Jedną z zalet posiadania dzieci jest możliwość uczenia się wraz z nimi. Oto Starszy w ramach czegoś w rodzaju „lektury nieobowiązkowej” dostał zadanie obejrzenia filmu „Złodziejka książek” na podstawie książki Markusa Zusaka pod tym samym tytułem. Tak, wiem, trudno film nazwać lekturą, ale w dzisiejszych czasach, w których dzieciaki mają do przeczytania 1/3 tego, co my w ich wieku, a na resztę nauczyciel i tak przymyka oko, dobrze jeśli ciekawą historię poznają choćby za pośrednictwem filmu. Zresztą, ja również się z tą historią wcześniej nie spotkałem i w tym przypadku jestem nauczycielowi za nią wdzięczny.
Wracając do poprzednich rozważań, warto zadać pytanie, jak to się przekładało na rzeczywistość? Autorzy tacy jak Erich E. Haberer, William J. Fishman, Mario Kessler, Henry J. Tobias, Enzo Traverso, Leonard Schapiro, Yuri Slezkine, Robert E. Blobaum, Scott Ury i inni potwierdzają wpływową rolę rewolucyjnie patologicznego marginesu społeczności żydowskiej w partiach ekstremistycznych i radykalnych przed i po 1917 r. w Rosji i Europie Środkowo-Wschodniej, a potem w Ameryce Północnej i gdzie indziej. Jeśli chodzi o aktywność, ten margines patologiczny był całkiem szeroki. Na przykład do roku 1905 Generalny Żydowski Związek Robotniczy Litwy, Polski i Rosji (popularnie zwany Bundem) był największą liczebnie partią marksistowską w imperium carów. Funkcjonował na zasadach autonomicznych w ramach Rosyjskiej Partii Socjal-Demokratycznej (RPSD), której głównymi częściami byli mienszewicy i bolszewicy. Mimo że Bund wycofał się ze względu na kłótnie taktyczne i programowe (w tym „antyżydowskość”) z RPSD w 1903 r., to jednak powrócił na łono partii w 1906 r.
Stanął na placu Wileńskim w Warszawie 18 listopada 1945 r. Pomnik Polsko-Radzieckiego Braterstwa Broni, częściej nazywany pomnikiem „Czterech śpiących, trzech walczących”. Wyrażający wdzięczność „wyzwolicielom” zakłamywał historię niezłomnego miasta aż do 2011 r., bo podobał się pani prezydent Hannie Gronkiewicz-Waltz i panu sekretarzowi Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzejowi Kunertowi.
I tak jest, jak się wydaje, obecnie. W momencie, gdy piszę te słowa, mija tydzień od ogłoszenia decyzji Stolicy Apostolskiej w sprawie kardynała Henryka Gulbinowicza. I choć wydawać, by się mogło, że pozbawienie prawa do pochówku i pogrzebu w katedrze, a także insygniów biskupich tak ważnego dla polskiej historii i polskiego Kościoła hierarchy wywoła wstrząs, to… polski Episkopat milczy.
Wiele wskazuje na to, że 46. prezydentem Stanów Zjednoczonych zostanie wkrótce Joe Biden. Chociaż Donald Trump zapowiada złożenie protestów i walkę do samego końca, to mimo wszystko wydaje się mało prawdopodobne, aby osiągnął sukces. Pora zastanowić się więc, co zmiana w Białym Domu będzie oznaczać dla Polski.
Część mediów w Polsce po amerykańskich wyborach prezydenckich narzeka na „podziały społeczeństwa USA, jakie pozostawiła administracja Trumpa”. To oczywiście ta sama kretyńska narracja, jaką prowadzą od lat w Polsce, oskarżając PiS i Jarosława Kaczyńskiego o „dzielenie Polaków”.
Nie jestem wielkim zwolennikiem prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej Franka Spuli, ale warto docenić jego wkład i zaangażowanie po stronie prezydenta Donalda Trumpa w tej kampanii wyborczej, ale zacznijmy od początku.
