Irena Piekarska od ponad 70 lat czeka na odnalezienie ukochanego brata Mariana, Żołnierza Wyklętego
– wspomina Irena Piekarska.– Mama pochodziła z rodu szlacheckiego, a tata był piłsudczykiem. Rodzice przeżyli I wojnę światową. Wiedzieli, jaką tragedią jest wojna, jak ważna jest odważna miłość do Polski. Wiele razy opowiadali o wojennych czasach. Zaszczepiali w nas to, byśmy zawsze byli wierni temu, co najważniejsze: Panu Bogu, rodzinie i ojczyźnie
Marian od dziecka interesował się mundurami i wszystkim, co związane było z wojskiem. Z wypiekami na twarzy przysłuchiwał się opowieściom ojca i jego kolegów – żołnierzy, m.in. o narodowych bohaterach i służbie dla ojczyzny.
– mówi siostra „Rysia”.– Kochał te poważne rozmowy. Namówiłam go, aby wyjechał na obóz harcerski i tak jego drogi związały się z harcerstwem. Mimo że był młody, miał zapał do heroicznej walki
W konspiracji
Mając zaledwie 15 lat, Marian został zaprzysiężony do Armii Krajowej. W konspirację była zaangażowana cała rodzina Piekarskich. Irena „Ira” była łączniczką, zajmowała się m.in. kolportażem konspiracyjnej prasy, a Stanisław „Kukułka” był żołnierzem AK biorącym udział w działaniach partyzanckich. W domu Piekarskich w Suwałkach często bywali komendanci, dochodziło do istotnych rozmów, przechowywano ważne dokumenty. Marian pomagał siostrze w roznoszeniu materiałów konspiracyjnych. Był także gońcem przy podporuczniku Mieczysławie Ostrowskim ps. Kropidło, drugim zastępcy komendanta Obwodu AK Suwałki. Już jako żołnierz AK brał czynny udział w walce o niepodległość Polski. Kiedy w 1945 roku ogłoszono zakończenie wojny, „Ryś” doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ona się nie kończy. Wiedział, że przyszedł inny, być może gorszy okupant, którego wspierają zdradzieckie polskie władze.
Policzek dla komunistów
Po wojnie rozpoczął naukę w jednym z liceów w Suwałkach. Jego ojciec miał przedwojenne znajomości, dzięki którym Marianowi udało się dwukrotnie zatrudnić w więzieniu karno-śledczym w Suwałkach. Drugi raz po to, by wykonać rozkaz uwolnienia sześciu żołnierzy AK. Praca fryzjera pozwoliła mu zdobyć zaufanie więziennych strażników i tym samym uśpić ich czujność. 13 marca 1945 roku sprytnie sam przeprowadził całą akcję.
– mówi ks. Piotr Kępa, kapelan organizacji harcerzy ZHR.– Pod pretekstem wyczyszczenia broni zabrał ją strażnikom. Ufali mu, ponieważ robił to nie po raz pierwszy. Znudzonych klawiszy upoił wódką, zyskując czas. Tych, którzy mogli mu przeszkodzić, zamknął w jednym z więziennych pomieszczeń. W ten sposób bez żadnego specjalistycznego szkolenia, bez nowoczesnego sprzętu, nastolatek zbrojnie opanował więzienie i wyprowadził sześciu kolegów z AK. Nie uwolnił nikogo więcej. To był policzek dla komunistów, bolesny cios. Nic dziwnego, że propaganda nazwała „Rysia” bandytą, który wyprowadził z więzienia przestępców i volksdeutschów. Starano się na różne sposoby oszkalować Mariana
Dopaść wroga
Po sukcesie akcji Marian został wrogiem władzy i musiał się ukrywać. Przez wiele miesięcy komuniści go rozpracowywali, np. wtrącając do więzienia jego siostrę. Bez wyroku spędziła w celi dwa miesiące. W ten sposób bezskutecznie próbowano z niej wyciągnąć, gdzie ukrywa się brat. W tym czasie „Ryś” dołączył do oddziału kaprala Aleksego Łukowskiego „Zaruskiego”, a następnie nawiązał ponowną współpracę z Mieczysławem Ostrowskim. Początkowo był jego łącznikiem, a potem szefem osobistej ochrony. Marian uczestniczył w wielu akcjach, był też m.in. zastępcą szefa dywersji Obwodu Suwalsko-Augustowskiego WiN. Do aresztowania „Rysia” doszło 7 kwietnia 1946 roku w domu jego ukochanej Władysławy Wojnowskiej z Przerośli. Mimo że w chwili zatrzymania nie miał przy sobie broni i nie stawiał oporu, został dotkliwie pobity przez funkcjonariusza UB. Jego krew rozprysnęła się po ścianie. Katusze przeżywał także w więzieniu, o czym świadczyły chociażby zakrwawione ubrania.
