Miałem w szkole podstawowej takiego "kolegę", mniejsza i imię, może wyrósł na porządnego człowieka, który potrafił mnie opluć na przerwie, a kiedy go dopadłem, rzucał się na podłogę wrzeszcząc, ze ma chorą wątrobę i nie wolno go bić. Dziwnie przypomina mi to obecną strategię środowisk LGBT, które, jak widać na przykładzie agresywnego bojówkarza "Margot", potrafią pobić człowieka, a potem wrzeszczeć na cały świat, ze dzieje im się krzywda, bo sąd orzekł wobec nich areszt.
Jesteście w błędzie nie dlatego, że macie inne poglądy niż ja, czy mój krąg przyjaciół - #różnorodność poglądów jest potrzebna. Jesteście w błędzie, bo nie rozumiecie ani przeszłości, ani teraźniejszości. Z tej pierwszej wyciągacie błędne wnioski, a wobec tej drugiej macie szaleńcze oczekiwania.
Ostatnio zdarzało mi się czytać wyjaśnienia na temat tego, dlaczego ludzie wychowani w Kościele z niego odeszli. Nie chodzi mi tu o żadną polemikę. Prywatne decyzje dotyczące spraw duchowych, to nie teologiczne spory. Tym bardziej nie próbuję takich decyzji oceniać. Po prostu pomyślałam, że w tej sytuacji warto pokazać inną drogę, inne priorytety, inne wybory.
Podczas narodowej kwarantanny wprowadzonej na skutek pandemii, pewnie nie raz utyskiwaliśmy na obostrzenia, zakazy czy wciąż obowiązującą konieczność noszenia maseczki na twarzy. Ciężko nam „przeboleć” takie ograniczenia naszej wolności i swobody. Mając to na uwadze, spróbujmy wyobrazić sobie, co musieli czuć Warszawiacy w okupowanej stolicy. A przede wszystkim nie negować Powstania Warszawskiego.
Za jedno z większych nieszczęść w polityce Prawa i Sprawiedliwości uważam tzw. "doktrynę prof. Parucha", nie mam pojęcia czy autentycznie prof. Paruch jest jej autorem, ale z taką właśnie nazwą funkcjonuje koncepcja poszukiwania tzw. "elektoratu środka", mitycznego kwiatu paproci, który przy pomocy "ciepłej wody w kranie" ma zapewnić "wieczne rządy".
Na początek zastrzeżenie. Nie otrzymałem żadnych od "Solidarności" prerogatyw, w ramach których miałbym prawo wypowiadać się w Jej imieniu. Robię to w imieniu własnym i na własne ryzyko.
Andrzej Duda wygrał wybory, oczywiście nie wątpię, że przeróżne "nadzwyczajne kasty" zakwestionują jego mandat, ale ich zwieszone na kwintę nosy świadczą najlepiej o tym, że sami w powodzenie "histerii Nr 6354" nie wierzą. Jednocześnie, wygrane przez obecnego prezydenta wybory, są ostrzeżeniem dla obozu rządzącego i szerzej dla tych, którym nie w smak radosne progresywne pląsy. Struktura elektoratu Andrzeja Dudy, szczególnie wiekowa, daje mu zwycięstwo, ale każe też z niepokojem myśleć o przyszłości.
Andrzej Duda został ponownie wybrany na prezydenta. Polska wygrała bitwę w wojnie cywilizacyjnej, radość jest zrozumiała i zasłużona, ale bez wyciągnięcia wniosków na przyszłość będzie to ostatnia bitwa wygrana przez formację Zjednoczonej Prawicy.
Zwycięstwo prezydenta Andrzeja Dudy nad Rafałem Trzaskowskim tak małą różnicą głosów może się wydawać dla wyborców prawicy niezrozumiałe i rozczarowujące. Jeden procent przewagi to dzwonek alarmowy.
Jak pisałem w jednym z ostatnich felietonów, a przynajmniej nie głownie, to nie były wybory pomiędzy Andrzejem Dudą i Rafałem Trzaskowskim, to był wybór cywilizacyjny pomiędzy cywilizacją łacińską, a najazdem bolszewików. Cieszę się, że wyniki sondażu exit polls wskazują na cywilizację łacińską, jednak uważam, że nie czas jeszcze na szampana.
Wielu zarzuca Solidarności upolitycznienie, czego jaskrawym przykładem jest jawne wspieranie Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich. Mówi się, że to niewłaściwe dla związku zawodowego, który powinien być bezstronny. Jednak spójrzmy na to zdroworozsądkowo. Jak NSZZ Solidarność miałaby nie poprzeć Prezydenta, który tyle zrobił dla spraw pracowniczych, postulowanych przez związek?
