Waldemar Żyszkiewicz: Prezydent wszystkich Polaków? Mylna i szkodliwa kalka językowa

Owszem, były niby precedensy: 'cesarz Francuzów' czy 'król Belgów'. Wyrastały jednak z innej tradycji, z innych pojęć. Natomiast ten nieszczęsny prezydent wszystkich Polaków to rezultat nadgorliwości doradców Aleksandra (Alka) Kwaśniewskiego, którzy łechcąc emocje elektoratu w kampanii prezydenckiej roku 1995, chcieli przykryć istotne życiorysowe niedostatki swego kandydata.
 Waldemar Żyszkiewicz: Prezydent wszystkich Polaków? Mylna i szkodliwa kalka językowa
/ Wikimedia Commons
Władza cesarska i królewska w rozumieniu dawnych mieszkańców Europy (generalnie chrześcijan, a w przeważającej części rzymskich katolików) pochodziła od Boga, więc panujący władcy byli w tej perspektywie Bożymi pomazańcami. Formuła 'cesarz Francuzów' odnosiła relację władca–rządzeni do kategorii narodu, w tym przypadku francuskiego. A nie do państwa, o terytorium z powodu prowadzonych przez Napoleona wojen podlegającym ciągłej zmianie, a także związanej z tym etnicznej chybotliwości i różnorodności.

Nieco inny zamysł przyświecał chyba autorom tytulatury dla głów panujących w Belgii. Miano 'król Belgów' miało być swoistym potwierdzeniem kształtującej się dopiero po przewrocie brabanckim (1789) belgijskiej tożsamości. Tożsamości  mniej może zresztą narodowej, ze względu na trójjęzyczność mieszkańców, różnolitość terytorialną oraz sposób kształtowania się państwowości, której początek datuje się dopiero na rok 1830, po zwycięskim powstaniu mieszkańców Niderlandów Południowych przeciwko dominacji holenderskiej.

Konkretyzując: nieudolne rządy króla Wilhelma I, który w utworzonym podczas Kongresu Wiedeńskiego Królestwie Niderlandów (1815) faworyzował protestantów z północy kosztem katolików z południowej części terytorium, skutkowały tzw. rewolucją belgijską (1830), a w konsekwencji zaakceptowanym przez Holendrów podczas konferencji w Londynie (1839) podziałem państwa i utworzeniem katolickiej Belgii, o czym dziś w obliczu dynamicznego muzułmanienia (islamizacji) tego państwa warto może pamiętać.
 
Etniczny kobierzec Rzeczypospolitej...
Współcześnie, gdy w umysłach grasujących w Europie postępowców miejsce Boga-Absolutu-Transcendencji zajął ubóstwiony Lud-Demos, koncepty Bożego pochodzenia władzy wydają się mało praktyczne. Ale gwoli prawdy trzeba przypomnieć zabawną w swej niezdarności próbę, jaką u progu nowego Millenium podjęła w tym zakresie Jolanta (de domo Konty) Kwaśniewska, która w wirze prezydenckiej kampanii twierdziła, ze jej mąż jest właśnie takim Boskim pomazańcem.

Grzechy i niedoskonałości systemów demokratycznych, a demokracji liberalnej w szczególności, są liczne oraz całkiem dobrze opisane. Nie zamierzam się dziś nimi zajmować. Chciałbym tylko pokazać, że na gruncie świadomości ściśle postępowej, której idolami pozostają właśnie obywatelskość zamiast narodowości, tolerancja zamiast dyskryminacji czy inkluzywność zamiast ekskluzywności formuła 'prezydent wszystkich Polaków' powinna być absolutnie nie do przyjęcia. Z kilku względów.

O ile osoba władcy – książę, król, cesarz – faktycznie pozostawała przede wszystkim (choć czasem czysto symbolicznie) w relacji z jakimś ludem resp. ethnosem, a w czasach późniejszych z narodem, o tyle funkcja prezydenta nierozerwalnie wiąże się już z instytucją państwa. Dlaczego więc miałby to być prezydent Polaków? Tylko Polaków, co więcej, wszystkich Polaków? W naszym przypadku skutecznie wybrana na ten urząd w wyborach powszechnych osoba ma być prezydentem państwa, czyli Rzeczypospolitej Polskiej. To jest jej powołanie i funkcja do spełnienia.

