Dr Piotr Łysakowski: Naiwność. Poczucie niższości. Wina za złe stosunki polsko-niemieckie leży również po "naszej" stronie

- Otóż będę uparcie twierdził, że niestety wina za złe dzisiaj stosunki polsko - niemieckie leży w znacznym stopniu po „naszej” stronie. Pasywność, niepewność własnych racji, przekonanie przestrzeganiu reguł fair play przez „zachód”, poczucie niższości, nieumiejętność argumentowania w oparciu o łatwo dostępne fakty powodowały, że nie potrafiliśmy rozmawiać, bronić w elegancki sposób własnych racji, brak chęci (lub niezrozumiała niechęć) do wykorzystania istniejącej sieci polsko - niemieckich struktur do promowania własnego punktu widzenia to tylko część z „naszych grzechów”. Do tego wszystkiego dochodziło jeszcze głębokie przekonanie „elit”, że wiedza lepiej niż „wszyscy” i są upoważnione do udzielania „rozgrzeszenia” za zdarzenia z przeszłości w imieniu wszystkich - pisze dr Piotr Łysakowski
"Niemiecka ręka" / Cezary Krysztopa

Ostatnio miały miejsce wydarzenia, które skłaniają do podzielenia się z czytelnikami „TYSOLA” garścią refleksji. Chyba 22.03.23 na portalu „W Polityce” zamieszczono tekst: „NASZ SONDAŻ. Jak powinniśmy mówić na sprawców napaści na Polskę w 1939 roku? "Niemcy", "niemieccy naziści" czy „naziści”. Opatrzony jest zdjęciem z „mojej” (i nie tylko - Paweł Kosiński, Jürgen Böhler, Profesor Klaus Zimmer) wystawy zorganizowanej przez IPN w 2004 albo 2005 (o ile dobrze pamietam) „Z najwieksza brutalnością…” przedstawiającej zbrodnie Wehrmachtu podczas pierwszych 55 dni wojny 1939 roku. Nieco wcześniej Minister Czarnek, ściągając na siebie zarzuty: głupoty, chamstwa, braku wiedzy, zdolności dyplomatycznych, a także niewłaściwego „pochodzenia społecznego” - czyli generalnie kompetencji do kierowania tak ważnym ogniwem funkcjonowania Państwa Polskiego jakim jest MEN, zasugerował odwiedzającym Polskę (przepraszam powinienem napisać „samowolnie kontrolującym”) członkom Komisji Kultury i Edukacji PE  którzy chcieli „…na własne oczy przekonać się, jak wygląda w Polsce swoboda…” refleksję i odwiedziny w „izbie pamięci” na Szucha 25 (czyli w siedzibie ministerstwa) i wyjaśnił gościom (w tym szczególnie Pani Sabinie Verheyen) co i kto, a także z kim  tam „robił”, a także i to czym są fakty historyczne. Zaprosił ich także na uroczystości związane z beatyfikacja rodziny Ulmów zamordowanych przez Niemców za ukrywanie Żydów. Pierwsza sprawa, czyli kwestia „nazewnictwa” nie wywołuje szczególnych emocji, druga, co zasygnalizowałem wyżej, wywołała awanturę.

Dlaczego połączyłem obie „te” sprawy i pozwalam sobie zawracać nimi komukolwiek głowę wyjaśnię niżej (po opisaniu pewnych zdarzeń), które miały miejsce przed laty i dotyczyły mnie osobiście. 

 

