Represje wobec konserwatystów dopiero się rozkręcają

Represje wobec konserwatystów dopiero się rozkręcają. Donald Tusk, Adam Bodnar i stojąca za nimi medialno-polityczna maszyna opresji nie zamierza się cofnąć, bo wie, że nie ma odwrotu. Odzyskanie władzy przez PiS będzie więc okupione więzieniem, poniżaniem, nasyłaniem służb specjalnych i zastraszaniem. Obecny system runie, dopiero gdy zgnije do cna.
Premier Donald Tusk Represje wobec konserwatystów dopiero się rozkręcają
Premier Donald Tusk / fot. Flickr / domena publiczna / European People's Party

Konserwatywna kontrrewolucja, która zza oceanu dociera do Europy, u jednych budzi nadzieję, gdyż uznają, że jest to zapowiedź powrotu do normalności, wolności osobistych, wolności słowa i odnowy demokracji w jej podstawowej formie. Czyli bez przymiotników „walcząca”, „liberalna” czy „ludowa”. Inni jednak w nadciągającej z Ameryki fali widzą powrót populizmu, zacofania, ksenofobii i bigoterii, ale przede wszystkim uderzenie w interesy polityczno-biznesowo-medialnego kartelu, który swoją pozycję zbudował na promowaniu progresywnych idei. 

Zanim liberałowie w USA ponieśli druzgocącą klęskę, przez lata prześladowali Republikanów – czy szerzej – konserwatystów, jak tylko mogli. Wszczynali śledztwa, nasyłali służby, fabrykowali dowody, prowadzili oszczercze kampanie medialne i wsadzali do więzień. Trump był w stanie wygrać, gdyż wytrzymał tę presję i udowodnił, że administracji Joe Bidena bardziej zależy na niszczeniu opozycji, a więc eliminacji z życia politycznego znacznej części społeczeństwa, niż na dbaniu o własny kraj. 

Wielu analitykom, publicystom czy po prostu obserwatorom życia politycznego wydaje się, że to, co dzieje się obecnie w Polsce, jest wyjątkowe. W rzeczywistości to powtórzenie patologii, które działy się na przykład w Stanach Zjednoczonych. Dla nas są one nowością, gdyż uznaliśmy za oczywiste, że wszystkie strony politycznego sporu przestrzegają zasad demokracji. Ta wiara okazała się jednak złudna. Podobieństwa z tym, co działo się w USA, są jednak uderzające. 

 

Wsadzanie za kratki

W Polsce rządzonej przez Donalda Tuska nie chodzi o to, by udowodnić politycznym przeciwnikom jakieś wielkie przestępstwa. Celem jest wsadzenie ich za kratki choćby na kilka tygodni. Dlatego do aresztu musieli trafić posłowie PiS Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik, a teraz Dariusz Matecki. Wkrótce do aresztu ma też trafić Zbigniew Ziobro, by można go było doprowadzić przed nielegalną zresztą komisję. Choć wiadomo, że komisja ds. Pegasusa mogła go przesłuchać, to jednak uniknęła konfrontacji z byłym ministrem sprawiedliwości, by wszyscy mogli go zobaczyć skutego w kajdanki. 

Bardzo podobna sytuacja była w Stanach Zjednoczonych. Dwaj bliscy współpracownicy Donalda Trumpa – Steve Bannon i Peter Navarro, zostali skazani na cztery miesiące więzienia za obrazę Kongresu. Obaj odmówili stawienia się przed komisją śledczą, która starała się pogrążyć byłego wówczas prezydenta. 

Troje innych byłych współpracowników Trumpa – Sidney Powell, jego była prawniczka, oraz Kenneth Chesebro i Scott Hall – zawarło ugodę z prokuraturą, w zamian za co zeznawali przeciwko Republikanom. Czy podobny mechanizm nie został zastosowany wobec Pawła Szopy i Justyny G., którzy zgodzili się zeznawać przeciwko byłemu szefowi Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych Michałowi Kuczmierowskiemu? Czy w podobny sposób nie próbowano złamać dwóch urzędniczek Ministerstwa Sprawiedliwości, a obecnie Annę W., byłą szefową biura Mateusza Morawieckiego? 

