„Brednie Morawieckiego w Oświęcimiu nie do zniesienia. Chce przerzucić zbrodnie nazistów na naród niemiecki” – taki tweet po obchodach w KL Auschwitz w 2019 r. podała dalej Izabela Leszczyna. Posłanka PO wpisała się w hejt wobec premiera RP, który podczas uroczystości 74. rocznicy wyzwolenia niemieckiego obozu Auschwitz stwierdził, że Holocaustu nie dokonali żadni naziści, lecz Niemcy hitlerowskie.
Każde odchylenie względem ortodoksji musiało zakończyć się procesem pokazowym i złożeniem samokrytyki. Tak to wyglądało u bolszewików, ale jak widać – coraz częściej historia zatacza koło.
Kilka tygodni temu napisałem felieton pt. „Requiem dla Partii Republikańskiej”, w którym zasygnalizowałem jej rozdarcie. Po szturmie na Kapitol sytuacja wewnątrz partii jest jeszcze bardziej skomplikowana. Część Republikanów zdecydowanie potępiła próbę zakłócenia demokracji na Kapitolu i zagłosowała z Demokratami za impeachmentem w Kongresie Stanów Zjednoczonych.
Wiedzieliście o tym, że jeden z pierwszych światłowodów powstał w Polsce? W latach siedemdziesiątych zeszłego wieku. Pewnie większość z Was nie słyszała również o „metodzie Czochralskiego”, dzięki której uzyskuje się monokryształy krzemu potrzebne do produkcji tranzystorowych układów scalonych. Podobnie jak o Janie Szczepaniku, który opracował technologię światłoczułego papieru, wykorzystywaną później przez Agfę i Kodaka. Jego telektroskop był jednym z kamieni węgielnych powstania późniejszej telewizji.
– Nie ma dziedziny nauki, w której nie pojawiałyby się polskie nazwiska. Biało-czerwona flaga obecna jest na najważniejszych konferencjach naukowych, zaś polskim towarem eksportowym już przynajmniej od dekady nie są wyłącznie niewykwalifikowani pracownicy, ale coraz częściej doskonale przygotowana kadra naukowa na pniu znajdująca pracę w największych ośrodkach badawczych świata – pisze w najnowszym numerze „Tygodnika Solidarność” Aleksander Żywczyk. To właśnie polskim innowacjom poświęcony jest aktualny numer „TS”.
No i spadł w końcu śnieg i u nas. U nas to wbrew pozorom – jak wszyscy sądzą widać z moich rzewnych tekstów– nie na Podlasiu, gdzie owszem zostawiłem serce i korzenie, ale w Warszawie, gdzie się wiele lat temu wżeniłem, gdzie urodzili się moi chłopcy i gdzie od wielu lat mieszkam.
Marksiści-leniniści żarliwie wierzyli w determinizm historyczny, czyli w nieuchronność zakończenia procesów dziejowych powszechnym panowaniem komunizmu. Jakoś komunizm przetrwaliśmy, a nasza planeta nie zatrzymała się ze zgrzytem.
Wszyscy ze zdziwieniem i wielkim zawodem obserwujemy anarchię i chaos w Stanach Zjednoczonych. Wielu polityków republikańskich odcina się od osoby Donalda Trumpa, który niewątpliwie zachęcił swoich zwolenników do marszu na Kapitol i w wielu opiniach amerykańskich polityków dopuścił do niekontrolowanej akcji swoich zwolenników przeciwko obradom amerykańskiego parlamentu.
Wydarzenia, które rozegrały się w amerykańskim Kapitolu, mogą rzeczywiście być punktem zwrotnym w historii. Jednak niekoniecznie w taki sposób, w jaki myślimy. W pełni ukazały one bowiem proces, który może mieć dużo bardziej odczuwalne konsekwencje. Nie zaczął się on oczywiście teraz, ale obecnie pokazał nam na chwilę swoją prawdziwą naturę. Cenzura zorganizowana przez amerykańskich gigantów internetowych przeciwko prezydentowi USA Donaldowi Trumpowi oznacza, że system się domknął.
Pod koniec XIX w. w Polsce zaczęły funkcjonować dwie konkurujące koncepcje nacjonalizmu: nacjonalizm „nowoczesny” oraz nacjonalizm „jagielloński”. Pierwszy wyrósł z tego drugiego, ale go unowocześnił o postępowe nowinki zachodnie, które były modne w tym okresie.
Apostazje, ich liczba i rzekomy problem, jaki ma mieć z nimi Kościół, stały się nowym tematem w mediach (głównie liberalnych). Tyle że to nie apostazje są obecnie największym problemem Kościoła.
