Polacy "współwinni"? M. Lodowski publikuje list Żydówki uratowanej przez jego babkę

Rodzina na Kazimierz trafiła w 1942 roku, jak Niemcy czyścili tzw. Osiedla oficerskie w Krakowie pod dzielnicę niemiecką, od tej pory tu mieszkamy...
Pikanterii niechaj sprawie doda fakt, że rodzina mojej mamy to tzw. „Polscy Niemcy” (nazwisko przed spolszczeniem "die Reupold/Reupolt" - w zależności od zapisu - pochodzili z Saksonii, konkretnie z Łużyc, mieli nawet swój Wappen, jak ktoś chce poszukać ale co innego jest ważniejsze, przybyli na tereny RP w 1788 r., z tzw. Kolonizacją Józefińską). Współzakładali kolonię Ranischau pod Rzeszowem (obecnie Raniżów) i tam budowali z niemiecko-polską pracowitością podstawy kapitalizmu przemysłowego (młyny, jatki, masarnie, piekarnie, etc.).
Nie podpisali Volkslisty, bo czuli się Polakami... ba, byli nimi...
- Wyjaśniając kontekst... brak podpisu tej listy u osób o korzeniach niemieckich ewidentnych (a koloniści byli zapisani u znanych z buchalteryjnej doskonałości Niemców w doskonałym porządku i wg odpowiednich kluczy), to była albo czapa, albo obóz koncentracyjny...
Acha, jedzenie też było racjonowane, więc jak karmiłeś dodatkowe misie-pysie, to musiałeś żarcie przemycać do miasta, za to też była czapa...
W zasadzie za wszystko była czapa, bo za pomoc opisaną w liściku, mogłem nigdy się nie narodzić, a mama i jej brat w dziecięctwie (bo urodził się pod koniec wojny) oraz moi dziadkowie, czyli cała rodzina mogli być zredukowani do tzw. nieistnienia...
Ale oczywiście - Polacy byli #bierni, byli szmatami i nie mają prawa do godności
- pisze Miłosz Lodowski zapowiadając kolejne publikacje