Mechanizm jest ten sam. Chodzi o wszczęcie maksymalnie wielu śledztw i wsadzenie do aresztów dziesiątek osób. Wiadomo, że część z nich pęknie i podpisze wszystko, co im podsunie prokuratura. Istotny jest końcowy efekt. Ma powstać wrażenie, że system poprzedniej władzy był oparty na wyłudzeniach, oszustwach, matactwach i nadużywaniu władzy.

Dzięki temu przestępstwa dokonywane przez obecną władzę stają się mniej istotne, usprawiedliwione lub po prostu zagłuszone zgiełkiem oskarżeń poprzedników. 

 

Dorwać szefa

Oczywiście cała ta machina zawsze jest uruchamiana, by dopaść szefa. W USA chodziło o Donalda Trumpa, w Polsce o Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego. 

W czasie rządów Joe Bidena byłego republikańskiego prezydenta oskarżano niemal o wszystko: od zdrady i pracy dla Rosjan po przestępstwa seksualne. Wytoczono przeciwko niemu kilkadziesiąt procesów, w których uznawano jego winę nawet wówczas, gdy nie było pokrzywdzonych. 

W Polsce niedawno uchylono immunitety m.in. prezesowi PiS i byłemu premierowi, by można było ich nękać i ciągać po sądach. Nawet jeśli nie uda się ich skazać – w przypadku Kaczyńskiego chodzi o prywatny akt oskarżenia, a w przypadku Morawieckiego o próbę zorganizowania wyborów kopertowych w czasie pandemii, których przeprowadzenie zablokowali politycy Platformy Obywatelskiej – to przecież będzie można w nieskończoność relacjonować ich pojawianie się w prokuraturze czy zeznania w sądach. 

Ponieważ zwykli ludzie unikają tych miejsc jak ognia, pozostanie wrażenie, że z pewnością w coś niecnego kierownictwo PiS zostało uwikłane. 

 

Uderzenie w wartości

Mieniący się katolikiem Joe Biden z całą mocą popierał aborcję i zwalczał ruchy pro-life. Skutkiem ostrej polityki byłego demokratycznego prezydenta było skazanie czterech aktywistek – Joan Andrews Bell, Jean Marshall, Heather Idoni i Paulette Harlow – na kary od dwudziestu czterech do dwudziestu siedmiu miesięcy bezwzględnego więzienia za blokowanie dostępu do kliniki aborcyjnej. 

Kobiety zostały uznane za osobiste więźniarki Bidena, a polityka jego rządu wobec aktywistów pro-life była tematem wielu debat w USA. 

Nie trzeba przeprowadzać szczególnie głębokiej analizy, by nie dostrzec analogii z aresztowaniem w Wielki Czwartek, czyli dzień kapłański, i wielomiesięcznym przetrzymywaniem księdza Michała Olszewskiego. Prokuratura nie zarzucała mu zbrodni, a co najwyżej niewłaściwe zarządzanie pieniędzmi – oskarżenia o udział w grupie przestępczej i pranie brudnych pieniędzy miały tylko zrobić wrażenie na opinii publicznej i uzasadniać wsadzenie go za kratki. Nie było więc powodów do traktowania go jako szczególnie groźnego przestępcę. A jednak stał się ofiarą tortur, był poniżany, ośmieszany i oczerniany. 

Atak na niego miał zastraszyć znaczną część Kościoła. Władza wysłała sygnał, że nie zamierza się z konserwatystami patyczkować. 

 

Machina propagandy

Domknięciem systemu miało być opanowanie umysłów młodych ludzi i zamknięcie ust mediom oraz zwykłym ludziom. Społeczeństwo amerykańskie zostało więc poddane ogromnej presji ze strony liberalnych, lewicowych i lewackich organizacji pozarządowych, które forsowały alternatywny wobec tradycyjnego modelu społeczeństwa, rodziny i państwa. 