„Tysiące ludzi, dla których skończył się koszmar lat okupacji, witało tego dnia swoją wybawicielkę, bohaterską Armię Radziecką” – tak Jan Ptasiński wspominał 19 stycznia 1945 r. Do Płońska wszedł na czele oddziału Armii Ludowej: „Po raz pierwszy poczułem, jak ciężki obowiązek zawarty został w krótkim partyjnym poleceniu: «Zorganizować władzę ludową w powiecie płońskim»”.
Sytuację w Stanach Zjednoczonych powinniśmy rozpatrywać w kilku perspektywach czasowych i kilku perspektywach geopolitycznych.
– Wojna domowa jest niestety jedną z możliwych opcji. Nie pójdziem żywo w trumnę. Wśród patriotów są nawet tacy, którzy tego chcą. Ale ja nie jestem optymistą. Tutejsza komuna – jak bolszewicy – opanuje najważniejsze centra i będzie rozprawiać się z konserwatywnymi gniazdami oporu pojedynczo aż do skutku – mówi prof. Marek Jan Chodakiewicz w rozmowie z Cezarym Krysztopą. To właśnie sytuacji w USA poświęcony jest najnowszy numer „Tygodnika Solidarność”.
Akcja „promocji szczepień” Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego mogła zaistnieć w przestrzeni publicznej jako kolejna odsłona niekończącej się historii „bo tutaj jest, jak jest, po prostu”. Kiedy ujrzała światło dzienne, jednym z pierwszych komentarzy do niej, na jaki natknąłem się w sieci, było stwierdzenie: „Trzeba zapomnieć, że mieszka się w Polsce, by dziwić się, że będą wpychać się bez kolejki”. Jednak już na samym początku było coś, co tak naprawdę jest istotą tej naprawdę wstydliwej sprawy. Ujrzała ona światło dzienne, bo uczestnikom tej „promocji” przez myśl nie przeszło, że nie powinni chwalić się tym, że zostali potraktowani w sposób, na jaki większość obywateli nie może liczyć. Chyba szczerze uważali, że im takie traktowanie zwyczajnie się należy. Aczkolwiek chyba nie wszyscy, bo „akcja promocyjna” odbyła się jakiś czas temu, a nazwisk wszystkich „ambasadorów szczepionki”, pisząc ten tekst, jeszcze nie znam.
– Tata, a mogę z tobą odmawiać Pacierz? – zapytał mnie Młodszy po kąpieli. – Oczywiście, Synku, że możesz – odpowiedziałem. Ze Starszym odmawiamy Pacierz codziennie. Żadnego z nich do tego nie zmuszałem.
Jeszcze na dobre nie rozpoczął się proces szczepień, a za nami już pierwszy skandal. Niby nie powinno to nikogo dziwić, ale ponownie okazało się, że w Polsce żyją dwie grupy: równi i równiejsi. W rolach głównych obsadzili się zresztą ci sami, co zwykle – przedstawiciele elity III RP.
Nacjonalizmy tradycyjne wywodzą się ze starożytności. Przechodzą ewolucję. Mają tendencję dotyczyć głównie wąskiej elity, zwykle rycerskiej, chociaż wśród niektórych segmentów gminu jest możliwość odczuwania wspólnoty języka, geografii oraz lojalności w stosunku do władcy. Nacjonalizmy „nowoczesne” opierają się o idee masowości wywodzące się głównie z rewolucji we Francji oraz z romantyzmu i pozytywizmu. Nacjonalizm rzutuje na to, jak odnosimy się do innych w ramach własnej grupy narodowej oraz innych grup.
U mnie takim czasem, gdy wraca do mnie wspomnienie mojego dziadka, jest początek stycznia. Całe dzieciństwo i wczesną młodość 1 stycznia jechałem z rodzicami do mieszkanka przy ulicy Iwickiej, by tam świętować imieniny mojego dziadka – Mieczysława. Dziadek był już wtedy siwiutki, ale zawsze bardzo na nas czekał, pragnął, by cała rodzina zebrała się przy stole, by porozmawiać, pobyć razem, spotkać się. I to nawet, gdy cały rok się nie wiedzieliśmy wszyscy razem.
„Mój tata miał na imię Edward. Był prawnikiem i wspaniałym człowiekiem” – takie oświadczenie wydała lata temu Magda Umer. – Nie jestem córką Adama Humera i nie raz już odpowiadałam na to pytanie. A ponieważ wylano już na mnie z tego powodu wiadra pomyj, postanowiłam nie odpowiadać na żadne zaczepki. Lżona przez anonimowych korespondentów czuję się czasem, jakbym była córką Hitlera, Stalina, Berii i nie wiem kogo jeszcze...”.