Przegląd mediów niemieckich:Niemiecki Związek Dziennikarzy przeciwko cenzurze w mediach społecznościowych
- brzmi oświadczenie/apel Niemieckiego Związku Dziennikarzy.Niemiecki Związek Dziennikarzy (Deutscher Journalisten-Verband) zwraca się z apelem do posłów Bundestagu o jak najszybsze zniesienie tak zwanej Netzwerkdurchsetzungsgesetz, w skrócie NetzDG, (czyli ustawy o poprawie egzekwowania prawa w mediach społecznościowych; przyp. M.P.). Odpowiednie inicjatywy małych frakcji parlamentarnych przeszły przez Bundestag z pominięciem wszelkiej dyscypliny klubowej. "Na przykładzie cenzury, jaka dotknęła pismo satyryczne Titanic na platformie Twitter, potwierdzone zostały nasze najgorsze obawy, które zgłaszaliśmy już na etapie prac parlamentarnych nad tą ustawą" - wyjaśnia przewodniczący DJV Frank Überall. Bowiem ustawa ta (NetzD) władzę nad przestrzeganiem fundamentalnych zasad wolności prasy i swobody przekonań przekazuje w ręce podmiotów prywatnych, w rodzaju Twitter czy Facebook. Tam zaś o kasowaniu postów i wypowiedzi decydować będą nie jakieś umocowane w prawie kryteria i argumenty, lecz po prostu strach przed dotkliwymi karami nałożonymi przez państwo. Sytuacja zaiste paradoksalna.
Zdaniem przewodniczącego DJV Bundestag powinien wyciągnąć konsekwencje z wstrząsających przypadków, które miały miejsce w ciągu zaledwie kilku pierwszych dni po wejściu w życie ustawy NetzDG. Nie ma najmniejszego sensu "z ślepego posłuszeństwa wobec koalicji, która już nie istnieje, trzymać się kurczowo infantylnych przepisów owej ustawy" - mówi Frank Überall.
https://www.djv.de/startseite/profil/der-djv/pressebereich-download/pressemitteilungen/detail/article/djv-fordert-abschaffung.html
#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#
O tym, jak bardzo wrogo i pogardliwie traktowana jest Polska w niemieckich mainstreamowych mediach , można się przekonać nie tylko na podstawie samej treści ich przekazów i komentarzy, ale także - a może nawet przede wszystkim - z ich formy i stylu. Stało się już niemal normą, że towarzyszy im duża dawka niczym nie uzasadnionego sarkazmu i kpiny, a często po prostu zwykłej złośliwości i chamstwa. Tak się nie komentuje wydarzeń politycznych w kraju zaprzyjaźnionym, sojuszniczym. Tak się pisze o nieprzyjaciołach, o wrogach, o rządach państw, z którymi jesteśmy w głębokim konflikcie, które nam zagrażają, budzą nasze obawy, niepokój, czy wręcz trwogę. Wtedy - co zrozumiałe - odreagowujemy to często właśnie przy pomocy ironii, kpiny, złośliwości. Ale przecież my Niemcom w niczym nie zagrażamy, nie jesteśmy ich wrogami, przeciwnie, jesteśmy ich sojusznikami w NATO i UE. Można to więc chyba wytłumaczyć jedynie zwykłą pogardą.
