[Tylko u nas] Tadeusz Płużański: "My was sk... wydusimy jak szczury". Krwawy Kulik z Informacji Wojskowej

16 grudnia 1952 roku, po brutalnym, trwającym 20 miesięcy śledztwie prowadzonym przez Mikołaja Kulika, komandor Stanisław Mieszkowski został zamordowany strzałem w tył głowy w więzieniu na Mokotowie. Podczas gomułkowskiej „odwilży” ten oprawca z Informacji Wojskowej nie stanął przed sądem, zdegradowano go jedynie o dwa stopnie. Po 50 latach przed sądem co prawda stanął, ale sąd nie zdążył wydać wyroku.
Mikołaj Kulik [Tylko u nas] Tadeusz Płużański:
Mikołaj Kulik / zdjęcie archiwalne

„My was sk... syny wydusimy jak szczury”

- tak Kulik mówił ponad pół wieku temu do jednego z przesłuchiwanych przez siebie marynarzy. „Tyle tych psów się naszło. Ja was sk... syny zabiję” - tak jeszcze kilkanaście lat temu odzywał się do świadków oskarżenia i dziennikarzy na jednej z rozpraw przeciwko sobie. „Ten człowiek to szmata” - tak na sali sądowej nazwał Tadeusza Rogozińskiego, oskarżyciela posiłkowego, którego torturował w czasach stalinowskich.

Mikołaj Kulik, w latach 1949-1953 kapitan zbrodniczej Informacji Wojskowej w Gdyni, zmarł w trakcie trwania swojego procesu w maju 2002 roku w wieku 76 lat. Sprawa tego wyjątkowo brutalnego śledczego, oskarżonego o fizyczne i psychiczne znęcanie się nad więźniami, ciągnęła się przez kilka lat tak, że wymiar sprawiedliwości nie zdążył wydać nawet symbolicznego wyroku.

 

„Pieprzę takie prawo”

Wspomniany Tadeusz Rogoziński, elektryk na okręcie podwodnym „Sęp”, został aresztowany w 1951 roku pod fikcyjnym zarzutem zamiaru sterroryzowania załogi okrętu i ucieczki z nim na Zachód. Torturowany przez Kulika w śledztwie, został skazany na 12 lat więzienia. Na procesie Kulika opowiadał: - Podczas 24-godzinnego przesłuchania cały czas musiałem stać. Kulik bił mnie, lżył, pluł mi w twarz, umieszczał w karcerze, wybił mi ząb.

„Panie sędzio, mam grypę, nie mam ochoty z panem rozmawiać, dziękuję, wychodzę” - oznajmił pewnego razu Kulik. Kiedy przewodniczący składu sędziowskiego kpt. Piotr Raczkowski zwrócił mu uwagę, że bez zgody sądu nie może tego zrobić, oskarżony odparł: „Jeśli takie prawo jest w Polsce, to ja pieprzę takie prawo”. Kulik dostał za to siedem dni aresztu.

Prawie na każdej rozprawie sądowej awanturował się, przerywał świadkom i obrażał ich, przeszkadzał w odczytywaniu zeznań i materiału dowodowego, w końcu żądał zmiany przewodniczącego składu. Twierdził, że nie słyszy, co mówi do niego sędzia (kazał mówić do siebie przez megafon), ale świetnie wyłapywał niewygodne dla siebie fragmenty zeznań świadków.

Przede wszystkim Kulik miał kłopoty z pamięcią - nie wiedział kim jest (jak się nazywa i jak nazywają się jego bliscy, kiedy się urodził, gdzie mieszka). Nie poznawał nawet swojego obrońcy, twierdząc, że w ogóle go nie zna. Brak rozeznania rzeczywistości nie przeszkadzał mu wymieniać nazwiska przesłuchiwanych (czytaj torturowanych) przez siebie osób i daty z lat 50. Świetnie odróżniał również „swoich” od „wrogów”, za jakich uważał świadków oskarżenia i dziennikarzy.

Raz Kulik wnioskował o powołanie biegłego, który miałby stwierdzić, jak długo można przebywać w wannie wypełnionej zimną wodą (za stalinizmu Kulik topił swoje ofiary w wannie).

