Dr Rafał Brzeski: „Aspidistra”. Pancernik na falach eteru siał popłoch wśród Niemców
Wczesną wiosną 1945 roku Das Dritte Reich, która miała trwać 1000 lat, rozpadała się. Alianci przekroczyli Ren i w dzień szybkie jednostki amerykańskie i brytyjskie zdobywały teren. W nocy alianckie lotnictwo bombowe w dywanowych nalotach zamieniało w gruzy kolejne miasta. Głównodowodzący sił alianckich, generał Dwight Eisenhower, planował szybką ofensywę i rozgłośnie radiowe: Głos Ameryki, BBC oraz zdobyte już Radio Luxemburg apelowały do Niemców, aby nie uciekali w spokojniejsze rejony i pozostawali tam, gdzie są. Eisenhower chciał mieć puste drogi i autostrady dla wojsk zmotoryzowanych, a nie zatkane przez chmary uciekinierów. Plany pokrzyżował przyjazd Winstona Churchilla, który odwiedził sojuszniczą Kwaterę Główną i został na weekend. Rankiem wpadła mu przypadkowo w ręce amerykańska gazeta frontowa „Stars and Stripes”, z której dowiedział się o radiowych apelach. „Generalne, co to za nonsens” – warknął brytyjski premier do Eisenhowera przy śniadaniu. „Powinniśmy raczej wyganiać Hunów na drogi i szosy, aby blokować uciekinierami strategiczną komunikację ich wojsk, tak jak oni to robili z cywilami francuskimi w kampanii 1940 roku”. W duszy Eisenhowera polityk i dyplomata wziął górę nad żołnierzem. Głównodowodzący założył, że zadowolony Churchill zapewne nie będzie się wtrącał do ważniejszych spraw i rozgłośnie otrzymały polecenie natychmiast wstrzymać apele o pozostanie w domach. Odkręcenie kampanii propagandowej bez utraty wiarygodności trzech stacji radiowych powierzono ekspertom „czarnej” propagandy radiowej z dyrektoriatu Operacji Specjalnych PWE. Specjaliści od dezinformacji otrzymali nawet do dyspozycji unikalny nadajnik „Aspidistra”, o którym mówiono że to „pancernik szalejący na falach eteru”.
„Aspidistra”
Urządzeniem kryjącym się pod roślinnym kryptonimem „Aspidistra” był najpotężniejszy wówczas na świecie średniofalowy nadajnik radiowy o mocy 600 KW zdolny przezwyciężyć wszelkie zagłuszarki i dotrzeć swym sygnałem do odbiorców w całej Europie Zachodniej i Środkowej. W Niemczech jego sygnał był tak „czysty, że był często przez niemieckich słuchaczy mylony z lokalną stacją radiową”.
Zbudowany w Stanach Zjednoczonych przez zakłady RCA na zamówienie prywatne potężny nadajnik stał się niespodziewanie nieprzydatny, bowiem Kongres wprowadził ograniczenie mocy średniofalowych nadajników radiowych do 50 KW. O drzemiącym w magazynie urządzeniu dowiedział się Harold Robin, „mózg” techniczny PWE i zaproponował okazyjny zakup. Winston Churchill z miejsca zatwierdził wydatek i nadajnik kupiono za 111 801 funtów 4 szylingi i 10 pensów. Nadajnik w częściach przetransportowano do Wielkiej Brytanii i zmontowano w specjalnym bunkrze w King’s Standing koło Crowborough w hrabstwie Sussex.
Unikalną charakterystyką potężnego nadajnika była możliwość szybkiej i płynnej zmiany częstotliwości nadawania. Zazwyczaj zajmowało to technikom od kilkunastu godzin do kilku dni. Instrukcja RCA mówiła, że częstotliwość można zmienić w ciągu kilku minut. Technicy brytyjscy po pewnych modyfikacjach skrócili ten czas do około 20 sekund.
W latach wojny nadajnik „Aspidistra” (czyli Żelazny Liść, jak mówią kwiaciarki) wykorzystywano w różnych celach, a teraz miał posłużyć w przekazywaniu dezinformacji, którymi zamierzano sterować zastraszonymi społecznościami dla wywołania chaosu logistycznego. Zadanie jak z dzisiejszego podręcznika wojny informacyjnej.
Operacja „Siegfried”
Rozkaz do rozpoczęcia operacji o kryptonimie „Siegfried” wydano 23 marca 1945 roku (na końcu artykułu odpowidni rozkaz). Miała uzupełniać Operację Pluder, czyli forsowanie Renu. Plan przewidywał „wtargnięcie” sygnałem z Aspidistry na częstotliwości pracy nadajników kanału ostrzeżeń niemieckiej obrony cywilnej oraz rozgłośni Radio Kolonia i nadanie komunikatów opracowanych przez info-dywersantów z brytyjskiego dyrektoriatu Operacji Specjalnych.