Oczywiście nie dotyczy to wszystkich niemieckich komentatorów, nawet tych piszących krytycznie o polskim rządzie i środowiskach konserwatywnych w Polsce, a tych - jak wiadomo - w niemieckich mediach jest niestety zdecydowana większość. Jednak akurat w najbardziej liczących się tytułach, jak FAZ, "die Welt" czy "Spiegel" owi "hejterzy" niestety brylują. Do nich zalicza się bez wątpienia Konrad Schuller piszący dla FAZ, wyjątkowo złośliwa i nierzetelna persona. Nie chcę tu używać epitetów, ale dla tego nota bene pochodzącego z Rumunii złośliwca i manipulatora (wywodzi się z niemieckiej mniejszości w Siedmiogrodzie; uciekł stamtąd jeszcze za reżimu Ceaușescu, co może mieć jakiś wpływ na jego postawę, choć niekoniecznie) nie ma dosłownie żadnych świętości. Jego opis zaprzysiężenia nowego rządu w Polsce przypomina naigrywanie się z jakiejś imprezy lokalnych notabli w remizie strażackiej (albo relację z Korei Północnej). Nawet tak "ważny" szczegół jak to, że dywan w pałacu prezydenckim został na tę okazję świeżo odkurzony nie mógł ujść uwadze tego pismaka, bo przecież - wiadomo - na co dzień u tych polskich brudasów się go nie odkurza. Kilka fragmentów:
Dalej Schuller przedstawia Macierewicza jako tego, który spośród wszystkich "akolitów" Kaczyńskiego - i przewyższa w tym samego Jarosława - wyróżnia się największym narodowo-katolickim patosem, antyeuropejską furią i skłonnościami do autorytaryzmu. I że w przeciwieństwie do Kaczyńskiego, który przy całej swej krytyce, raczej projekt europejski akceptował, ten był i jest nieprzejednanym przeciwnikiem Unii Europejskiej i jako taki konkurował z Kaczyńskim przy budowaniu prawicowego obozu w Polsce. Schuller pisze odwołując się do wielokrotnie, również przez kolegów dziennikarzy, wyśmiewanych tez "dziennikarza śledczego" Piątka:Gdy we wtorek, punktualnie o 12, rozchyliły się odrzwia sali kolumnowej pałacu prezydenckiego przy warszawskim trakcie królewskim, następnie zaś w równiusieńkim gęsim szyku na starannie odkurzonym chodniku ustawili się wszyscy panowie i panie ministrowie polskiego rządu (ci dotychczasowi i ci świeżo nominowani), aby przed prezydentem Andrzejem Dudy złożyć swoją przysięgę, najważniejszymi okazali się akurat ci, których tam zabrakło.
Na pierwszym miejscu zabrakło tam Jarosława Kaczyńskiego, najpotężniejszego człowieka w kraju, przewodniczącego narodowo-konserwatywnej partii Prawo i Sprawiedliwość (PiS), który oficjalnie jest tylko zwykłym posłem, a zatem w owym zebraniu najwyższych dygnitarzy kraju w tej zawsze tak ściśle przestrzegającej protokoły Polsce nie mogło być dlań rzecz jasna miejsca. Ale zabrakło również trzech innych osób i to okazało się największą sensacją dnia. Zabrakło ministra środowiska Jana Szyszko, szefa MSZ Witolda Waszczykowskiego i ministra obrony Antoniego Macierewicza. Ci trzej, jak nikt inny (z wyjątkiem może jeszcze ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro, odpowiedzialnego za kampanię Kaczyńskiego wymierzoną w polskie sądownictwo) ucieleśniają bowiem wszystkie konflikty z Unią Europejską, jakie zafundowała sobie ostatnio Polska.
Przy czym minister Szyszko jest tu tym najmniej znaczącym przykładem. Jest twarzą raczej łagodnego w porównaniu z innymi konfliktu na linii Warszawa-Bruksela w związku z niezgodną z prawem unijnym masową wycinką drzew w Puszczy Białowieskiej (na granicy Białorusią), która nawiasem mówiąc została już wstrzymana po tym, gdy Europejski Trybunał Sprawiedliwości za każdy następny dzień wycinki zaordynował karę w wysokości 100 tys. Euro. I oto pan Szyszko wyleciał właśnie z rządu i nie pomogło nawet to, że był on jak wiadomo oczkiem w głowie ultraradykalnych kręgów skupionych wokół rozgłośni Radia Maryja.
(...)