W Polsce od kilku tygodni jest gorąco. Przez kraj przetoczyła się potężna fala niezwykle krzykliwych, agresywnych protestów zwolenników aborcji. Policja zachowywała się wobec nich zdecydowanie biernie. Zaskakującą aktywność wykazała natomiast w czasie Marszu Niepodległości, strzelając z broni gładkolufowej w twarz naszemu 74-letniemu fotoreporterowi Tomaszowi Gutremu – pisze Agnieszka Żurek. To właśnie wydarzeniom wokół tegorocznego Marszu Niepodległości poświęcony jest najnowszy numer „Tygodnika Solidarność”.
Rozprzestrzeniająca się na całym świecie pandemia COVID-19 skłania rządy kolejnych państw do stosowania coraz większych restrykcji. Godzina policyjna, zamknięte sklepy, zakaz opuszczania domu – stają się normą. W Polsce w momencie powstawania tego tekstu ograniczenia nie są jeszcze tak drastyczne, ale rząd już zapowiada, że być może i u nas pojawi się potrzeba wprowadzenia narodowej kwarantanny.
Przed nami 11 listopada, Święto Niepodległości, a tymczasem jako społeczeństwo jesteśmy podzieleni jak nigdy dotąd w XXI wieku. Również polityczne rządy wydają się coraz bardziej kruche, a z obozu Zjednoczonej Prawicy dochodzą sygnały o kryzysie wewnętrznym. Czy mimo różnic w poglądach potrafimy jeszcze prowadzić ze sobą merytoryczny dialog i czy zdajemy sobie sprawę z zagrożeń czyhających na naszą niepodległość? O tym w najnowszym numerze Tygodnika Solidarność.
Chociaż zasadniczo celem Pracowniczych Planów Kapitałowych jest oszczędzanie na czas, kiedy zakończymy naszą aktywność zawodową, a dokładniej kiedy osiągniemy wiek 60 lat, to ustawa o pracowniczych planach kapitałowych (Dz.U.2020.3142 tj.) daje możliwości wykorzystania oszczędności zgromadzonych w PPK także wcześniej. Dzisiaj, kiedy niektórzy mają wątpliwości, czy PPK nie okaże się „kolejnym OFE, na które połasi się Państwo”, świadomość, że w każdym momencie możemy wycofać nasze oszczędności, powinna pomóc w podjęciu decyzji o udziale w tym długoterminowym programie oszczędnościowym.
Do ofiar strzelano z bliskiej odległości, nakazując im stawać nad wykopanym grobem. Nie dobitych zasypywano ziemią, dzieci rozbijano o drzewa” – napisała Barbara Bojarska w książce „Piaśnica”.
Erich E. Haberer, William J. Fishman, Mario Kessler, Henry J. Tobias, Enzo Traverso, Leonard Schapiro, Yuri Slezkine, Robert E. Blobaum, Scott Ury i inni potwierdzają wpływową rolę rewolucyjnie patologicznego marginesu społeczności żydowskiej w partiach ekstremistycznych i radykalnych przed i po 1917 r. w Rosji i Europie Środkowo-Wschodniej, a potem w Ameryce Północnej i gdzie indziej. Jeśli chodzi o aktywność, ten margines patologiczny był całkiem szeroki. Na przykład do roku 1905 Generalny Żydowski Związek Robotniczy Litwy, Polski i Rosji (popularnie zwany Bundem) był największą liczebnie partią marksistowską w imperium carów. Funkcjonował na zasadach autonomicznych w ramach Rosyjskiej Partii Socjal-Demokratycznej (RPSD), której głównymi częściami byli mieńszewicy i bolszewicy. Mimo że Bund wycofał się ze względu na kłótnie taktyczne i programowe (w tym antyżydowskość) z RPSD w 1903 r., jednak powrócił na łono partii w 1906 r.
Zarzut chęci torturowania kobiet wraca nieustannie wobec tych, którzy są zwolennikami orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego. I tylko nieliczni z tych, którzy go formułują, wiedzą, że aborcja eugeniczna to także straszliwe tortury.
