[Z Niemiec dla Tysol.pl] Osiński: Niemieckie media o kampanii wyborczej w Polsce -"Sprytny Schetyna"

Niemieccy komentatorzy uważają, że nominacja Małgorzaty Kidawy-Błońskiej jest "kluczem do sukcesu" Koalicji Obywatelskiej.
 [Z Niemiec dla Tysol.pl] Osiński: Niemieckie media o kampanii wyborczej w Polsce -"Sprytny Schetyna"
/ screen YouTube Onet
Po wystawieniu przez Grzegorza Schetynę Małgorzaty Kidawy-Błońskiej jako kandydatki KO na premiera w niemieckiej prasie posypały się znów artykuły mające zmusić jej czytelnika do zawieszenia zdrowego rozsądku. Wyspecjalizowany w kolportowaniu bzdur o Polsce dziennik "Süddeutsche Zeitung" reaguje na wydarzenia nad Wisłą nadal wyparciem i droczeniem się z rzeczywistością. Strzelanie w PiS to z kolei działka zarezerwowana w tej gazecie dla Floriana Hassela, który tym razem peroruje ze śmiertelną powagą, jakoby Kidawa-Błońska mogła się okazać "perłą zwycięskiej kampanii" Koalicji Obywatelskiej.  
 

"Małgorzata Kidawa-Błońska jest liberalną nadzieją opozycji, która zabiega o kompromisy i nigdy nie podnosi głosu"

 
- przekonuje Hassel.
 
W istocie, wicemarszałkini nie musi "podnosić głosu", gdyż ma najętych do tego fachowców oraz użyteczne media, które nie tylko od lat infekują polski dyskurs polityczny, lecz które dostrzegają swoje paliwo w obniżaniu rangi Polski w międzynarodowej grze interesów. W swoich tekstach Hassel oczywiście skrzętnie pomija zachowania, z których utkana jest kampania "silnych razem" i "świrujących aktorów".
 
Ściągnięcie na swój kraj gromów z Zachodu miało wyprowadzić na polskie ulice miliony ludzi domagających się usunięcia władzy. Stało się inaczej - donosy opozycji, powielane ochoczo w niemieckich środkach przekazu, wzmocniły gniew większości Polaków. Szczególnie wtedy, gdy polscy autorzy sami wypisywali w zagranicznej prasie to, co chieli od Zachodu usłyszeć. Wszak w języku niemieckim słowo "narodowy" ("national") brzmi już zupełnie inaczej.
 

"Jarosław Kaczyński, przewodniczący narodowo-populistycznej partii rządzącej, demontuje państwo prawa"

 
- ocenia Hassel.
 
Niemieckim dziennikarzom nie trzeba objaśniać, co tak naprawdę dzieje się w Polsce. Wystarczą kojarzące się z najgorszymi scenariuszami słowa jak "patriotyzm" i "katolicyzm", które w niemieckich mediach są już niemal równoznaczne z określeniem "faszyzm". Czasem można odnieść wrażenie, że niemieccy redaktorzy rzeczywiście dowartościowują się przekonaniem, jakoby Polacy byli obciążeni podobnym brzemieniem winy jak oni i koniecznością pokutowania za nią.
 
Przy czym widocznie nikomu nie przeszkadza, że Hassel pisze swoje teksty bez jakiejkolwiek dbałości o uściślenia terminologiczne. Rozpętana wokół PiS histeria, choć obudowana często sprzecznymi ze sobą argumentami, jest już w wielu niemieckich środowiskach przyjmowana bez sprzeciwu i traktowana niczym obiektywna wiedza.
 

"Poglądy kandydatki na premiera, która walczy o prawne uznanie związków partnerskich gejów i lesbijek oraz o liberalne prawo aborcyjne, mogą wywołać zmasowany atak ze strony rządzącej"

 
- przekonuje dziennikarz monachijskiej gazety.
 