O wiele istotniejszy wydaje się upadek ministra spraw zagranicznych, Witolda Waszczykowskiego. Waszczykowski, od chwili objęcia władzy przez narodowych-konserwatystów w 2015 roku, był czymś w rodzaju "Rambocka" (chodzi tu o bohatera niemieckiego filmu fabularnego; przyp. M.P.), którego Kaczyński wysyłał na pierwszą linię frontu, gdy zaczynał te swoje utarczki z Unią i jej instytucjami, z Parlamentem Europejskim czy Radą Europejską: czy to wtedy gdy krytykowały one anty-sądowy pucz nowej polskiej prawicy, czy też wówczas gdy Unia naciskała na Polskę w sprawie przyjęcia stosunkowo niewielkiej liczby 7 tys uchodźców, czy wreszcie wtedy, gdy na przewodniczącego Rady Europejskiej wybrany miał zostać ponownie osobisty wróg Kaczyńskiego, Donald Tusk. Waszczykowski był głównym solistą w owym chórze wykonawców "pieśni" o Unii Europejskiej jako o "miszmaszu kultur i ras", antypolskiej "koalicji" bezbożnych wegetarian i rowerzystów pod niemieckim przywództwem, od której to biurokratycznej brukselskiej kasty Polska nie mogła oczekiwać niczego innego jak tylko "pouczeń, nacisków czy zgoła szantażów".
(...)
Jest rzeczą trudną do wyobrażenia, że w Warszawie mogłaby istnieć osoba, która dla wizerunku Polski byłaby jeszcze bardziej szkodliwa i niebezpieczna niż ów Waszczykowski. A jednak aż do ostatniego wtorku ktoś taki tam był. Był nim mianowicie minister obrony, Antoni Macierewicz. Człowiek ten to najbardziej paradoksalna postać współczesnej Polski. W czasach komunistycznej dyktatury był jednym z głównych przywódców antykomunistycznej opozycji w podziemiu. Należał do grona założycieli KOR - prekursora ruchu Solidarność. Jako zdeklarowany prawicowiec podziwiał jednak bojowość lewicowego rewolucjonisty Che Guevary. Siedział też wielokrotnie w więzieniu. Jego związki z wówczas jeszcze zupełnie nieznanym Jarosławem Kaczyńskim, z którym swego czasu opróżnił niejedną butelkę koniaku, pochodzi właśnie z czasów tamtego podziemnego ruchu. Macierewicz już wówczas odróżniał się zdecydowanie do pozostałych dysydentów. Jego skłonność do wielkiej dramaturgi objawiła się bardzo wcześnie. Na przykład w pewnej scenie w zaciemnionej łazience, którą przypomniał swego czasu Kaczyński. Macierewicz, poszukiwany przez tajne służby, w środku nocy z wielkim tremolo krzyczał z niej: "W takim razie niech mnie rozstrzelają!", na co jego żona odpowiedziała mu sucho: "Dobrze, ale na razie siedzisz sobie na sedesie".
Szedł przy tym tak daleko, że nie wzdragał się przed wchodzeniem w związki z ludźmi, którzy utrzymywali bliskie kontakty z Rosją Władimira Putina - kraju, którego panujący tam społeczny konserwatyzm cieszy się sporym aplauzem wśród pewnej części polskiej prawicy.
Dzisiaj Macierewicz, obok Kaczyńskiego, jest jedną z niewielu postaci, którzy w skrajnym skrzydle narodowego spektrum posiada własne grono popleczników. Uchodzi za najwyższego kapłana "religii smoleńskiej", której hasło założycielskie brzmi "katastrofa samolotu, w której zginął prezydent Lech Kaczyński w roku 2010 była rosyjskim zamachem". I nikt też tak zawzięcie jak on nie domaga się od lat reparacji wojennych ze strony Niemiec.
Następnie autor powtarza dość powszechnie propagowaną tezę, że przy tej nowej konfiguracji rządu na sile zyskuje przede wszystkim Jarosław Kaczyński i prezydent Andrzej Duda. Ten ostatni jako naczelny dowódca Armii, któremu Macierewicz wchodził w drogę, a Kaczyński, ponieważ desygnował do rządu ludzi, których jeszcze mniej musi się obawiać ze względu na ich bezbarwność i marginalność, niż ich poprzedników. Na przykład nowy szef MSZ Czaputowicz, o którym
"nawet skądinąd wszystko wiedząca gazeta Rzeczpospolita w sumie niewiele może powiedzieć." I który tym samym gwarantuje Kaczyńskiemu tę samą ślepą lojalność co i Waszczykowski, którego "naczelnik" nawet po dymisji zbytnio nie musi się obawiać.
