Strażnicy morza - bohaterowie polskiego Wybrzeża
Na Cmentarzu Marynarki Wojennej w Gdyni 16 grudnia uroczyście pochowano szczątki ofiar stalinowskiego terroru – kontradmirałów Stanisława Mieszkowskiego i Jerzego Staniewicza oraz komandora Zbigniewa Przybyszewskiego, zgładzonych na podstawie mordu sądowego sprzed 65 lat. Ich szczątki odnaleźli pracownicy IPN badający kwaterę „Ł” na warszawskich Powązkach.
Odrodzona w 1918 roku Rzeczpospolita nie mogła się pochwalić szerokim dostępem do morza – zaledwie 71 kilometrów (licząc z Mierzeją Helską 147 km) jej granicy dotykało Bałtyku. Obronę tej niezwykle ważnej gospodarczo granicy powierzono Polskiej Marynarce Wojennej – również nielicznej, lecz silnej duchem i wyszkoleniem jej marynarzy i oficerów.
Wiernie strzec
Wychowankowie Szkoły Podchorążych Marynarki Wojennej (mieszczącej się w Toruniu, a następnie w Bydgoszczy) obiecywali „nasze morze wiernie strzec” nie tylko z pokładów okrętów – odpowiadali także za nadbrzeżne baterie artylerii, ulokowane w Gdyni i na Półwyspie Helskim.
Najsilniejszą z nich była 31 Bateria im. Heliodora Laskowskiego, zwana również „baterią cyplową”. Jej cztery działa kalibru 152,4 mm, wyprodukowane w szwedzkich zakładach Boforsa i dostarczone do Polski w 1935 roku strzegły niemal całej Zatoki Gdańskiej. Od końca 1938 roku jej dowódcą był ówczesny kapitan marynarki Zbigniew Przybyszewski, zaś częstym gościem – inny doskonały artylerzysta, dowódca kanonierki ORP „Generał Haller” – kapitan Stanisław Mieszkowski. Za przygotowania mobilizacyjne naszej floty odpowiadał natomiast w sztabie komandor podporucznik Jerzy Staniewicz. Cała trójka wzięła udział w obronie polskiego Wybrzeża podczas hitlerowskiej agresji we wrześniu 1939 roku. Kapitan Mieszkowski stracił swój okręt 6 września – do końca walk dowodził w rejonie Jastarni improwizowaną baterią dział, zdemontowanych z zatopionych okrętów. Komandor Staniewicz służył w Dowództwie Obrony Helu, zaś bateria im. Laskowskiego pod dowództwem kapitana Przybyszewskiego kilkakrotnie dała się we znaki niemieckim okrętom – w tym pancernikom szkolnym „Schlesien” i „Schleswig – Holstein”. W trakcie boju 25 września dowódca polskiej baterii został ranny – ale trzy dni później uciekł ze szpitala i ponownie objął dowodzenie. Po kapitulacji polskiej załogi na Mierzei Helskiej wspomniana trójka oficerów trafiła do niewoli – spędziła w niej ponad pięć lat.
Flota w odbudowie
Po zakończeniu II wojny światowej polska granica morska znacznie się zwiększyła – od Krynicy Morskiej aż po Świnoujście. Reaktywowana w kraju wiosną 1945 roku Polska Marynarka Wojenna rozpaczliwie potrzebowała doświadczonych oficerów – lecz z tych, którzy w trakcie wojny służyli na pokładach polskich okrętów, niewielu zdecydowało się na powrót. Nieco inaczej wyglądała sytuacja tych, którzy w trakcie wojny przebywali w niewoli – najczęściej pierwsze swojej kroki na wolności kierowali właśnie na Wybrzeże. Do końca 1945 roku do służby wcielono prawie 80 przedwojennych oficerów PMW. Zbigniew Przybyszewski – od 1946 roku komandor porucznik, dowodził między innymi dywizjonem ścigaczy, odbudowywał też swoją ukochaną artylerię nabrzeżną – między innymi baterię na Helu. Komandor Mieszkowski organizował od podstaw Oficerską Szkołę Marynarki Wojennej na gdyńskim Oksywiu. W listopadzie 1949 roku został mianowany dowódcą Floty Wojennej. Natomiast komandor Staniewicz służył w Sztabie PMW i Sztabie Generalnym Wojska Polskiego.
Cień terroru
W końcu lat czterdziestych nad Polską Marynarką Wojenną zaczął jednak krążyć cień terroru – oficerowie Urzędu Bezpieczeństwa i Informacji Wojskowej coraz bardziej gorączkowo poszukiwali spisków i knowań „wrażych sił”. Usuwano ze stanowisk i zwalniano ze służby kolejnych przedwrześniowych dowódców. W 1949 roku aresztowano dowódcę floty kontradmirała Adama Mohuczego oraz kilku innych wysokich oficerów. Pozostali z niepokojem czekali na swój los. Tymczasem w gabinetach zarządców terroru szykowano już kolejną prowokację – podejrzani byli wszyscy, którzy przed wojną służyli w PMW, zaś w jej trakcie walczyli na Zachodzie lub siedzieli w obozach jenieckich. Mieli oni jakoby szpiegować na rzecz krajów kapitalistycznych oraz dążyć do „obalenia siłą ustanowionych ustawowo organów władzy państwowej”.