To właśnie dlatego pojawił się ruch Black Lives Matter, który miał wzbudzić poczucie winy w białej części amerykańskiego społeczeństwa, czy eksplodowała tęczowa rewolucja, kwestionująca biologiczny podział na płcie. Ideologia woke miała zakwestionować wszystko, co do tej pory kształtowało amerykańskie społeczeństwo. 

Najbardziej niebezpiecznym objawem tego zjawiska było jednak szerokie otwarcie granic dla nielegalnych imigrantów, gdyż ich napływ miał spowodować rozmycie się tradycyjnej Ameryki w morzu multi-kulti.

Za pomocą pieniędzy rządu w Waszyngtonie transferowanych przez agencję USAID lewicowo-tęczowa rewolucja dotarła także do Polski. Dzięki milionom dolarów, które trafiły do związanych z Platformą Obywatelską i Lewicą NGO-sów, udało się – poza próbą podważenia tradycyjnego systemu wartości – najpierw wmówić Polakom, że PiS łamie konstytucję, a następnie zohydzić tę partię, by ostatecznie odsunąć ją od władzy. Dokonało się to za cenę destrukcji państwa, zdemolowania systemu prawnego i podważenia legalności instytucji gwarantujących w naszym kraju porządek konstytucyjny.

Cena była wysoka, a rachunki będziemy płacić przez lata. Zwłaszcza że obecna władza nie tylko nie zamierza odbudować państwa prawa, ale pragnie je zniszczyć do końca. Taka jest cena rewolucji. 

 

Społeczny bunt

Fala sprzeciwu narastała w Stanach Zjednoczonych powoli. Obywatele musieli na własnej skórze przekonać się, czym kończą się rządy Demokratów. I tu analogie są równie oczywiste. 

Dopóki na własnej skórze nie przekonamy się, co oznacza dla bezpieczeństwa dużych miast wprowadzenie w życie paktu migracyjnego, który zaakceptował obecny rząd, nie będziemy go traktować jako realny problem. Dopiero gdy wydarzy się tragedia, zobaczymy realną falę oburzenia. 

Później pojawi się wściekłość, bo okaże się, że imigranci mają pierwszeństwo przy świadczeniach społecznych, programach wsparcia i integracji. 

Podobnie będzie z kosztami energii. Na razie ich wzrost jest widoczny, ale dotkliwy stanie się, gdy rynek energii zostanie w pełni uwolniony. Uderzy to przede wszystkim w biedniejsze warstwy, które nie tylko dysponują mniejszym budżetem domowym, ale często utrzymują się z pracy w fabrykach, dla których koszty energii mają kluczowe znaczenie. Już dziś widać, że produkcja wielu zakładów staje się w Polsce nieopłacalna i koncerny przenoszą ją do innych krajów. 

Tak było też w USA. Dlatego Donald Trump zapowiedział wiercenie nowych szybów naftowych i gazowych. Tańsza energia ma z powrotem przyprowadzić do Ameryki przemysł i obniżyć koszty życia zwykłych ludzi. 

Powrót do normalności oznacza, że państwo służy dobru obywateli, a nie realizowaniu chorych ideologii. 


 

POLECANE
Polscy cichociemni działali też po wojnie tylko u nas
Polscy cichociemni działali też po wojnie

18 października 2000 r. sąd III RP unieważnił wyrok swojego komunistycznego poprzednika – Wojskowego Sądu Rejonowego - wobec Dionizego Sosnowskiego. Sosnowski ps. „Zbyszek”, „Józef” w chwili śmierci - 15 maja 1953 r. - miał 24 lata. Padł ofiarą prowokacji bezpieki o kryptonimie „Cezary” – fałszywej V Komendy Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość.