- konstatuje autor.
Schuller kończy swój artykuł zdaniem.
Ale czy to samo można powiedzieć o tych innych wyrzuconych, przede wszystkim zaś o arcykapłanie Macierewiczu - to się okaże. Ten bowiem znany jest z tego, że walczy nawet wtedy, gdy wszyscy inni się już poddali"
http://www.faz.net/aktuell/politik/ausland/warum-wirft-polen-drei-eu-gegner-aus-dem-kabinett-15382898.html?printPagedArticle=true#pageIndex_0
#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#
A teraz kilka wyimków z niezawodnej rozgłośni Deutschlandfunk - aspirującej do roli głównej antypolskiej tuby propagandowej w niemieckich mediach. Bez najmniejszego pudła na ich stronie internetowej w każdym tygodniu, a nawet codziennie, można znaleźć po kilka jawnie antypolskich audycji i tekstów.
Już w którymś z poprzednich przeglądów anonsowałem którąś z kolejnych audycji podejmującą temat rzekomego braku wolności słowa w Polsce. W zapowiedzi do tej audycji można było przeczytać:
Audycja ta wyemitowana została po raz pierwszy w godzinach wieczornych 9 stycznia tego roku i jest do odsłuchania na stronie tej rozgłośni."Magda, od 20 lat spikerka w polskich mediach, przestała już rozumieć ten świat. Od czasu gdy w Polsce weszła w życie kontrowersyjna ustawa o mediach, wszystkie osoby na kierowniczych stanowiskach w polskich mediach państwowych zostały zastąpione ludźmi zaufanymi dla ekipy rządzącej. Przekaz informacji jest cenzurowany, wiele informacji całkowicie wypada lub są zmieniane."
Magda czuje się bardzo nieswojo, gdy ze strachu przed konsekwencjami czyta te upiększone wiadomości, stając się tym samym narzędziem w rękach autokratycznego rządu. Autorzy spotykają się z Magdą od pół roku i obserwują ten pełzający upadek demokracji w Polsce, ale i narastający protest społeczeństwa."
Powiem krótko, coś tak żenującego, tak bezczelnie kłamliwego dawno już nie słuchałem. Słucha się tego jak jakiś reportaż z najbardziej zamordystycznego, totalitarnego kraju, gdzie rozmowy toczą się wyłąctznie szeptem i przy zamkniętych szczelnie drzwiach. Coś obrzydliwego! Niewiarygodne wręcz zmanuipulowanego!. Szkoda czasu i zdrowia na omawianie tej skandalicznej chały, zwłaszcza, że występuje jedynie w audio-zapisie, a poza tą zacytowaną zapowiedzią żadnego innego omówienia tekstowego znaleźć nie można. Zaś wysłuchanie jej w całości to doprawdy wielkie wyzwanie. Warto jednak zwrócić uwagę na tę produkcję, jako dowód na to, jak nisko upadło dziennikarstwo u naszych zachodnich sąsiadów.
Audycja - żeby było zabawniej - nosi nadtytuł: "Fakty alternatywne w Polsce" i rzeczywiście, cała jest jednym wielkim żenującym alternatywnym faktem, jest rzeczywistością alternatywną. Przepraszam za emocje.