Naruszanie świętości mszy, zakłócanie porządku modlących się tam osób nie może być tłumaczone żadną walką o prawa kobiet. Profanowanie śmierci Zbyszka Godlewskiego, pomników Jana Pawła II, żołnierzy podziemia niepodległościowego – to już nawet nie akty wandalizmu, a zwykłego upodlenia.
- Trybunał Konstytucyjny orzekł o niezgodności aborcji eugenicznej z Konstytucją. Wyrok ten w środowiskach obrońców życia, oprócz radości, wywołał także dyskusję o konieczności otoczenia kompleksową opieką rodziców, u których dzieci stwierdzono poważne choroby już w okresie prenatalnym i zapewnienia im godnych warunków wychowania tych dzieci już po ich urodzeniu – pisze Agnieszka Żurek w artykule „Ochrona życia – i co dalej?”. W najnowszym „Tygodniku Solidarność” przybliżamy cele działalności ProLife, szczególnie w kontekście osób niepełnosprawnych oraz antychrześcijańską postawę młodego pokolenia, która unaoczniła się podczas Strajku Kobiet.
- Trybunał Konstytucyjny orzekł o niezgodności aborcji eugenicznej z Konstytucją. Wyrok ten w środowiskach obrońców życia, oprócz radości, wywołał także dyskusję o konieczności otoczenia kompleksową opieką rodziców, u których dzieci stwierdzono poważne choroby już w okresie prenatalnym i zapewnienia im godnych warunków wychowania tych dzieci już po ich urodzeniu – pisze Agnieszka Żurek w artykule „Ochrona życia – i co dalej?”. W najnowszym „Tygodniku Solidarność” przybliżamy cele działalności ProLife, szczególnie w kontekście osób niepełnosprawnych oraz antychrześcijańską postawę młodego pokolenia, która unaoczniła się podczas Strajku Kobiet.
Nie lubię jesieni. No nie lubię. Jesień jest takim przedsionkiem zimy, dla której jako dziecko może miałem nieco więcej ciepłych uczuć. Były to oczywiście trochę inne zimy niż obecnie, bardziej mroźne, ale też i dzięki temu, że dzieci spędzały więcej czasu na podwórku, bardziej wypełnione zabawą i śmiechem niż „problemami” i narzekaniem. Dziś, jako że już od paru ładnych lat, co być może niektórych zaskoczy, jestem dorosły, aspekt zimowej zabawy stracił dla mnie na znaczeniu. W dodatku ogólna atmosfera pośród ludzi, którzy się strasznie „uwrażliwili”, nie nastraja pozytywnie. Kiedy zimy są lekkie, wszechobecne błoto, brud i grypa są być może dla utyskiwań jakimś usprawiedliwieniem, ale kiedy zimy są nieco bardziej mroźne i ludzie zaczynają „umierać”, bo jest 10 stopni mrozu, to już mnie to nieco irytuje. Tak, irytuje mnie również własne przewrażliwienie i własna irytacja.
Mit wpływa na percepcję, ale też vice versa. Spójrzmy na trzy przykłady. Mieczysław Jałowiecki (Pieriejasławski-Jałowiecki) w kwietniu 1917 r. stwierdził: „Nie rozumiałem jeszcze różnicy między socjalistą a bolszewikiem. Była to dla mnie ta sama swołocz i hołota”. Komediopisarz Nikołaj Erdman w swojej sztuce „Samobójstwo” (1928) wstawił żartobliwie wątek, gdzie w liście anonimowym ktoś napisał do bolszewickich władz: „Umieram jako ofiara nacjonalizmu, otruty przez Żydów”. Historyk Douglas Smith z całą powagą odnotował w trakcie swych badań, że w pierwszej połowie XX w.: „Gdy mówi się o Żydach, to zwykle mówi się o masonach”.
29 października 1925 r. na Cmentarzu Orląt Lwowskich Jadwiga Zarugiewiczowa, jedna z matek, która na polach Zadwórza straciła syna, a jego mogiły nie odnaleziono, z trzech trumien wybrała losowo jedną: Nieznanego Żołnierza.