Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Putin o tym wie, Francja i Niemcy prócz rytualnych gestów oburzenia moralnego na to, co dzieje się na Ukrainie, codziennie liczą straty spowodowane sankcjami nałożonymi na Rosję.
Minęło prawie trzy czwarte wieku, odkąd znaczna część Europy weszła w ścisły sojusz ze Stanami Zjednoczonymi, dzięki którym udało się nie tylko zwycięsko zakończyć zimną wojnę przeciwko totalitarnemu Związkowi Radzieckiemu i przezwyciężyć podział Europy, ale które także do dziś reprezentują interesy Zachodu na innych kontynentach.
Tak, wiem, nie jestem ani specjalistą od geopolityki, ani od wojskowości. Pozwolę sobie jednak wyrazić opinię na temat tego, kto wygra wojnę na Ukrainie.
Jesteśmy w stanie wojny. Nie formalnej, nie wypowiedzianej (ale przecież Rosja nie wypowiedziała jej także Ukrainie), ale całkowicie realnej. Władimir Putin atakując Ukrainę, zaatakował w istocie cały świat zachodni. Udawanie, że to nie nasza wojna, to przyjęcie postaw tych, którzy w 1939 roku nie chcieli umierać za Warszawę.
Kreowany w Polsce i na "kolektywnym zachodzie" obraz, w świetle którego Rosja i kierujący nią cyniczny bandzior są całkowicie wyizolowani i wszyscy ich potępiają, jest - niestety - wytworem typowego wishfull thinking. Sytuacja jest o wiele bardzie skomplikowana i widać wyraźnie, że tocząca się wojna jest ledwie elementem szerszego konfliktu, którego kresem nie będzie takie czy inne zakończenie obecnej fazy konfrontacji na Ukrainie.
Trzeba to powiedzieć jasno i bez owijania w bawełnę. Wchodzący właśnie na ekrany polskich kin film „Sonata” w reżyserii Bartosza Blaschke to dzieło, którego tematem jest wiara. Mocna, głęboka, choć nie pozbawiona prób i chwil zwątpienia.
Kanclerz Olaf Scholz nie zrezygnował ze swojej kampanijnej retoryki. Każdy kryzys gasi uspokajającymi obietnicami. Rosyjska inwazja na Ukrainę sprawiła, że teraz mógł się z nich wycofać. I nie musiał nawet tłumaczyć swoim wyborcom, dlaczego już wcześniej były nierealistyczne.
U bram Kijowa stoi 65-kilometrowa kolumna rosyjskich wojsk zmechanizowanych, której zadaniem jest zdobycie stolicy Ukrainy. Jeżeli wedrze się do miasta, dojdzie do krwawych walk o każdy dom. Obrońcom miasta mogą się przydać porady „fachowca”. Autorem instrukcji jest były żołnierz amerykańskiej piechoty morskiej o ukraińskich korzeniach. Walczył w Iraku. Był instruktorem walki w mieście. Warto jego nauki przeczytać i zapamiętać. Mogą się przydać nie tylko w Kijowie, ale i innych miastach Ukrainy.
Miało być dzisiaj dokończenie tekstu sprzed tygodnia, a więc o naszej strategii względem Brukseli, ale jest oczywiste, że do tej kwestii zdążymy jeszcze wrócić.
Niektóre reakcje niemieckich polityków na rosyjską inwazję na Ukrainę nie wprawiły mnie w specjalne oburzenie. Nie wprawiły dlatego, bo są podobne do tych wcześniejszych.
Rodzimi i zagraniczni aktywiści LGBT od lat szczują na Polskę zmyślonymi „strefami wolnymi”. Nasz kraj jest rzekomo piekłem dla osób „nieheteronormatywnych”. Teraz kiedy Rosja zaatakowała Ukrainę, aktywiści zachęcają jednak do emigracji do naszego kraju: „Uciekajcie do Polski!”.
W śledzeniu komunikatów z frontu najlepiej jest kierować się prawidłowością wynikającą z ostatnich kilkunastu wojen: im bardziej bombastyczny komunikat tym mniej wiarygodny. Dlatego też poranny komunikat wojenny Moskwy, według którego rosyjskie wojska nie napotkały większego oporu a oddziały ukraińskie masowo uciekają z frontu rzucając broń można między bajki włożyć.
Najlepszym sposobem na uratowanie Ukrainy od rozdarcia przez dwugłowego orła Rosji jest nałożenie twardych, bolesnych sankcji na… Niemcy.
Zabawne jest to, że w progresywnych środowiskach panuje powierzchowna różnorodność: „możesz wyglądać, jak chcesz”, ale nie możesz myśleć, co chcesz. Hejt za wygląd – straszne, ojejku! Hejt za poglądy – spoko loko.
Są wypowiedzi tak bezsensowne, że nie sposób ich sensownie skomentować, a jednocześnie na tyle ukazujące rzeczywistość, że skomentowania wymagające. Tak jest z tweetem Samuela Nowaka, działacza Partii Razem i rzecznika prasowego Instytutu Psychologii UJ.
Dynamika sytuacji w Europie, wywołane przez Rosję napięcia wojenne stawiają nas – Polskę – w szczególnej sytuacji. Prowadzimy bowiem od ponad roku konfrontację już na dwóch, a właściwie trzech frontach. Do frontu walki ze schowanym za plecami brukselskiej jaczejki Berlinem, doszedł jeszcze intensywniejszy front konfrontacji z Rosją. A do tego mamy front wewnętrzny, gdzie uruchomiona została w całej już skali agentura obcych interesów.
Za każdym razem, gdy Parlament Europejski wznawia cykl debat o „mechanizmie praworządności”, w niemieckich mediach pojawia się niepojętym trafem kolejny reportaż o Warszawie lub Budapeszcie. Przypomina to stary kawał o sadyście, który do dwóch siedzących na żyletce facetów mówi: „Przesuńcie się”.
Łucja Dzidek to astrofizyk i prawicowa działaczka. Zgłosiła ostatnio na policję handel środkami wczesnoporonnymi, rozprowadzanymi przez aktywistki „Aborcyjnej Drużyny Marzeń”. Wylała się na nią za to fala hejtu: pełno wulgaryzmów, nagonka i życzenia śmierci. Czy tak wygląda lewicowa miłość wobec kobiet?
Wciąż ze zdumieniem obserwuję, do jakiego stopnia sposób widzenia Stanów Zjednoczonych przez polskich konserwatystów różni się od tego, jak postrzegana jest Ameryka przez Francuzów czy Niemców; również, a nawet w szczególności, w kontekście obecnego kryzysu rosyjsko-ukraińskiego. Może brzmi to jak truizm, ale jednak nie należy o tym zapominać, a raczej czynnie rozważać i analizować, zwłaszcza w obecnym czasie, który - co tu dużo mówić - dla polityki zagranicznej Polski i krajów Trójmorza jest coraz trudniejszy
Słowa Joe Bidena o potencjalnych reperkusjach wprowadzenia przygotowanych sankcji na Rosję uzmysławiają mediom amerykańskim, że napięcie na granicy odległej Ukrainy odbija się na codziennym życiu w Stanach Zjednoczonych. Na briefingu w Białym Domu po wystąpieniu prezydenta dziennikarze dopytywali, czy obserwowane ostatnio podwyżki paliwa na stacjach benzynowych to skutek kombinacji rynkowych Moskwy i czy można im zaradzić.