Felieton "TS". Cezary Krysztopa: „303. Bitwa o Anglię” w służbie wychowania nastolatków

Mam wrażenie, że pewnym zadośćuczynieniem za tamto „niedopatrzenie” jest film „303. Bitwa o Anglię” powstały w brytyjsko-polskiej kooperacji. Jakkolwiek z pewnością nie będzie miał takiego zasięgu jak jego wielki poprzednik, to jednak ma szansę być zauważony, choćby z racji obsady roli głównego bohatera Jana Zumbacha przez znanego z „Gry o Tron” Iwana Rheona, dzięki czemu kolejny fragment polskiej historii zostanie nieco odsłonięty.
Zresztą mniejsza o to, to jest po prostu dobry film, można się czepiać poziomu efektów specjalnych, ale i te daleko wykraczają poza jakość obecną w polskiej „kinematografii”. Z punktu widzenia ojca najważniejsze jest dla mnie to, że mój dwunastolatek siedział grzecznie przez tę godzinę z czterdziestoma-pięćdziesięcioma minutami, wywalając gały na naszych dzielnych chłopaków, którzy w jego mniemaniu nie ustępowali dokonaniami pilotom X-Wing’ów, a po seansie usiadł ze mną na kinowej kanapie w holu, żeby obejrzeć w telefonicznym internecie, jak naprawdę wyglądali Jan Zumbach czy Witold Urbanowicz. Wojownicy prawdziwi, a nie wymyśleni przez George’a Lucasa.
Zasadniczo rzadko oglądam polskie filmy, które w znacznej większości są albo gniotami wyszkolonych na serialach tandeciarzy, albo politycznymi manifestami przebrzmiałych sław, rzadko zdarza się coś naprawdę wartego obejrzenia, a jak widać na przykładzie „303. Bitwa o Anglię”, jeśli się pojawi, to w kooperacji z kimś, kto potrafi robić filmy. A szkoda, bo polska historia to gotowe scenariusze do wielu dobrych filmów.
Tak czy siak, jeśli macie do wychowania nastolatka, to jednym z bardziej atrakcyjnych narzędzi może być film „303. Bitwa o Anglię”. Polecam.
Cezary Krysztopa
Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (37/2018) do kupienia w wersji cyfrowej tutaj.