IPN wręczył Krzyże Wolności i Solidarności. Sprawdź, kim są odznaczeni Wiadomości
IPN wręczył Krzyże Wolności i Solidarności. Sprawdź, kim są odznaczeni

17 października 2025 roku w sali konferencyjnej Delegatury IPN w Kielcach zastępca prezesa IPN dr Mateusz Szpytma wręczył Krzyże Wolności i Solidarności działaczom antykomunistycznym z regionu świętokrzyskiego.

Poziom wody w regionie może wzrosnąć. IMGW wydał ostrzeżenie Wiadomości
Poziom wody w regionie może wzrosnąć. IMGW wydał ostrzeżenie

Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydał ostrzeżenie dotyczące Zalewu Szczecińskiego na najbliższy weekend.

Książę Andrzej zrzeka się tytułu. W tle kontrowersyjna sprawa z przeszłości Wiadomości
Książę Andrzej zrzeka się tytułu. W tle kontrowersyjna sprawa z przeszłości

Książę Andrzej poinformował w piątek w oficjalnym komunikacie, że zrzeka się tytułu księcia Yorku i zaprzecza wszelkim zarzutom. Młodszy brat króla Wielkiej Brytanii Karola III jest oskarżany o bliskie kontakty z amerykańskim finansistą Jeffreyem Epsteinem, który zajmował się stręczeniem młodych kobiet.

Będą problemy z dostawami LNG? Katarska firma chce wycofać się z unijnego rynku z ostatniej chwili
Będą problemy z dostawami LNG? Katarska firma chce wycofać się z unijnego rynku

Minister energii Kataru Saad Al-Kaabi po raz kolejny ostrzegł Unię Europejską, że jego kraj może nie być już w stanie prowadzić interesów z UE ani dostarczać skroplonego gazu ziemnego (LNG), jeśli blok nie wprowadzi zmian w przyjętych rygorystycznych przepisach dotyczących zrównoważonego rozwoju. UE z jednej strony chce wypełnić lukę energetyczną na kontynencie (dostawy LNG są kluczowe), z drugiej zaś forsuje uderzającą w firmy energetyczne politykę klimatyczną mocno osadzoną nie tyle na nauce, co na lewicowej ideologii.

Tȟašúŋke Witkó: Sanacja elit tylko u nas
Tȟašúŋke Witkó: Sanacja elit

Ponoć nie ma głupich pytań, toteż pozwolę sobie – za pośrednictwem moich wspaniałych Czytelników – zasięgnąć języka u wszystkich demokratycznych rządów państw należących do NATO i Unii Europejskiej o taką przyziemną i prozaiczną rzecz: „Ile jeszcze lat i dekad będziemy wydawać miliardy dolarów amerykańskich, euro czy złotówek na reaktywną obronę przed niebezpiecznymi koncepcjami wojennymi, wydumanymi przez rosyjskich generałów, a także skompilowanymi z nimi działaniami zbrojnymi wojsk kremlowskich”?

Szef MON: W II kwartale 2026 roku rusza produkcja dronów Wiadomości
Szef MON: W II kwartale 2026 roku rusza produkcja dronów

W II kwartale 2026 r. rozpoczniemy produkcję dronów przez spółkę Hornet-Polskie Drony - poinformował w piątek wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz. Tego samego dnia większościowy pakiet udziałów w spółce Hornet-Polskie Drony nabył na mocy warunkowej umowy Instytut Techniczny Wojsk Lotniczych.

Polskie miasto przyciąga nowych mieszkańców jak magnes Wiadomości
Polskie miasto przyciąga nowych mieszkańców jak magnes

Kraków notuje kolejny wzrost liczby mieszkańców. Tylko w pierwszym półroczu 2025 roku do miasta wprowadziły się 1422 nowe osoby, co jest najwyższym wynikiem spośród wszystkich polskich miast. Jak wynika z danych opublikowanych na oficjalnej stronie krakowskiego magistratu, liczba mieszkańców dawnej stolicy Polski rośnie nieprzerwanie od 2009 roku.