Prezydent nowoczesnego i demokratycznego państwa nie powinien chyba dzielić jego obywateli ze względu na narodowość, a przecież obywatelami współczesnej Polski, oprócz obywateli narodowości polskiej, są Niemcy (o statusie mniejszości narodowej), Litwini, Białorusini, Łemkowie i Bojkowie, Ormianie i Tatarzy, Ukraińcy oraz Żydzi. I wymieniam tu jedynie narodowości tradycyjnie od wieków w Rzeczypospolitej obecne. Obecne zresztą w zauważalnym odsetku, nie wspominając już nawet śladowej procentowo obecności Czechów czy Węgrów, innych Słowian z Południa, spolonizowanych Szkotów i Holendrów (Olędrów), ani obserwowalnej miejscami przymieszki krwi szwedzkiej.

Abstrahuję też od zauważalnej obecności części dawnych studentów z egzotycznych krajów Azji, Afryki i Bliskiego Wschodu, którzy studiowali w czasach tzw. Polski Ludowej, a potem założyli u nas rodziny i zamieszkali na stałe. O potomkach Światowego Festiwalu Młodzieży, dziś występujących w kategorii wiekowej 60+, już nic nie mówiąc. Podobnie jak o (lekko licząc) milionie z dobrym hakiem Ukraińców, zasilających polski rynek pracy po exodusie także liczonej w milionach fali emigracji zarobkowej młodych, zaradnych obywateli RP, którzy zostali zmuszeni do opuszczenia ojczyzny, bo zabrakło dla nich pracy... Brak przemyślanej polityki gospodarczej polskich rządów po roku 1989 czy wielce przemyślna globalna polityka nomadyzacji?  
 
...wobec prób wymuszenia metysażu Europy
Piszę o tym, bo według pozbawionych demokratycznego mandatu władz wykonawczych Unii Europejskiej, struktura współczesnego społeczeństwa Rzeczypospolitej jest podobno nazbyt homogeniczna. Jeśli nawet uznać, że socjalista Martin Schulz, ze względu na swe szeroko znane deficyty, faktycznie może wierzyć w taki opis stanu realnego, to przecież łatwo skonstatować, że ani Jean-Claude Juncker, ani Angela Merkel z pewnością już nie. Oni po prostu wywierają nagą presję na Węgrów, Czechów i Polaków, nie dbając ani o racjonalną argumentację, ani o logikę swych wypowiedzi, ani nawet o pozory legalizmu czy kurtuazji. W zasadzie cisną się pod pióro skojarzenia bliskie tak krytykowanej kiedyś retoryce byłego premiera Włoch Berlusconiego...

Ciekawe, że tym unijnym i niemieckim politykom, pokrzykującym dziś na państwa Europy Środkowo-Wschodniej w sprawie tzw. relokacji migrantów, formuła 'prezydenta wszystkich Polaków', do znudzenia powtarzana przez zwycięzców kolejnych elekcji, zupełnie nie przeszkadzała. Choć w dość zróżnicowanym etnicznie, jak wskazałem wyżej, społeczeństwie naszego kraju brzmi ona naprawdę wyłączająco i dyskryminacyjnie. A przynajmniej, powinna tak brzmieć dla uszu tych postępowców, którzy rzeczywiście przejmują się deklarowanymi przez siebie poglądami.

Dziwne też, że krajowi propagatorzy demokracji w wersji majdanowej oraz zwolennicy przyśpieszonego metysażu nie tylko zachodniej, lecz także naszej części Europy, nie protestowali przeciwko tak skrajnemu ograniczeniu egidy prezydenckiej wyłącznie do Polaków. Przecież powinni się domagać 'prezydenta wszystkich obywateli RP', a może wręcz 'prezydenta Obywateli RP', choć ta ostatnia formuła w odbiorze społecznym mogłoby zabrzmieć już cokolwiek zbyt ekskluzywnie.

Faktem jest jednak, że środowiska żądające postępu za wszelką cenę nigdy się tego nie domagały. Nigdy tej skandalicznie ksenofobicznej etykietki nie oprotestowały. Dlaczego? Ów brak zainteresowania tłumaczą jedynie teorie w oczywisty sposób spiskowe: jeśli założyć, że brzydka, bo wykluczająca formuła 'prezydenta wszystkich Polaków' była ceną za dojście do władzy osoby gwarantującej, iż interesy możnych grup w kraju i zagranicą, tych grup trzymających realną władzę, nie zostaną w żadnej mierze uszczuplone, to może teatralno-retoryczne i niewiele kosztujące ustępstwo na rzecz polskości warto było uczynić...
 
