Chile skręca ostro w prawo. Prawicowa fala w Ameryce Łacińskiej
Co musisz wiedzieć:
- Wybory w Chile wygrał konserwatysta Jose Antonio Kast
- W wielu innych krajach Ameryki Łacińskiej, po latach lewicowych eksperymentów, rządzą prawicowi prezydenci
- Mówi się o "efekcie Trumpa"
Chile ostro w prawo
Chile skręca ostro w prawo po ćwierćwieczu prezydentów centrowych i lewicowych. W II turze wyborów 14 grudnia Jose Antonio Kast zdobył ponad 58 proc. głosów, zdecydowanie pokonując należącą do partii komunistycznej rywalkę. To będzie niewątpliwie najbardziej konserwatywny prezydent Chile od czasów odejścia Augusto Pinocheta w 1990 roku. - Chile doświadczy prawdziwych zmian - zapewnił polityk. Obiecał „przywrócenie szacunku dla prawa”.
59-letni prawnik, syn emigranta z Niemiec, weterana Wehrmachtu z frontu wschodniego, w kampanii proponował między innymi budowanie zapór na granicach, wysyłanie wojska na obszary o wysokich wskaźnikach przestępczości i deportację nielegalnych imigrantów. Ma dziewięcioro dzieci, cały czas podkreśla swoją wiarę, jest przeciwny aborcji (również w przypadku poczęcia w wyniku gwałtu), wyśmiewa zmiany klimatyczne i opowiada się za wolnym rynkiem. Obiecał walkę z przestępczością, współpracę z Trumpem, cięcia rozbuchanych wydatków państwa – dziedzictwa wielu lat rządów lewicy. Efekt? Zdobył najwięcej głosów w historii wyborów prezydenckich w Chile.
"Efekt Trumpa"
Kast wygrał zdecydowanie, bo trafił w oczekiwania społeczne. Ograniczenie wydatków państwa, więcej wolnego rynku, walka z przestępczością i nielegalną imigracją, walka z agresywną lewicową ideologią w wielu obszarach – od rozbuchanej biurokracji i osłabiania rządów prawa po aborcję na życzenie, zmiany klimatyczne i LGBT. Z tymi hasłami dołączył do innych prawicowych polityków, którzy w ostatnim czasie objęli urząd prezydenta w Ameryce Łacińskiej. Falę tą niewątpliwie wzmacnia „efekt Trumpa”.
To nie przypadek, że przejmująca władzę w swych krajach prawica nawiązuje ścisłą współpracę z obecną administracją amerykańską i czerpie wzory z MAGA. Vide hasło Kasta jeszcze z 2021 roku – wtedy wybory przegrał co prawda, ale programu nie zmienił – „Uczynić Chile znowu wielkim”. Wielkim jak za rządów Augusto Pinocheta – sentymentu do którego Kast nie ukrywa. Zresztą jego starszy brat, nieżyjący już Miguel, w czasach wojskowej dyktatury – będąc jednym z tzw. Chicago Boys – pełnił funkcje ministra pracy czy szefa banku centralnego.
Javier Milei
W swych poglądach gospodarczych Kastowi blisko do sąsiada zza miedzy, prezydenta Argentyny Javiera Milei. Zwycięstwo tego sojusznika Trumpa było sporym zaskoczeniem w lewicowej od dekad Argentynie. Co więcej, radykalne zmiany gospodarcze wcale nie osłabiły Mileia, przeciwnie, o czym świadczą wyniki niedawnych wyborów parlamentarnych. A przecież Chile i Argentyna to nie są jedyne kraje Ameryki Południowej, w których w ostatnim czasie stanowisko prezydenta objęli prawicowi politycy.
Prawicowa fala w Ameryce Łacińskiej
W 2023 roku w przyspieszonych wyborach prezydentem Ekwadoru został Daniel Noboa. Stosunkowo młody biznesmen, który obiecał odbudowę gospodarki, a przede wszystkim wypowiedział wojnę potężnym gangom rządzącym więzieniami i kartelom, który uczyniły Ekwador wielkim hubem narkotykowym. Noboa okazał się na tyle skuteczny, że wiosną br. wygrał ponownie, uzyskując reelekcję.
W Peru, leżącym między Ekwadorem a Chile, w wyniku impeachmentu poprzedniczki prezydentem został niedawno prawicowy Jose Jeri. Ale największym wstrząsem na kontynencie było to, co się stało w rządzonej przez prorosyjską lewicę od dwóch dekad Boliwii. Prezydentem został Rodrigo Paz Pereira. Podczas uroczystości zaprzysiężenia zapowiedział powrót Boliwii do bliskich relacji ze Stanami Zjednoczonymi i innymi krajami po dłuższym okresie „wyraźnego zdystansowania się od tych krajów”. W sąsiednim Paragwaju od 2023 roku prezydentem też jest konserwatysta, Santiago Peña.
Ameryka Środkowa
Prawicowa fala dosięgła też Ameryki Środkowej. Symbolem jest notujący rekordowe poparcie prezydent Salwadoru Nayib Bukele. Sojusznik Trumpa i twórca ogromnego surowego więzienia, symbolu skuteczności jego wojny z przestępczością. Wiele wskazuje na to, że również w sąsiednim Hondurasie poważny kryzys opóźniający liczenie głosów po wyborach prezydenckich zakończy się jednak potwierdzeniem zwycięstwa konserwatysty Nasry’ego Asfury, popieranego przez Trumpa.
Bastiony lewicy się chwieją
Oczywiście pozostaje wciąż kilka znaczących demokratycznych krajów Ameryki Łacińskiej rządzonych przez lewicowców i/lub krytyków Trumpa. Brazylia, Kolumbia, Meksyk – to te najważniejsze. Ale i tam w najbliższych wyborach zwycięstwo prawicy jest coraz bardziej prawdopodobne. Pamiętajmy, że prezydentura Gustavo Petro to zapewne krótkotrwałe zjawisko na tle tradycyjnie rządzącej i współpracującej z USA prawicy. Zresztą rychły upadek lewicowego reżimu chavistów w sąsiedniej Wenezueli tylko przyspieszy koniec Petro, który postanowił pójść na starcie z Trumpem.
W Brazylii wrócił do władzy skompromitowany lewicowiec Lula da Silva, zdołał wsadzić do więzienia poprzednika, sojusznika Trumpa Jaira Bolsonaro, ale wyzwanie zamierza rzucić mu syn Bolsonaro. Mające amerykańskie wsparcie i przy generalnym politycznym trendzie w Ameryce Łacińskiej powrót prawicy do władzy w Brazylii jest bardzo prawdopodobny.
Upadek reżimu w Wenezueli pociągnie za sobą upadek komunistów na Kubie i w Nikaragui
Tym bardziej, że Trump zamierza rozprawić się z lewicowymi dyktaturami, z którymi tacy Petro czy Lula da Silva sympatyzują. Zmiana reżimu w Wenezueli – a tutaj Amerykanie już chyba nie odpuszczą – szybko pociągnie za sobą upadek komunistów kubańskich (taki jest cel sekretarza stanu i doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Marco Rubio). Bez sojuszników w Caracas i Hawanie – i pomocy z Moskwy (która być może dogaduje się z Waszyngtonem na zasadzie: wy ustępujecie w Europie, a my w Ameryce Łacińskiej) – przesądzony będzie los reżimu Daniela Ortegi w Nikaragui.
Jak widać, gringos nie żartują, wysyłając okręty ku Wenezueli i czyniąc półkulę zachodnią priorytetem w nowej strategii bezpieczeństwa narodowego.




