Waldemar Krysiak: „Sound of freedom”. Dźwięk wolności. Zamilczany film o zorganizowanej pedofilii kasowym hitem
Film "Dźwięk Wolności" oparty jest na prawdziwej historii Tima Ballarda. Mężczyzna pracował jako agent w Departamencie Bezpieczeństwa Krajowego w USA. Uświadomiwszy sobie jednak niebezpieczeństwa i rzeczywistość związaną z handlem dziećmi, które sprzedawane są w niewolę seksualną, Ballard zrezygnował ze swojej rządowej pracy, aby skoncentrować się na ratowaniu dzieci z międzynarodowego handlu niewolników.
Dla widzów hit
Film jest jednym z największych hitów ostatnich tygodni, a swojej popularności wyprzedził nawet na chwilę najnowszego Indianę Jonesa. Mimo ciężkiej treści i tematyki film zbiera pozytywne recenzje od zwykłych widzów: tam, gdzie produkcję można ocenić online, zdobywa ona oceny bliskie ideału. Tylko na samych recenzjach Google, film jest doceniany przez ponad 95% widzów.
Oprócz prywatnych, amatorskich recenzji, brak jest tych profesjonalnych: krytycy boją się dotknąć tematu. Poza tym ktokolwiek wyszuka informacje o filmie, zostaje natychmiast ostrzeżony, że jest on „prawicową propagandą” i przedstawia jakieś spiski.
The Guardian, jedna z największych lewicowych publikacji z Wielkiej Brytanii, ostrzega, że film jest popularny wśród zwolenników QAnon – środowiska, które rzekomo doprowadziło do zamachu na Kapitol w Stanach Zjednoczonych. To jednak nie wystarcza: The Guardian ostrzega, że film sieje PARANOJE!
W podobny ton uderza The Washington Post, jedna z największych lewicowych publikacji zza oceanu:
… film był promowany na stronach internetowych QAnon, a niektórzy oskarżają go o wspieranie tego ruchu, który opiera się na fałszywym przekonaniu, że wysoko zorganizowana sieć globalnych elit porywa dzieci, uprawia z nimi seks i wykorzystuje ich krew.
To, oczywiście, typ przestępstwa: „winny, bo stał obok” albo „nie wolno oddychać, bo Hitler też oddychał”. Twórcy filmu nie mają bowiem żadnego wpływu na to, na jakich forach link do ich dzieła jest zamieszczany. Sam „Dźwięk Wolności” nigdzie nie wspomina nawet środowisk QAnon i nie zajmuje się tematyką rzekomego puczu w Ameryce. „Sound of Silence” próbuje nagłośnić potencjalny problem światowej pedofilii. Czemu więc lewicowe media tak z nim walczą?
Najprostsza odpowiedź – teoria spiskowa! - jest taka: film zahacza (przynajmniej!) o prawdę. „Dźwięk Wolności” dotyka tematu, którego dotykać nie wolno – pedofilia wśród światowych elit to bowiem temat tabu i wolno mówić jedynie o tej w Kościele Katolickim. Najlepiej pokazuje to spokrewniony temat: historia Jeffrey'a Epsteina.
Epstein się nie zabił
Jeffrey Epstein był amerykańskim miliarderem, finansistą i filantropem. W latach 90. nawiązał kontakty z wieloma wpływowymi osobami, w tym z politykami, celebrytami i prominentnymi biznesmenami. Z czasem Epstein zaczął organizować luksusowe przyjęcia na swojej prywatnej wyspie Little St. James na Karaibach, gdzie zapraszał swoich wpływowych znajomych. Pod koniec życia znany był jednak głównie z powodu swojego udziału w handlu nieletnimi – to ta mroczna strona jego życia zszokowała świat w 2019 roku.
Jednakże już w 2005 roku Epstein znalazł się na celowniku organów ścigania, gdy rodzice pewnej nieletniej dziewczynki zgłosili, że ich córka została wykorzystana seksualnie przez Epsteina. Dochodzenie prowadziła federalna prokuratura, która zgromadziła dowody wskazujące na to, że Epstein prowadził sieć handlu seksualnego nieletnimi.
W 2008 roku Epstein stanął przed sądem federalnym, gdzie musiał odpowiedzieć na zarzuty handlu seksualnymi usługami nieletnich dziewcząt. Do sprawiedliwej kary jednak wtedy nie doszło: przed procesem Epstein zawarł porozumienie z federalnym prokuratorem, które skończyło się przyznaniem się do jednego zarzutu i otrzymaniem stosunkowo łagodnego wyroku. Epstein został skazany na 18 miesięcy więzienia federalnego i był zobowiązany do rejestracji jako przestępca seksualny.
To wydarzenie wzbudziło kontrowersje i rozpętało wiele dyskusji o niesprawiedliwości i braku przejrzystości w systemie sprawiedliwości. Krytycy twierdzili, że Epstein uniknął surowszego wyroku dzięki swoim wpływom i koneksjom z bogaczami. Wiele głosów już wtedy sugerowało też, że problem jest o wiele głębszy, niż jeden przestępca-miliarder. Skoro Epstein był kumplem każdego z ostatnich amerykańskich prezydentów, to na ile rząd wiedział o pedofilskiej sieci, którą zarządzał filantropista? Skoro Epstein bryluje na imprezach z gwiazdami Hollywoodu, to ilu ze znanych nam celebrytów krzywdzi dzieci? Nikt nie mógł udzielić jednoznacznej odpowiedzi, jednak...
