Miało być rozliczanie przestępców z PiS, a skończyło się na relacji dwóch delikatnych kobiet, przeciw którym państwo użyło całej swojej siły, by je złamać i zmusić do uległości. Jednak Urszula Dubejko i Karolina Kucharska wyszły zwycięsko ze zderzenia z państwem walczącej demokracji.
Wybory parlamentarne w Gruzji wielu analityków porównuje do wojen w Wietnamie i Afganistanie, które dziesiątkowały tamtejszą ludność, choć tak naprawdę były próbą sił między Rosją Sowiecką i Stanami Zjednoczonymi, głównymi rozgrywającymi świata rozdartego żelazną kurtyną. Również teraz, choć bez karabinów, a jedynie przy pomocy urn wyborczych, toczyła się walka między światem zachodniej demokracji a odbudowującą sowieckie imperium Moskwą. Bitwę (choć nie wojnę) wygrała bezspornie Rosja, której cichy reprezentant, partia Gruzińskie Marzenie, uzyskał – niekoniecznie uczciwie – ponad 54-procentowe poparcie wyborców.
Kampania prezydencka w Polsce ruszy na dobre na początku 2025 roku, ale już dziś budzi silne emocje. Główne partie, mobilizując elektorat, wskazują na wysoką stawkę gry o prezydenturę.
Światła neonów zgasły. Amerykanie nie podnoszą już wysoko głów, coraz częściej spuszczają je wstydliwie. Stany Zjednoczone zaczęły za siebie przepraszać.
Bułgaria po raz kolejny zablokowała rozpoczęcie negocjacji akcesyjnych Macedonii Północnej z Unią Europejską (Macedonia Północna jest stowarzyszona z UE od 2001 roku, w 2005 roku uzyskała oficjalnie status państwa-kandydata, od 2020 roku państwo to jest członkiem NATO).
Większość amerykańskich pracowników pozytywnie odnosi się do związków zawodowych, postrzegając je jako klucz do poprawy warunków swojego życia. W obliczu rosnących zysków firm i wynagrodzeń ich kierownictwa pracownicy za oceanem doświadczają niskich płac, ograniczonych świadczeń i niepewnej przyszłości emerytalnej. Pomimo istniejących przepisów wiele firm stosuje praktyki mające na celu ograniczanie działalności związkowej. Wniesiony w tej kadencji Kongresu projekt ustawy PRO Act zakłada rozszerzenie prawa do organizacji związkowej pracowników. Zwolennicy tej inicjatywy ustawodawczej wskazują, że przepisy korzystnie wpłynęłyby na ich sytuację.
„Zwycięstwo Trumpa może mieć takie skutki, jak dojście Hitlera do władzy” – ostrzega podczas dyskusji odbywającej się w Łodzi w ramach „Igrzysk wolności” Adam Michnik, przez lata cieszący się sławą autorytetu moralnego naczelny „Gazety Wyborczej”. Największa dziś chyba medialna potęga drugiej strony naszego politycznego uniwersum – Telewizja Republika – przeprowadza z Donaldem Trumpem ekskluzywny wywiad, a cała redakcja udekorowana jest symboliką jego kampanii. Te dwie skrajności dobrze oddają nastawienie polskich środowisk opiniotwórczych i świata polityki do tegorocznych wyborów w USA.
Rządząca koalicja straciła prawne oparcie w instytucjach Unii Europejskiej. Nie może już odwoływać się do wyroków TSUE czy orzeczeń Komisji Weneckiej w sprawie przywracania praworządności, gdyż obie te instytucje jednoznacznie uznały, że nie ma podstaw do kwestionowania statusu sędziów w Polsce. Oznacza to, że ekipa Donalda Tuska łamie wszelkie zasady praworządności nawet według prawa UE.
Już 5 listopada poznamy nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Na to, czy Donald Trump wróci do Białego Domu, ogromny wpływ będzie miało to, ilu uda mu się pozyskać robotników i wyborców gorzej sytuowanych materialnie. W 2016 r. to właśnie przekonanie do siebie znacznej części klasy pracującej dało Trumpowi sensacyjne zwycięstwo. W USA, podobnie jak w wielu krajach Europy, narodowi populiści zbudowali się na odbieraniu głosów lewicy i krytyce liberalnego establishmentu. Teraz pierwszy raz to kandydat Republikanów na prezydenta może zwyciężyć wśród najmniej zarabiających. Część lewicy nie chce jednak dać za wygraną i próbuje kontratakować.
