Liban w cieniu krzyża

Liban w cieniu krzyża

Pniemy się samochodem w górę, metr po metrze, powoli, w małej kolumnie. Obok nas przepaść. Nieswojo. Pod górę jeszcze jako tako, ale przecież mamy tędy wracać...

Mam cały czas świadomość, że jestem gościem na ziemi, na której chrześcijanie mieszkają od tysiąca kilkuset lat. I tutaj wiara traktowana jest bardzo serio. Tu nasi bracia w wierze nie znają pojęcia „wierzący – niepraktykujący”. Albo-albo.

 

Zderzenie wyborczych kultur

 

Slalom między domkami, ale nie jak ten narciarski w dół - ten jest w górę i to krętą drogą. Wreszcie gdzieś, hen, wysoko, lokal wyborczy. Szkoła podstawowa. Oczywiście krzyże na ścianach klas i krzyżyki na szyjach "mężów zaufania"- głównie zresztą kobiet. Nagle awaria elektryczności. Miejscowi przyjmują to tak, jakby na chwilę spadł przelotny deszcz. W komisji wszyscy przedstawiciele partii politycznych mówią po francusku, wielu komunikuje się po angielsku. Nic dziwnego: nad szkolną tablicą liczby od 1 do 10 po francusku, a na niej lekcja francuskiego dla najmłodszych dzieci: krowa – mleko  - ser- masło. Też daję radę...

Kabina wyborcza jest raczej kabinką albo czymś na jej kształt. Za to ma napisy w dwóch językach: po arabsku i angielsku ("Lebanon Elections"), flagę i godło razy dwa. Mam prawo przeglądać listy wyborcze i to czynię. Proszę o wyjaśnienie, dlaczego przy jednych kandydatach są białe pola, a przy innych ciemne? Okazuje się, że jedni, „biali” są z tego okręgu - i na nich można głosować - a drudzy, „ciemni” z innego i na nich oddać głosu nie wolno. Skomplikowane. Po co w takim razie na jednej liście są jedni i drudzy ? Polsce jest to jednak prostsze.

    Słyszę, że chrześcijanie wolą francuski, a muzułmanie - angielski. Ale dzieci z chrześcijańskich rodzin i tak błyskawicznie przyswajają mowę Szekspira i Churchilla dzięki telewizji. Trójjęzyczność jest więc dość powszechna, przynajmniej na poziomie „komunikacyjnym”.

 

Chrześcijanie nie pozwolą marnować głosów wyborczych

 

Miejscowość Amchit (pol. Amszit). Dużo przydrożnych kapliczek. Wrosły w krajobraz, stały się jego częścią. Miasto o swojsko brzmiącej nazwie Barbara. Burmistrz o wyglądzie emerytowanego kulturysty. W komisji wyborczej nie ma przedstawiciela islamskich radykałów z Hezbollahu, jak w całym tym chrześcijańskim dystrykcie. Nie mają tu czego szukać. Na wyborach  jest tu gra do jednej bramki. A w zasadzie do paru, ale wszystkie są chrześcijańskie. W komisjach i wśród wyborców niemało kobiet z tatuażami. Dużo z nich zapewnia poprzez nie swojego wybranka o miłości... Przed lokalem komisji snują się dwa identyczne psy. Rodzeństwo ? W pobliżu wiele sklepów na szyldach ma europejskie nazwy czy imiona.

Miasto Batroun. W centralnym punkcie - duży kościół z wysoką dzwonnicą. Grupka kilkuletnich brzdąców wiesza się wspólnie na sznurze - i rozlega się donośny głos dzwonu. Nie odmawiam dzieciakom - razem dzwonimy donośniej...

Nasz przewodnik ma na imię Rabin – ale nie jest Żydem. A jego nazwisko często słyszy się w języku arabskim: „Nasr” to wiosna!

Miasto Kfaraabida. Na budynku wielki portret kapłana. To ojciec Boulos Feghali. Autorytet miejscowej wspólnoty, teolog, biblista, specjalista od Starego Testamentu, charyzmatyczny przewodnik młodzieży, zmarł całkiem niedawno. To właśnie w tym mieście w walkach z Palestyńczykami przed 1,5 dekady zginęło 14 młodych libańskich chrześcijan. Wszyscy mieli między 16 a 20 rokiem życia...

Kolejny lokal wyborczy - i znów w szkole. Nad tablicą flaga narodowa Libanu, a na niej słowa po arabsku i trzy po angielsku:           „Jezus is Love”.