Po latach nie jestem takim optymistą

Otóż jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych poproszono mnie o napisanie tekstu, który miał dotyczyć roli historii w naszych wspólnych dziejach i jej wpływu na przyszłość stosunków polsko - niemieckich. Nie miejsce tu na streszczanie całej analizy. Wystarczy powiedzieć, że konkluzja była taka - historia wbrew twierdzeniom entuzjastów się „nie skończyła” i razem z tożsamością i państwami narodowymi będzie ważnym elementem naszego wspólnego europejskiego domu, nadal odgrywając w naszym sąsiedztwie istotna rolę. Nie dość tego będzie ona z biegiem czasu rosła. Warunkiem uniknięcia komplikacji wynikających z powyższego jest szeroki (nie tylko na poziomie eksperckim) dialog polsko - niemiecki i próba pełnego zrozumienia tego co partner po drugiej stronie mówi i jak rozumie to co my mówimy, a także uporządkowanie katalogu pojęciowego w wielu przypadkach używanego po to, by zaciemnić obraz przeszłości (najlepszym przykładem na potwierdzenie tego co napisałem jest odniesienie do pojęcia „naziści” i próby wykluczenia „Niemców” jako winnych wybuchu ostatniej wojny). W rozmowach należałoby też odrzucić „…zimną i twardą Realpolitik…”.  Wtedy, gdy pisałem te słowa (i jeszcze potem) byłem prawie pewien, że taki rozwój sytuacji jest możliwy, tym bardziej, że strona polska przystąpiła do budowania tego dialogu pełna dobrej woli, zaryzykowałbym nawet tezę, że była to daleko posunięta naiwność (podobna postawę przyjął w 1990 roku Vaclav Havel i mocno się na tym „przejechał”).

Dziś, po latach, niestety nie jestem już takim optymista. Materiał, o którym mowa nie znalazł uznania - potraktowano go jako pesymistyczny i zbyt mocno przywiązany do wartości z czasów, które odeszły (nie chodziło tu broń Boże o komunizm - ale bardziej o „koniec historii”, który zapowiadał Fukuyama i entuzjastycznie witali jego polscy naśladowcy twierdzący, że Polska nagle przestała być miedzy Niemcami a Rosja) bo: „…przecież zaczęła się nowa epoka i „narodowe egoizmy” już są passe, a państwa homogeniczne etnicznie niedługo odejdą w przeszłość i nie będą odgrywać w pokojowo rozwijającym się świecie szczególnej roli…”. Generalnie tekst wyśmiano, a Pan z którym o nim dyskutowałem pojechał szybko na wymarzona (jak sadzę) placówkę dyplomatyczna w jednym z bardzo ważnych państw zachodnich.

 

"Bo się obrażą"

Druga część mojej opowieści „wiąże mnie” z prof. Czarnkiem. Tu znowu cofamy się w czasie. Tym razem dzięki naszej wyobraźni znajdziemy się w roku 2002. Wizyta niemieckiej delegacji w MENiS (tak to się wtedy nazywało), jako szef jednej z międzyrządowych (polsko - niemieckich) organizacji jestem w „to” zaangażowany i pełnię funkcję „Cicerone” wobec naszych niemieckich gości. Po oficjalnych rozmowach (odbywały się w gmachu na Szucha) proponuje urzędującemu wówczas zastępcy szefowej ministerstwa (PSL) „…Panie Ministrze może byśmy naszych niemieckich przyjaciół zaprowadzili do izby pamięci - po chwili milczenia pada odpowiedź - doskonały pomysł, ale wie pan nie zrobimy tego bo się obraża…”. - kurtyna, koniec sceny. Używając kolokwializmu napiszę, że „olałem” sprawę i zaprowadziłem naszych gości tam gdzie chciałem, pokazałem co chciałem pokazać i nie wzbudziło to wśród tychże jakichś szczególnie negatywnych emocji - być może dlatego, że ograniczyłem swój komentarz do minimum. Kilka miesięcy później (nie wiąże tego z czymkolwiek o czym napisałem przed momentem) nie przedłużono mi kontraktu na prowadzenie wspomnianej wyżej Instytucji, a Pani Minister zabroniła organizacjom młodzieżowym (głównie tym z lewej strony) wspierania mojej kandydatury. 

 