Ostatnie tygodnie pokazały, że globalnemu handlowi nie grozi zamrożenie – Zachód będzie handlował z Chinami, nawet jeśli dla jednej ze stron ów handel będzie nie do końca opłacalny. Od początku roku Chiny, Stany Zjednoczone i Unia Europejska wycelowały w siebie armaty – chodziło o groźbę nałożenia wysokich ceł na produkty produkowane przez dotychczasowych partnerów. Armaty wystrzeliły we wrześniu.
Sztaby Kamali Harris i Donalda Trumpa intensyfikują działania, aby zdobyć głosy Polonii, zwłaszcza w Pensylwanii, gdzie populacja Amerykanów polskiego pochodzenia wynosi ponad 800 tysięcy osób. Poparcie tej grupy może zadecydować o wyniku wyborów prezydenckich. Kamala Harris w trakcie debaty zwróciła uwagę na kwestie bezpieczeństwa Polski, a Trump planował wizytę w „Amerykańskiej Częstochowie”, czyli w sanktuarium Matki Boskiej w Doylestown w Pensylwanii. Udzielił również historycznego wywiadu Telewizji Republika. Polonia pozostaje jednak politycznie zróżnicowana, co sprawia, że trudno przewidzieć, kogo ostatecznie poprze w tym roku.
Narastające kryzysy – w państwie i koalicji – wymuszają na premierze eskalację przemocy. Do tej pory dotyczyła ona jedynie polityków PiS i osób z nim związanych, ale zatrzymanie i metody traktowania Janusza Palikota są sygnałem, że zagrożeni mogą czuć się także sojusznicy.
Mija rok od wyborów parlamentarnych, które przedstawiciele obu stron głównego sporu polskiej polityki uważali na najważniejsze od 4 czerwca 1989 r. I choć, zwłaszcza spadkobiercy Unii Wolności, określali tak również każde wcześniejsze głosowanie po 2015 r., tym razem można przyznać im rację.
Działania polityczne rządu wciąż skupione są na przejmowaniu kontroli nad kolejnymi obszarami państwa. Rządzący robią to często niezgodnie z prawem, szukając sztuczek ustrojowych albo kwestionując legitymizację instytucji państwowych. Coraz lepiej widoczny jest relatywizm instytucjonalny, który będzie skutkował poważnym kryzysem. Jego symptomy już widać.
Źle się stało, że lasy w Polsce stały się poligonem wojen kulturowych. Las to nie zabawka, decyzja o nim podjęta dzisiaj ma konsekwencje dla następnych pokoleń.
Stopa bezrobocia w Strefie Gazy osiągnęła porażający poziom 79,1%. Na Zachodnim Brzegu, który również został poważnie dotknięty kryzysem, bezrobocie osiągnęło 32%. Wśród tych, którzy nadal pracują, połowa doświadczyła skrócenia godzin pracy, a 2/3 otrzymało niższe wynagrodzenie niż zwykle.
Ten obrazek zapewne nie przejdzie do historii, ale przynajmniej na kilka dni rozbawił wielu internautów. Okoliczności, w których doszło do tej sytuacji, już tak zabawne nie są. Warszawa, trwa demonstracja przeciwko niszczeniu PKP Cargo. Przemawiający politycy Zjednoczonej Prawicy dostrzegają wśród obecnych swoich kolegów i koleżanki z Razem, zapraszają więc, by ktoś z nich zabrał głos. Marcelina Zawisza już rusza w stronę mikrofonów, zatrzymuje ją jednak Adrian Zandberg. Lewica lubi słowo „mansplaining” obrazujące protekcjonalne traktowanie kobiet przez mężczyzn uzurpujących sobie prawo do tłumaczenia im świata. Czy opisane zdarzenie nie mieści się aby w tym pojęciu?
Zwolennicy tzw. Zielonego Ładu zamrozili w Polsce jakąkolwiek dyskusję na temat ekologii i zrównoważonego rozwoju. Próba kwestionowania narzucanych odgórnie rozwiązań – wszystko jedno, czy dotyczących energetyki, lasów państwowych, finansów państwa, czy choćby codziennej diety – nieodmiennie kończy się ostracyzmem środowisk pozujących na nowoczesne i inteligenckie.
Ekologia w działaniach obecnego rządu stała się nie tyle priorytetem, co walcem miażdżącym poszczególne segmenty działalności państwa, dziedzin życia i gospodarki. Doktryną, która zastąpiła dawne, prorozwojowe hasła.
Z dwudziestosiedmioosobowego składu przyszłej Komisji Europejskiej polskich komentatorów i dziennikarzy interesują tylko dwa nazwiska – przewodniczącej i polskiego nominata rządu. To błąd.