http://www.deutschlandfunk.de/alternative-fakten-in-polen-magda-und-der-maulkorb.1247.de.html?dram:article_id=400607
#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#
Tak jak napisałem - Deutschlandfunk to istna kopalnia "wiedzy alternatywnej" o naszym kraju. Głośny stał się już wywiad z naszym Ambasadorem w Berlinie, Andrzejem Przyłębskim udzielony tej niemieckiej rozgłośni państwowej. Omawiały go już inne polskie media, więc ograniczę się tu do zwrócenia uwagi na coś, na co nikt dotąd uwagi nie zwrócił, mianowicie na sposób podania tego wywiadu w wersji tekstowej na stronie Deutschlandfunk. Z taką niechlujnością, z takim - moim zdaniem - celowo zabałaganionym i niezbornym tekstem chyba dotąd nigdzie się nie spotkałem. Doprawdy jest rzeczą raczej niespotykaną, by ukazujący się w druku wywiad upstrzony był aż taką ilością różnych zbędnych "przecinków", powtórzeń, niedokończonych zdań, a zwłaszcza owych irytujących podpórek słownych, których rozmówca - najczęściej zupełnie bezwiednie - używa w trakcie ustnej wypowiedzi. Te wszystkie: "że tak powiem", "prawda", "jakby", "powiedzmy", "dajmy na to" i tepe i tede. A w tym zamieszczonym na stronie "Deutschlandfunk" wywiadzie, w odpowiedziach pana ambasadora aż roi się od tego rodzaju "śmieci". Nie czuje się tu żadnej pracy redakcyjnej, najmniejszych nawet starań, by odpowiedzi p. Ambasadora nieco pod względem stylistycznym wycyzelować. I tak jak napisałem, widzę tu celowe działanie. Domyślam się, że p. Ambasador udzielał wywiadu po niemiecku, i choć jego znajomości języka niemieckiego nic nie można zarzucić (na pewno przewyższa o niebo znajomość języka polskiego u ambasadora Niemiec w Polsce), to jednak perfekcyjna i kwiecista nie jest. Dlaczego więc, przedstawiając jego wypowiedź w wersji drukowanej, nie postarano się o korektę, o wyeliminowanie tych niepotrzebnych wtrąceń i zredagowanie tego tak, aby dało się to dobrze i bez irytacji czytać? Wyjaśnieniem może chyba tylko chęć zdyskredytowania p. Ambasadora, który zbyt wielką estymą w niemieckich mediach jak wiadomo raczej się nie cieszy.
Dla porównania można wziąć jeden z licznych wywiadów Lecha Wałęsy dla niemieckich mediów. Toż to bez mała Lessing. :)
Tutaj cały wawiad z Ambasadorem.
http://www.deutschlandfunk.de/polnischer-botschafter-zu-justizreform-ich-wuerde-eine.868.de.html?dram:article_id=408229
#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#
Warto zatem rzucić okiem na zapowiedzi programowe tej rozgłośni, bo pewnie rozczarowania nie bądzie. Rzeczywiście, nie będzie. Widać od razu, że materiałów do omówień (i do denerwowania się) nie zabraknie mi na najbliższe tygodnie i miesiące. Na 17.02.2018 rozgłośnia zapowiada kolejny "sjużet" (jak mówią Rosjanie), w którym mowa będzie o wolności słowa, poglądów i działalności twórczej, a raczej ich braku - w naszym kraju. W zapowiedzi czytamy:
http://www.deutschlandfunk.de/programmvorschau.281.de.html?drbm:date=17.02.2018Jak robi się historię... - Polski Kulturkampf.
"Nie ma najmniejszego powodu, by grupy, które przyczyniają się do niszczenia polskiej kultury, tradycji i tożsamości, były faworyzowane tak, jak dotąd." Tak polski minister kultury, Piotr Gliński, opisuje zasady swojej polityki personalnej i promocyjnej w polskiej kulturze. Niedawno bezceremonialne musiał opuścić swoje stanowisko dyrektor Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, podobnie jak i szefowa Polskiego Instytutu Filmowego. Wielu festiwalom muzycznym i teatralnym skreślone zostały dotacje państwowe. Propagowanie patriotyzmu, dumy i wiary - oto nowe główne wektory polskiej polityki kulturalnej. Instytut Pamięci Narodowej przygotowuje odpowiednie do tego materiały dydaktyczne. "Chcemy uczniów i studentów uczynić dumnymi z tego, że są Polakami." - przedstawia zadanie jedna ze współpracownic tego Instytutu. Po wprowadzonej niedawno reformie szkolnictwa, nauka historii w szkołach zaczyna się obecnie od osobistości związanych z historią Polaki, nie zaś od Greków i Rzymian. "Plan jest perfidny. Sztuka w Polsce ma być zgodna z z obowiązującą linią i katolicka, a przynajmniej całkowicie bezkrytyczna" - ocenia reżyser teatralny Przemysław Wojcieszek. Obecnie inscenizuje swoje krytyczne wobec społeczeństwa sztuki w Teatrze Muzycznym we Wrocławiu. Bowiem wiele komun przeciwstawia się owemu narzuconemu z góry patriotyzmowi kulturalnemu. "Gdybyśmy nie byli w Unii Europejskiej, prawdopodobnie siedziałbym teraz w pudle" - mówi reżyser.