Ma rację Rafał Ziemkiewicz, który pisze, że nie powinniśmy się łudzić, że "rewolucja", do której lewackie zachodnie elity przygotowywały grunt przez ostatnie kilkadziesiąt lat i która owocuje dziś obalaniem pomników i płonącymi ulicami na Zachodzie, nas nie dotyczy, bo nie nie dotyczy nas problem rasizmu. W Polsce ani nie ma (jeszcze nie ma, bo robimy sporo żeby temu "zapobiec") dużych kolorowych mniejszości, ani nie mamy tradycji kolonialnej, która nakładałaby na nas winę za ich ucisk. Nie powinniśmy się łudzić, ponieważ tu kwestia rasizmu jest absolutnie drugorzędna, jest wyłącznie przedmiotowa wobec planów neomarksistowskiej "rewolucji", dokładnie tak samo jak kiedyś podobnie przedmiotowa była dla marksistowskich rzezi, była kwestia praw robotników, czy ostatnio "praw mniejszości seksualnych".
21 czerwca, w trzy dni po zatrzymaniu, zarzuty prania brudnych pieniędzy i przestępstw podatkowych usłyszał Wiktar Babaryka, główny kontrkandydat Aleksandra Łukaszenki w zbliżających się wyborach prezydenckich. Ludzie niemal natychmiast zaczęli protestować, a władze przystąpiły do aresztowań, zarówno wśród demonstrujących, którzy utworzyli łańcuchy protestu, jak i relacjonujących to co się dzieje dziennikarzy.
Wyrazić niewyrażalne. Ku definicji Kościoła. Rozważania na kanwie "Traktatu o Kościele" bp. Czai.
Zaproszenie Waldemara Krysiaka, znanego w sieci jako "Gej przeciwko światu", a przez tych, którzy go nie lubią "prawicowym gejem" do Pałacu Prezydenckiego wywołało histerię ideologów LGBT.
Chrześcijanin ma obowiązek podchodzić z miłością i szacunkiem do osób homoseksualnych. Nie zmienia to jednak tego, że neomarksistowska ideologia LGBT stanowi ogromne zagrożenie dla cywilizacji jaką znamy. Tak jak marksizm-leninizm wykorzystywał do zniszczenia świata robotników, tak po tym kiedy tzw. "Nowa Lewica" uznała, że nie są oni wystarczająco "rewolucjonizującą" siłą, tak znalazł sobie inne mniejszości do "obrony", tym razem mniejszości seksualne. Ciągle jednak jednym z najważniejszych broni "rewolucji" jest, jak za Stalina, argumentum ad hitlerum, czyli sprowadzanie swoich oponentów do poziomu "faszystów" niezależnie od tego kim są i co mówią.
Jeszcze zanim poznałem osobiście Panią Barbarę Wojnarowską-Gautier, wiedziałem, że jest człowiekiem którego chcę wesprzeć. Dzielnym dzieckiem Auschwitz, którego gehenna nie skończyła się wcale razem z wojną, ale właściwie trwa do dzisiaj. Do dzisiaj razem ze swoimi osobistymi doświadczeniami, będącymi przecież jednymi z wielu podobnych doświadczeń Więźniów Auschwitz, zmaga się z żarnami geopolityki, które usiłują jej pamięć zemleć na łatwą do strawienia przez możnych tego świata papkę historycznych polityk rozumianych jako narzędzia wpływu na światową opinię publiczną. A kiedy ją poznałem, zrozumiałem również, że nie z Panią Basią takie numery.
Fala protestów pod hasztagiem #BlackLivesMatter dotarła już do Europy. Można powiedzieć, że ogarnęła cały „zachodni” świat, bo reszta globu jest raczej obserwatorem chaosu, który rozgrywa się w krajach poprawności politycznej. Tylko jaki jest cel tych protestów, co po nich?
Na tekst Cezarego Krysztopy "Rewolucja koncernów" odpowiada Michał Orzechowski
Wiktar Babaryka, jeden z kandydatów w wyborach prezydenckich na Białorusi, przy czym powszechnie uchodzący za takiego „gracza wagi ciężkiej”, który może zagrozić Aleksandrowi Łukaszence, udzielił wywiadu rosyjskiemu dziennikowi Kommersant. Wywiad jest ważny z kilku co najmniej powodów. Po pierwsze warto zwrócić uwagę na to, co powiedział w kwestiach geostrategicznej orientacji swego kraju, jeśliby wygrał wybory. Otóż, jego zdaniem, najlepszą opcją dla Białorusi byłaby neutralizacja kraju. Choć, jak zaznaczył od razu z obecnością jego ojczyzny w zbudowanym przez Rosję bloku wojskowym ODKB wiąże się wiele umów, których nie można ot tak sobie rozwiązać. Dlatego też „może nie wystarczy jednej albo dwóch kadencji”, aby doprowadzić do uzyskania przez Białoruś statusu państwa neutralnego na wzór Szwajcarii. Warto przy okazji zaznaczyć, że prorosyjski prezydent Mołdawii Igor Dodon, też mówi o tym, że jego kraj winien być neutralny, co nie przeszkadza jego dążeniu do zacieśniania współpracy z Rosją.