[Tylko u nas] Ks. Tomasz Trzaska: „Jako kapłani jesteśmy «pierwszą linią kontaktu» dla osób w kryzysie”
![[Tylko u nas] Ks. Tomasz Trzaska: „Jako kapłani jesteśmy «pierwszą linią kontaktu» dla osób w kryzysie”](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c/uploads/news/79167/165341212102d192c724f6eb59b0ded9.jpg)
– Czym jest projekt „Życie warte jest rozmowy”?
– Jest to wielopłaszczyznowa inicjatywa pomocowa w obszarze profilaktyki zachowań samobójczych. To miejsce, w którym osoby znajdujące się w kryzysie psychicznym i ich rodziny mogą otrzymać kompleksową pomoc. Otaczamy opieką także osoby, które przeżyły stratę kogoś bliskiego w wyniku samobójstwa. Wszelkie informacje na temat naszego projektu znajdują się na stronie zwjr.pl. Nasz zespół prowadzi różne szkolenia, kampanie internetowe, webinary pomocowe dla różnych grup – nauczycieli, osób duchownych, rodziców. Nasza działalność skierowana jest do szerokiego grona ludzi.
– Jaki jest udział Księdza w tym przedsięwzięciu?
– Występuję w tym projekcie w dwóch rolach – jako duchowny oraz popularyzator tego tematu. Nie jestem terapeutą udzielającym bezpośredniej pomocy osobom w kryzysie, ale jako duszpasterz mam osobiste doświadczenie z wieloma ludzkimi problemami i mogę nim tutaj służyć.
– W ostatnim czasie wiele słyszymy o nasilaniu się tendencji samobójczych zwłaszcza u młodzieży.
– Statystki to jedna rzecz i rzeczywiście mówią one o dużym wzroście liczby myśli i prób samobójczych u młodych osób, ale kiedy rozejrzymy się wokoło i porozmawiamy o tych problemach w naszych rodzinach czy wśród znajomych, zauważymy, że kryzysy te nie dotyczą jedynie młodzieży. Temat myśli i prób samobójczych pojawia się w naszych dyskusjach częściej i może to wynikać z dwóch przyczyn – po pierwsze z faktycznego wzrostu takich tendencji, co pokazują statystyki, ale także z faktu, że myśli i zachowania samobójcze powoli przestają być tematem tabu. Podobnie było z tematem depresji, kiedy do świadomości społecznej przebiła się wiedza o tym, że nie jest to powód do wstydu, tylko choroba, którą można skutecznie leczyć. Tak samo jest z myślami czy zachowaniami samobójczymi – są one często skutkiem nagromadzenia wielu trudnych sytuacji i przeżyć. Życie jest dzisiaj niełatwe, dlatego cieszę się, że coraz bardziej otwarcie możemy rozmawiać na te tematy.
– Na przestrzeni lat zmieniło się podejście Kościoła do kwestii samobójstwa.
– W praktyce duszpasterskiej odeszło się od stygmatyzowania samobójców i ich rodzin poprzez np. niewnoszenie trumny z ciałem do kościoła etc. Podejście duszpasterskie zmieniło się i poszło za świadomością naukową i społeczną, która mówi o tym, że samobójstwo jest efektem wielu czynników – depresji, kryzysu psychicznego i innych. Nie jest to jedynie „występek przeciwko Bogu i życiu”, ale często skutek głębokiego kryzysu czy sumy bardzo trudnych przeżyć.
– Jak jest rola osób duchownych w procesie pomagania osobom zagrożonym samobójstwem?
– Ogromna. Jako księża i osoby zakonne wciąż cieszymy się pewnym zaufaniem społecznym wśród wiernych, którzy chodzą do kościoła i mają jakiś związek z życiem parafialnym. Jesteśmy często „pierwszą linią kontaktu” dla osób będących w kryzysie. Zdarza się, że np. w niewielkich miejscowościach nie ma psychoterapeutów albo jest ich niewielu bądź też perspektywa udania się do tego rodzaju specjalisty budzi wstyd czy lęk. Czasem łatwiej jest wiernemu porozmawiać o jakimś problemie z księdzem podczas spowiedzi czy przy okazji kolędy. Często jesteśmy obdarzani zaufaniem pozwalającym wiernemu na otwartość. Księża z natury sprawowanej posługi starają się nieść pomoc. Nawet jeśli – tak jak w moim przypadku – nie ma ona charakteru profesjonalnego, to jednak znam środowisko kościelne i interesuję się tematem profilaktyki zachowań samobójczych. Mogę jako duchowny popularyzować te tematy w swoim środowisku oraz wśród ludzi, do których docieram jako kapłan. W związku ze wzrostem myśli i tendencji samobójczych w społeczeństwie dobrze byłoby, gdyby duchowni zostali wyposażeni w narzędzia, dzięki którym będą mogli oni skutecznie pomagać. Ważne, żeby księża wiedzieli np., jakie są najczęstsze mity dotyczące samobójstw.