18 września 1950 roku komandor porucznik Zbigniew Przybyszewski, szef artylerii Dowództwa Marynarki Wojennej, wezwany został pilnie do Departamentu Kadr MON w Warszawie. Tam aresztowali go funkcjonariusze Informacji. Rozpoczęła się kilkunastomiesięczna męka brutalnych, wielogodzinnych przesłuchań. Co najmniej czterokrotnie torturowany komandor przyznawał się do wyimaginowanych win, po czym cofał swoje zeznania. 20 października tegoż roku aresztowano komandora Mieszkowskiego. On również został poddany bardzo brutalnemu śledztwu – w jego trakcie kilkakrotnie przyznawał się i odwoływał zeznania. 10 grudnia 1951 roku aresztowano komandora Staniewicza. Był on wówczas w fatalnym stanie psychicznym – kilka miesięcy wcześniej w tragicznym wypadku zginął jego jedyny syn. Komandor załamał się w śledztwie – lecz zanim trafił na salę sądową, również odwołał swoje wcześniejsze obciążające zeznania. W sumie w tak zwanej sprawie komandorów pod sąd trafiło siedmiu wysokich oficerów marynarki – ósmy natomiast w trakcie śledztwa doznał rozstroju nerwowego i zmarł wkrótce po zwolnieniu z aresztu.
Mord sądowy
Proces – a w zasadzie jego przerażająca parodia, zakończył się 21 lipca 1952 roku. „Za zorganizowanie spisku w wojsku” na karę śmierci skazani zostali: kmdr por. Robert Kasperski, kmdr Stanisław Mieszkowski, kmdr por. Zbigniew Przybyszewski, kmdr Jerzy Staniewicz i kmdr Marian Wojcieszek, natomiast na kary dożywotniego pozbawienia wolności: kmdr por. Wacław Krzywiec i kmdr por. Kazimierz Kraszewski. 19 listopada tegoż roku Bolesław Bierut zastosował wobec komandorów Kasperskiego i Wojcieszka prawo łaski, zamieniając im karę śmierci na dożywotnie więzienie. Odmówił natomiast prośbom komandorów Mieszkowskiego i Staniewicza. Komandor porucznik Przybyszewski nie poprosił nigdy Bieruta o ułaskawienie. 12 grudnia w więzieniu mokotowskim w Warszawie zamordowano Jerzego Staniewicza, cztery dni później ten sam los spotkał Stanisława Mieszkowskiego i Zbigniewa Przybyszewskiego. Ich ciała pochowano ukradkiem na Powązkach. Pozostali ze skazanych w owej sprawie trafili do więzienia we Wronkach. Wiosną 1956 roku zmarł komandor Wacław Krzywiec – w czasie kampanii wrześniowej bohaterski dowódca baterii artylerii przeciwlotniczej, broniącej Helu.
17 maja 1956 żona kmdra por. Zbigniewa Przybyszewskiego dostała od prokuratora generalnego Mariana Rybickiego list o następującej treści: „Zawiadamiam Obywatelkę, że postępowaniem NSW z dnia 24 IV1956 postępowanie karne w sprawie męża Obywatelki Zbigniewa Przybyszewskiego, syna Józefa, zostało wznowione. NSW po ponownym rozpatrzeniu sprawy stwierdził niewinność męża Obywatelki i uchylił wyrok NSW z dnia 21 lipca 1952, skazujący go na karę śmierci. Oznacza to całkowitą rehabilitację męża Obywatelki”. Pisma o podobnej do powyższej treści otrzymały rodziny wszystkich skazanych na karę śmierci, a przebywający w więzieniu zostali oswobodzeni. Rok później oficerowie GZI i NSW, którzy brali udział w „procesie komandorów”, zostali zdegradowani i usunięci z Wojska Polskiego. W grupie tej był m.in. płk rez. Piotr Parzeniecki, który przewodniczył rozprawie. Nigdy nie odpowiedzieli jednak przed sądem za swoje zbrodnie.
Odnalezienie i pochówek
W lipcu 2012 roku ekipa Instytutu Pamięci narodowej, kierowana przez dr Krzysztofa Szwagrzyka, rozpoczęła prace ekshumacyjne w powązkowskiej kwaterze „Na Łączce”. Wśród szczątków około 300 osób tam pochowanych znaleziono również kości trzech zamordowanych komandorów – zidentyfikowano je dzięki badaniom DNA z wykorzystaniem danych genetycznych zgromadzonych w Polskiej Bazie Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów. 15 grudnia 2017 roku trumny ze szczątkami ofiar komunistycznej zbrodni wystawiono w kościele na Helu – następnie na pokładzie okrętu Marynarki Wojennej przewieziono je do Gdyni. Dzień później, po mszy w tamtejszym kościele garnizonowym orszak pogrzebowy przeszedł na cmentarz MW przy ulicy ks. Muchowskiego. Ostatni hołd bohaterom polskiego Wybrzeża złożył prezydent Andrzej Duda oraz przedstawiciele Dowództwa Marynarki Wojennej. Pośmiertnie Jerzy Staniewicz i Stanisław Mieszkowski zostali awansowani do stopnia kontradmirała, zaś Zbigniew Przybyszewski do stopnia komandora.
Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (01/2018) do kupienia w wersji cyfrowej tutaj.