Znamienne zresztą, że niemieccy dziennikarze skupiają się w swoich artykułach o Polsce głównie na kwestiach obyczajowych. Szukają wyjaśnień dostępnych ich umysłom i znajdują je w mocnych słowach jak "homofobia". Podobnymi określeniami można w Niemczech łatwo rozpalić gniew, bez żadnego racjonalnego uzasadnienia. Można tym samym skupić uwagę na budzącej emocje sprawie, a inne istotne kwestie usunąć z oczu czytelnika. Hassel nie wspomina o tym, że "nowa nadzieja" Koalicji Obywatelskiej ponownie składa obietnice bez pokrycia, przysłaniające niespełnienie poprzednich. Nie pisze o tym, że kandydatka odrzuca projekty społeczne obecnego rządu, a szef jej ugrupowania nie pamięta swojego "sześciopaku".
 
Redaktor "SZ" smaruje za to brednie o "mowie nienawiści" po stronie rządzących, z oślim uporem ignorując okładki tygodników agitpropu polskiej opozycji, na których obok zdjęcia przewodniczącego PiS widnieją idiotyczne tytuły jak "zamachowiec", "dzień świra" lub "rozwód z Europą", które celowo wprowadzają odbiorcę w błąd. Choć z drugiej strony Florian Hassel na pewno je odnotował. Powracające na okładkach "Newsweeka" paranoidalne sugestie, jakoby prezes PiS zbliżał Polskę do Rosji lub Białorusi, powtarza także regularnie zionący nienawiścią do polskiego rządu dziennikarz "SZ", który w przeszłości już nieraz porównał polską reformę sądownictwa z "sowieckimi praktykami".
 
Gorzej, że wskutek tego bezkarnego powielania kłamstw dziś w niemieckich mediach dominuje przekaz, w którym "poustrojowi" przyjaciele Wojciecha Jaruzelskiego postrzegani są jako "autentyczni" Polacy, podczas gdy prawdziwi polscy antykomuniści są "ciemnogrodem", rzucającym się w "ramiona Putina". To nie osoby szermujący kłamliwym argumentem o "totalitaryzmie nad Wisłą" są dzisiaj w Niemczech na cenzurowanym, lecz ludzie, którzy w walce z komunizmem starali się zachować zdrowy rozsądek. W niemieckim prostodusznym wyobrażeniu dzisiejsi krzykacze z KOD byli przecież już opozycją w 1968 r. i 1989 r., także ich słowo musi mieć również i dziś szczególną siłę rażenia. Trudno o lepszy przykład omamiania czytelników.
 
Jeśli chodzi o samego Hassela - naprawdę trudno dociec, skąd w nim tyle zapiekłości i niepohamowania w popadaniu w skrajności. Redaktor monachijskiego dziennika utrzymuje, jakoby PiS ruszał do "zmasowanego ataku" na Kidawę-Błońską, która niebawem znajdzie się pod "potężnym ostrzałem". Hassel ustala więc już z góry na wszelki wypadek powód jej możliwej porażki. Jego zdaniem opozycja przegra nie dlatego, że nie potrafi zaoferować Polakom niczego poza straszeniem i nawykami szukania rozstrzygnięć za granicą, lecz ze względu na "problemy z wolnością słowa".
 
"Zmasowanym atakiem" można tymczasem nazwać teksty samego Hassela, w których autor wypisuje rzeczy bez troski o jakikolwiek sens czy wiarygodność. Przekaz wysokonakładowej "SZ" trafia do tysięcy niemieckich odbiorców, nieobciążonych wiedzą o Polsce, która zrodziłaby choćby szczyptę sceptycyzmu. Dlatego właśnie nic innego jak tego typu "prasowe fajerwerki" wyrządzają nieodwracalne szkody z trudem budowanym relacjom polsko-niemieckim.
 
Co zresztą ciekawe, za każdym razem, kiedy pojawia się na polskim opozycyjnym horyzoncie jakaś "nowa postać", niemieccy komentatorzy z miejsca biją w medialne dzwony, okrzykując ją "nową nadzieją dla demokracji".  Modelowym przykładem był swojego czasu szef KOD Krzysztof Łoziński, który po niechlubnym odejściu Mateusza Kijowskiego fetowany był w niemieckich mediach bez mała niczym "zbawiciel". Z podobnymi uroczystymi fanfarami powitano także inicjatywę Roberta Biedronia. Trudno powstrzymać się od pytania, kogo Niemcy wystawią na piedestał po odejściu Kidawy-Błońskiej.
 