– „Jeśli ktoś mówi o tym, że się zabije, to na pewno tego nie zrobi”.
– Tak, między innymi ten. Na szczęście bardzo szybko rośnie świadomość, że jeśli ktoś mówi o samobójstwie, to na ogół oznacza, że znajduje się w poważnym kryzysie. Ważne, żeby wiedzieć, czego nie mówić osobom w depresji. Że nie powinny one słyszeć od nas: „ogarnij się”, „weź się w garść”, „nie masz tak źle, inni mają gorzej” etc. Kolejną niezwykle istotną sprawą, jaką powinni umieć wyczuć księża, jest rozpoznanie granicy, poza którą kończą się możliwości wsparcia laika, a zaczyna się konieczność uzyskania pomocy specjalisty – psychoterapeuty bądź psychiatry. Czasem konieczna jest pomoc policji i szpitala – jeśli ktoś w danym momencie deklaruje chęć popełnienia samobójstwa, nie ma czasu do stracenia, trzeba go najpierw uratować, żeby potem móc pomagać dalej. W takiej sytuacji nie można mówić: „usiądźmy i pomódlmy się razem”, ale raczej wezwać policję lub karetkę.
– Wiemy, czego nie mówić osobom w kryzysie. A co możemy im mówić?
– Najlepiej za dużo nie mówić, ale bardziej słuchać. Często osoba w kryzysie bardzo potrzebuje się „wygadać”, powiedzieć o tym, co ją boli. Trzeba dać jej ku temu szansę i zapewnić potrzebną przestrzeń. Nie wolno stłamsić jej udzielaniem rad, pouczaniem i stawianiem diagnoz. Z taką osobą trzeba po prostu być, chcieć poświęcić jej czas. Nie możemy osobie w kryzysie powiedzieć: „dobra, mam 40 minut, gadaj”. Przede wszystkim trzeba takiego człowieka wysłuchać, zadając od czasu do czasu pytania pomocnicze w rodzaju „co czułeś/czułaś w tym momencie?”, „co czujesz teraz?”. Trzeba się też starać dać człowiekowi w kryzysie nadzieję. Powiedzieć na przykład: „Jesteś teraz w kryzysie i świat wydaje ci się bardzo ciemny i mroczny. Ale jeśli wyjdziesz z tego kryzysu, przestanie tak być. To tylko pewien etap twojego życia, nie cała rzeczywistość”. Osoba w kryzysie samobójczym widzi tylko jedno wyjście z trudnej sytuacji – własną śmierć. Profesor Brunon Hołyst, który jest nestorem polskiej suicydologii, ukuł powiedzenie, że samobójcy nie tyle chcą umrzeć, co nie mają siły żyć. Dla ludzi w kryzysie samobójczym odebranie sobie życia wydaje się jedynym sposobem na zakończenie przeżywanego bólu. Trzeba im powiedzieć, że są jeszcze inne wyjścia, że z pewnością da się zrobić coś, żeby przestało boleć i żeby móc dalej żyć. Warto ich zapewnić, że nie są sami, pomóc im – czasem w podstawowych czynnościach, na które nie mają w danym momencie siły. A kiedy przyjdzie moment, kiedy zauważymy, że sytuacja staje się naprawdę poważna, spróbować nakłonić taką osobę do skorzystania z profesjonalnej pomocy. Czasem konieczne jest skorzystanie ze wsparcia farmakologicznego i psychoterapeutycznego.
– W jaki sposób zadbać o siebie, pomagając osobie w kryzysie samobójczym?
– Taka pomoc wiąże się z ogromnym obciążeniem. Jeśli ktoś w kryzysie zdecyduje się nam zaufać i dać sobie pomóc, być może będzie dzwonić do nas po pięć razy dziennie, będzie pisać, będzie chciał się „wygadać” codziennie po półtorej godziny. Może okazać się, że będzie to dla nas trudne. Warto budować „sieci pomocowe”, żeby nie zostać samemu z towarzyszeniem osobie w kryzysie. Poinformować ją czasem: „Dzisiaj nie mogę do ciebie przyjść, ale przyjdzie do ciebie nasza wspólna koleżanka czy kolega, której także ufasz i on czy ona z tobą pobędzie”. Trzeba stawiać sprawę uczciwie, być przejrzystym w tym kontakcie, jasno określać swoje możliwości i granice. Dawać poczucie stabilizacji, ale zarazem dbać o siebie, nie przestając troszczyć się o osobę w kryzysie. Czasem pomoc może jednak wcale wiele nie kosztować. Osoby w kryzysie mają często problem z wykonywaniem podstawowych czynności, z którymi radzą sobie bez trudu osoby zdrowe. Czasem posprzątanie, pozmywanie, wyniesienie śmieci czy uprasowanie czegoś dla nas będzie niewielkim wysiłkiem, a dla innej osoby wielką pomocą. Warto zapytać osobę w kryzysie o to, czy ma ona myśli samobójcze. To pytanie może być bardzo pomocne i rozładowujące napięcie w danej osobie – bywa, że ktoś cierpiący z powodu tego rodzaju myśli bardzo się tego wstydzi i jest przekonany, że jeśli się do tego przyzna, zostanie odrzucony bądź nazwany wariatem. Obawia się też, że świat „nie udźwignie” ciężaru takich myśli i wypowiedzenie ich na głos spowoduje jakąś straszną katastrofę. Tymczasem jest odwrotnie – na ogół zwerbalizowanie nawet najtrudniejszych myśli pomaga je oswoić, odbiera im część ich destrukcyjnej siły.