Do komisji wyborczej przychodzi staruszeczka. Ledwo słyszy. Potem mi mówią, że urodziła się w roku 1925. Podtrzymywana przez inną starszą – ale nie aż tak! - panią 97-latka powolutku zmierza do urny. Tu nie może zmarnować się ani jeden chrześcijański głos. Znów brzmi to, jak metafora...

Kolejna szkoła, kolejne krzyże na ścianach, kolejni uzbrojeni w automaty żołnierze i ponownie długie kolejki wyborców. Spotykam obserwatorów z Unii Frankofońskiej, a za chwile Francuza, który w Libanie mieszka na stałe i jest w komisji mężem zaufania. Na rogu ulicy widzę nagle flagę Armenii: granatowo - pomarańczowo - czerwoną. Żadna to niespodzianka - przedstawiciele tutejszych Ormian, oczywiście chrześcijan zasiadają w parlamencie w Bejrucie, zgodnie z parytetami.

Kolejna staruszeczka, z chodzikiem i wypełnioną kartką wyborczą. Te wybory są ważne, niosą nadzieję na zmianę, być może złudną, są dowodem patriotyzmu biorących w nich udział.

 

Chrześcijańska siła

 

Czuję zmęczenie. Położyłem się spać przed wpół do drugiej w nocy - wstałem około szóstej. Ale jak tu drzemać w samochodzie, gdy co chwilę widzisz kolejną kapliczkę przy drodze, kolejny... bilbord (!) z Chrystusem, Matką Boską czy czczonym tu szczególnie XIX-wiecznym świętym Szarbelem (ur.1828-zmarły w Wigilię 1898 roku). Przez wiele dni po śmierci nad jego grobem unosić się miała łuna. Gdy współbracia przybyli w końcu, aby otworzyć trumnę, okazało się, że zwłoki przyszłego świętego w ogóle nie uległy rozkładowi... Jego wizerunki widać w Bejrucie i małej wiosce, koło muzułmańskiej kawiarni i obok maronickiej świątyni.

Obiad w Byblos. Niespodziewane zaproszenie do domu trzypokoleniowej libańskiej rodziny. Przy stole paręnaście osób. Chyba większość mówi po angielsku. Profesor matematyki, przedsiębiorca, właściciel pensjonatu, urzędniczka międzynarodowej organizacji, finalistka konkursu Miss Libanu. Prawie wszyscy za formacją Siły Libańskie, bardzo przeciw Hezbollahowi. Jedna z kobiet mówi: „Nie Bejrut ,a Byblos to prawdziwy Liban”. Jemy kaftę - mielone mięso wołowe z cebulą i pietruszką. Grono bardzo rozpolitykowane. Słyszę, że prawdziwa demokracja jest tylko na terenach zamieszkałych przez chrześcijan: nikt nie wywiera presji, jak mają głosować - inaczej niż na terenach szyitów, gdzie przymusza się muzułmanów nie tylko, żeby nie startowali z list innych niż Hezbollah, ale wprost mówi się, jak mają głosować całe rodziny. U chrześcijan rodziny nieraz są podzielone...

Wreszcie - jako koordynator Komisji Kontroli Budżetu europarlamentu - znajduję ślad pieniędzy z UE: Bruksela finansuje tu budowę kanalizacji! Ale jako historyka bardziej imponuje mi to, że niemal z każdych pięciu metrów kwadratowych tchnie tutaj historią. Oglądam - w czyimś ogrodzie, a nie żadnym tam muzeum - fenicki sarkofag z III tysiąclecia przed Chrystusem, odnaleziony przypadkiem przy budowie domu. Oglądam amforę rzymską z drugiego wieku po narodzeniu Chrystusa („naszej ery” - tak nam wmawiano w zindoktrynowanej szkole...). O takich znaleziskach należy informować władze, ale i tak ich nie zabiorą: mają ich pod dostatkiem. Pod tym względem Liban jest szczęśliwym krajem.

Przestrzegają mnie, że Libańczyk, nie tylko chrześcijanin - choć szczególnie on - ale też muzułmanin obrazi się, jak zostanie nazwany Arabem. Nie - on jest Libańczykiem! Wolę jednak tego nie sprawdzać...