 

Sprzedany jak Jezus

Ulubionym zajęciem Kulika w sądzie było atakowanie dziennikarzy. Lżył ich i domagał się, żeby opuścili salę. Kilkakrotnie zrywał się z krzesła i groził robiącym mu zdjęcia fotoreporterom („Ja was sk... syny zabiję!”), rzucał w nich długopisami. Raz prawie udało mu się zdzielić dziennikarza laską, ale w ostatniej chwili zatrzymali go żandarmi (Kulik był doprowadzany na salę sądową przez Żandarmerię Wojskową, kilka razy nie chciał wpuścić żołnierzy do domu).

- Wy, sk... syny, takie psy, rzucają się jak na kawałek mięsa! Ile wam za to płacą? - skwitował Kulik, wściekły, że jego laska nie dosięgła dziennikarza. - Takiego burdelu na tej sali jeszcze nie widziałem, choć mam 75 lat. Sędzia przyznał mu za to 500 zł. grzywny.

- Żebyście mnie po hitlerowsku zatłukli, to byłaby dla mnie łaska. Nigdy w życiu bym się nie spodziewał, że taki los spotka mnie za wojnę i pracę. Ja się sądu nie boję, nie boję się więzienia, ja na wojnie byłem, z bandami walczyłem - wyznał kiedyś były śledczy w przypływie szczerości.

Za obelżywe stwierdzenia i chamskie zachowanie Kulik kilka razy był karany grzywną lub aresztem, m. in. za takie:

- Jak ja mówię, że ma coś być, to tak ma być; jak ma czytać, to ma czytać! [domagał się od sędziego powtórnego odczytania dokumentu]! Nie po to walczyłem o Polskę, żeby mnie teraz po sądach włóczyli i sprowadzali tę bandę [tym razem Kulikowi nie chodziło o „bandy reakcyjnego podziemia”, ale dziennikarzy], która wypisuje co jej się podoba. Jeśli mnie szlag trafi, to kogoś tu zamorduję!

Albo za takie:

Kiedy jeden ze świadków stwierdził: „Wydaje mi się, iż na zdjęciu rozpoznaję Kulika” podsądny odparł: „Co to znaczy: wydaje się? Mnie się wydaje, że ten sędzia obok przewodniczącego jest pijakiem”.

W toku całego postępowania Kulik do niczego się nie przyznał. a akt oskarżenia był dla niego „obrzydliwym politycznym paszkwilem, który mógł się zrodzić tylko w chorej głowie”. Twierdził, że obciążający go świadkowie kłamią, bo chcą wyłudzić odszkodowania.

- To są psy, za pieniądze zeznają. Za pieniądze sprzedali mnie, tak jak Judasze sprzedali tego... Jezusa.

 

„Małpia złośliwośćPoksińskiego”

Były śledczy sam sprowokował swoją sprawę (w innym przypadku wymiar sprawiedliwości w ogóle by się nim nie zainteresował). W latach 90-tych wytoczył proces historykowi prof. Jerzemu Poksińskiego o naruszenie dóbr osobistych. Krwawy kat z Informacji poczuł się urażony książką „TUN” (historia procesu generała Stanisława Tatara, i pułkowników - Mariana Utnika i Stanisława Nowickiego, na których „oficerowie” Informacji chcieli wymóc przyznanie się do absurdalnych zarzutów spisku w wojsku i szpiegostwa). Poksiński napisał w niej, że Kulik „cieszył się złą sławą” u zatrzymanych oficerów Marynarki Wojennej, że w sprawie kmdr por. Kasperskiego „nie pomagały długotrwałe przesłuchania i specjalne metody śledcze stosowane przez kpt. Kulika”, że w śledztwie, w którym uczestniczył Kulik „wobec aresztowanych zastosowano bardzo ostry przymus fizyczny”. Nie dość, że były śledczy domagał się wycofania z książki dotyczących go, w pełni udokumentowanych fragmentów, ale żądał jeszcze 5 tys. złotych odszkodowania. Kulik miał nawet czelność stwierdzić: - Nie można przejść do porządku nad małpią złośliwością Poksińskiego. Narażono mnie na poniżenie w opinii moich znajomych, przyjaciół i rodziny w kraju i za granicą.