"Nasza" wina

Tyle opowieści o przeszłości (choć mogłoby ich być jeszcze więcej). Jakie wynikają z nich konkluzje dla naszego „dziś” !? Otóż będę uparcie twierdził, że niestety wina za złe dzisiaj stosunki polsko - niemieckie leży w znacznym stopniu po „naszej” stronie. Pasywność, niepewność własnych racji, przekonanie przestrzeganiu reguł fair play przez „zachód”, poczucie niższości, nieumiejętność argumentowania w oparciu o łatwo dostępne fakty powodowały, że nie potrafiliśmy rozmawiać, bronić w elegancki sposób własnych racji, brak chęci (lub niezrozumiała niechęć) do wykorzystania istniejącej sieci polsko - niemieckich struktur do promowania własnego punktu widzenia to tylko część z „naszych grzechów”. Do tego wszystkiego dochodziło jeszcze głębokie przekonanie „elit”, że wiedza lepiej niż „wszyscy” i są upoważnione do udzielania „rozgrzeszenia” za zdarzenia z przeszłości w imieniu wszystkich. Nie możemy (chciałbym napisać to w czasie przeszłym ale nie sadze, by było to możliwe) pochwalić się dobrym doborem ludzi mających prowadzić polska „politykę niemiecka” - za egzemplifikację powyższego niech służą dwa przykłady Mogę oczywiście podać ich dużo więcej: osoba reprezentujaca Polskę w Niemczech stwierdza kilka miesięcy temu, dokonując kopernikańskiego przewrotu coś co wiadomo od kilkudziesięciu lat - „Niemcy nie znają historii Polski”. Długoletni zaś członek „Polsko - Niemieckiej Komisji Podręcznikowej” uważa, iż nie spełnia ona swojego zadania w odpowiedni sposób. Inne przykłady podałem wyżej (nieszczęśliwie ale też i szczęśliwie dotyczą one mojej osoby).

Wszystko o czym wspominam prowadziło naszego partnera do przekonania, że jesteśmy słabi i łatwi do ogrania i prowokowało do „eksperymentów”, które w dużym skrócie i upraszczając można zdefiniować jako próbę przerzucania winy za Holocaust na Polskę i Polaków (przy okazji przypomnijmy nierozgarniętym i niedokształconym - od końca października 1939 roku Polska nie istniała w swoich granicach z 1939 jako niezależne państwo), rozmywania winy za wybuch drugiej wojny światowej, wspominanie o „polskich obozach śmierci” i „koncentracyjnych”. Przeprowadzano je, jak wskazałem wyżej, przy pełnej bierności (czasami wręcz przy przyzwoleniu) „naszej strony”. Mam wrażenie, że proces ten częściowo katalizowany z zewnątrz Niemiec, a także generowany przez sytuację międzynarodową w tej chwili mocno przyspieszył - przykładem niech będzie planowana, na koniec maja, w „Niemieckim Instytucie Historycznym” w Warszawie„impreza” dotycząca „Problemu narastającego polskiego antysemityzmu”. Referentem ma być Jan Grabowski. Nie muszę, chyba, tłumaczyć dlaczego można to przedsięwzięcie potraktować jako pewnego rodzaju prowokację i równocześnie właśnie próbę dotknięcia „dowalenia” nielubianym partnerom. O naruszeniu dobrego obyczaju już nawet nie wspominając.

 

"Nie ma przypadków, są tylko znaki"

W obszar badań historycznych, do tej pory w miarę uczciwie traktujący relacje Polska - Niemcy, wkracza niezwykle brutalnie „Realpolitik”. Podobny wymiar ma opublikowany „Neue Züricher Zeitung Deutschland” w ciągu ostatnich dni tekst pióra Martina Pollacka przypisujący Polsce (przypomnijmy raz jeszcze nieistniejącej wówczas) wręcz instytucjonalny udział w Holocauście.

Nie ma przypadków są tylko znaki - można napisać, zwracając uwagę zupełnie przy okazji na „przypadkowa” wypowiedź przewodniczącego Dumy Federacji Rosyjskiej Wołodina, w której wspominał o odszkodowaniach od Polski (za wyzwolenie) i zapowiadał odebranie Rzeczpospolitej „ziem zachodnich”.

Z zainteresowaniem trzeba więc przyjąć słowa ustępującego ambasadora RFN w Warszawie Baggera „… Bo co oznacza 8 maja 1945 roku dla Niemców? Oczywiście, że coś zupełnie innego niż dla Polaków. Ale co do tego, że ten dzień oznaczał wyzwolenie Niemiec i świata od narodowosocjalistycznego terroru, powinniśmy umieć się zgodzić. Dlatego z mojego punktu widzenia kontrowersje wokół wpisu kanclerza, to tylko kolejny dowód na to, że trzeba nam więcej starań o wzajemne zrozumienie. Nieporozumienia przychodzą nam łatwiej…” (wPolityce 23.05). Dodajmy jednak do tego, że do dyskusji i „zrozumienia” trzeba dwojga, a póki co nie widzę (od pewnego czasu) chęci do dyskusji równoprawnych partnerów po niemieckiej stronie, może jedna się mylę!? Słusznie tez zauważył Profesor Grzegorz Kucharczyk (wPolityce 24.05) komentujący słowa Ambasadora Baggera, że tylko uczciwa rozmowa o przeszłości może być podstawa  do „wzajemnego zrozumienia”, a tego czego wymaga się od partnera należy wymagać też (w pierwszym rzędzie) od siebie. Jak więc widać znaleźliśmy się w bardzo trudnym punkcie naszych stosunków. Dziś pytanie jest takie: co zrobić by było lepiej, co zrobić byśmy zaczęli wreszcie normalnie rozmawiać, a „kicz pojednania” odszedł w do lamusa!? Czy jesteśmy w stanie to zrobić, czy może nie bo już jest za późno i będziemy skazani na „handel w milczeniu” i obcość mimo bliskości!?

