[Tylko u nas] M. Franczak (Syn "Lalka", ostatniego "Wyklętego"): Przyjdzie i czas na resortowe dzieci
Tysol.pl: Co pan czuje widząc Festiwal organizowany z tak dużym rozmachem?
Marek Franczak: Jestem szczęśliwy, że Żołnierze Niezłomni-Wyklęci wyszli szeroko w Polskę i są propagowani. Byli przez tyle lat w cieniu, wyrzuceni na śmietnik historii. Wielki szacunek dla organizatorów tego typu imprez, dla Festiwalu Niepokorni Niezłomni Wyklęci, dla prof. Szwagrzyka za przywracanie pamięci. Chylę czoła również redaktorom czasopism, które się tą tematyką zajmują. Bardzo podoba mi się, że młodzi ludzie chodzą w koszulkach z sylwetkami „Inki” i Rotmistrza Pileckiego i się tego nie wstydzą. To dla mnie symbol kontynuacji walki z czerwoną zarazą, która w wielu miejscach wciąż jest obecna, ale wkrótce zostanie odsunięta na dalszy plan.
A to, że patronat nad wydarzeniem sprawuje Prezydent RP ma szczególne znaczenie?
To dla nas ma wielkie znaczenie. Po to głosowaliśmy na tego prezydenta, na ten rząd by przywracali pamięć o tych ludziach, żeby szli razem z nami ramię w ramię. I oni to robią.
Pana tata byłby dumny z Festiwalu i dzisiejszej Polski?
Z Festiwalu na pewno. Z Polski może jeszcze nie do końca z tego powodu, że w pewnych miejscach wciąż znajdują się „resortowe dzieci”. Ale przyjdzie jeszcze pora, że i te dzieci odejdą…