Minister Adamczyk o aferze w PKP: zrobiliśmy wszystko co należało
- Dokumenty, albo inaczej, materiały, które kazały mi działać w sposób natychmiastowy, dowiedziałem się o nich 27 [czerwca - przyp. red.] - mówił minister wyjaśniając, że 28 czerwca 2016 r. materiały dostał do ręki.
- Z załącznikami zawiadomienie przesłałem 5 lipca - wskazał.
Przyznał, że niezbędna zwłoka to 14 dni.
- Mówi się o tym, że funkcjonariusz publiczny powinien bez zbędnej zwłoki przekazać informacje właściwym organom - zaznaczył gość Radia ZET.
Minister Adamczyk stwierdził, że w sprawie nieprawidłowości w spółce PKP ma czyste sumienie.
Dymisja w PKP nastąpiła jednak dopiero w marcu 2017 roku.- Do 28 [czerwca - przyp. red.] jeden z moich zastępców prowadził procedury wyjaśniające, ja te materiały otrzymałem do ręki 28 (...) dowiedziałem się o ich zawartości 27 - tłumaczył.
Adamczyk wyjaśnił, że on nie jest sądem, a w materiałach, które otrzymał, były to wątpliwości, a nie dowody.
- Nie pojawiły się tam zarzuty bezpośrednio korupcyjne, nie pojawiły się zarzuty zaboru mienia, nie pojawiły się zarzuty kryminalne. (...) Pojawiły się podejrzenia, a kiedy pojawiły się zarzuty, panie redaktorze, to tego samego dnia, kiedy pojawiły się zarzuty, wszyscy członkowie zarządu przestali pełnić swoje funkcje, bo po prostu podjąłem decyzję o ich odwołaniu - zaznaczył.
Minister infrastruktury i budownictwa wyjaśnił, że o tej sprawie rozmawiał zarówno z premier Beatą Szydło i z szefem Prawa i Sprawiedliwości Jarosławem Kaczyńskim.
- Rozmawialiśmy z panem prezesem Kaczyńskim już wiele miesięcy temu, informowałem, tak jak panią premier Beatę Szydło, tak samo pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego (...) informowałem o tym, że doszło do pewnych zjawisk, które zmusiły mnie do tego albo zobowiązały mnie bardziej do tego, żeby zawiadomić CBA o tych nieprawidłowościach, co stało się zresztą 5 lipca - mówił.
Dodając, że w razie wątpliwości pozostaje do dyspozycji premier Szydło i prezesa Kaczyńskiego.
IK
#REKLAMA_POZIOMA#