Mam wrażenie, że znam odpowiedź na (przynajmniej) część z tych pytań, postaram się odpowiedzieć na nie w kolejnym tekście dla TYSOLA. Problem w tym, ze dziś musimy wypić (myślę tu o Nas Polakach) najpierw to „piwo, któregośmy sami sobie nawarzyli”. Teraz sporo zależy od tego co zrobią nasi niemieccy partnerzy (to jednak ich sprawa) - stawiamy tę kwestię zakładając, że na dobrych stosunkach z Polska im zależy. Dowiemy się, jak sadzę, wkrótce jak wyglada sytuacja. Póki co możemy jednak zapytać dlaczego „…list biskupów czy wspólny uścisk Kohla i Mazowieckiego w Krzyżowej sprowadzają do wymiaru finansowego, tak jakby symboliczne gesty przekreślały należne zadośćuczynienia.” (Grzegorz Górny W Polityce 26.05.23). Żyjemy w ciekawych czasach.


 

POLECANE
Tragedia w Alpach. Trzy osoby zginęły podczas burzy z ostatniej chwili
Tragedia w Alpach. Trzy osoby zginęły podczas burzy

W niedzielne popołudnie w masywie Damuelser Mittagsspitze w zachodniej Austrii doszło do tragicznego wypadku. Podczas gwałtownej burzy zginęła trzyosobowa rodzina. Jak podała tyrolska policja, ofiary to 62-letni mężczyzna, jego 60-letni brat oraz 60-letnia żona. Ich ciała znaleziono w pobliżu oznakowanego szlaku, na wysokości około 2268 metrów n.p.m. Lekarz ratunkowy nie miał wątpliwości - przyczyną śmierci było porażenie piorunem.

Ryszard Rynkowski wydał oświadczenie. Zawiodłem wielu z Was z ostatniej chwili
Ryszard Rynkowski wydał oświadczenie. "Zawiodłem wielu z Was"

Ryszard Rynkowski uczestniczył 14 czerwca 2025 r. w kolizji mając prowadząc auto pod wpływem alkoholu. Polski muzyk wydał oświadczenie.

To szaleństwo. Zełenski ujawnia szokujące kulisy rozmów z Rosją Wiadomości
"To szaleństwo". Zełenski ujawnia szokujące kulisy rozmów z Rosją

Rosja zaproponowała Ukrainie wymianę porwanych ukraińskich dzieci na rosyjskich jeńców wojennych – oświadczył w poniedziałek, podczas wizyty w Austrii, prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.

PKP Intercity wydał pilny komunikat z ostatniej chwili
PKP Intercity wydał pilny komunikat

PKP Intercity uruchomiło rekordowe 514 połączeń pociągowych dziennie, ułatwiając szybki dojazd nad morze i w góry w sezonie letnim w 2025 r.

Taśmy Tuska i Giertycha. Polityk PSL nie przebierał w słowach z ostatniej chwili
Taśmy Tuska i Giertycha. Polityk PSL nie przebierał w słowach

Wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski z PSL został zapytany o tzw. taśmy Donalda Tuska i Romana Giertycha i wulgarne określenia mieszkańców wschodniej Wielkopolski czy Radomia.