Czyj prezydent, tego wpływy
Prezydent wszystkich Polaków? Przecież to ksenofobia i szowinizm. Niestety, sprawiedliwa, niedyskryminacyjna formuła 'prezydenta wszystkich obywateli RP' też niesie zagrożenia i pułapki, bo obywatele, jak wiadomo, bywają różni. I nie mówię tu wcale o różnorodności, która może poszerzać paletę ludzkich cech, zalet, zdolności czy talentów, lecz o diapazonie przymiotów nacechowanych etycznie: bo przecież oprócz innowatorów, wynalazców, prawdziwych społeczników, odkrywców, bohaterów, twórców oraz mędrców, są niestety także zbrodniarze, szpiedzy, zdrajcy, renegaci, defraudanci.

Czy chciałbym, żeby prezydent mojego kraju, mojej ojczyzny, żeby mój prezydent do osób pozostających w blasku majestatu swego najwyższego urzędu zaliczał także seryjnego mordercę czy kogoś, kto ma na sumieniu zdradę stanu? Nie, tego zdecydowanie bym nie chciał. I myślę, że w takim stawianiu sprawy raczej nie jestem odosobniony.

Owszem, prezydent ma prawo łaski, którą po rozpatrzeniu wszelkich za i przeciw może objąć nawet najgorszego zbrodniarza. To ważna, należąca jeszcze do regaliów prerogatywa prezydencka. Ale oficjalna tytulatura urzędu prezydenckiego nie powinna takich przypadków obejmować. Ani prezydent wszystkich Polaków, ani tym bardziej – wszystkich obywateli...

Wyłączna formuła powinna brzmieć: Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej. Prezydent, czyli głowa państwa. Pierwsza osoba, która ma przede wszystkim na względzie dobro polskiej wspólnoty narodowej. Dobro wszystkich lojalnych obywateli Rzeczypospolitej. Na takiego prezydenta czekam.
 
Waldemar Żyszkiewicz
 
[pierwodruk w Obywatelskiej. Gazecie Kornela Morawieckiego, nr 149/2017]

 

POLECANE
IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka z ostatniej chwili
IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka

Jak informuje IMGW, większość Europy będzie w obszarze podwyższonego ciśnienia, jedynie na północnym wschodzie i przejściowo nad Hiszpanią zaznaczą się niże z frontami atmosferycznymi. Polska będzie w zasięgu rozległego wyżu, którego centrum przesunie się w rejon Islandii i Grenlandii, jedynie na północnym wschodzie zaznaczy się strefa rozmywającego się frontu okluzji. Z północy w dalszym ciągu napływać będzie chłodne powietrze polarne.

Ojciec zginął ratując córki nad Bałtykiem z ostatniej chwili
Ojciec zginął ratując córki nad Bałtykiem

Dramat nad Bałtykiem. Jedna z tragedii miała miejsce w niedzielę około godziny 14 na plaży nr 64 w Stegnie, gdzie 48-letni mężczyzna próbował uratować swoje córki, porwane przez fale i prąd wsteczny.

Komunikat dla mieszkańców Lubelszczyzny z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Lubelszczyzny

W Lubelskim Centrum Konferencyjnym w Lublinie odbyło się dziś spotkanie informacyjne z samorządowcami, którego tematem była kwestia udziału w projekcie "Lubelskie bez azbestu".

Polacy bez podium w Wiśle. Żyła o krok od najlepszej trójki z ostatniej chwili
Polacy bez podium w Wiśle. Żyła o krok od najlepszej trójki

Piotr Żyła zajął czwarte miejsce, a Kamil Stoch był piąty w niedzielnym konkursie Letniej Grand Prix w Wiśle. Zwyciężył Austriak Niklas Bachlinger.

Spotkanie koalicji chętnych zakończone. Sikorski zabrał głos z ostatniej chwili
Spotkanie "koalicji chętnych" zakończone. Sikorski zabrał głos

Trzeba wywrzeć nacisk na agresora a nie na ofiarę agresji – oświadczył tuż po zakończeniu się spotkania "koalicji chętnych" minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski.