 

Dlaczego były śledczy pozwał do sądu historyka?

- Myślał, że żaden z przesłuchiwanych przez niego ludzi już nie żyje, w końcu nie oszczędzał nas w śledztwie

– mówił Mieczysław Albrychowicz, jedna z ofiar Kulika.

- Skąd się to wzięło, skoro wszystkie akta zostały spalone? - tak Kulik reagował na przedstawianie obciążających go dokumentów. Twierdził, że sam był szykanowany, że w 1953 roku zwolniono go z Informacji Wojskowej... jako wroga ustroju.

Wytoczony przez Kulika proces też nigdy się nie zakończył - profesor Jerzy Poksiński zmarł.

W komunistycznym raporcie, badającym „łamanie socjalistycznej praworządności” przed 1956 r. Marian Kulik został wymieniony na siódmym miejscu wśród najbardziej obciążonych „oficerów” śledczych: „stosował męczące przesłuchania „konwejerem”, często połączonym ze „stójkami”, osadzaniem w karcu, groźby pozbawienia życia w przypadku nieprzyznania się, lżył ich i sugerował zeznania”.

Wśród ofiar Kulika znalazł się m. in. kmdr Wacław Krzywiec, któremu Kulik wkładał jądra do szuflady, którą następnie zasuwano; wymieniony potem przez prof. Poksińskiego kmdr Kasperski, jak również kmdr Mieszkowski.

- Kulik to oprawca, jeden z odpowiedzialnych za śmierć mego ojca

- mówi Witold Mieszkowski, syn komandora Stanisława Mieszkowskiego.
 


 

POLECANE
Samuel Pereira: Co Donald Tusk robił przez trzy godziny w słowackiej chatce? tylko u nas
Samuel Pereira: Co Donald Tusk robił przez trzy godziny w słowackiej chatce?

Protestujący przed siedzibą rządu Słowacji w Bratysławie przeciwko podróży Roberta Fico do Moskwy. Oburzenie mediów i europejskiej opinii publicznej. Cisza zaś ze strony polskich władz, które do obalania Victora Orbana pierwsze, a tutaj jakby nie rwą się do rzucania kamieniami. Dziwne, co?

Katastrofa azerskiego samolotu. Nowe, szokujące doniesienia gorące
Katastrofa azerskiego samolotu. Nowe, szokujące doniesienia

Samolot linii Azerbaijan Airlines, który wystartował z Baku i kierował się do miasta Grozny stolicy rosyjskiej Republiki Czeczeńskiej, rozbił się w środę w okolicy miasta Aktau w Kazachstanie - poinformowała agencja Reutera powołując się na ministerstwo sytuacji nadzwyczajnych Kazachstanu. Według nieoficjalnych doniesień samolot mógł zostać ostrzelany przez Rosjan.

Znany dziennikarz ogłosił radosną nowinę. W sieci lawina gratulacji Wiadomości
Znany dziennikarz ogłosił radosną nowinę. W sieci lawina gratulacji

Jakub Porada, znany dziennikarz i miłośnik podróży, podzielił się w mediach społecznościowych wiadomością, która wywołała falę komentarzy i emocji. W świątecznym poście na Instagramie opublikował zdjęcie, które jednoznacznie sugeruje, że jego rodzina wkrótce się powiększy.

Każdemu się zdarza. Burza po słowach senatora Lewicy Wiadomości
"Każdemu się zdarza". Burza po słowach senatora Lewicy

Senator Lewicy Waldemar Witkowski wywołał falę krytyki swoimi wypowiedziami na temat nietrzeźwych kierowców. Na antenie TV Republika polityk, odnosząc się do zdarzenia z udziałem żony Ryszarda Kalisza, bagatelizował problem, stwierdzając, że "każdemu się zdarza".

Kabel na Bałtyku przerwany. Wszczęto dochodzenie z ostatniej chwili
Kabel na Bałtyku przerwany. Wszczęto dochodzenie

Operator przebiegającego na dnie Bałtyku kabla elektroenergetycznego Estlink 2, łączącego Finlandię z Estonią, poinformował o jego przerwaniu. Do awarii połączenia doszło w środę około południa.