Łatwość, z jaką niemieccy dziennikarze mogą rozpętać antypolską nagonkę i podżegać swoich odbiorców, jest dziś stałą funkcją również w innych mediach. Przy czym na gorącą temperaturę polsko-niemieckich sporów pracują nie tylko niemieccy korespondenci, ale np. też "polscy" pisarze piszący po niemiecku, jak choćby żyjący we Wiedniu pisarz Radek Knapp.
 
Z internetowej otchłani niepamięci wydobyłem ostatnio program telewizyjnej jedynki ARD z wiosny 2019 r. pod znamiennym tytułem "Polen - das Land der Kontraste" ("Polska - państwo kontrastów"), wsparty służalczymi wypowiedziami Knappa, który inspiruje Niemców swoją "wiedzą" o Polsce. Obok niego zasiadł niemiecki politolog Kai-Olaf Lang, co nadaje zresztą sprawie szczególnego smaczku, ponieważ pokazuje, że nieodporni na propagandę są nawet naukowcy, ubiegający się przecież o "rzetelną wiedzę". Lang, który niegdyś stwierdził, jakoby współpraca między USA a Polską mogła "osłabić" NATO, miał w studiu ARD przypuszczalnie zabezpieczyć pluralizm, no bo przecież opinia jednego "Polaka" (Knappa) nie może być "obiektywna". Koniec końców obaj panowie przemawiali jednym głosem. Jakim? Spójrzmy.
 

"Ze względu na rządy PiS coraz więcej Polaków odwraca się od Kościoła"

 
- uważa Knapp.
 
Natomiast Lang przypomina, że w zachodniej Polsce wyborcy wybierają "inaczej" (czytaj: lepiej), jako że zachodnie województwa są "bliżej Niemiec oraz Europy".
 

"Na Zachodzie mieszkają Europejczycy, a na wschodzie eurosceptyczni patrioci"

 
- rzecze niemiecki politolog, tak jakby ten podział był taki jasny i jedno wykluczało drugie, a słowo "patriotyzm" miało w Polsce podobne konotacje jak w RFN.
 
Ciekawe są także felietony, które przerywają rozmowę obu zaproszonych gości. Nie mogło w nich oczywiście zabraknąć stałego motywu o "postępowych" miastach i "zacofanej" prowincji. W komentarzach obu panów szczególnie ciekawy jest jeden wątek - podskórne oskarżanie większości Polaków, że wybrali "nacjonalistów".
 
Pusty śmiech wywołują w szczególności komentarze o partii rządzącej. Wówczas od razu zmienia się oprawa dźwiękowa zaserwowanego materiału. Kiedy na ekranach pojawia się Jarosław Kaczyński, roztacza się "dramatyczna" atmosfera, bo przecież prezes PiS jest "gorszy" od Hitlera i Stalina razem wziętych, skoro "zglajchszachtował" media, sądy tudzież Muzeum II Wojny Światowej. Nie słyszymy ani słowa o ostatnich inicjatywach Ministerstwa Kultury, które wytrwale odbudowuje zniweczony przez poprzedników wizerunek Polski.

 
"Szkoda, że PiS zinstrumentalizował tak piękne miejsce jak Muzeum II Wojny Światowej"

 
- martwi się Knapp.
 
Przyprawia o ból głowy, że Knapp napisał zaadresowaną do niemieckiego odbiorcy książkę pod znamiennym tytułem "Gebrauchsanweisung für Polen" ("Instrukcja obsługi Polski"). Niemieccy turyści, którzy przeczytają jego publikację i wybiorą się nad Wisłę, będą z całą pewnością "nieuprzedzeni". Skoro 55-letni Knapp w przypływie szczerości przyznaje, że dzisiejsza Polska nie przypomina mu "niestety" jego kraju z lat dzieciństwa, to czemu (i komu) ma służyć jego "przewodnik" po dzisiejszej Polsce?
 
Poza tym warto zapytać, czy jego książka sprzedałaby się za Odrą, gdyby nie była tożsama z obowiązującym w niemieckich mediach wizerunkiem Polski. Przecież nie od dziś wiadomo, że Niemcy lubią najbardziej tych Polaków, z którymi mogą się wspólnie pośmiać z grubiańskich "Polenwitze" (dowcipów o Polakach).
 