#NOWA_STRONA#
Pokazówka za bilety
Cios, jaki Marian Piekarski wymierzył komunistom, nie mógł być mu wybaczony. Podobnie jak inni Żołnierze Wyklęci był katowany nie tylko w trakcie śledztwa i przesłuchań w więzieniu. Również fasadowy proces miał go ośmieszyć i oszkalować w oczach społeczeństwa. Proces „Rysia” oraz dwudziestu czterech innych zatrzymanych trwał tydzień i był zorganizowany w kinie Ton w Białymstoku. Obserwatorzy, żeby wejść na „salę rozpraw”, musieli zakupić bilet. Kiedy Irena Piekarska zobaczyła brata po raz pierwszy od aresztowania, jej serce pękło.
– podkreśla Irena.– Zanim weszłam na rozprawę zobaczyłam, że z ciężarówki, która podjechała za budynek, wyskakują zatrzymani. Dla większego pośmiewiska poprzebierano ich za bandytów. Zobaczyłam mojego kochanego brata, który zawsze był taki elegancki, a teraz był ubrany w stare łachmany. Na głowie miał widoczne rany, był posiniaczony. To przebranie bandziorów robiło okropne wrażenie. Kiedy Marian zeskoczył z ciężarówki, omal nie upadł na ziemię. Ręce miał skrępowane drutem kolczastym wrzynającym się mu w nadgarstki. Widać było, że w więzieniu przeszedł gehennę
Siostra „Rysia”, idąc na rozprawę, czuła się, jakby szła do cyrku.
– mówi wyraźnie wzruszona.– Takie publiczne upodlenie, znieważenie. Ohydztwo. Sama nie dałabym rady tam siedzieć, dlatego na rozprawę przychodziłam wraz z Władysławą Wojnowską. Miałam to szczęście, że siedziałam dwa rzędy za bratem. Mogłam być tak blisko
W trakcie rozprawy sędzia zapytał, czy Marian wziął swój pseudonim od drapieżnego zwierzęcia rysia. Wówczas młody chłopak odpowiedział mu, że nie od zwierzęcia, lecz od zdrobnienia imienia, którego używano w domu – Maryś.
– podkreśla Irena.– Sędzia nie krył zdziwienia, że to nie dziki ryś stoi za pseudonimem brata, lecz nasze domowe przezwisko. Cała rozprawa była jedną wielką farsą. Po latach dowiedziałam się, że brat do końca pozostawał wierny, nigdy nie zdradził swoich kompanów, nie wypierał się tego, co zrobił. W trakcie śledztwa nawet brał na siebie ich różne działania po to, aby ustrzec ich przed wyrokiem śmierci. Wielu z nich miało już żony i małe dzieci. Marian wiedział, że są oni potrzebni rodzinom, a on i tak po swojej akcji zapewne zostanie zamordowany
#NOWA_STRONA#
Marian wyrok przyjął ze spokojem, nie uronił ani jednej łzy. Jego siostra po usłyszeniu wyroku omdlała. Kiedy doszła do siebie, „Ryś” odwrócił się do niej, i powiedział spokojnym głosem, z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru: „Siostro, ty nie płacz. Kulka to tak jakby cię osa użądliła i już nie ma człowieka”. Wówczas w kinie Ton widzieli się po raz ostatni.
O tym, jak wyglądały ostatnie ziemskie chwile Mariana, rodzina dowiedziała z listu kapelana więziennego ks. Władysława Bodziaka, który wspominał, że „Ryś” przed śmiercią wyspowiadał się i przyjął komunię świętą. Kiedy przed egzekucją strażnicy planowali mu zasłonić oczy, Marian chciał uderzyć jednego z nich. Wyrok wykonano 11 września 1946 roku o godz. 19 w więzieniu w Białymstoku.Droga na śmierć i czekanie
– mówi ks. Kępa.– Marian za swoją postawę i poglądy był uważany przez komunistów za szczególnie niebezpiecznego bandytę. Został zbirem dlatego, że wierzył w niepodległość Polski. Był wytrwały, gotowy w każdej chwili podjąć walkę o kraj, a prócz tego był bardzo wierzącą osobą. Siedząc w areszcie, na menażce wyrył gwoździem „Nie ma nic dla człowieka straconego, gdy mu pozostaje żywa i czysta wiara w Boga”. To zdanie jest kwintesencją jego życia
Kiedy w mediach pojawiły się informacje o pracach ekshumacyjnych w Białymstoku, na nowo pojawiła się nadzieja na odnalezienie szczątków Mariana Piekarskiego.
– mówi Irena Piekarska.– Ponad 70 lat czekam, aż będę mogła godnie pochować brata. Tak jak na to zasługuje. Niestety lata upływają, a jego wciąż nie odnaleziono. Dochodziły mnie informacje, że najbardziej znienawidzonych żołnierzy podziemia antykomunistycznego grzebano pod psiarnią i chlewem. Wśród odkopanych w tych miejscach szczątków nie było Mariana. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na niego
Izabela Kozłowska