Dramat na Pomorzu. Kierowca wjechał w grupę pieszych Wiadomości
Dramat na Pomorzu. Kierowca wjechał w grupę pieszych

77-letni kierowca samochodu osobowego w środę po południu wjechał w grupę pieszych w Myśligoszczy w pow. człuchowskim (Pomorskie). Trzy osoby, w tym dwoje dzieci, zostały poszkodowane. Kierowca był trzeźwy.

„Nie uwierzycie, co mi się wydarzyło”. Dramat znanego aktora Wiadomości
„Nie uwierzycie, co mi się wydarzyło”. Dramat znanego aktora

Piotr Gąsowski, popularny aktor i prezenter, zaskoczył fanów nietypową historią, którą opowiedział w mediach społecznościowych. Przed świętami, podczas zwykłych porządków, znalazł się w potrzasku.

Żałosne standardy. Lewandowski w ogniu krytyki Wiadomości
"Żałosne standardy". Lewandowski w ogniu krytyki

Robert Lewandowski, uznawany za jednego z najlepszych napastników na świecie, znalazł się w centrum ostrej krytyki. Choć jego statystyki bramkowe wciąż robią wrażenie, styl gry Polaka budzi coraz więcej wątpliwości. Głos w sprawie zabrał Graham Hunter, ceniony dziennikarz ESPN, który w swoim artykule nie zostawił na Polaku suchej nitki.

Tragedia w Kutnie. Prokuratura prowadzi dochodzenie Wiadomości
Tragedia w Kutnie. Prokuratura prowadzi dochodzenie

We wtorek w domu w Kutnie odnaleziono zwłoki dwóch chłopców w wieku 9 i 12 lat; ich rodzice w stanie ciężkim oraz kilkutygodniowy brat trafili do szpitali. Według Prokuratury Okręgowej w Łodzi do zatrucia doszło prawdopodobnie w nocy z poniedziałku na wtorek.

Pogoda w Święta. Jest komunikat IMGW Wiadomości
Pogoda w Święta. Jest komunikat IMGW

Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydał ostrzeżenia pierwszego stopnia przed gęstą mgłą i opadami marznącymi, które obowiązują do czwartkowych godzin porannych.

REKLAMA

[Tylko u nas] Tadeusz Płużański: "My was sk... wydusimy jak szczury". Krwawy Kulik z Informacji Wojskowej

16 grudnia 1952 roku, po brutalnym, trwającym 20 miesięcy śledztwie prowadzonym przez Mikołaja Kulika, komandor Stanisław Mieszkowski został zamordowany strzałem w tył głowy w więzieniu na Mokotowie. Podczas gomułkowskiej „odwilży” ten oprawca z Informacji Wojskowej nie stanął przed sądem, zdegradowano go jedynie o dwa stopnie. Po 50 latach przed sądem co prawda stanął, ale sąd nie zdążył wydać wyroku.
Mikołaj Kulik [Tylko u nas] Tadeusz Płużański:
Mikołaj Kulik / zdjęcie archiwalne

„My was sk... syny wydusimy jak szczury”

- tak Kulik mówił ponad pół wieku temu do jednego z przesłuchiwanych przez siebie marynarzy. „Tyle tych psów się naszło. Ja was sk... syny zabiję” - tak jeszcze kilkanaście lat temu odzywał się do świadków oskarżenia i dziennikarzy na jednej z rozpraw przeciwko sobie. „Ten człowiek to szmata” - tak na sali sądowej nazwał Tadeusza Rogozińskiego, oskarżyciela posiłkowego, którego torturował w czasach stalinowskich.

Mikołaj Kulik, w latach 1949-1953 kapitan zbrodniczej Informacji Wojskowej w Gdyni, zmarł w trakcie trwania swojego procesu w maju 2002 roku w wieku 76 lat. Sprawa tego wyjątkowo brutalnego śledczego, oskarżonego o fizyczne i psychiczne znęcanie się nad więźniami, ciągnęła się przez kilka lat tak, że wymiar sprawiedliwości nie zdążył wydać nawet symbolicznego wyroku.