Właściwie szkoda literek, aby pochylać się nad materiałem telewizji ARD. Chodzi o coś dalece ważniejszego. W wizerunku Polski w RFN przetrwało wprawdzie wiele tradycyjnych "zamrożonych" stereotypów, lecz większość z nich wynika dziś ze złośliwości części polskiej opozycji, która zabrnąwszy w festiwal groteski, przegrała wszystko w swoim kraju i próbuje na nim wziąć odwet za granicą. Przecież większość tzw. "niemieckich polonoznawców" nie zdaje sobie sprawy z tego, co dzieje się w Polsce. Artykuły pióra Hassela i jemu podobnych, oparte nadal na niewzruszonej wierze, że PiS wygrał tylko "przypadkiem", są niestety jedną z wielu obecnych wątków odwiecznej wojny "polsko-polskiej".
 
A jednak wbrew wszystkim odpalonym przez opozycję medialnym racom i dzięki cierpliwości polskiego rządu wyobrażenia Niemców o Polsce i Polakach ulegają z wolna zmianie, o czym świadczą choćby ostatnie entuzjastyczne reakcje na uroczyste otwarcie Instytutu Pileckiego w Berlinie. I to od nas zależy, czy chemy dalej podążać tą drogą.

Wojciech Osiński

 

POLECANE
Tobiasz Bocheński: Porażka Zielonego Ładu w Parlamencie Europejskim z ostatniej chwili
Tobiasz Bocheński: Porażka Zielonego Ładu w Parlamencie Europejskim

"Udało się zatrzymać zły kompromis nad Zielonym Ładem (…) Dziś wygraliśmy głosowanie w Parlamencie Europejskim. Dzięki jedności i determinacji posłów PiS będziemy dalej pracować nad wykasowaniem przepisów Zielonego Ładu" – informuje w mediach społecznościowych europoseł PiS Tobiasz Bocheński.

KE utrzymuje rabunkową politykę energetyczną. Ursula von der Leyen chce obniżać ceny energii z pieniędzy podatników z ostatniej chwili
KE utrzymuje rabunkową politykę energetyczną. Ursula von der Leyen chce obniżać ceny energii z pieniędzy podatników

Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen zapowiedziała obniżenie cen energii elektrycznej... z pieniędzy podatników. Mają posłużyć do tego unijne fundusze spójności oraz środki krajowe. Tym samym zamiast wycofać się ze szkodliwego Zielonego Ładu, zamierza głębiej sięgnąć do kieszeni obywateli.

Pilny komunikat dla mieszkańców Wrocławia Wiadomości
Pilny komunikat dla mieszkańców Wrocławia

Od 26 października do 4 grudnia 2025 roku Lotnisko Wrocław (Port Lotniczy Wrocław im. Mikołaja Kopernika) będzie całkowicie nieczynne. Powodem czasowego zamknięcia jest rozbudowa i modernizacja strefy startu i lądowania, które wymagają wyłączenia całej infrastruktury lotniska z użytkowania. W tym czasie nie będą realizowane żadne loty krajowe ani międzynarodowe z Wrocławia. Prace modernizacyjne mają poprawić przepustowość lotniska oraz bezpieczeństwo operacji lotniczych w przyszłości. Czym zastąpić połączenia lotnicze na czas remontu wrocławskiego lotniska?

Polacy ocenili sytuację w kraju. Nowy sondaż CBOS z ostatniej chwili
Polacy ocenili sytuację w kraju. Nowy sondaż CBOS

Po poprawie we wrześniu ogólnej oceny sytuacji w kraju, w pierwszej połowie października ocena ta się pogorszyła. 50 proc. badanych uważa, że sytuacja w naszym kraju zmierza w złym kierunku. Odmiennego zdania jest 32 proc. Poglądu na ten temat nie ma 18 proc. – wynika z sondażu CBOS.

Szaleństwa UE ciąg dalszy - biliony dolarów na neutralność klimatyczną. Jest stanowisko Rady na COP30 z ostatniej chwili
Szaleństwa UE ciąg dalszy - biliony dolarów na neutralność klimatyczną. Jest stanowisko Rady na COP30

„Rada zatwierdziła dziś konkluzje dotyczące przygotowań UE do 30. Konferencji Stron (COP30) Ramowej konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu (UNFCCC), która odbędzie się w dniach 10–21 listopada 2025 r. w Belém w Brazylii. UE zapowiada wzmocnienie ambicji klimatycznych i zwiększoną mobilizację finansową krajów członkowskich w zakresie zielonej transformacji. Oznacza to biliony dolarów kredytów.