W latach wojny regionalne rozgłośnie średniofalowe w Niemczech pracowały na różnych częstotliwościach, chociaż bardzo często retransmitowały przygotowywany centralnie program Deutschlandsender. W trakcie alianckich nalotów lokalne rozgłośnie leżące na trasie bombowców wyłączały nadajniki, aby utrudnić nawigację pilotom, którzy kierowali się do celu od radiostacji do radiostacji. Te przerwy w nadawaniu postanowili wykorzystać do dezinformacji dywersanci z dyrektoriatu Operacji Specjalnych. Pomocą były otrzymane z Dowództwa Lotnictwa Bombowego trasy nalotów. Na ich podstawie typowano, które rozgłośnie lokalne i o której godzinie przerwą program. Kiedy leżąca na trasie nalotu rozgłośnia wyłączała nadajnik, wkraczała w jego miejsce „Aspidistra” i retransmitowała sygnał centralnej Deutschlandsender nadawany w innym mieście na innej częstotliwości. Kilkusekundowe „wtargnięcie” było praktycznie niezauważalne. W retransmitowany program wplatano spreparowane komunikaty, które były nie do odróżnienia od niemieckich. Informacje brzmiały wiarygodnie i nie budziły podejrzeń. Pisane w tym samym stylu, czytane w ten sam sposób, na zmianę przez kobietę i mężczyznę. Niemczyzna spikerów była idiomatyczna i nienaganna. Nawet intonacja i rytm był ten sam co spikerów rozgłośni w Kolonii. Całość wyglądała tak, jakby była nadawana w Niemczech, a nie w Anglii. Tylko pewne elementy w treści były inne. W przypadku różnych miast „dodatki” (dzisiaj powiedziano by „fejki”) były różne. Podczas „wtargnięcia” w trakcie nalotu dywanowego na Düsseldorf informowano o zbliżaniu się alianckich kolumn pancernych i standardowy komunikat o miejscach zbiórki do ewakuacji uzupełniono o sfingowane rozporządzenie Gauleitera Friedricha Floriana, że pierwszeństwo mają działacze NSDAP, gdyż są oni „najcenniejszym elementem narodu” i to ich należy przede wszystkim ratować, aby przeżyli i „ponieśli dalej pochodnię narodowego socjalizmu”. Mieszkańców Frankfurtu i Darmstadt wabiono do ucieczki z domów fałszywymi informacjami o specjalnym pociągu ewakuacyjnym pełnym żywności, gorących napojów i odzieży dla uchodźców. Podawano przy tym stacje, na których będzie się zatrzymywać.
W sfingowanych komunikatach powoływano się na Gauleiterów i Komisarzy Obrony Rzeszy z Essen, Düsseldorfu, Westfalii Północnej i Westfalii Południowej oraz wysokich urzędników NSDAP. Wyjaśniano, że „dotychczasowe środki ewakuacyjne okazały się nieskuteczne”, tłumaczono, że nie objęci ewakuacją „muszą pozostać i jeśli będzie trzeba, winni odważnie stanąć w obliczu śmierci”.
Chaos i przerażenie
Brytyjskim dywersantom informacyjnym trudno było w czasie wojny ocenić niemiecką reakcję na operację „Siegfried”. Pewną wskazówką było jednak przechwycone przez oddziały amerykańskie pismo „Parteigenosse Steinecke” z kancelarii organizacji NSDAP w mieście Lemgo w Westfalii. W dniu 29 marca 1945 roku lokalny urzędnik donosił partyjnym władzom, że w gazetach nie ma ostrzeżeń o fałszywych komunikatach nadawanych przez wroga na niemieckich falach radiowych. „Parteigenosse Steinecke” alarmował, że „wiadomości o zbliżaniu się wrogich czołgów i pojazdów rozpoznania oraz instrukcje ewakuacyjne itp. budzą przerażenie mieszkańców całych dzielnic”.
W odpowiedzi na siejące chaos komunikaty lokalne administracje i komórki NSDAP zaczęły przekazywać instrukcje ewakuacyjne telefonicznie, co spotkało się z ripostą, kiedy „Aspidistra” w nocy 30 marca 1945 roku odwiedziła Hamburg i Berlin. Nadano wówczas ostrzeżenie, że wróg Rzeszy ingeruje w łączność telefoniczną, a więc wszelkie instrukcje należy potwierdzać, niezwłocznie oddzwaniając. „Dotyczy to wszelkich komórek administracji państwowej i NSDAP jak również indywidualnych mieszkańców”. Skutki tego wezwania nie są znane, ale nawet ograniczone oddzwanianie z pewnością przeciążyło na wiele godzin sieć telekomunikacyjną.
Operacja „Siegfried” musiała wywołać nie lada jaki chaos, bowiem zmusiła władze niemieckie do przeniesienia komunikatów ewakuacyjnych oraz obrony cywilnej do programu „Deutschlandsender” nadawanego na falach długich, czyli poza zakres częstotliwości nadajnika „Aspidistra”.
W podsumowaniu operacji „Siegfried” zamieszczonym w Tajnej Historii PWE napisanej krótko po zakończeniu II wojny światowej, ale opublikowanej dopiero w 2002 roku, można przeczytać znamienną opinię: operacja ta „może stanowić punkt wyjścia dla planowania walki politycznej w kolejnej wojnie”.