Trzeci miesiąc obecnej fazy wojny rosyjsko – ukraińskiej i wyraźne jej przechodzenie w formę, jaką miała ona w latach 2014 – 2021, zmuszają nas do przemyślenia, co my, Polska, możemy dzięki niej osiągnąć. Mam świadomość, że wiele osób w tym momencie już zaciśnie zęby – jak to, jak można mówić o korzyściach Polski w sytuacji, gdy Ukraina jest niszczona, a Ukraińcy cierpią. Przecież musimy się wznieść ponad własny interes i walczyć o interes Ukrainy.
Niemieccy wyznawcy pacyfizmu nie odpuszczają. Najnowszym przykładem fałszowania obrazu rzeczywistości jest materiał RBB. Berlińska rozgłośnia oburza się, że Bundeswehra przeciwdziała „zielonej transformacji”.
Od czasu gdy wewnętrzna spójność Grupy Wyszehradzkiej zaczęła wyraźnie erodować, a z USA pod prezydenturą Bidena napływały w kierunku Warszawy coraz groźniej brzmiące sygnały, podobnie jak i z UE, która bezlitośnie utrzymuje swój nieprzyjazny kurs przeciwko polskiemu rządowi, a dodatkowo tocząca się wojna na Ukrainie postawiła pod znakiem zapytania sojusz z Węgrami, Polska stawała się coraz bardziej izolowana na arenie światowej. To, że tak łatwo jest zachodnim rządom i mediom mobilizować szerokie kręgi opinii publicznej przeciwko Polsce, wynika nie tylko z bezpośrednich przyczyn politycznych, lecz widzimy tu także skutki znacznie poważniejszego problemu, mianowicie Polska nie posiada za granicą czegoś takiego jak „soft power”.
Ideologia Gender ma na celu – między innymi – seksualizację dzieci. I to nie są żadne teorie spiskowe. W Ameryce aktywiści „niebinarni” oswajają pedofilię, a potem pracują z dziećmi. W Polsce zaś transseksualiści opowiadają, że dzieci interesuje… erotyka. Trudno nie odnieść wrażenia, że postępową lewicę dzieli jeden już tylko krok od najgorszego: popierania wprost seksu z dziećmi.
Zadaniem służb wywiadowczych jest chronić swoich mocodawców przed zaskoczeniem. Przed niespodziewanym atakiem z zewnątrz, przed spiskiem wewnątrz, oddziaływaniem agentury wpływu, sabotażem oraz innymi wrogimi działaniami. Po to zbiera się informacje za granicą, inwigiluje w kraju, prowadzi nasłuch korespondencji radiowej, dekryptaż itp. Aktywność ta wzmaga się, kiedy jakiś podmiot narusza lub zamierza naruszyć ustalony porządek, tak jak Rosja w 2014 roku, kiedy najechała Ukrainę z zamiarem wcielenia jej do imperium odbudowywanego po rozpadzie Związku Sowieckiego.
Miesiąc miodowy pomocy dobiegł końca, a to oznacza, że część środowisk może już swobodnie powrócić do swojej starej, antyukraińskiej śpiewki i nie obawiać się, że zostanie brutalnie uciszona przez opinię publiczną. A to, że tego rodzaju działania służą jedynie Rosji, coraz częściej umyka nawet prawicowym komentatorom.
Czasami warto przenieść się oczyma wyobraźni w przyszłość i spróbować rozważać hipotetyczne scenariusze. Takie przedsięwzięcie może mieć sens zawsze wtedy, gdy do tych spekulacji staramy się dołączyć doświadczenia przeszłości i teraźniejszości. No bo jeśli pewne zjawiska mają charakter historycznie stały, to przewidując możliwe scenariusze w przyszłości, możemy z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjmować, że coś naprawdę może się zdarzyć.
Atomizacja i osamotnienie to z pewnością jedno z najgorszych zjawisk społecznych we współczesności. Oczywiście zjawisko to nie jest niczym nowym w historii świata.
Obok mnie przelatuje kilka butelek. Jedna trafia w stojącą obok mnie kobietę prosto w twarz. Odruchowo robię unik, ale tłum za mną napiera. “Cały Berlin nienawidzi policji!” - krzyczą zamaskowani mężczyźni za moimi plecami. Tuzin policjantów przede mną otacza mężczyznę, który właśnie upadł na ziemię. Wokół mnie słychać wybuchy. Bo to 1 maja w Berlinie, a ja jestem w środku demonstracji Antify.
Znają angielski nie tylko z widzenia, programują, administrują komputerami, grzebią w sieci, większość wiedzy czerpią z internetu. Mieszkają głównie w Moskwie, Petersburgu i innych dużych miastach – „ajticznicy”, czyli specjaliści z branży IT. Statystyki wskazują, że w Rosji jest to gatunek na wyginięciu.