Zatrzymano Ukraińca. Jest podejrzany o szpiegostwo z ostatniej chwili
Zatrzymano Ukraińca. Jest podejrzany o szpiegostwo

24-letni obywatel Ukrainy Bohdan K. podejrzany jest o działanie na rzecz obcego wywiadu. Według śledczych przekazywał zdjęcia i współrzędne obiektów krytycznych należących do wojska. Nie przyznał się do winy. Wyrażał poglądy prorosyjskie i podważał suwerenność Ukrainy.

Komunikat dla mieszkańców Dolnego Śląska z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Dolnego Śląska

W czwartek, 23 października 2025 r., w godzinach pomiędzy 8 a 16, odbędą się prace serwisowe w tunelach drogowych na drodze ekspresowej S3.

Brutalny atak nożem na policjanta. Sąd zdecydował ws. Ukraińca z ostatniej chwili
Brutalny atak nożem na policjanta. Sąd zdecydował ws. Ukraińca

Sąd zadecydował o aresztowaniu 21-latka, obywatela Ukrainy, który podczas policyjnej interwencji w Katowicach zaatakował nożem jednego z funkcjonariuszy. Zranił go w okolice łokcia, przed poważniejszymi obrażeniami policjanta uchroniła kamizelka kuloodporna – podała w środę policja.

Prezydent Nawrocki jak James Bond, a Trzaskowski zaliczył wpadkę. Co za Shrek gorące
Prezydent Nawrocki jak James Bond, a Trzaskowski zaliczył wpadkę. "Co za Shrek"

Podczas gali XIX Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina w Teatrze Wielkim w Warszawie pojawiła się para prezydencka – Karol i Marta Nawroccy. Pierwsza dama znów olśniła elegancją, a sam prezydent zebrał porównania do... Jamesa Bonda! Internauci nie kryli natomiast oburzenia na stylizacje prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego i szefa MSZ Radosława Sikorskiego. Zobacz zdjęcia.

Polska jest pełna dat historycznych. Czarzasty tłumaczy się z konwentu we Włocławku Wiadomości
"Polska jest pełna dat historycznych". Czarzasty tłumaczy się z konwentu we Włocławku

– Polska jest pełna dat historycznych – stwierdził Włodzimierz Czarzasty w odpowiedzi na pytanie Marcina Fijołka, który na antenie Polsat News przytoczył słowa szefa Solidarności Piotra Dudy na temat hańby, jaką okryła się Nowa Lewica, która zorganizowała konferencję przy tamie we Włocławku w rocznicę porwania i męczeńskiej śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszki.

REKLAMA

[Z Niemiec dla Tysol.pl] Osiński: Niemieckie media o kampanii wyborczej w Polsce -"Sprytny Schetyna"

Niemieccy komentatorzy uważają, że nominacja Małgorzaty Kidawy-Błońskiej jest "kluczem do sukcesu" Koalicji Obywatelskiej.
 [Z Niemiec dla Tysol.pl] Osiński: Niemieckie media o kampanii wyborczej w Polsce -"Sprytny Schetyna"
/ screen YouTube Onet
Po wystawieniu przez Grzegorza Schetynę Małgorzaty Kidawy-Błońskiej jako kandydatki KO na premiera w niemieckiej prasie posypały się znów artykuły mające zmusić jej czytelnika do zawieszenia zdrowego rozsądku. Wyspecjalizowany w kolportowaniu bzdur o Polsce dziennik "Süddeutsche Zeitung" reaguje na wydarzenia nad Wisłą nadal wyparciem i droczeniem się z rzeczywistością. Strzelanie w PiS to z kolei działka zarezerwowana w tej gazecie dla Floriana Hassela, który tym razem peroruje ze śmiertelną powagą, jakoby Kidawa-Błońska mogła się okazać "perłą zwycięskiej kampanii" Koalicji Obywatelskiej.  
 