Tajemnica sprzed 80 lat. Badacze przypominają legendę Złotego Pociągu Wiadomości
Tajemnica sprzed 80 lat. Badacze przypominają legendę Złotego Pociągu

W Polsce ponownie rozgorzały emocje wokół legendarnego Złotego Pociągu. Zainteresowanie podsyciła grupa badaczy działająca pod nazwą Złoty pociąg 2025.

Pilny komunikat Trumpa: Wielki progres w sprawie Rosji z ostatniej chwili
Pilny komunikat Trumpa: Wielki progres w sprawie Rosji

"Wielki postęp w sprawie Rosji. Więcej wkrótce" – oświadczył w niedzielę na platformie Truth Social prezydent USA Donald Trump.

Znana prezenterka wraca do Pytania na śniadanie z ostatniej chwili
Znana prezenterka wraca do "Pytania na śniadanie"

Po czterech latach przerwy Marzena Rogalska ponownie pojawi się na antenie programu „Pytanie na śniadanie”. Towarzyszyć jej będzie Łukasz Nowicki - duet, który widzowie śniadaniówki TVP znają już z wcześniejszych lat.

Rozmowy pokojowe ws. Ukrainy. Tusk jest izolowany, widzimy to nie od dziś z ostatniej chwili
Rozmowy pokojowe ws. Ukrainy. "Tusk jest izolowany, widzimy to nie od dziś"

Wokół działań dyplomatycznych dotyczących wojny w Ukrainie znów rzuca się w oczy indolencja premiera Donalda Tuska. Szef Kancelarii Prezydenta RP Zbigniew Bogucki wprost stwierdził, że premier Donald Tusk jest coraz bardziej izolowany na arenie międzynarodowej i nie bierze udziału w kluczowych rozmowach.

Czerwone flagi na kąpieliskach. GIS wydał ostrzeżenie Wiadomości
Czerwone flagi na kąpieliskach. GIS wydał ostrzeżenie

W niedzielę zamknięte są trzy kąpieliska w północnej Polsce z powodu zakwitu sinic. Czerwone flagi zawisły na morskich kąpieliskach także z powodu wysokich fal i prądów wstecznych.

REKLAMA

Waldemar Żyszkiewicz: Prezydent wszystkich Polaków? Mylna i szkodliwa kalka językowa

Owszem, były niby precedensy: 'cesarz Francuzów' czy 'król Belgów'. Wyrastały jednak z innej tradycji, z innych pojęć. Natomiast ten nieszczęsny prezydent wszystkich Polaków to rezultat nadgorliwości doradców Aleksandra (Alka) Kwaśniewskiego, którzy łechcąc emocje elektoratu w kampanii prezydenckiej roku 1995, chcieli przykryć istotne życiorysowe niedostatki swego kandydata.
 Waldemar Żyszkiewicz: Prezydent wszystkich Polaków? Mylna i szkodliwa kalka językowa
/ Wikimedia Commons
Władza cesarska i królewska w rozumieniu dawnych mieszkańców Europy (generalnie chrześcijan, a w przeważającej części rzymskich katolików) pochodziła od Boga, więc panujący władcy byli w tej perspektywie Bożymi pomazańcami. Formuła 'cesarz Francuzów' odnosiła relację władca–rządzeni do kategorii narodu, w tym przypadku francuskiego. A nie do państwa, o terytorium z powodu prowadzonych przez Napoleona wojen podlegającym ciągłej zmianie, a także związanej z tym etnicznej chybotliwości i różnorodności.

Nieco inny zamysł przyświecał chyba autorom tytulatury dla głów panujących w Belgii. Miano 'król Belgów' miało być swoistym potwierdzeniem kształtującej się dopiero po przewrocie brabanckim (1789) belgijskiej tożsamości. Tożsamości  mniej może zresztą narodowej, ze względu na trójjęzyczność mieszkańców, różnolitość terytorialną oraz sposób kształtowania się państwowości, której początek datuje się dopiero na rok 1830, po zwycięskim powstaniu mieszkańców Niderlandów Południowych przeciwko dominacji holenderskiej.

Konkretyzując: nieudolne rządy króla Wilhelma I, który w utworzonym podczas Kongresu Wiedeńskiego Królestwie Niderlandów (1815) faworyzował protestantów z północy kosztem katolików z południowej części terytorium, skutkowały tzw. rewolucją belgijską (1830), a w konsekwencji zaakceptowanym przez Holendrów podczas konferencji w Londynie (1839) podziałem państwa i utworzeniem katolickiej Belgii, o czym dziś w obliczu dynamicznego muzułmanienia (islamizacji) tego państwa warto może pamiętać.
 
