Najnowszy sondaż IBRiS. Prawo i Sprawiedliwość ma powody do niepokoju - pisze na stronie głównej Onet, a co dostajemy po kliknięciu w tytuł?
W czasach, gdy chodziłam do szkoły, był w niej przedmiot zwany propedeutyką. Szczerze przez większość uczniów znienawidzony, gdyż sprowadzał się, w gruncie rzeczy, do partyjnej propagandy. Lecz mądrym nauczycielom udawało się wpleść między „naukowe” uzasadnienia wyższości socjalizmu nad kapitalizmem czy zbawiennej dla narodu kierowniczej roli partii ( PZPR) nieco wiedzy obywatelskiej. Np. o tym, czym się różni ustawa od uchwały, co to jest sejm itp.
Frankfurter Allgemeine Zeitung opublikowało nowy artykuł dotyczący imigrantów. Skupia się na Polakach, Rosjanach i Turkach. Zatrzymajmy się nad tymi pierwszymi i zobaczmy, co też znamienite medium naszych sąsiadów pisze o przybyszach z Polski.
Zdobywający coraz większe poparcie w sondażach nowy przewodniczący SPD Martin Schulz nie przebiera w słowach: „Spójrzmy na Turcję, spójrzmy na Węgry, spójrzmy na Polskę. Media zostały zmaltretowane, opozycji utrudnia się działalność albo ją uciska, a sztukę i kulturę tnie”. Zestawienie, jednym tchem, Ankary z Warszawą? Jako rządów autorytarnych? Czemu nie, Schulz ostro gra, by zrzucić Angelę Merkel z fotela kanclerza Niemiec i samemu się tam usadowić. A i w Warszawie nie brakuje frustratów, którzy akceptują te porównania, a nawet sami je stosują, bo koi to własny ból po utracie pozycji, wpływów i apanaży.
Pamiętam, jak kilka lat temu Salon24 wysłał mnie do Schwerina w Niemczech na coś w rodzaju spotkania polskich i niemieckich ludzi mediów. Razem z kolegą mieliśmy tam wystąpić trochę w charakterze baby z brodą, ponieważ wtedy, jako dosyć popularni blogerzy zajmujący się w Polsce polityką, jechaliśmy do kraju, w którym polityczna blogosfera (nie wiem, jak jest teraz, wobec upadku wiarygodności niemieckich mediów) była sprawą cokolwiek niszową. Uczestniczyłem tam w rozmowach kuluarowych oraz panelu dyskusyjnym, podczas którego musiałem stawić czoła całej ogromnej i wściekłej sali dziennikarzy.
- Warto rozmawiać również z dyktatorami, szczególnie jeśli ma się z nimi wspólną granicę, warto robić z nimi interesy, sentymenty w polityce zagranicznej miewają znaczenie, ale przed realizacją własnych interesów muszą ustępować. Warto się jednak również pochylić nad nauką jaką z ostatnich dni płynie. Otóż nawet dyktatorzy nie są wieczni. I choć być może te tysiące na ulicach ich dziś jeszcze nie obalą, to trzeba jednak mieć jakiś pomysł na to, co wtedy jeśli któregoś dnia im się to, jak na Ukrainie, uda - mówił Cezary Krysztopa w felietonie dla Polskiego Radia 24
Wczoraj doszło w Wielkiej Brytanii do dwóch poważnych tragedii. Pierwszą jest eksplozja pod Liverpoolem, znana już w sieci jako #wirralexplosion. Drugim dramatycznym wydarzeniem był wjazd samochodu na chodnik, w wyniku którego życie straciło co najmniej trzy osoby i kolejnych kilka jest rannych. Miało to miejsce w londyńskim Islington, nieopodal znanego pubu.
Ostatnio "Rzeczpospolita" postanowiła zastąpić "Gazetę Wyborczą" w jej trudzie "walki z polskim nacjonalizmem", a mówiąc normalnie - w roli głosu antyrządowej opozycji. Pojawiają się w niej artykuły i komentarze jednoznacznie zaangażowane w sporze politycznym. Czy jest to związane z utratą wiarygodności ideologicznej kuźni Michnika i coraz gorszą sprzedażą "Gazety Wyborczej" trudno przesądzać, lecz proces jest wyraźny.
Zbiegły się dziś trzy istotne wydarzenia. Pierwsza i najważniejsza, to świętowanie Zwiastowania. Druga, to związany ze Zwiastowaniem Dzień Świętości Życia. Trzecia, to rocznica podpisania Traktatów Rzymskich. Wszystkie te rzeczywistości są ze sobą powiązane i początek biorą z największej tajemnicy chrześcijaństwa, czyli Wcielenia Słowa Bożego.
Marzeniem przyszłego sułtana jest rządzić od Zatoki Perskiej, przez Morze Czerwone, Morze Śródziemne, aż po Morze Czarne. Jego marzenia już w części się spełniły. Inne elementy układanki powoli zaczynają spajać się w całość. Jeżeli Ameryka i Europa nie zareagują, to reaktywacja Imperium Osmańskiego dokona się na naszych oczach.