Zgruzowała polskie sądownictwo. Otrzymała doktorat honoris causa Uniwersytetu Łódzkiego z ostatniej chwili
Zgruzowała polskie sądownictwo. Otrzymała doktorat honoris causa Uniwersytetu Łódzkiego

Wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej Věra Jourová została uhonorowana tytułem doktora honoris causa Uniwersytetu Łódzkiego - poinformowała uczelnia na swojej stronie internetowej. W wygłoszonym uzasadnieniu rektor uczelni podkreślał jej „szacunek dla demokracji”.

Prezydent Ukrainy przybył do Białego Domu z ostatniej chwili
Prezydent Ukrainy przybył do Białego Domu

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski przybył w piątek do Białego Domu na spotkanie z prezydentem USA Donaldem Trumpem. Tematem spotkania ma być m.in. kwestia sprzedaży Ukrainie broni oraz sankcje przeciwko Rosji.

REKLAMA

Represje wobec konserwatystów dopiero się rozkręcają

Represje wobec konserwatystów dopiero się rozkręcają. Donald Tusk, Adam Bodnar i stojąca za nimi medialno-polityczna maszyna opresji nie zamierza się cofnąć, bo wie, że nie ma odwrotu. Odzyskanie władzy przez PiS będzie więc okupione więzieniem, poniżaniem, nasyłaniem służb specjalnych i zastraszaniem. Obecny system runie, dopiero gdy zgnije do cna.
Premier Donald Tusk Represje wobec konserwatystów dopiero się rozkręcają
Premier Donald Tusk / fot. Flickr / domena publiczna / European People's Party

Konserwatywna kontrrewolucja, która zza oceanu dociera do Europy, u jednych budzi nadzieję, gdyż uznają, że jest to zapowiedź powrotu do normalności, wolności osobistych, wolności słowa i odnowy demokracji w jej podstawowej formie. Czyli bez przymiotników „walcząca”, „liberalna” czy „ludowa”. Inni jednak w nadciągającej z Ameryki fali widzą powrót populizmu, zacofania, ksenofobii i bigoterii, ale przede wszystkim uderzenie w interesy polityczno-biznesowo-medialnego kartelu, który swoją pozycję zbudował na promowaniu progresywnych idei. 

Zanim liberałowie w USA ponieśli druzgocącą klęskę, przez lata prześladowali Republikanów – czy szerzej – konserwatystów, jak tylko mogli. Wszczynali śledztwa, nasyłali służby, fabrykowali dowody, prowadzili oszczercze kampanie medialne i wsadzali do więzień. Trump był w stanie wygrać, gdyż wytrzymał tę presję i udowodnił, że administracji Joe Bidena bardziej zależy na niszczeniu opozycji, a więc eliminacji z życia politycznego znacznej części społeczeństwa, niż na dbaniu o własny kraj. 

Wielu analitykom, publicystom czy po prostu obserwatorom życia politycznego wydaje się, że to, co dzieje się obecnie w Polsce, jest wyjątkowe. W rzeczywistości to powtórzenie patologii, które działy się na przykład w Stanach Zjednoczonych. Dla nas są one nowością, gdyż uznaliśmy za oczywiste, że wszystkie strony politycznego sporu przestrzegają zasad demokracji. Ta wiara okazała się jednak złudna. Podobieństwa z tym, co działo się w USA, są jednak uderzające. 

 

Wsadzanie za kratki

W Polsce rządzonej przez Donalda Tuska nie chodzi o to, by udowodnić politycznym przeciwnikom jakieś wielkie przestępstwa. Celem jest wsadzenie ich za kratki choćby na kilka tygodni. Dlatego do aresztu musieli trafić posłowie PiS Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik, a teraz Dariusz Matecki. Wkrótce do aresztu ma też trafić Zbigniew Ziobro, by można go było doprowadzić przed nielegalną zresztą komisję. Choć wiadomo, że komisja ds. Pegasusa mogła go przesłuchać, to jednak uniknęła konfrontacji z byłym ministrem sprawiedliwości, by wszyscy mogli go zobaczyć skutego w kajdanki. 