 

Wielki problem Libanu: emigracja

 

Sławna restauracja Chez Pepe w Byblos nad samym brzegiem morza. Droższa niż knajpy w 5-gwiazdkowych fotelach w Bejrucie. Szklanka piwa kosztuje tu pięć dolarów. Specjalność: owoce morza i szczególni goście. Tu jedli prezydent Francji Jacques Chirac i francuski premier Francois Fillon, Brigitte Bardot i zespół „Scorpions”. Ale czy przynosi ona szczęście swoim znanym biesiadnikom? Chiraca i Fillona skazano przecież na kary więzienia we własnej ojczyźnie...

Liban to kraj olbrzymiej, od dziesięcioleci, emigracji. Do Europy, krajów Zatoki Perskiej, obu Ameryk. Emigranci przyjeżdżają później na paromiesięczne wakacje latem albo krótsze, w okresie Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. I zostawiają bezcenną, w sytuacji zapaści gospodarczej kraju - kasę. Jednak pomagają także ci, których nie stać na przyjazd do ojczyzny albo przyjechać nie mogą. Na obiedzie w Byblos poznaję panią, której jedynym źródłem utrzymania jest 100 dolarów przysyłanych miesiąc w miesiąc przez brata z Kanady. To równowartość więcej niż 120 tysięcy funtów libańskich - nazwa waluty lokalnej.

Pijąc libańskie słodkie, czerwone wino domowej roboty rozmyślam o tym kraju paradoksów. Mają tu ciężki kryzys, ale każda średniozamożna rodzina ma dwa domy i zwykle co najmniej dwa samochody. Państwem rządzą sami mężczyźni, ale kobiety, zwłaszcza z chrześcijańskich rodzin, są bardzo wykształcone, często mają po kilka fakultetów. Kiedy ruszą ławą do polityki ?

 

 

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (02.06.2022)


 

POLECANE
Symboliczne zdjęcie liderów Trójmorza zgromadzonych wokół Włóczni św. Maurycego i wizerunku Chrobrego z ostatniej chwili
Symboliczne zdjęcie liderów Trójmorza zgromadzonych wokół Włóczni św. Maurycego i wizerunku Chrobrego

We wtorek po południu na Zamku Królewskim w Warszawie rozpoczęło się spotkanie liderów państw Inicjatywy Trójmorza, podczas którego wykonano niezwykle symboliczną fotografię.

Nowa fala oszustw telefonicznych. Co zrobić, aby nie dać się nabrać? Wiadomości
Nowa fala oszustw telefonicznych. Co zrobić, aby nie dać się nabrać?

Coraz więcej Polaków otrzymuje połączenia z nieznanych, zagranicznych numerów – najczęściej z Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Portugalii. Choć na pierwszy rzut oka mogą wyglądać jak oferta pracy lub kontakt od znajomego, to w rzeczywistości mamy do czynienia z próbą oszustwa.

Ministerstwo Klimatu tworzy serwis do walki z... dezinformacją klimatyczną z ostatniej chwili
Ministerstwo Klimatu tworzy serwis do walki z... dezinformacją klimatyczną

Ministerstwo klimatu i środowiska tworzy serwis poświęcony walce z dezinformacją klimatyczną – poinformowała we wtorek minister Paulina Hennig-Kloska. Zjawisko dezinformacji klimatycznej było jednym z tematów nieformalnego spotkania ministrów środowiska i klimatu w Warszawie.

To OZE mogą stać za blackoutem w Hiszpanii i Portugalii tylko u nas
To OZE mogą stać za blackoutem w Hiszpanii i Portugalii

Od 12 godzin pod pełną parą pracuja hiszpańscy śledczy i analitycy rynku energii, aby ustalić, co było faktycznym powodem pierwszego tak dużego w Europie blackoutu. Wstępnie wykluczono atak terrorystyczny. Niemal na pewno nie był to sabotaż pracownika lub pracowników spółek energetycznych. Czy za problemem stoi miks energetyczny kraju Cervantesa? Liczby i eksperci sugerują, że to najbardziej prawdopodobne.

Rosja szykuje się do wojny nad Bałtykiem. To realny scenariusz tylko u nas
Rosja szykuje się do wojny nad Bałtykiem. To realny scenariusz

To nie strachy na Lachy, ale bardzo realny scenariusz. Wojnę z NATO – zapewne początkowo na jak najniższym poziomie eskalacji, by dać pretekst USA i „starej Europie” do wstrzymania się od pełnej odpowiedzi – Rosja rozpocznie nad Bałtykiem.