Etniczny kobierzec Rzeczypospolitej...
Współcześnie, gdy w umysłach grasujących w Europie postępowców miejsce Boga-Absolutu-Transcendencji zajął ubóstwiony Lud-Demos, koncepty Bożego pochodzenia władzy wydają się mało praktyczne. Ale gwoli prawdy trzeba przypomnieć zabawną w swej niezdarności próbę, jaką u progu nowego Millenium podjęła w tym zakresie Jolanta (de domo Konty) Kwaśniewska, która w wirze prezydenckiej kampanii twierdziła, ze jej mąż jest właśnie takim Boskim pomazańcem.

Grzechy i niedoskonałości systemów demokratycznych, a demokracji liberalnej w szczególności, są liczne oraz całkiem dobrze opisane. Nie zamierzam się dziś nimi zajmować. Chciałbym tylko pokazać, że na gruncie świadomości ściśle postępowej, której idolami pozostają właśnie obywatelskość zamiast narodowości, tolerancja zamiast dyskryminacji czy inkluzywność zamiast ekskluzywności formuła 'prezydent wszystkich Polaków' powinna być absolutnie nie do przyjęcia. Z kilku względów.

O ile osoba władcy – książę, król, cesarz – faktycznie pozostawała przede wszystkim (choć czasem czysto symbolicznie) w relacji z jakimś ludem resp. ethnosem, a w czasach późniejszych z narodem, o tyle funkcja prezydenta nierozerwalnie wiąże się już z instytucją państwa. Dlaczego więc miałby to być prezydent Polaków? Tylko Polaków, co więcej, wszystkich Polaków? W naszym przypadku skutecznie wybrana na ten urząd w wyborach powszechnych osoba ma być prezydentem państwa, czyli Rzeczypospolitej Polskiej. To jest jej powołanie i funkcja do spełnienia.

Prezydent nowoczesnego i demokratycznego państwa nie powinien chyba dzielić jego obywateli ze względu na narodowość, a przecież obywatelami współczesnej Polski, oprócz obywateli narodowości polskiej, są Niemcy (o statusie mniejszości narodowej), Litwini, Białorusini, Łemkowie i Bojkowie, Ormianie i Tatarzy, Ukraińcy oraz Żydzi. I wymieniam tu jedynie narodowości tradycyjnie od wieków w Rzeczypospolitej obecne. Obecne zresztą w zauważalnym odsetku, nie wspominając już nawet śladowej procentowo obecności Czechów czy Węgrów, innych Słowian z Południa, spolonizowanych Szkotów i Holendrów (Olędrów), ani obserwowalnej miejscami przymieszki krwi szwedzkiej.

Abstrahuję też od zauważalnej obecności części dawnych studentów z egzotycznych krajów Azji, Afryki i Bliskiego Wschodu, którzy studiowali w czasach tzw. Polski Ludowej, a potem założyli u nas rodziny i zamieszkali na stałe. O potomkach Światowego Festiwalu Młodzieży, dziś występujących w kategorii wiekowej 60+, już nic nie mówiąc. Podobnie jak o (lekko licząc) milionie z dobrym hakiem Ukraińców, zasilających polski rynek pracy po exodusie także liczonej w milionach fali emigracji zarobkowej młodych, zaradnych obywateli RP, którzy zostali zmuszeni do opuszczenia ojczyzny, bo zabrakło dla nich pracy... Brak przemyślanej polityki gospodarczej polskich rządów po roku 1989 czy wielce przemyślna globalna polityka nomadyzacji?  
 
...wobec prób wymuszenia metysażu Europy
Piszę o tym, bo według pozbawionych demokratycznego mandatu władz wykonawczych Unii Europejskiej, struktura współczesnego społeczeństwa Rzeczypospolitej jest podobno nazbyt homogeniczna. Jeśli nawet uznać, że socjalista Martin Schulz, ze względu na swe szeroko znane deficyty, faktycznie może wierzyć w taki opis stanu realnego, to przecież łatwo skonstatować, że ani Jean-Claude Juncker, ani Angela Merkel z pewnością już nie. Oni po prostu wywierają nagą presję na Węgrów, Czechów i Polaków, nie dbając ani o racjonalną argumentację, ani o logikę swych wypowiedzi, ani nawet o pozory legalizmu czy kurtuazji. W zasadzie cisną się pod pióro skojarzenia bliskie tak krytykowanej kiedyś retoryce byłego premiera Włoch Berlusconiego...