"Małgorzata Kidawa-Błońska jest liberalną nadzieją opozycji, która zabiega o kompromisy i nigdy nie podnosi głosu"

 
- przekonuje Hassel.
 
W istocie, wicemarszałkini nie musi "podnosić głosu", gdyż ma najętych do tego fachowców oraz użyteczne media, które nie tylko od lat infekują polski dyskurs polityczny, lecz które dostrzegają swoje paliwo w obniżaniu rangi Polski w międzynarodowej grze interesów. W swoich tekstach Hassel oczywiście skrzętnie pomija zachowania, z których utkana jest kampania "silnych razem" i "świrujących aktorów".
 
Ściągnięcie na swój kraj gromów z Zachodu miało wyprowadzić na polskie ulice miliony ludzi domagających się usunięcia władzy. Stało się inaczej - donosy opozycji, powielane ochoczo w niemieckich środkach przekazu, wzmocniły gniew większości Polaków. Szczególnie wtedy, gdy polscy autorzy sami wypisywali w zagranicznej prasie to, co chieli od Zachodu usłyszeć. Wszak w języku niemieckim słowo "narodowy" ("national") brzmi już zupełnie inaczej.
 

"Jarosław Kaczyński, przewodniczący narodowo-populistycznej partii rządzącej, demontuje państwo prawa"

 
- ocenia Hassel.
 
Niemieckim dziennikarzom nie trzeba objaśniać, co tak naprawdę dzieje się w Polsce. Wystarczą kojarzące się z najgorszymi scenariuszami słowa jak "patriotyzm" i "katolicyzm", które w niemieckich mediach są już niemal równoznaczne z określeniem "faszyzm". Czasem można odnieść wrażenie, że niemieccy redaktorzy rzeczywiście dowartościowują się przekonaniem, jakoby Polacy byli obciążeni podobnym brzemieniem winy jak oni i koniecznością pokutowania za nią.
 
Przy czym widocznie nikomu nie przeszkadza, że Hassel pisze swoje teksty bez jakiejkolwiek dbałości o uściślenia terminologiczne. Rozpętana wokół PiS histeria, choć obudowana często sprzecznymi ze sobą argumentami, jest już w wielu niemieckich środowiskach przyjmowana bez sprzeciwu i traktowana niczym obiektywna wiedza.
 

"Poglądy kandydatki na premiera, która walczy o prawne uznanie związków partnerskich gejów i lesbijek oraz o liberalne prawo aborcyjne, mogą wywołać zmasowany atak ze strony rządzącej"

 
- przekonuje dziennikarz monachijskiej gazety.
 
Znamienne zresztą, że niemieccy dziennikarze skupiają się w swoich artykułach o Polsce głównie na kwestiach obyczajowych. Szukają wyjaśnień dostępnych ich umysłom i znajdują je w mocnych słowach jak "homofobia". Podobnymi określeniami można w Niemczech łatwo rozpalić gniew, bez żadnego racjonalnego uzasadnienia. Można tym samym skupić uwagę na budzącej emocje sprawie, a inne istotne kwestie usunąć z oczu czytelnika. Hassel nie wspomina o tym, że "nowa nadzieja" Koalicji Obywatelskiej ponownie składa obietnice bez pokrycia, przysłaniające niespełnienie poprzednich. Nie pisze o tym, że kandydatka odrzuca projekty społeczne obecnego rządu, a szef jej ugrupowania nie pamięta swojego "sześciopaku".
 
Redaktor "SZ" smaruje za to brednie o "mowie nienawiści" po stronie rządzących, z oślim uporem ignorując okładki tygodników agitpropu polskiej opozycji, na których obok zdjęcia przewodniczącego PiS widnieją idiotyczne tytuły jak "zamachowiec", "dzień świra" lub "rozwód z Europą", które celowo wprowadzają odbiorcę w błąd. Choć z drugiej strony Florian Hassel na pewno je odnotował. Powracające na okładkach "Newsweeka" paranoidalne sugestie, jakoby prezes PiS zbliżał Polskę do Rosji lub Białorusi, powtarza także regularnie zionący nienawiścią do polskiego rządu dziennikarz "SZ", który w przeszłości już nieraz porównał polską reformę sądownictwa z "sowieckimi praktykami".
 