Ujawniono szczegóły zatrzymania księdza, który miał krytykować aborterkę z Oleśnicy z ostatniej chwili
Ujawniono szczegóły zatrzymania księdza, który miał krytykować aborterkę z Oleśnicy

W rozmowie z RatujŻycie.pl siostra zatrzymanego ks. Grzegorza opisała, w jaki sposób jej brat został zatrzymany przez służby w związku z mailem, jakiego wysłał do dr Gizeli Jagielskiej.

Karol Nawrocki: Zwierzchnik sił zbrojnych musi być stabilny emocjonalnie z ostatniej chwili
Karol Nawrocki: Zwierzchnik sił zbrojnych musi być stabilny emocjonalnie

Popierany przez PiS kandydat Karol Nawrocki stwierdził we wtorek w Nowej Dębie, że Polska potrzebuje zwierzchnika sił zbrojnych, "który będzie stabilny emocjonalnie i stabilny pod względem swoich poglądów". Wskazał, że chodzi o osobę, która m.in. zadba o nasz sojusz z USA i o pozycję Polski w NATO.

Bezpieczeństwo energetyczne Polski. Andrzej Duda zwoła Radę Bezpieczeństwa Narodowego z ostatniej chwili
Bezpieczeństwo energetyczne Polski. Andrzej Duda zwoła Radę Bezpieczeństwa Narodowego

Zwołanie Rady Bezpieczeństwa Narodowego ws. bezpieczeństwa energetycznego Polski zapowiedział prezydent Andrzej Duda po spotkaniu liderów Trójmorza. Jak powiedział, wydarzenia w Hiszpanii i Portugalii to "sygnał alarmowy", aby zadbać o stan sieci energetycznych regionu.

Dariusz Matecki wskazuje: Najbardziej obrzydliwy specjalista od kłamstw polityka
Dariusz Matecki wskazuje: "Najbardziej obrzydliwy specjalista od kłamstw"

"Najbardziej obrzydliwy specjalista od kłamstw wyborczych" – pisze na platformie X poseł PiS Dariusz Matecki o parlamentarzyście PO Sławomirze Nitrasie. W opublikowanym komentarzu Matecki opisał sytuację z 2006 roku, gdy Nitras był szefem sztabu wyborczego kandydata PO Piotr Krzystka na prezydenta Szczecina.

Niemcy w tarapatach. Tapinoma magnum sieją spustoszenie z ostatniej chwili
Niemcy w tarapatach. Tapinoma magnum sieją spustoszenie

Inwazyjne mrówki Tapinoma magnum niszczą infrastrukturę w Niemczech i powodują przerwy w prądzie – informuje Frankfurter Rundschau.

REKLAMA

Liban w cieniu krzyża

Liban w cieniu krzyża

Pniemy się samochodem w górę, metr po metrze, powoli, w małej kolumnie. Obok nas przepaść. Nieswojo. Pod górę jeszcze jako tako, ale przecież mamy tędy wracać...

Mam cały czas świadomość, że jestem gościem na ziemi, na której chrześcijanie mieszkają od tysiąca kilkuset lat. I tutaj wiara traktowana jest bardzo serio. Tu nasi bracia w wierze nie znają pojęcia „wierzący – niepraktykujący”. Albo-albo.

 

Zderzenie wyborczych kultur

 

Slalom między domkami, ale nie jak ten narciarski w dół - ten jest w górę i to krętą drogą. Wreszcie gdzieś, hen, wysoko, lokal wyborczy. Szkoła podstawowa. Oczywiście krzyże na ścianach klas i krzyżyki na szyjach "mężów zaufania"- głównie zresztą kobiet. Nagle awaria elektryczności. Miejscowi przyjmują to tak, jakby na chwilę spadł przelotny deszcz. W komisji wszyscy przedstawiciele partii politycznych mówią po francusku, wielu komunikuje się po angielsku. Nic dziwnego: nad szkolną tablicą liczby od 1 do 10 po francusku, a na niej lekcja francuskiego dla najmłodszych dzieci: krowa – mleko  - ser- masło. Też daję radę...

Kabina wyborcza jest raczej kabinką albo czymś na jej kształt. Za to ma napisy w dwóch językach: po arabsku i angielsku ("Lebanon Elections"), flagę i godło razy dwa. Mam prawo przeglądać listy wyborcze i to czynię. Proszę o wyjaśnienie, dlaczego przy jednych kandydatach są białe pola, a przy innych ciemne? Okazuje się, że jedni, „biali” są z tego okręgu - i na nich można głosować - a drudzy, „ciemni” z innego i na nich oddać głosu nie wolno. Skomplikowane. Po co w takim razie na jednej liście są jedni i drudzy ? Polsce jest to jednak prostsze.