Zadając pytanie o myśli samobójcze, musimy być jednak gotowi na odpowiedź. Jeśli będzie ona twierdząca, nie możemy sami spanikować i jeszcze bardziej kogoś przestraszyć. Musimy być opanowani i wiedzieć, co należy w takiej sytuacji robić. Warto zapewnić kogoś o swoim zrozumieniu i współczuciu, powiedzieć: „Te myśli pojawiły się teraz, ponieważ bardzo cierpisz. Ale kiedy było dobrze, nie miałeś/nie miałaś takich myśli. Jest zatem możliwe, aby ich nie było i wspólnie możemy się zastanowić, w jaki sposób zredukować twoje cierpienie”. Pomaganie osobom w jakimkolwiek kryzysie to przede wszystkim obecność i słuchanie, pokazanie im, że nie są same, że są dla nas ważne, warte tego, aby ich aktywnie wysłuchać.
Warto pamiętać, że wychodzenie z kryzysu to proces. Tu nie ma cudownych rozwiązań niwelujących natychmiast wszystkie cierpienia. Jeśli jednak rozwiążemy wspólnie z cierpiącą osobą nawet jeden niewielki „supełek” na drodze jej życia, może okazać się to bardzo znaczącą zmianą pozwalającą na spojrzenie na własne życie z nieco innej perspektywy. Najprostszym środkiem do pomocy jest zwykła ludzka życzliwość i miłość bliźniego. Jeśli chcemy pomóc, musi być to autentyczne. Wtedy intuicja podpowie nam najskuteczniejsze środki. Nie ma tutaj bowiem uniwersalnych recept ani „przepisu na sukces”, każdy człowiek jest inny i różne są drogi do ludzkiego serca. Musimy być otwarci i elastyczni, a nie nastawieni jedynie na realizowanie określonego scenariusza. Czasem sami nie poradzimy sobie z pomocą i konieczna będzie interwencja specjalisty. Na szczęście coraz mniej obawiamy się korzystania z wizyt u psychoterapeuty czy psychiatry. Wszystko jest przecież dla ludzi.
– A jak to wygląda w przypadku kapłanów i sióstr zakonnych? Ksiądz czy zakonnica na terapii to nadal temat tabu?
– Nie mam wiedzy na ten temat, trzeba by tu zapewne przeprowadzić jakieś badania, natomiast myślę, że wśród księży coraz większa jest świadomość tego, że nie jesteśmy „Supermanami” czy ludźmi ze stali i że – tak jak wszyscy – pochodzimy z konkretnych rodzin, mamy swoje zranienia, a na dodatek bezustannie funkcjonujemy w sferze pewnego napięcia społecznego. Ksiądz jest osobą stale recenzowaną – w kościele, na katechezie, na kazaniach, w kancelarii, na ślubie czy na pogrzebie. W mniejszych środowiskach jest osobą recenzowaną nawet podczas zwykłych czynności takich jak robienie zakupów, tankowanie paliwa czy podróże. Jeśli ktoś z nas leci na weekend do Barcelony, wszyscy mówimy: „Ale fajnie!”, a jeśli poleci tam ksiądz, musi liczyć się z tym, że ktoś powie: „Poleciał za nasze pieniądze zamiast siedzieć i się modlić!”.
Księża są grupą społeczną zmagającą się z dużą presją i stałą „obserwacją”. Do tego dochodzą krzywdzące stereotypy. Winy poszczególnych kapłanów spadają na całe nasze środowisko. Dodatkowo księża znajdują się pod stałym ostrzałem krytyki za to, że głoszą oni niepopularne w dzisiejszym świecie treści. Ważne, żeby zdawać sobie sprawę, że pomoc psychologiczna dla księdza może być nie tylko czymś normalnym, ale wręcz koniecznym, żeby poradzić sobie z napięciami czy zranieniami. Ksiądz nie jest automatem ani produktem sztucznej inteligencji, ale człowiekiem. Nas też dotyka ból, frustracja, zmęczenie czy wypalenie zawodowe. Ksiądz, który skorzysta z pomocy psychologicznej, będzie później mógł efektywniej służyć wiernym, lepiej rozumieć ich problemy. To do takich księży – ludzi z krwi i kości, mających za sobą bagaż doświadczeń, także tych trudnych, lgną później ludzie. I to tacy umieją najlepiej im pomóc, są dla nich najbardziej wiarygodni, bo autentyczni.
Rozmawiała: Agnieszka Żurek
Wywiad ukazał się na łamach „Tygodnika Solidarność”.