Gorzej, że wskutek tego bezkarnego powielania kłamstw dziś w niemieckich mediach dominuje przekaz, w którym "poustrojowi" przyjaciele Wojciecha Jaruzelskiego postrzegani są jako "autentyczni" Polacy, podczas gdy prawdziwi polscy antykomuniści są "ciemnogrodem", rzucającym się w "ramiona Putina". To nie osoby szermujący kłamliwym argumentem o "totalitaryzmie nad Wisłą" są dzisiaj w Niemczech na cenzurowanym, lecz ludzie, którzy w walce z komunizmem starali się zachować zdrowy rozsądek. W niemieckim prostodusznym wyobrażeniu dzisiejsi krzykacze z KOD byli przecież już opozycją w 1968 r. i 1989 r., także ich słowo musi mieć również i dziś szczególną siłę rażenia. Trudno o lepszy przykład omamiania czytelników.
 
Jeśli chodzi o samego Hassela - naprawdę trudno dociec, skąd w nim tyle zapiekłości i niepohamowania w popadaniu w skrajności. Redaktor monachijskiego dziennika utrzymuje, jakoby PiS ruszał do "zmasowanego ataku" na Kidawę-Błońską, która niebawem znajdzie się pod "potężnym ostrzałem". Hassel ustala więc już z góry na wszelki wypadek powód jej możliwej porażki. Jego zdaniem opozycja przegra nie dlatego, że nie potrafi zaoferować Polakom niczego poza straszeniem i nawykami szukania rozstrzygnięć za granicą, lecz ze względu na "problemy z wolnością słowa".
 
"Zmasowanym atakiem" można tymczasem nazwać teksty samego Hassela, w których autor wypisuje rzeczy bez troski o jakikolwiek sens czy wiarygodność. Przekaz wysokonakładowej "SZ" trafia do tysięcy niemieckich odbiorców, nieobciążonych wiedzą o Polsce, która zrodziłaby choćby szczyptę sceptycyzmu. Dlatego właśnie nic innego jak tego typu "prasowe fajerwerki" wyrządzają nieodwracalne szkody z trudem budowanym relacjom polsko-niemieckim.
 
Co zresztą ciekawe, za każdym razem, kiedy pojawia się na polskim opozycyjnym horyzoncie jakaś "nowa postać", niemieccy komentatorzy z miejsca biją w medialne dzwony, okrzykując ją "nową nadzieją dla demokracji".  Modelowym przykładem był swojego czasu szef KOD Krzysztof Łoziński, który po niechlubnym odejściu Mateusza Kijowskiego fetowany był w niemieckich mediach bez mała niczym "zbawiciel". Z podobnymi uroczystymi fanfarami powitano także inicjatywę Roberta Biedronia. Trudno powstrzymać się od pytania, kogo Niemcy wystawią na piedestał po odejściu Kidawy-Błońskiej.
 
Łatwość, z jaką niemieccy dziennikarze mogą rozpętać antypolską nagonkę i podżegać swoich odbiorców, jest dziś stałą funkcją również w innych mediach. Przy czym na gorącą temperaturę polsko-niemieckich sporów pracują nie tylko niemieccy korespondenci, ale np. też "polscy" pisarze piszący po niemiecku, jak choćby żyjący we Wiedniu pisarz Radek Knapp.
 
Z internetowej otchłani niepamięci wydobyłem ostatnio program telewizyjnej jedynki ARD z wiosny 2019 r. pod znamiennym tytułem "Polen - das Land der Kontraste" ("Polska - państwo kontrastów"), wsparty służalczymi wypowiedziami Knappa, który inspiruje Niemców swoją "wiedzą" o Polsce. Obok niego zasiadł niemiecki politolog Kai-Olaf Lang, co nadaje zresztą sprawie szczególnego smaczku, ponieważ pokazuje, że nieodporni na propagandę są nawet naukowcy, ubiegający się przecież o "rzetelną wiedzę". Lang, który niegdyś stwierdził, jakoby współpraca między USA a Polską mogła "osłabić" NATO, miał w studiu ARD przypuszczalnie zabezpieczyć pluralizm, no bo przecież opinia jednego "Polaka" (Knappa) nie może być "obiektywna". Koniec końców obaj panowie przemawiali jednym głosem. Jakim? Spójrzmy.
 