 

„Pieprzę takie prawo”

Wspomniany Tadeusz Rogoziński, elektryk na okręcie podwodnym „Sęp”, został aresztowany w 1951 roku pod fikcyjnym zarzutem zamiaru sterroryzowania załogi okrętu i ucieczki z nim na Zachód. Torturowany przez Kulika w śledztwie, został skazany na 12 lat więzienia. Na procesie Kulika opowiadał: - Podczas 24-godzinnego przesłuchania cały czas musiałem stać. Kulik bił mnie, lżył, pluł mi w twarz, umieszczał w karcerze, wybił mi ząb.

„Panie sędzio, mam grypę, nie mam ochoty z panem rozmawiać, dziękuję, wychodzę” - oznajmił pewnego razu Kulik. Kiedy przewodniczący składu sędziowskiego kpt. Piotr Raczkowski zwrócił mu uwagę, że bez zgody sądu nie może tego zrobić, oskarżony odparł: „Jeśli takie prawo jest w Polsce, to ja pieprzę takie prawo”. Kulik dostał za to siedem dni aresztu.

Prawie na każdej rozprawie sądowej awanturował się, przerywał świadkom i obrażał ich, przeszkadzał w odczytywaniu zeznań i materiału dowodowego, w końcu żądał zmiany przewodniczącego składu. Twierdził, że nie słyszy, co mówi do niego sędzia (kazał mówić do siebie przez megafon), ale świetnie wyłapywał niewygodne dla siebie fragmenty zeznań świadków.

Przede wszystkim Kulik miał kłopoty z pamięcią - nie wiedział kim jest (jak się nazywa i jak nazywają się jego bliscy, kiedy się urodził, gdzie mieszka). Nie poznawał nawet swojego obrońcy, twierdząc, że w ogóle go nie zna. Brak rozeznania rzeczywistości nie przeszkadzał mu wymieniać nazwiska przesłuchiwanych (czytaj torturowanych) przez siebie osób i daty z lat 50. Świetnie odróżniał również „swoich” od „wrogów”, za jakich uważał świadków oskarżenia i dziennikarzy.

Raz Kulik wnioskował o powołanie biegłego, który miałby stwierdzić, jak długo można przebywać w wannie wypełnionej zimną wodą (za stalinizmu Kulik topił swoje ofiary w wannie).

 

Sprzedany jak Jezus

Ulubionym zajęciem Kulika w sądzie było atakowanie dziennikarzy. Lżył ich i domagał się, żeby opuścili salę. Kilkakrotnie zrywał się z krzesła i groził robiącym mu zdjęcia fotoreporterom („Ja was sk... syny zabiję!”), rzucał w nich długopisami. Raz prawie udało mu się zdzielić dziennikarza laską, ale w ostatniej chwili zatrzymali go żandarmi (Kulik był doprowadzany na salę sądową przez Żandarmerię Wojskową, kilka razy nie chciał wpuścić żołnierzy do domu).

- Wy, sk... syny, takie psy, rzucają się jak na kawałek mięsa! Ile wam za to płacą? - skwitował Kulik, wściekły, że jego laska nie dosięgła dziennikarza. - Takiego burdelu na tej sali jeszcze nie widziałem, choć mam 75 lat. Sędzia przyznał mu za to 500 zł. grzywny.

- Żebyście mnie po hitlerowsku zatłukli, to byłaby dla mnie łaska. Nigdy w życiu bym się nie spodziewał, że taki los spotka mnie za wojnę i pracę. Ja się sądu nie boję, nie boję się więzienia, ja na wojnie byłem, z bandami walczyłem - wyznał kiedyś były śledczy w przypływie szczerości.

Za obelżywe stwierdzenia i chamskie zachowanie Kulik kilka razy był karany grzywną lub aresztem, m. in. za takie:

- Jak ja mówię, że ma coś być, to tak ma być; jak ma czytać, to ma czytać! [domagał się od sędziego powtórnego odczytania dokumentu]! Nie po to walczyłem o Polskę, żeby mnie teraz po sądach włóczyli i sprowadzali tę bandę [tym razem Kulikowi nie chodziło o „bandy reakcyjnego podziemia”, ale dziennikarzy], która wypisuje co jej się podoba. Jeśli mnie szlag trafi, to kogoś tu zamorduję!