Polska na wakacyjnym topie. Oto najczęściej wybierane miejsca Wiadomości
Polska na wakacyjnym topie. Oto najczęściej wybierane miejsca

Choć zagraniczne kierunki cieszą się rosnącą popularnością, wielu Polaków wciąż chętnie planuje urlop w kraju. Z najnowszego raportu „Urlopowy Kompas Polaków: Wakacje 2025” wynika, że zainteresowanie wakacjami nad Wisłą jest większe niż rok temu. Liczba krajowych rezerwacji noclegów wzrosła aż o 29 proc., przy niemal niezmienionym poziomie cen (średni wzrost to 1 proc.).

Nie żyje znany piłkarz. Miał zaledwie 19 lat Wiadomości
Nie żyje znany piłkarz. Miał zaledwie 19 lat

Walijski klub Pontnewynydd AFC przekazał tragiczną informację o śmierci Tristana O'Keefe'a, 19-letniego piłkarza, który od lat związany był z drużyną. "Z ciężkim sercem dzielimy się druzgocącą wiadomością o śmierci jednego z nas - Tristana O'Keefe'a" - poinformowano w mediach społecznościowych.

PKW złożyła wniosek o wykreślenie Nowej Nadziei Mentzena z ewidencji partii politycznych z ostatniej chwili
PKW złożyła wniosek o wykreślenie Nowej Nadziei Mentzena z ewidencji partii politycznych

PKW odrzuciła w poniedziałek sprawozdanie partii Nowa Nadzieja za 2023 rok. To kolejne działanie komisji dotyczące formacji Sławomira Mentzena. PKW wystąpiła już wcześniej do sądu o wykreślenie ugrupowania z ewidencji partii politycznych, o czym informował PAP rzecznik KBW Marcin Chmielnicki.

Potężny huk w pobliżu Sejmu. Runął strop kamienicy z ostatniej chwili
Potężny huk w pobliżu Sejmu. Runął strop kamienicy

Zawalił się strop niezamieszkałej kamienicy przy Górnośląskiej 22 w Warszawie. Na miejscu działało 9 zastępów Państwowej Straży Pożarnej.

Ponad 3 tys. protestów wyborczych. Rzecznik SN: Dominują protesty, które są powielane pilne
Ponad 3 tys. protestów wyborczych. Rzecznik SN: "Dominują protesty, które są powielane"

Jak poinformował podczas konferencji prasowej rzecznik Sądu Najwyższego sędzia Aleksander Stępkowski, do tej pory wpłynęły nieco ponad trzy tysiące protestów wyborczych. Jednak nadal nie wszystkie zostały zarejestrowane. Poniedziałek jest ostatnim dniem na składanie w Sądzie Najwyższym protestów przeciwko wyborowi Prezydenta RP

REKLAMA

Dr Piotr Łysakowski: Naiwność. Poczucie niższości. Wina za złe stosunki polsko-niemieckie leży również po "naszej" stronie

- Otóż będę uparcie twierdził, że niestety wina za złe dzisiaj stosunki polsko - niemieckie leży w znacznym stopniu po „naszej” stronie. Pasywność, niepewność własnych racji, przekonanie przestrzeganiu reguł fair play przez „zachód”, poczucie niższości, nieumiejętność argumentowania w oparciu o łatwo dostępne fakty powodowały, że nie potrafiliśmy rozmawiać, bronić w elegancki sposób własnych racji, brak chęci (lub niezrozumiała niechęć) do wykorzystania istniejącej sieci polsko - niemieckich struktur do promowania własnego punktu widzenia to tylko część z „naszych grzechów”. Do tego wszystkiego dochodziło jeszcze głębokie przekonanie „elit”, że wiedza lepiej niż „wszyscy” i są upoważnione do udzielania „rozgrzeszenia” za zdarzenia z przeszłości w imieniu wszystkich - pisze dr Piotr Łysakowski
"Niemiecka ręka" / Cezary Krysztopa