"Ze względu na rządy PiS coraz więcej Polaków odwraca się od Kościoła"

 
- uważa Knapp.
 
Natomiast Lang przypomina, że w zachodniej Polsce wyborcy wybierają "inaczej" (czytaj: lepiej), jako że zachodnie województwa są "bliżej Niemiec oraz Europy".
 

"Na Zachodzie mieszkają Europejczycy, a na wschodzie eurosceptyczni patrioci"

 
- rzecze niemiecki politolog, tak jakby ten podział był taki jasny i jedno wykluczało drugie, a słowo "patriotyzm" miało w Polsce podobne konotacje jak w RFN.
 
Ciekawe są także felietony, które przerywają rozmowę obu zaproszonych gości. Nie mogło w nich oczywiście zabraknąć stałego motywu o "postępowych" miastach i "zacofanej" prowincji. W komentarzach obu panów szczególnie ciekawy jest jeden wątek - podskórne oskarżanie większości Polaków, że wybrali "nacjonalistów".
 
Pusty śmiech wywołują w szczególności komentarze o partii rządzącej. Wówczas od razu zmienia się oprawa dźwiękowa zaserwowanego materiału. Kiedy na ekranach pojawia się Jarosław Kaczyński, roztacza się "dramatyczna" atmosfera, bo przecież prezes PiS jest "gorszy" od Hitlera i Stalina razem wziętych, skoro "zglajchszachtował" media, sądy tudzież Muzeum II Wojny Światowej. Nie słyszymy ani słowa o ostatnich inicjatywach Ministerstwa Kultury, które wytrwale odbudowuje zniweczony przez poprzedników wizerunek Polski.

 
"Szkoda, że PiS zinstrumentalizował tak piękne miejsce jak Muzeum II Wojny Światowej"

 
- martwi się Knapp.
 
Przyprawia o ból głowy, że Knapp napisał zaadresowaną do niemieckiego odbiorcy książkę pod znamiennym tytułem "Gebrauchsanweisung für Polen" ("Instrukcja obsługi Polski"). Niemieccy turyści, którzy przeczytają jego publikację i wybiorą się nad Wisłę, będą z całą pewnością "nieuprzedzeni". Skoro 55-letni Knapp w przypływie szczerości przyznaje, że dzisiejsza Polska nie przypomina mu "niestety" jego kraju z lat dzieciństwa, to czemu (i komu) ma służyć jego "przewodnik" po dzisiejszej Polsce?
 
Poza tym warto zapytać, czy jego książka sprzedałaby się za Odrą, gdyby nie była tożsama z obowiązującym w niemieckich mediach wizerunkiem Polski. Przecież nie od dziś wiadomo, że Niemcy lubią najbardziej tych Polaków, z którymi mogą się wspólnie pośmiać z grubiańskich "Polenwitze" (dowcipów o Polakach).
 
Właściwie szkoda literek, aby pochylać się nad materiałem telewizji ARD. Chodzi o coś dalece ważniejszego. W wizerunku Polski w RFN przetrwało wprawdzie wiele tradycyjnych "zamrożonych" stereotypów, lecz większość z nich wynika dziś ze złośliwości części polskiej opozycji, która zabrnąwszy w festiwal groteski, przegrała wszystko w swoim kraju i próbuje na nim wziąć odwet za granicą. Przecież większość tzw. "niemieckich polonoznawców" nie zdaje sobie sprawy z tego, co dzieje się w Polsce. Artykuły pióra Hassela i jemu podobnych, oparte nadal na niewzruszonej wierze, że PiS wygrał tylko "przypadkiem", są niestety jedną z wielu obecnych wątków odwiecznej wojny "polsko-polskiej".
 
A jednak wbrew wszystkim odpalonym przez opozycję medialnym racom i dzięki cierpliwości polskiego rządu wyobrażenia Niemców o Polsce i Polakach ulegają z wolna zmianie, o czym świadczą choćby ostatnie entuzjastyczne reakcje na uroczyste otwarcie Instytutu Pileckiego w Berlinie. I to od nas zależy, czy chemy dalej podążać tą drogą.

Wojciech Osiński


 

Polecane
Emerytury
Stażowe