Ciekawe, że tym unijnym i niemieckim politykom, pokrzykującym dziś na państwa Europy Środkowo-Wschodniej w sprawie tzw. relokacji migrantów, formuła 'prezydenta wszystkich Polaków', do znudzenia powtarzana przez zwycięzców kolejnych elekcji, zupełnie nie przeszkadzała. Choć w dość zróżnicowanym etnicznie, jak wskazałem wyżej, społeczeństwie naszego kraju brzmi ona naprawdę wyłączająco i dyskryminacyjnie. A przynajmniej, powinna tak brzmieć dla uszu tych postępowców, którzy rzeczywiście przejmują się deklarowanymi przez siebie poglądami.

Dziwne też, że krajowi propagatorzy demokracji w wersji majdanowej oraz zwolennicy przyśpieszonego metysażu nie tylko zachodniej, lecz także naszej części Europy, nie protestowali przeciwko tak skrajnemu ograniczeniu egidy prezydenckiej wyłącznie do Polaków. Przecież powinni się domagać 'prezydenta wszystkich obywateli RP', a może wręcz 'prezydenta Obywateli RP', choć ta ostatnia formuła w odbiorze społecznym mogłoby zabrzmieć już cokolwiek zbyt ekskluzywnie.

Faktem jest jednak, że środowiska żądające postępu za wszelką cenę nigdy się tego nie domagały. Nigdy tej skandalicznie ksenofobicznej etykietki nie oprotestowały. Dlaczego? Ów brak zainteresowania tłumaczą jedynie teorie w oczywisty sposób spiskowe: jeśli założyć, że brzydka, bo wykluczająca formuła 'prezydenta wszystkich Polaków' była ceną za dojście do władzy osoby gwarantującej, iż interesy możnych grup w kraju i zagranicą, tych grup trzymających realną władzę, nie zostaną w żadnej mierze uszczuplone, to może teatralno-retoryczne i niewiele kosztujące ustępstwo na rzecz polskości warto było uczynić...
 
Czyj prezydent, tego wpływy
Prezydent wszystkich Polaków? Przecież to ksenofobia i szowinizm. Niestety, sprawiedliwa, niedyskryminacyjna formuła 'prezydenta wszystkich obywateli RP' też niesie zagrożenia i pułapki, bo obywatele, jak wiadomo, bywają różni. I nie mówię tu wcale o różnorodności, która może poszerzać paletę ludzkich cech, zalet, zdolności czy talentów, lecz o diapazonie przymiotów nacechowanych etycznie: bo przecież oprócz innowatorów, wynalazców, prawdziwych społeczników, odkrywców, bohaterów, twórców oraz mędrców, są niestety także zbrodniarze, szpiedzy, zdrajcy, renegaci, defraudanci.

Czy chciałbym, żeby prezydent mojego kraju, mojej ojczyzny, żeby mój prezydent do osób pozostających w blasku majestatu swego najwyższego urzędu zaliczał także seryjnego mordercę czy kogoś, kto ma na sumieniu zdradę stanu? Nie, tego zdecydowanie bym nie chciał. I myślę, że w takim stawianiu sprawy raczej nie jestem odosobniony.

Owszem, prezydent ma prawo łaski, którą po rozpatrzeniu wszelkich za i przeciw może objąć nawet najgorszego zbrodniarza. To ważna, należąca jeszcze do regaliów prerogatywa prezydencka. Ale oficjalna tytulatura urzędu prezydenckiego nie powinna takich przypadków obejmować. Ani prezydent wszystkich Polaków, ani tym bardziej – wszystkich obywateli...

Wyłączna formuła powinna brzmieć: Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej. Prezydent, czyli głowa państwa. Pierwsza osoba, która ma przede wszystkim na względzie dobro polskiej wspólnoty narodowej. Dobro wszystkich lojalnych obywateli Rzeczypospolitej. Na takiego prezydenta czekam.
 
Waldemar Żyszkiewicz
 
[pierwodruk w Obywatelskiej. Gazecie Kornela Morawieckiego, nr 149/2017]


 

Polecane
Emerytury
Stażowe