    Słyszę, że chrześcijanie wolą francuski, a muzułmanie - angielski. Ale dzieci z chrześcijańskich rodzin i tak błyskawicznie przyswajają mowę Szekspira i Churchilla dzięki telewizji. Trójjęzyczność jest więc dość powszechna, przynajmniej na poziomie „komunikacyjnym”.

 

Chrześcijanie nie pozwolą marnować głosów wyborczych

 

Miejscowość Amchit (pol. Amszit). Dużo przydrożnych kapliczek. Wrosły w krajobraz, stały się jego częścią. Miasto o swojsko brzmiącej nazwie Barbara. Burmistrz o wyglądzie emerytowanego kulturysty. W komisji wyborczej nie ma przedstawiciela islamskich radykałów z Hezbollahu, jak w całym tym chrześcijańskim dystrykcie. Nie mają tu czego szukać. Na wyborach  jest tu gra do jednej bramki. A w zasadzie do paru, ale wszystkie są chrześcijańskie. W komisjach i wśród wyborców niemało kobiet z tatuażami. Dużo z nich zapewnia poprzez nie swojego wybranka o miłości... Przed lokalem komisji snują się dwa identyczne psy. Rodzeństwo ? W pobliżu wiele sklepów na szyldach ma europejskie nazwy czy imiona.

Miasto Batroun. W centralnym punkcie - duży kościół z wysoką dzwonnicą. Grupka kilkuletnich brzdąców wiesza się wspólnie na sznurze - i rozlega się donośny głos dzwonu. Nie odmawiam dzieciakom - razem dzwonimy donośniej...

Nasz przewodnik ma na imię Rabin – ale nie jest Żydem. A jego nazwisko często słyszy się w języku arabskim: „Nasr” to wiosna!

Miasto Kfaraabida. Na budynku wielki portret kapłana. To ojciec Boulos Feghali. Autorytet miejscowej wspólnoty, teolog, biblista, specjalista od Starego Testamentu, charyzmatyczny przewodnik młodzieży, zmarł całkiem niedawno. To właśnie w tym mieście w walkach z Palestyńczykami przed 1,5 dekady zginęło 14 młodych libańskich chrześcijan. Wszyscy mieli między 16 a 20 rokiem życia...

Kolejny lokal wyborczy - i znów w szkole. Nad tablicą flaga narodowa Libanu, a na niej słowa po arabsku i trzy po angielsku:           „Jezus is Love”.

Do komisji wyborczej przychodzi staruszeczka. Ledwo słyszy. Potem mi mówią, że urodziła się w roku 1925. Podtrzymywana przez inną starszą – ale nie aż tak! - panią 97-latka powolutku zmierza do urny. Tu nie może zmarnować się ani jeden chrześcijański głos. Znów brzmi to, jak metafora...

Kolejna szkoła, kolejne krzyże na ścianach, kolejni uzbrojeni w automaty żołnierze i ponownie długie kolejki wyborców. Spotykam obserwatorów z Unii Frankofońskiej, a za chwile Francuza, który w Libanie mieszka na stałe i jest w komisji mężem zaufania. Na rogu ulicy widzę nagle flagę Armenii: granatowo - pomarańczowo - czerwoną. Żadna to niespodzianka - przedstawiciele tutejszych Ormian, oczywiście chrześcijan zasiadają w parlamencie w Bejrucie, zgodnie z parytetami.

Kolejna staruszeczka, z chodzikiem i wypełnioną kartką wyborczą. Te wybory są ważne, niosą nadzieję na zmianę, być może złudną, są dowodem patriotyzmu biorących w nich udział.

 

Chrześcijańska siła

 

Czuję zmęczenie. Położyłem się spać przed wpół do drugiej w nocy - wstałem około szóstej. Ale jak tu drzemać w samochodzie, gdy co chwilę widzisz kolejną kapliczkę przy drodze, kolejny... bilbord (!) z Chrystusem, Matką Boską czy czczonym tu szczególnie XIX-wiecznym świętym Szarbelem (ur.1828-zmarły w Wigilię 1898 roku). Przez wiele dni po śmierci nad jego grobem unosić się miała łuna. Gdy współbracia przybyli w końcu, aby otworzyć trumnę, okazało się, że zwłoki przyszłego świętego w ogóle nie uległy rozkładowi... Jego wizerunki widać w Bejrucie i małej wiosce, koło muzułmańskiej kawiarni i obok maronickiej świątyni.

