Ryszard Czarnecki: UE, szczepionki i ciuciubabka…
Europarlamentarzyści usiłują zaprosić przewodniczącą Komisji Europejskiej, aby dowiedzieć się o czym pisała w SMS-ach z szefem Pfizera. SMS-y wyparowały. Znana z zainteresowania Polską komisarz Jourova tłumaczy z wdziękiem słonia w składzie porcelany, że owe SMS-y jej niemiecka szefowa von der Leyen miała prawo usunąć, bo miały „krótkotrwały, efemeryczny charakter”. Jak Czeszka straci robotę w Komisji Europejskiej, czego życzy jej wiele milionów Polaków, może zacząć pisać teksty do skeczów Monthy Pythona. Tak, jak bohater „Moliera” nie wiedział, że mówi prozą, tak komisarz z partii znowu przegranego Andreja Babisza, liberałka Jourova nie wie, że mówi teksty kabaretowe, choć uważa to za poważne oświadczenia polityczne. Nawet Amerykanie się wkurzyli i redakcja „New York Times” poszła do sądu z pozwem wobec Komisji Europejskiej. Nic, tylko kupić popcorn, usiąść w pierwszym rzędzie i patrzeć na to widowisko. Rzecz w tym, że dotyczy to setek milionów, a nawet miliardów euro wydawanych lekką ręką przez Brukselę, najpierw na badania nad szczepionkami, a potem na same szczepionki. Komisja Europejska wyszła na ciężkiego frajera, bo najpierw dała, mówiąc staropolskim określeniem „bajońskie sumy” firmom farmaceutycznym, a potem dwie z nich: Pfizer i Moderna zawinęły kitę pod siebie i przeniosły siedziby do Szwajcarii, gdzie płacą znacznie mniejsze podatki niż w UE. Masz babo, sorry, Ursulo Gertrud von der Leyen, placek. Nie dość na tym: umów tych Bruksela nie mogła renegocjować ani wypowiedzieć-w kontraktach z gigantami farmaceutycznymi nie ma żadnych zapisów, które by to umożliwiły! Przypadek? Za stary jestem ,aby wierzyć w takie „przypadki”...
*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej” (08.03.2023)