Bardzo podobna sytuacja była w Stanach Zjednoczonych. Dwaj bliscy współpracownicy Donalda Trumpa – Steve Bannon i Peter Navarro, zostali skazani na cztery miesiące więzienia za obrazę Kongresu. Obaj odmówili stawienia się przed komisją śledczą, która starała się pogrążyć byłego wówczas prezydenta. 

Troje innych byłych współpracowników Trumpa – Sidney Powell, jego była prawniczka, oraz Kenneth Chesebro i Scott Hall – zawarło ugodę z prokuraturą, w zamian za co zeznawali przeciwko Republikanom. Czy podobny mechanizm nie został zastosowany wobec Pawła Szopy i Justyny G., którzy zgodzili się zeznawać przeciwko byłemu szefowi Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych Michałowi Kuczmierowskiemu? Czy w podobny sposób nie próbowano złamać dwóch urzędniczek Ministerstwa Sprawiedliwości, a obecnie Annę W., byłą szefową biura Mateusza Morawieckiego? 

Mechanizm jest ten sam. Chodzi o wszczęcie maksymalnie wielu śledztw i wsadzenie do aresztów dziesiątek osób. Wiadomo, że część z nich pęknie i podpisze wszystko, co im podsunie prokuratura. Istotny jest końcowy efekt. Ma powstać wrażenie, że system poprzedniej władzy był oparty na wyłudzeniach, oszustwach, matactwach i nadużywaniu władzy.

Dzięki temu przestępstwa dokonywane przez obecną władzę stają się mniej istotne, usprawiedliwione lub po prostu zagłuszone zgiełkiem oskarżeń poprzedników. 

 

Dorwać szefa

Oczywiście cała ta machina zawsze jest uruchamiana, by dopaść szefa. W USA chodziło o Donalda Trumpa, w Polsce o Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego. 

W czasie rządów Joe Bidena byłego republikańskiego prezydenta oskarżano niemal o wszystko: od zdrady i pracy dla Rosjan po przestępstwa seksualne. Wytoczono przeciwko niemu kilkadziesiąt procesów, w których uznawano jego winę nawet wówczas, gdy nie było pokrzywdzonych. 

W Polsce niedawno uchylono immunitety m.in. prezesowi PiS i byłemu premierowi, by można było ich nękać i ciągać po sądach. Nawet jeśli nie uda się ich skazać – w przypadku Kaczyńskiego chodzi o prywatny akt oskarżenia, a w przypadku Morawieckiego o próbę zorganizowania wyborów kopertowych w czasie pandemii, których przeprowadzenie zablokowali politycy Platformy Obywatelskiej – to przecież będzie można w nieskończoność relacjonować ich pojawianie się w prokuraturze czy zeznania w sądach. 

Ponieważ zwykli ludzie unikają tych miejsc jak ognia, pozostanie wrażenie, że z pewnością w coś niecnego kierownictwo PiS zostało uwikłane. 

 

Uderzenie w wartości

Mieniący się katolikiem Joe Biden z całą mocą popierał aborcję i zwalczał ruchy pro-life. Skutkiem ostrej polityki byłego demokratycznego prezydenta było skazanie czterech aktywistek – Joan Andrews Bell, Jean Marshall, Heather Idoni i Paulette Harlow – na kary od dwudziestu czterech do dwudziestu siedmiu miesięcy bezwzględnego więzienia za blokowanie dostępu do kliniki aborcyjnej. 

Kobiety zostały uznane za osobiste więźniarki Bidena, a polityka jego rządu wobec aktywistów pro-life była tematem wielu debat w USA. 

Nie trzeba przeprowadzać szczególnie głębokiej analizy, by nie dostrzec analogii z aresztowaniem w Wielki Czwartek, czyli dzień kapłański, i wielomiesięcznym przetrzymywaniem księdza Michała Olszewskiego. Prokuratura nie zarzucała mu zbrodni, a co najwyżej niewłaściwe zarządzanie pieniędzmi – oskarżenia o udział w grupie przestępczej i pranie brudnych pieniędzy miały tylko zrobić wrażenie na opinii publicznej i uzasadniać wsadzenie go za kratki. Nie było więc powodów do traktowania go jako szczególnie groźnego przestępcę. A jednak stał się ofiarą tortur, był poniżany, ośmieszany i oczerniany. 