Mało kto tak jak Polacy rozumie sposób „wojowania” Rosjan, choć kiedy to nas „wyzwalała” Armia Czerwona, świat nie chciał słuchać o gwałtach, mordach i terrorze. Do dziś nawet w Polsce odzywają się głosy na temat rzekomego „wyzwolenia”, a pamięć o żołnierzach antysowieckiego podziemia niepodległościowego jest brutalnie gnojona.
Pierwsza w historii Kościoła ewangelicko-augsburskiego w Polsce ordynacja kobiet na prezbiterów (nie na kapłanki) wywołała w mediach społecznościowych wiele hałasu. Po raz kolejny podniósł się krzyk, że luteranie odchodzą w liberalizm, że to szkodzi ekumenizmowi i że trzeba przeciw temu protestować.
Młodzi czytelnicy, którzy nigdy w życiu nie słyszeli nic o Alice Schwarzer, ostatnio mieli wyjątkową okazję, aby ustalić, kim jest. Słynna niemiecka feministka miota obecnie gromy na Zielonych, ponieważ namawiają kanclerza Olafa Scholza do zwiększenia wsparcia wojskowego dla Ukrainy.
Znacie to uczucie, kiedy traficie do jakiegoś środowiska, trochę Wam to imponuje, bo nawet tam nie pretendowałyście, w jakiś sposób czujecie się wyróżnione, ale szybko orientujecie się, że zasady, jakie w nim obowiązują, nie przystają do waszego wychowania/statusu/poczucia komfortu itd., co skutkuje tym, że towarzystwo zaczyna czuć waszą inność, zaczyna to wszystkim przeszkadzać, więc się Was po prostu wyklucza? Ja znam – aż za dobrze.
W cieniu dramatycznych doniesień z Ukrainy na Białorusi toczy się cicha walka kolejarzy przeciwko siłom zbrojnym Kremla. Nie pokazują jej telewizje, ale musi być skuteczna, skoro Bat’ko Łukaszenka zamierza winnych karać śmiercią.
Wojna w Ukrainie stawia pytania moralne, ale i teologiczne. I bynajmniej nie chodzi wyłącznie o problem cierpienia czy zła, ale także o rolę Kościoła w świecie, o zaangażowanie chrześcijan, o społeczny wymiar religijności.
W historii Polski prowadzenie wojen na wielu frontach było zjawiskiem powszednim. Nie wynikało to z jakiejś skłonności naszych przodków do działań agresywnych – każdy kto zna historię Polski wie, że zdecydowana większość wojen w których Polska uczestniczyła, to były wojny obronne. Nawet sławne „dymitriady”, które do dziś wyrzucają nam Rosjanie, były przecież – niezależnie od tego, iż miały charakter wypraw prywatnych, a nie państwowych –odpowiedzią na agresywne działania Moskwy względem Litwy od początku XV wieku.
Zmiana dzieje się na naszych oczach. Przyznaję, że brałam w niej naiwnie przez jakiś czas udział i też używałam zamienników typu „osoba z macicą” – na słowo „kobieta”. To był błąd. Myliłam się. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, o co toczy się gra i do czego prowadzi. Winą obarczam liberalne media i osoby publiczne oraz działaczki, które milczą w tym temacie lub nawet kreują fałszywą narrację dotyczącą konfliktu na linii prawa kobiet – agenda ruchów queer. Konflikt istnieje i należy o nim mówić. Kobiety mają prawo wiedzieć.
Jest 1 maja 2017 roku. Poniedziałek. Zaczął się słoneczny dzień i każdy w Berlinie myśli, że lato przyszło się już na dobre. Czasem jeszcze widać ludzi ubranych w kurtki, ale większość wychodzi na miasto w krótkich spodniach i spódniczkach. Na południu miasta, gdzie mieszkam, widać rodziny z dziećmi w wózkach i pary jedzące lody z okolicznej lodziarni. Ja sam, wychodząc z mieszkania, postanawiam ubrać sportowy podkoszulek z numerem jakiegoś amerykańskiego gracza, którego nie znam. Podoba mi się kolor, a materiał jest przyjemny. Kilka godzin później będę rozbierał się z tego podkoszulka, uciekając półnagi przez miasto.
Ostatni pakiet amerykańskiej pomocy militarnej dla Ukrainy przewiduje dostarczenie między innymi 72 haubic z jaszczami, dziesiątki tysięcy sztuk amunicji artyleryjskiej, radary kierowania ogniem artylerii i wykrywania artyleryjskich stanowisk przeciwnika, radary obrony powietrznej oraz „bezzałogowe jednostki obrony wybrzeża”. Emerytowany admirał US Navy, a obecnie analityk, Mark Montgomery uważa, że artyleria i drony obrony wybrzeża to uzbrojenie, którego Ukraina najbardziej potrzebuje w obecnej fazie wojny.