… jednak w 2019 roku Epstein ponownie znalazł się na łamach gazet, gdy został aresztowany pod zarzutem prowadzenia handlu seksualnego nieletnimi. Tym razem sprawą zajęła się federalna prokuratura w Nowym Jorku, a Epstein usłyszał oskarżenie o popełnienie wielu przestępstw seksualnych na skalę krajową i międzynarodową.
Niestety, przed procesem w sierpniu 2019 roku Epstein został znaleziony martwy w swojej celi w więzieniu federalnym. Oficjalnie popełnił samobójstwo. W momencie, jednak kiedy Epstein miał popełnić samobójstwo, wszystkie kamery, które mogły to w jego izolatce nagrać, przestały działać, a strażnicy, którzy mieli monitorować go 24/7 akurat znajdowali się daleko od skazanego. Późniejsze wyniki jednej z autopsji sugerowały, że rany na ciele nieboszczyka są spójne z uduszeniem, nie zaś powieszeniem. Podobnych niespójności były dziesiątki, oficjalnie jednak miliarder powiesił się na własnym prześcieradle i pewnie nigdy już nie dowiemy się, komu Epstein sprzedawał dzieci do gwałcenia. Samo sugerowanie, że nie zmarł z własnej ręki, było uważane przez Guardiana i Washington właśnie za... „teorie spiskowe”.
Teorie spiskowe
Epstein posiadał prywatny samolot o nazwie "Lolita Express", którym podróżował wraz ze swoimi wpływowymi znajomymi, w tym politykami, celebrytami i biznesmenami. Wielu uważa, że używał tego samolotu do transportowania nieletnich dziewcząt do swojej rezydencji na Florydzie i na swojej prywatnej wyspie w Karaibach. Historia Epsteina nie jest jednak jedyną taką z ostatnich dekad – skandali pedofilskich w USA było wiele.
W historii Stanów Zjednoczonych istnieją przykłady rozpracowanych siatek pedofilskich. Jednym z nich jest siatka handlu dziećmi, znana jako "The Finders". W 1987 roku w USA doszło do aresztowania dwóch mężczyzn, którzy podróżowali z sześciorgiem dzieci i dużą ilością dokumentów, w tym zdjęciami o charakterze pornograficznym. Badania ujawniły powiązania tej grupy z międzynarodową siatką handlu dziećmi oraz – potencjalnie – z CIA. Chociaż sprawa była kontrowersyjna i niektóre aspekty pozostały niejasne, to przypadek "The Finders" został uznany za jedno z najbardziej znanych odkryć dotyczących zorganizowanej pedofilii w Stanach Zjednoczonych. Szczególnie szokująca była możliwość, że w krzywdzenie dzieci zamieszani mogliby być członkowie służb specjalnych.
Innym przykładem jest "Broken Heart”, kiedy to 2013 roku FBI rozpoczęło operację, której celem było zwalczanie handlu dziećmi i produkcji materiałów z pornografią dziecięcą. Operacja ta doprowadziła do aresztowania ponad 200 osób związanych z pedofilią i ocalenia wielu ofiar. Wśród zatrzymanych znaleźli się zarówno zatrudnieni w korporacjach, jak i... pracownicy służby zdrowia i nauczyciele. Czy tak trudno wyobrazić więc sobie, że pedofilia istnieje na wielu szczeblach społeczeństwa i jest dobrze zorganizowana?
Wyobraźnia
Żadne lewicowe media nie przyznają wprost, że krytykują „Dźwięk Wolności” za to, że film atakuje zorganizowaną pedofilię i stara się otworzyć szerszej publiczności oczy na potencjalne ryzyko. Progresywne publikacje zarzucają więc produkcji, że jest zbyt "sensacjonalna", że jest „laurką”, że wyolbrzymia niektóre fakty. I to wszystko może być słuszna krytyka dzieła. Warto jednak zrobić pewne porównanie...
W 2020 roku na Netflixie pojawił się film pt. Cuties, Gwiazdeczki. Film prezentował historię dziewczynki, która odnajduje samą siebie w... tańcu erotycznym. Razem z grupą przyjaciółek uczy się więc, jak wyginać ponętnie ciało (szczególnie tylne i dolne jego części), by zaznać wolności. Netflixowa produkcja, pełna komunistycznych symboli, była tak wulgarna, że wzbudziła protesty na całym świecie. Seksualizacja dzieci sięgała w niej takiego stopnia, że Netflix musiał za nią przeprosić.
Po czyjej stronie stanął wtedy The Guardian, The Washington Post i inne, lewicowe publikacje? Po stronie filmu seksualizującego dzieci oczywiście. W głównym artykule na ten temat Monica Hesse z Washington Post broniła produkcji Netflixa, twierdząc, że jest ona odważnym dziełem, tematyzującym trudności dzieciństwa, a Guardian naśmiewał się w serii kilku tekstów z ludzi, którzy nie obejrzeli do końca Gwiazdeczek: jak można tak nie widzieć całości, a krytykować sceny erotyczne z dziećmi?
Dziwne więc jest – przynajmniej dla mnie – że progresywne, lewicowe media znowu atakują film uczulający przed pedofilią, choć wcześniej broniły filmu seksualizującego dzieci. Czyżby progresywne, lewicowe media chciały nam w ten sposób powiedzieć, po czyjej są w tej kwestii stronie..?