Z nastaniem wiosny na nowo ruszy nawałnica zdążających do Europy uchodźców z krajów Bliskiego Wschodu i Afryki. Równo rok temu z dumą ogłoszono, że szlak bałkański został zamknięty. Wcale tak nie jest. Dość powiedzieć, że tą drogą w ubiegłym roku dotarło do Austrii ponad 42 tys. imigrantów, a w ciągu pierwszych 5 tygodni 2017 r. było ich ponad 3 tys. Całkiem sprawnie prosperuje przemysł przemycania ludzi ze wschodu przez Ukrainę, Białoruś i Litwę do Polski. Stąd szybko podążają w kierunku Berlina, mimo że Angela Merkel wycofała się już z niefortunnie rzuconego zaproszenia. Głównym problemem pani kanclerz jest teraz odsyłanie, a nie sprowadzanie imigrantów. Rosnące poparcie dla startującego w wyborach Martina Schultza stwarza bardzo niebezpieczną sytuację zarówno dla rządzącej od lat CDU, jak i osobiście dla szefowej partii.
- Rany, czego tam nie ma, lamenty na temat obraźliwych fotomontaży przedstawiających niemieckich przywódców i liderów Unii Europejskiej w mundurach Wehrmachtu. Lamenty nad zapowiadaną repolonizacją mediów w Polsce i lamenty nad tymi, jak to malowniczo ujmują sygnatariusze listu, wszystkimi krzywdzącymi antyniemieckimi kłamstwami i oszczerstwami, które bolą sygnatariuszy listu nie mniej niż ich niemieckich przyjaciół. I wyrazy podziwu. I nadziei na to, że „jeszcze będzie tak jak było”. Czy Towarzystwu Dziennikarskiemu wolno się tak płaszczyć? Wolno. A mnie wolno mieć na ten temat opinię. Jednakowoż jako, że wyrażanie tej opinii wydaje mi się nudną łatwizną, zrobię co innego. Zadam parę pytań - mówił w radiowym felietonie dla Polskiego Radia 24 red. Cezary Krysztopa
- W ciągu ostatnich pięciu lat nie urodziło się na Islandii żadne dziecko z Zespołem Downa - mówi irlandzki ginekolog dr Peter McParland z National Maternity Hospital. Dlaczego? Może zostały w jakiś sposób wyleczone? Otóż nie, wszystkie zostały abortowane. Już wcześniej Dania ogłosiła się krajem bez Zespołu Downa.
Propozycja wicepremiera Mateusza Morawieckiego – specjalnego bonusu dla tych, którzy przejdą później na emeryturę, była tematem wielu komentarzy. Mówiono dużo o tym, że rząd usiłuje naprawić własny błąd, jakim było przywrócenie poprzedniego wieku emerytalnego, że bez emigrantów Fundusz Ubezpieczeń Społecznych się zawali (a przecież rząd emigrantów nie chce), jednym słowem jedno wielkie: „A nie mówiliśmy? Wyszło na nasze!”. Nie przebiła się w tym wszystkim myśl, że prawdziwym zagrożeniem dla systemu emerytalnego jest to, że nie wszyscy się nań składają. Lub nie w takim stopniu, jak powinni. A kreatywność tych, którzy określają się mianem pracodawców, pod tym względem jest spora.
Ja niosę, dużo niosę. Ja tylko nie chcę, żeby tamci byli moim krzyżem. Tamci, którzy Ciebie skazują, tamci, którzy wyśmiewają Kościół, tamci, którzy nienawidzą tego, co kocham. Ja nie chcę takiego krzyża, Jezu.
Podczas, kiedy większość "cywilizowanego świata" skupia się na tym, że Donald Trump nie wykazał wystarczającego entuzjazmu w częstotliwości uścisków dłoni proponowanych przez Angelę Merkel, Niemcy, a konkretnie Tagesspiegel, raczy swych czytelników zgoła inną retoryką...
Co odróżnia informacje na innych portalach od tej?- zapytają Państwo. Otóż, i w tym wypadku udało się Superstacji powiązać newsa policyjnego z osobą Jarosława Kaczyńskiego: ""Hoss" złapany. Ukrywał się w dzielnicy Jarosława Kaczyńskiego"\n- brzmi tytuł artykułu dotyczący złapania przez policję ukrywającego się przestępcy.
Oczywiście, najlepiej było kilkadziesiąt lat temu! Takie stwierdzenie spotykamy najczęściej wśród ludzi starszych, ale i ci młodsi czasami również wzdychają za przeszłością. Jeśli jednak zapytamy o przykład takiego lepszego stanu, najczęściej nie usłyszymy niczego konkretnego. W pamięci piszącego wyryła się chyba już na trwałe sytuacja zapamiętana z dzieciństwa. Otóż dwoje starszych ludzi, wspominało stare dobre czasy i kiedy przyszło do przywołania konkretnego przykładu, jeden z rozmówców stwierdził, że „przed wojną to słońce było duże jak balia, dzisiaj jak przetak”.
Kiedy Mama pytała mnie, jaką ma ugotować zupę, możliwe odpowiedzi były tylko dwie: krupnik albo kartoflankę. Krupnik musiał być na kurzych podrobach, które akurat były łatwiej dostępne niż inne rodzaje mięsa, a być może to Mamie, jako położnej, udawało się je jakoś załatwić. Z kolei kartoflanka musiała być na kościach, chyba wołowych, ale pewności nie mam, mogło mi się już coś w dobrej, ale krótkiej pamięci poprzestawiać.
Urzędnicy dokładają starań. Pochylają się nad zagadnieniami horyzontalnie i gruntownie. I nieustannie. Im wyżej w urzędy, tym ciemniej i straszniej. Kto ich sieje? Po co ich zatrudniają? Co oni właściwie robią? Przesłuchania kolejnych urzędników w aferze Amber Gold zdumiewają. Słuchając ich popisu niekompetencji, trzeba sobie zrobić przerwę.