Atak na niego miał zastraszyć znaczną część Kościoła. Władza wysłała sygnał, że nie zamierza się z konserwatystami patyczkować. 

 

Machina propagandy

Domknięciem systemu miało być opanowanie umysłów młodych ludzi i zamknięcie ust mediom oraz zwykłym ludziom. Społeczeństwo amerykańskie zostało więc poddane ogromnej presji ze strony liberalnych, lewicowych i lewackich organizacji pozarządowych, które forsowały alternatywny wobec tradycyjnego modelu społeczeństwa, rodziny i państwa. 

To właśnie dlatego pojawił się ruch Black Lives Matter, który miał wzbudzić poczucie winy w białej części amerykańskiego społeczeństwa, czy eksplodowała tęczowa rewolucja, kwestionująca biologiczny podział na płcie. Ideologia woke miała zakwestionować wszystko, co do tej pory kształtowało amerykańskie społeczeństwo. 

Najbardziej niebezpiecznym objawem tego zjawiska było jednak szerokie otwarcie granic dla nielegalnych imigrantów, gdyż ich napływ miał spowodować rozmycie się tradycyjnej Ameryki w morzu multi-kulti.

Za pomocą pieniędzy rządu w Waszyngtonie transferowanych przez agencję USAID lewicowo-tęczowa rewolucja dotarła także do Polski. Dzięki milionom dolarów, które trafiły do związanych z Platformą Obywatelską i Lewicą NGO-sów, udało się – poza próbą podważenia tradycyjnego systemu wartości – najpierw wmówić Polakom, że PiS łamie konstytucję, a następnie zohydzić tę partię, by ostatecznie odsunąć ją od władzy. Dokonało się to za cenę destrukcji państwa, zdemolowania systemu prawnego i podważenia legalności instytucji gwarantujących w naszym kraju porządek konstytucyjny.

Cena była wysoka, a rachunki będziemy płacić przez lata. Zwłaszcza że obecna władza nie tylko nie zamierza odbudować państwa prawa, ale pragnie je zniszczyć do końca. Taka jest cena rewolucji. 

 

Społeczny bunt

Fala sprzeciwu narastała w Stanach Zjednoczonych powoli. Obywatele musieli na własnej skórze przekonać się, czym kończą się rządy Demokratów. I tu analogie są równie oczywiste. 

Dopóki na własnej skórze nie przekonamy się, co oznacza dla bezpieczeństwa dużych miast wprowadzenie w życie paktu migracyjnego, który zaakceptował obecny rząd, nie będziemy go traktować jako realny problem. Dopiero gdy wydarzy się tragedia, zobaczymy realną falę oburzenia. 

Później pojawi się wściekłość, bo okaże się, że imigranci mają pierwszeństwo przy świadczeniach społecznych, programach wsparcia i integracji. 

Podobnie będzie z kosztami energii. Na razie ich wzrost jest widoczny, ale dotkliwy stanie się, gdy rynek energii zostanie w pełni uwolniony. Uderzy to przede wszystkim w biedniejsze warstwy, które nie tylko dysponują mniejszym budżetem domowym, ale często utrzymują się z pracy w fabrykach, dla których koszty energii mają kluczowe znaczenie. Już dziś widać, że produkcja wielu zakładów staje się w Polsce nieopłacalna i koncerny przenoszą ją do innych krajów. 

Tak było też w USA. Dlatego Donald Trump zapowiedział wiercenie nowych szybów naftowych i gazowych. Tańsza energia ma z powrotem przyprowadzić do Ameryki przemysł i obniżyć koszty życia zwykłych ludzi. 

Powrót do normalności oznacza, że państwo służy dobru obywateli, a nie realizowaniu chorych ideologii. 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe