Elżbieta Połomska: Ostatni dogmat

"(...) ku chwale Boga Wszechmogącego, który szczególną Swą łaskawością obdarzył Maryję Dziewicę, na cześć Syna Jego, nieśmiertelnego Króla wieków oraz Zwycięzcy grzechu i śmierci, dla powiększenia chwały dostojnej Matki tegoż Syna, dla radości i wesela całego Kościoła,, powagą Pana naszego Jezusa Chrystusa, świętych Apostołów Piotra i Pawła i Naszą ogłaszamy, wyjaśniamy i określamy, jako dogmat przez Boga objawiony, ŻE NIEPOKALANA BOGARODZICA ZAWSZE DZIEWICA MARYJA, PO ZAKOŃCZENIU BIEGU ŻYCIA ZIEMSKIEGO, ZOSTAŁA Z CIAŁEM I DUSZĄ WZIĘTA DO NIEBIESKIEJ CHWAŁY. Dlatego też, gdyby ktoś, nie daj Boże, dobrowolnie odważył się temu cośmy określili przeczyć, lub o tym powątpiewać, niech wie, że odstąpił zupełnie od wiary Boskiej i katolickiej".
Oto dogmat. Ostatni dogmat Kościoła, ogłoszony przez papieża Piusa XII w 1950 r., czyli 67 lat temu.
Od tamtego czasu papieże zdają się ociągać w definiowaniu wiary. Prawda stała się w powszechnym odbiorze katolików, czymś względnym i nieistotnym. Mówi się, że każdy ma swoją prawdę i jak najbardziej powinien ją mieć, by wedle niej interpretować rzeczywistość i układać swoje, prywatne życie. Asumpt do odejścia od tradycyjnych pojęć dał ostatni sobór, przez m.in. promowanie nowej wersji ekumenizmu, który nie ma już być powrotem błądzących do jednego prawdziwego Kościoła, a jedynie odnajdywaniem wspólnych obszarów. W tych obszarach nie ma już miejsca ani na prawdę, ani na dogmaty, które są jej zdefiniowaniem. A zdefiniowana prawda domaga się przyjęcia, jak to określił papież Pius XII. Nikt rozsądny nie może się jej przeciwstawić, bo jeśli to zrobi, stanie po stronie błędu, odstąpi świadomie od wiary katolickiej i wyłączy się z Kościoła.
Dogmaty strzegą depozytu wiary. Są prawdami wiary objawionymi przez Boga i podanymi do wierzenia przez nieomylny Kościół. Ich przyjęcie jest obowiązkiem i przywilejem katolika. Upewnia nas, że w pielgrzymowaniu do Boga na pewno się nie pomylimy i nie zbłądzimy. A sprawa nie jest banalna, bo dotyczy naszej wieczności.
Dziś panuje przekonanie, że każdy może wierzyć w co chce i jak chce, a i tak będzie zbawiony. Otóż, niestety tak nie jest. Wystarczy jeszcze raz wczytać się w formułę dogmatu o Wniebowzięciu Matki Bożej. Zakwestionowanie Wniebowzięcia (podobnie jak innej zdogmatyzowanej prawdy wiary) jest równoznaczne z wejściem w przestrzeń błędu: religijnego, duchowego, moralnego i intelektualnego. Każdy błąd niesie dramatyczne konsekwencje, które ostatecznie kończą się moralnym upadkiem wynikającym, jak każdy grzech, z pychy. Bo dogmaty są pogromcami pychy. Zmuszają rozum do pokory. Stawiają człowieka wobec niezmierzonej tajemnicy Boga, który jest Trójcą Przenajświętszą (co też jest dogmatem).
Dogmaty są polem wolności. Tak jak Boża miłość i Boża sprawiedliwość. Jak przykazania. Wolności, która nie może być samowolką duchową, bo ta prowadzi na religijne manowce. Kościół nie stoi na manowcach. I nawet teraz, gdy papieże nie korzystają z przywileju nieomylności, Kościół pozostaje opoką i centrum. Cóż bowiem jest 67 lat wobec lat 2000?