Ostatnio miały miejsce wydarzenia, które skłaniają do podzielenia się z czytelnikami „TYSOLA” garścią refleksji. Chyba 22.03.23 na portalu „W Polityce” zamieszczono tekst: „NASZ SONDAŻ. Jak powinniśmy mówić na sprawców napaści na Polskę w 1939 roku? "Niemcy", "niemieccy naziści" czy „naziści”. Opatrzony jest zdjęciem z „mojej” (i nie tylko - Paweł Kosiński, Jürgen Böhler, Profesor Klaus Zimmer) wystawy zorganizowanej przez IPN w 2004 albo 2005 (o ile dobrze pamietam) „Z najwieksza brutalnością…” przedstawiającej zbrodnie Wehrmachtu podczas pierwszych 55 dni wojny 1939 roku. Nieco wcześniej Minister Czarnek, ściągając na siebie zarzuty: głupoty, chamstwa, braku wiedzy, zdolności dyplomatycznych, a także niewłaściwego „pochodzenia społecznego” - czyli generalnie kompetencji do kierowania tak ważnym ogniwem funkcjonowania Państwa Polskiego jakim jest MEN, zasugerował odwiedzającym Polskę (przepraszam powinienem napisać „samowolnie kontrolującym”) członkom Komisji Kultury i Edukacji PE  którzy chcieli „…na własne oczy przekonać się, jak wygląda w Polsce swoboda…” refleksję i odwiedziny w „izbie pamięci” na Szucha 25 (czyli w siedzibie ministerstwa) i wyjaśnił gościom (w tym szczególnie Pani Sabinie Verheyen) co i kto, a także z kim  tam „robił”, a także i to czym są fakty historyczne. Zaprosił ich także na uroczystości związane z beatyfikacja rodziny Ulmów zamordowanych przez Niemców za ukrywanie Żydów. Pierwsza sprawa, czyli kwestia „nazewnictwa” nie wywołuje szczególnych emocji, druga, co zasygnalizowałem wyżej, wywołała awanturę.

Dlaczego połączyłem obie „te” sprawy i pozwalam sobie zawracać nimi komukolwiek głowę wyjaśnię niżej (po opisaniu pewnych zdarzeń), które miały miejsce przed laty i dotyczyły mnie osobiście. 

 

Po latach nie jestem takim optymistą

Otóż jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych poproszono mnie o napisanie tekstu, który miał dotyczyć roli historii w naszych wspólnych dziejach i jej wpływu na przyszłość stosunków polsko - niemieckich. Nie miejsce tu na streszczanie całej analizy. Wystarczy powiedzieć, że konkluzja była taka - historia wbrew twierdzeniom entuzjastów się „nie skończyła” i razem z tożsamością i państwami narodowymi będzie ważnym elementem naszego wspólnego europejskiego domu, nadal odgrywając w naszym sąsiedztwie istotna rolę. Nie dość tego będzie ona z biegiem czasu rosła. Warunkiem uniknięcia komplikacji wynikających z powyższego jest szeroki (nie tylko na poziomie eksperckim) dialog polsko - niemiecki i próba pełnego zrozumienia tego co partner po drugiej stronie mówi i jak rozumie to co my mówimy, a także uporządkowanie katalogu pojęciowego w wielu przypadkach używanego po to, by zaciemnić obraz przeszłości (najlepszym przykładem na potwierdzenie tego co napisałem jest odniesienie do pojęcia „naziści” i próby wykluczenia „Niemców” jako winnych wybuchu ostatniej wojny). W rozmowach należałoby też odrzucić „…zimną i twardą Realpolitik…”.  Wtedy, gdy pisałem te słowa (i jeszcze potem) byłem prawie pewien, że taki rozwój sytuacji jest możliwy, tym bardziej, że strona polska przystąpiła do budowania tego dialogu pełna dobrej woli, zaryzykowałbym nawet tezę, że była to daleko posunięta naiwność (podobna postawę przyjął w 1990 roku Vaclav Havel i mocno się na tym „przejechał”).

Dziś, po latach, niestety nie jestem już takim optymista. Materiał, o którym mowa nie znalazł uznania - potraktowano go jako pesymistyczny i zbyt mocno przywiązany do wartości z czasów, które odeszły (nie chodziło tu broń Boże o komunizm - ale bardziej o „koniec historii”, który zapowiadał Fukuyama i entuzjastycznie witali jego polscy naśladowcy twierdzący, że Polska nagle przestała być miedzy Niemcami a Rosja) bo: „…przecież zaczęła się nowa epoka i „narodowe egoizmy” już są passe, a państwa homogeniczne etnicznie niedługo odejdą w przeszłość i nie będą odgrywać w pokojowo rozwijającym się świecie szczególnej roli…”. Generalnie tekst wyśmiano, a Pan z którym o nim dyskutowałem pojechał szybko na wymarzona (jak sadzę) placówkę dyplomatyczna w jednym z bardzo ważnych państw zachodnich.