#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#
Rzućmy może jeszcze okiem do tych tytułów najbardziej wiodących, do springerowskiej "die Welt" na przykład. Możemy się z niej dowiedzieć, że Niemcy (a w każdym razie niemieckie media) bardzo kochają Wrocław, a ostatnio nawet jakby coraz bardziej. Przede wszystkim postrzegają go jako ów "Festung Breslau" opierający się bohatersko kaczystowskiemu reżimowi. Podkreśla się jego europejskość, różnorodność i otwartość na świat. No i to że nie zapomina się w nim o jego wielokulturowej przeszłości: niemieckiej, czeskiej, żydowskiej i oczywiście... Nie, wcale nie. Polskiej przeszłości Wrocław nigdy nie posiadał, miał co najwyżej przeszłość... piastowską. :)
"(...)Wrocław jest w najlepszym tego słowa znaczeniu europejski, heterogeniczny i otwarty na świat" - mówi pisarz Marko Martin, który spędził tutaj pięć miesięcy jako "pisarz miejski?", "kancelista?" (trudno powiedzieć, co oni rozumieją tutaj pod pojęciem "Stadtschreiber", bo chodzi przecież o czasy współczesne; przyp. M.P). I podczas gdy w Warszawie tysiące ludzi wychodzi na ulicę protestując przeciwko ograniczaniu demokracji, wrocławianie odnoszą korzyści z posiadania liberalnej władzy w mieście. "Władze Wrocławia od wielu lat dbają o to, aby pamięć tego miasta nie została poddana owej narodowo-homogenicznej musztrze, lecz pozostała otwarta na wszystkie heterogeniczne warstwy swej przeszłości. Wrocław był niemiecki, czeski, piastowski i żydowski - wszystko to odnajdujemy nie tylko w jego architekturze, ale i w jego codziennym, bieżącym życiu" - mówi Martin. (...)"
https://www.welt.de/print/die_welt/article172254528/Mehr-als-eine-Stadt.html
#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#
Na koniec jeszcze jedna krótka notatka z innej niemieckiej gazety, ze Stuttgarter Nachrichten, z której możemy się dowiedzieć co nieco o skali polit-poprawnych paradoksów, jakie serwują swoim obywatelom niemieccy politycy ze wszystkich bez wyjątku partii systemowych (oni nazywają je partiami obywatelskimi (Bürgerparteien)). Gazeta Informuje nas, że w czasie tradycyjnego spotkania z okazji - uwaga! - "Święta Trzech Króli" (Dreikönigstreffen) w Fellbach (Badenia-Wirtembergia), lokalni politycy FDP - partii mającej się za bardzo świecką i postępową (są na przykład zwolennikami małżeństw homo i wielu innych genderowych pomysłów) - zaproponowali wprowadzenie w szkołach "Islamuntericht" (naukę o islamie) i to już od pierwszej klasy.
https://www.stuttgarter-nachrichten.de/inhalt.parteitag-in-fellbach-fdp-will-islamunterricht-in-ersten-klassen.05be2dcf-8831-4888-9843-78abcf079dff.html
To tyle na dzisiaj.
Marian Panic
#REKLAMA_POZIOMA#