Obiad w Byblos. Niespodziewane zaproszenie do domu trzypokoleniowej libańskiej rodziny. Przy stole paręnaście osób. Chyba większość mówi po angielsku. Profesor matematyki, przedsiębiorca, właściciel pensjonatu, urzędniczka międzynarodowej organizacji, finalistka konkursu Miss Libanu. Prawie wszyscy za formacją Siły Libańskie, bardzo przeciw Hezbollahowi. Jedna z kobiet mówi: „Nie Bejrut ,a Byblos to prawdziwy Liban”. Jemy kaftę - mielone mięso wołowe z cebulą i pietruszką. Grono bardzo rozpolitykowane. Słyszę, że prawdziwa demokracja jest tylko na terenach zamieszkałych przez chrześcijan: nikt nie wywiera presji, jak mają głosować - inaczej niż na terenach szyitów, gdzie przymusza się muzułmanów nie tylko, żeby nie startowali z list innych niż Hezbollah, ale wprost mówi się, jak mają głosować całe rodziny. U chrześcijan rodziny nieraz są podzielone...

Wreszcie - jako koordynator Komisji Kontroli Budżetu europarlamentu - znajduję ślad pieniędzy z UE: Bruksela finansuje tu budowę kanalizacji! Ale jako historyka bardziej imponuje mi to, że niemal z każdych pięciu metrów kwadratowych tchnie tutaj historią. Oglądam - w czyimś ogrodzie, a nie żadnym tam muzeum - fenicki sarkofag z III tysiąclecia przed Chrystusem, odnaleziony przypadkiem przy budowie domu. Oglądam amforę rzymską z drugiego wieku po narodzeniu Chrystusa („naszej ery” - tak nam wmawiano w zindoktrynowanej szkole...). O takich znaleziskach należy informować władze, ale i tak ich nie zabiorą: mają ich pod dostatkiem. Pod tym względem Liban jest szczęśliwym krajem.

Przestrzegają mnie, że Libańczyk, nie tylko chrześcijanin - choć szczególnie on - ale też muzułmanin obrazi się, jak zostanie nazwany Arabem. Nie - on jest Libańczykiem! Wolę jednak tego nie sprawdzać...

 

Wielki problem Libanu: emigracja

 

Sławna restauracja Chez Pepe w Byblos nad samym brzegiem morza. Droższa niż knajpy w 5-gwiazdkowych fotelach w Bejrucie. Szklanka piwa kosztuje tu pięć dolarów. Specjalność: owoce morza i szczególni goście. Tu jedli prezydent Francji Jacques Chirac i francuski premier Francois Fillon, Brigitte Bardot i zespół „Scorpions”. Ale czy przynosi ona szczęście swoim znanym biesiadnikom? Chiraca i Fillona skazano przecież na kary więzienia we własnej ojczyźnie...

Liban to kraj olbrzymiej, od dziesięcioleci, emigracji. Do Europy, krajów Zatoki Perskiej, obu Ameryk. Emigranci przyjeżdżają później na paromiesięczne wakacje latem albo krótsze, w okresie Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. I zostawiają bezcenną, w sytuacji zapaści gospodarczej kraju - kasę. Jednak pomagają także ci, których nie stać na przyjazd do ojczyzny albo przyjechać nie mogą. Na obiedzie w Byblos poznaję panią, której jedynym źródłem utrzymania jest 100 dolarów przysyłanych miesiąc w miesiąc przez brata z Kanady. To równowartość więcej niż 120 tysięcy funtów libańskich - nazwa waluty lokalnej.

Pijąc libańskie słodkie, czerwone wino domowej roboty rozmyślam o tym kraju paradoksów. Mają tu ciężki kryzys, ale każda średniozamożna rodzina ma dwa domy i zwykle co najmniej dwa samochody. Państwem rządzą sami mężczyźni, ale kobiety, zwłaszcza z chrześcijańskich rodzin, są bardzo wykształcone, często mają po kilka fakultetów. Kiedy ruszą ławą do polityki ?

 

 

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (02.06.2022)



 

Polecane
Emerytury
Stażowe