Albo za takie:

Kiedy jeden ze świadków stwierdził: „Wydaje mi się, iż na zdjęciu rozpoznaję Kulika” podsądny odparł: „Co to znaczy: wydaje się? Mnie się wydaje, że ten sędzia obok przewodniczącego jest pijakiem”.

W toku całego postępowania Kulik do niczego się nie przyznał. a akt oskarżenia był dla niego „obrzydliwym politycznym paszkwilem, który mógł się zrodzić tylko w chorej głowie”. Twierdził, że obciążający go świadkowie kłamią, bo chcą wyłudzić odszkodowania.

- To są psy, za pieniądze zeznają. Za pieniądze sprzedali mnie, tak jak Judasze sprzedali tego... Jezusa.

 

„Małpia złośliwośćPoksińskiego”

Były śledczy sam sprowokował swoją sprawę (w innym przypadku wymiar sprawiedliwości w ogóle by się nim nie zainteresował). W latach 90-tych wytoczył proces historykowi prof. Jerzemu Poksińskiego o naruszenie dóbr osobistych. Krwawy kat z Informacji poczuł się urażony książką „TUN” (historia procesu generała Stanisława Tatara, i pułkowników - Mariana Utnika i Stanisława Nowickiego, na których „oficerowie” Informacji chcieli wymóc przyznanie się do absurdalnych zarzutów spisku w wojsku i szpiegostwa). Poksiński napisał w niej, że Kulik „cieszył się złą sławą” u zatrzymanych oficerów Marynarki Wojennej, że w sprawie kmdr por. Kasperskiego „nie pomagały długotrwałe przesłuchania i specjalne metody śledcze stosowane przez kpt. Kulika”, że w śledztwie, w którym uczestniczył Kulik „wobec aresztowanych zastosowano bardzo ostry przymus fizyczny”. Nie dość, że były śledczy domagał się wycofania z książki dotyczących go, w pełni udokumentowanych fragmentów, ale żądał jeszcze 5 tys. złotych odszkodowania. Kulik miał nawet czelność stwierdzić: - Nie można przejść do porządku nad małpią złośliwością Poksińskiego. Narażono mnie na poniżenie w opinii moich znajomych, przyjaciół i rodziny w kraju i za granicą.

 

Dlaczego były śledczy pozwał do sądu historyka?

- Myślał, że żaden z przesłuchiwanych przez niego ludzi już nie żyje, w końcu nie oszczędzał nas w śledztwie

– mówił Mieczysław Albrychowicz, jedna z ofiar Kulika.

- Skąd się to wzięło, skoro wszystkie akta zostały spalone? - tak Kulik reagował na przedstawianie obciążających go dokumentów. Twierdził, że sam był szykanowany, że w 1953 roku zwolniono go z Informacji Wojskowej... jako wroga ustroju.

Wytoczony przez Kulika proces też nigdy się nie zakończył - profesor Jerzy Poksiński zmarł.

W komunistycznym raporcie, badającym „łamanie socjalistycznej praworządności” przed 1956 r. Marian Kulik został wymieniony na siódmym miejscu wśród najbardziej obciążonych „oficerów” śledczych: „stosował męczące przesłuchania „konwejerem”, często połączonym ze „stójkami”, osadzaniem w karcu, groźby pozbawienia życia w przypadku nieprzyznania się, lżył ich i sugerował zeznania”.

Wśród ofiar Kulika znalazł się m. in. kmdr Wacław Krzywiec, któremu Kulik wkładał jądra do szuflady, którą następnie zasuwano; wymieniony potem przez prof. Poksińskiego kmdr Kasperski, jak również kmdr Mieszkowski.

- Kulik to oprawca, jeden z odpowiedzialnych za śmierć mego ojca

- mówi Witold Mieszkowski, syn komandora Stanisława Mieszkowskiego.
 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe