banana i spektakularnie wywinąć na niej kozła. Hartman napisał wtedy: „Jeśli udaje się powiązać harmonijnie miłość macierzyńską albo bratersko-siostrzaną z miłością erotyczną, to osiąga się nową, wyższą jakość miłości i związku. Być może piękna miłość brata i siostry jest czymś wyższym niż najwznioślejszy romans niespokrewnionych ze sobą ludzi?”. Tym wpisem profesor Hartman nie pozostawił wątpliwości, że nie rozumie podstawowych zasad funkcjonowania kultury. Dał bardzo wyraźny dowód swojej porażającej ignorancji. Nie zdawał sobie sprawy z takiej oczywistości, że o tabu kazirodztwa trzeba dbać, bo prawo nie wystarcza, żeby chronić kobiety w rodzinie przed seksualną agresją ze strony mężczyzn: ojców, braci, wujów, kuzynów itd. Niezbędne jest osadzone głęboko w kulturze autentyczne potępienie dla tego typu zachowań, żeby pojawiały się one jedynie w rodzinach patologicznych. Nawet najmniejsze zdjęcie odium z kazirodczych związków byłoby jednoznaczne z zapaleniem zielonego światła dla niewyobrażalnej fali przemocy seksualnej w rodzinach. Miałoby to katastrofalne konsekwencje przede wszystkim dla kobiet i dzieci. I tego wszystkiego Hartman nie dostrzegał. Niewybaczalne, jak na profesora UJ. Więcej: kompromitujące.
Flap nie ma racji, nawet gdy ma rację
Tym razem ten nieobliczalny publicysta przejechał się na wypowiedzi dotyczącej pedofilów. Napisał: „Do opłacanych przez PiS za publiczne pieniądze trolli: Tak! Pedofile też mają prawa! Jak wszyscy inni przestępcy! Żadnego człowieka nie wolno piętnować – nawet pedofila!”. Cechą charakterystyczną naszego slapstickowego bohatera jest to, że gdy celuje tortem w twarz politycznego przeciwnika, to trafi w twarz tego, kto go na swoich listach wystawił. Dlatego widzowie, podziwiający tę komediową postać, tak często pękają ze śmiechu. Bo ofermowaty Flap nawet gdy ma rację, to nie ma racji. I teraz nie jest inaczej. Hartman ma przecież rację: pedofile też mają prawa. Jak wszyscy oskarżeni, nawet najgorsi przestępcy, nawet seryjni mordercy, których nie wolno rozerwać na strzępy niezależnie, ilu ludzi zamordowali. Tak to jest w cywilizowanym świecie. Więc nawet pedofile mają prawa – do uczciwego procesu, do obrony, do ochrony przed linczem. Ta lista jest nawet dość długa. Jednak mądry kandydat na posła do Sejmu Rzeczypospolitej wie, kiedy to można powiedzieć i jak to można powiedzieć. Podkreślam: mądry. Jan Hartman od lat prowadzi w lewicowym tygodniku „Polityka” blog „Loose blues” pod znamiennym podtytułem „Jana Hartmana zapiski nieodpowiedzialne”. Autor tak przesiąkł tymi felietonami i sposobem myślenia, który w nich dominuje, że cały się zrobił nieodpowiedzialny. Hartman nie miał za grosz wyczucia sytuacji, zamieszczając ten wpis, gdyż elementarny rozsądek nakazuje wstrzemięźliwość w głoszeniu „praw pedofilów”. To śliski temat – niezbędna jest wielka precyzja wypowiedzi, bo jeśli nie, to trzeba tłumaczyć zawile, co się miało na myśli, a tłumaczący swoje słowa kandydat to z automatu kandydat przegrany. W oświadczeniu Hartmana jest kilka dziecinnych błędów. Na przykład, trzeba było nie zaczynać od praw pedofilów, tylko od potępienia ich ohydnych przestępstw. Wyborcy tego oczekują. Trzeba było także nie pleść banialuk, że „żadnego człowieka nie wolno piętnować”, bo czasami nie tylko wolno, ale nawet należy piętnować, żeby ochronić kolejne ofiary. Wszyscy to wiedzą. Także w Nowym Sączu. A Hartman, jak to Hartman – nie przemyślał, a powiedział.
Nie udawajcie, że nie wiedzieliście
Z kolei lewica, czyli Flip, zareagowała na wywrotkę Flapa jak to Flip – lękliwie, bez źdźbła lojalności i charakteru. Porzuciła go jak gorący kartofel przy ognisku. Ryszard Śmiałek, współprzewodniczący małopolskiej Lewicy, napisał najwyraźniej drżącą ze strachu ręką: „Niniejszym chciałbym stanowczo poinformować, że prof. Jan Hartman nie będzie liderem listy w tym okręgu, podobnie jak nie będzie kandydował w żadnym okręgu z list Lewicy w najbliższych wyborach parlamentarnych 15 października”. Lewica się nie popisała. Tchórze. Tak, ale czy jedynie tchórze? Chyba jeszcze gorzej. Bo przecież jest tak: Hartman popełnia niewybaczalny błąd, mówiąc coś, czego w swojej sytuacji „jedynki” w Nowym Sączu nie powinien mówić. Tylko że z kolei Lewica popełnia błąd wcześniej, w dodatku znacznie większy, bo wystawia kogoś tak ryzykownego jako swojego kandydata. Bo co? Że niby nie wiedzieli? Nie znali Hartmana z tej strony? Nie dotarło do nich jeszcze, że to wyborczy Jonasz? Niech teraz nie udają, że ich zaskoczył. Z Janem Hartmanem nie ma żadnych zaskoczeń. Wiadomo, że będą kłopoty i dużo śmiechu. Trzeba było, nierozważna Lewico, pomyśleć – choć przez sekundę – wcześniej. Wyszło głupio, ale to było przecież łatwe do przewidzenia.
Albo slapstick, albo wybory
W sumie najważniejsze pytanie jest proste i nasuwa się automatycznie: po co w ogóle Lewicy, po co jakiejkolwiek partii taki wielki słoń w sklepie z porcelaną? Przecież, jeśli wystawia się jako kandydata kogoś, kto nigdy jeszcze niczego nie wygrał, a zawsze i wszystko przegrał, jeśli powierza się „jedynkę” komuś, kogo nawet Palikot wyrzucił za wygadywanie „kontrowersyjnych” andronów, to czego się należy spodziewać? Wyborczego zwycięstwa? Entuzjastycznego poparcia ze strony nowosądeczan? Nie! – wyłącznie kompromitującej wtopy. Flap jest Flapem i inny nie będzie, bo kto by go chciał wtedy oglądać. No więc są kłopoty. I z tym trzeba się było liczyć. Trochę opamiętania! – albo się filmuje slapstickową komedię, albo walczy o głosy wyborców na Sądecczyźnie.