 

"Bo się obrażą"

Druga część mojej opowieści „wiąże mnie” z prof. Czarnkiem. Tu znowu cofamy się w czasie. Tym razem dzięki naszej wyobraźni znajdziemy się w roku 2002. Wizyta niemieckiej delegacji w MENiS (tak to się wtedy nazywało), jako szef jednej z międzyrządowych (polsko - niemieckich) organizacji jestem w „to” zaangażowany i pełnię funkcję „Cicerone” wobec naszych niemieckich gości. Po oficjalnych rozmowach (odbywały się w gmachu na Szucha) proponuje urzędującemu wówczas zastępcy szefowej ministerstwa (PSL) „…Panie Ministrze może byśmy naszych niemieckich przyjaciół zaprowadzili do izby pamięci - po chwili milczenia pada odpowiedź - doskonały pomysł, ale wie pan nie zrobimy tego bo się obraża…”. - kurtyna, koniec sceny. Używając kolokwializmu napiszę, że „olałem” sprawę i zaprowadziłem naszych gości tam gdzie chciałem, pokazałem co chciałem pokazać i nie wzbudziło to wśród tychże jakichś szczególnie negatywnych emocji - być może dlatego, że ograniczyłem swój komentarz do minimum. Kilka miesięcy później (nie wiąże tego z czymkolwiek o czym napisałem przed momentem) nie przedłużono mi kontraktu na prowadzenie wspomnianej wyżej Instytucji, a Pani Minister zabroniła organizacjom młodzieżowym (głównie tym z lewej strony) wspierania mojej kandydatury. 

 

"Nasza" wina

Tyle opowieści o przeszłości (choć mogłoby ich być jeszcze więcej). Jakie wynikają z nich konkluzje dla naszego „dziś” !? Otóż będę uparcie twierdził, że niestety wina za złe dzisiaj stosunki polsko - niemieckie leży w znacznym stopniu po „naszej” stronie. Pasywność, niepewność własnych racji, przekonanie przestrzeganiu reguł fair play przez „zachód”, poczucie niższości, nieumiejętność argumentowania w oparciu o łatwo dostępne fakty powodowały, że nie potrafiliśmy rozmawiać, bronić w elegancki sposób własnych racji, brak chęci (lub niezrozumiała niechęć) do wykorzystania istniejącej sieci polsko - niemieckich struktur do promowania własnego punktu widzenia to tylko część z „naszych grzechów”. Do tego wszystkiego dochodziło jeszcze głębokie przekonanie „elit”, że wiedza lepiej niż „wszyscy” i są upoważnione do udzielania „rozgrzeszenia” za zdarzenia z przeszłości w imieniu wszystkich. Nie możemy (chciałbym napisać to w czasie przeszłym ale nie sadze, by było to możliwe) pochwalić się dobrym doborem ludzi mających prowadzić polska „politykę niemiecka” - za egzemplifikację powyższego niech służą dwa przykłady Mogę oczywiście podać ich dużo więcej: osoba reprezentujaca Polskę w Niemczech stwierdza kilka miesięcy temu, dokonując kopernikańskiego przewrotu coś co wiadomo od kilkudziesięciu lat - „Niemcy nie znają historii Polski”. Długoletni zaś członek „Polsko - Niemieckiej Komisji Podręcznikowej” uważa, iż nie spełnia ona swojego zadania w odpowiedni sposób. Inne przykłady podałem wyżej (nieszczęśliwie ale też i szczęśliwie dotyczą one mojej osoby).

Wszystko o czym wspominam prowadziło naszego partnera do przekonania, że jesteśmy słabi i łatwi do ogrania i prowokowało do „eksperymentów”, które w dużym skrócie i upraszczając można zdefiniować jako próbę przerzucania winy za Holocaust na Polskę i Polaków (przy okazji przypomnijmy nierozgarniętym i niedokształconym - od końca października 1939 roku Polska nie istniała w swoich granicach z 1939 jako niezależne państwo), rozmywania winy za wybuch drugiej wojny światowej, wspominanie o „polskich obozach śmierci” i „koncentracyjnych”. Przeprowadzano je, jak wskazałem wyżej, przy pełnej bierności (czasami wręcz przy przyzwoleniu) „naszej strony”. Mam wrażenie, że proces ten częściowo katalizowany z zewnątrz Niemiec, a także generowany przez sytuację międzynarodową w tej chwili mocno przyspieszył - przykładem niech będzie planowana, na koniec maja, w „Niemieckim Instytucie Historycznym” w Warszawie„impreza” dotycząca „Problemu narastającego polskiego antysemityzmu”. Referentem ma być Jan Grabowski. Nie muszę, chyba, tłumaczyć dlaczego można to przedsięwzięcie potraktować jako pewnego rodzaju prowokację i równocześnie właśnie próbę dotknięcia „dowalenia” nielubianym partnerom. O naruszeniu dobrego obyczaju już nawet nie wspominając.

 

"Nie ma przypadków, są tylko znaki"

W obszar badań historycznych, do tej pory w miarę uczciwie traktujący relacje Polska - Niemcy, wkracza niezwykle brutalnie „Realpolitik”. Podobny wymiar ma opublikowany „Neue Züricher Zeitung Deutschland” w ciągu ostatnich dni tekst pióra Martina Pollacka przypisujący Polsce (przypomnijmy raz jeszcze nieistniejącej wówczas) wręcz instytucjonalny udział w Holocauście.

Nie ma przypadków są tylko znaki - można napisać, zwracając uwagę zupełnie przy okazji na „przypadkowa” wypowiedź przewodniczącego Dumy Federacji Rosyjskiej Wołodina, w której wspominał o odszkodowaniach od Polski (za wyzwolenie) i zapowiadał odebranie Rzeczpospolitej „ziem zachodnich”.

Z zainteresowaniem trzeba więc przyjąć słowa ustępującego ambasadora RFN w Warszawie Baggera „… Bo co oznacza 8 maja 1945 roku dla Niemców? Oczywiście, że coś zupełnie innego niż dla Polaków. Ale co do tego, że ten dzień oznaczał wyzwolenie Niemiec i świata od narodowosocjalistycznego terroru, powinniśmy umieć się zgodzić. Dlatego z mojego punktu widzenia kontrowersje wokół wpisu kanclerza, to tylko kolejny dowód na to, że trzeba nam więcej starań o wzajemne zrozumienie. Nieporozumienia przychodzą nam łatwiej…” (wPolityce 23.05). Dodajmy jednak do tego, że do dyskusji i „zrozumienia” trzeba dwojga, a póki co nie widzę (od pewnego czasu) chęci do dyskusji równoprawnych partnerów po niemieckiej stronie, może jedna się mylę!? Słusznie tez zauważył Profesor Grzegorz Kucharczyk (wPolityce 24.05) komentujący słowa Ambasadora Baggera, że tylko uczciwa rozmowa o przeszłości może być podstawa  do „wzajemnego zrozumienia”, a tego czego wymaga się od partnera należy wymagać też (w pierwszym rzędzie) od siebie. Jak więc widać znaleźliśmy się w bardzo trudnym punkcie naszych stosunków. Dziś pytanie jest takie: co zrobić by było lepiej, co zrobić byśmy zaczęli wreszcie normalnie rozmawiać, a „kicz pojednania” odszedł w do lamusa!? Czy jesteśmy w stanie to zrobić, czy może nie bo już jest za późno i będziemy skazani na „handel w milczeniu” i obcość mimo bliskości!?

Mam wrażenie, że znam odpowiedź na (przynajmniej) część z tych pytań, postaram się odpowiedzieć na nie w kolejnym tekście dla TYSOLA. Problem w tym, ze dziś musimy wypić (myślę tu o Nas Polakach) najpierw to „piwo, któregośmy sami sobie nawarzyli”. Teraz sporo zależy od tego co zrobią nasi niemieccy partnerzy (to jednak ich sprawa) - stawiamy tę kwestię zakładając, że na dobrych stosunkach z Polska im zależy. Dowiemy się, jak sadzę, wkrótce jak wyglada sytuacja. Póki co możemy jednak zapytać dlaczego „…list biskupów czy wspólny uścisk Kohla i Mazowieckiego w Krzyżowej sprowadzają do wymiaru finansowego, tak jakby symboliczne gesty przekreślały należne zadośćuczynienia.” (Grzegorz Górny W Polityce 26.05.23). Żyjemy w ciekawych czasach.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe