„Twoja ambicja zabija ciebie” – śpiewał zespół Kryzys w 1980 roku. Te słowa powracają niczym echo, gdy myśli się o Krzysztofie Bosaku – polityku, który najcenniejsze cechy swojej osobowości złożył na ołtarzu walki o władzę.
To, co wydarzyło się w Rumunii, a wcześniej w Gruzji, jest sygnałem ostrzegawczym nie tylko dla Polaków, których w przyszłym roku czekają wybory na urząd prezydenta Rzeczpospolitej. To ostrzeżenie dla całej Europy, która w obliczu kryzysu okazuje się zbyt słaba, nie tylko żeby przeciwdziałać zagrożeniom ze strony Rosji i Chin, ale również zapanować nad niespójnym systemem prawnym państw członkowskich.
Po wyborach w 2023 roku w gabinetach, pokojach i na korytarzach przy Woronicza i pl. Powstańców atmosfera stała się nerwowa. Dla wszystkich było oczywiste, że Telewizję Polską czekają zmiany. Jednak praktyka poprzednich politycznych zwrotów akcji, znana pracownikom z dłuższym zawodowym doświadczeniem, nie wskazywała na to, że przejęcie mediów publicznych przebiegnie w tak gwałtowny i niezgodny z przepisami sposób. Nowy rząd powstał 13 grudnia, tydzień później wyłączono sygnał TVP Info. Pod osłoną policyjnych pał i zaprzyjaźnionych z politykami PO ochroniarzy dokonano skoku na TVP, Polskie Radio i PAP. Z przyczyn oczywistych najwięcej emocji wywołało przejęcie Telewizji Polskiej.
Spustoszenie – to właściwie jedyne dziedzictwo Koalicji 13 grudnia po roku rządów. Jest tak źle, że ekipę Donalda Tuska zaczynają krytykować nawet mateczniki poparcia tego środowiska.
Informacje o tym, jak Polska planuje poradzić sobie z unijną procedurą nadmiernego deficytu, dawkowane są obywatelom dość oszczędnie. Gdy już pojawią się w mediach o największym zasięgu, maluje się je raczej jako sukces, ponieważ Unia przyjęła propozycje polskich władz. Jednak zaakceptowany plan to tak naprawdę wyrok na polskie rodziny, poziom życia, zatrudnienia i produkcji. Będzie zimno, ciemno i biednie, oczywiście już po wyborach. Warszawa i Bruksela dogadały się bowiem i w tym, że do wyborów prezydenckich Polacy mają niczego nie zauważyć.
Za młodu Donald Tusk walczył z generałem Wojciechem Jaruzelskim, a w późniejszych latach ze wszystkim, co mu go przypominało. Czy jednak mocując się z potworami, uważał, by samemu nie stać się jednym z nich?
Ryszard Petru jest jak kapitalizm: obiecuje złote góry, nie przyznaje się do porażek i co jakiś czas zalicza widowiskowy kryzys – na szczęście (w przeciwieństwie do katastrof ekonomicznych) dostarcza publiczności więcej rozrywki niż zgryzoty.
Zgodnie z planami – wymuszonymi wzajemną rywalizacją – liderów dwóch największych partii w Polsce kandydatów prezydenckich Koalicji Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości poznaliśmy niemal równocześnie. Kto wygrał prawybory w KO ogłoszono w sobotę, 23 listopada, a kto – „konkurs” (jak określał to sam Jarosław Kaczyński) PiS, w niedzielę dzień później. Atak na największą partię opozycji trwa od czasu zmiany władzy, a do wielu działań nie było trzeba nawet znać tego najważniejszego nazwiska.
Start prezesa IPN w wyborach prezydenckich jest sygnałem, że na polskiej prawicy nie tylko zaczyna się zmiana pokoleniowa, ale też pojawia się nowy typ polityka. Karol Nawrocki ma wyraziste poglądy, ale jednocześnie nie jest uwikłany w wojnę plemienną między PO i PiS. To może być początek szerszych zmian.
– Prawdziwym problemem jest porozumienie się z tą drugą stroną, bo nie wiem, czy ona jest zainteresowana kompromisem. Być może przyjdzie czas, w którym taki kompromis będzie możliwy – mówi prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński w rozmowie z Igorem Zalewskim.
Nie chodzi o to, by zostawić PKP CARGO w formie mocno zredukowanej, okrojonej do granic możliwości, bo „takie są potrzeby rynku”. Pytanie, czy Polskę stać na infrastrukturę poszatkowaną, rozdzieloną między różne podmioty międzynarodowe wobec wojny za wschodnią granicą, wydaje się retoryczne.
„Nie istnieją dwaj liberałowie, którzy zgadzają się co do tego, czym jest liberalizm”. Ta „niezgoda” jest jednak sprytną formą monopolizacji oferty ideowej dla współczesnych społeczeństw. Znajduje to odbicie i w naszej krajowej polityce.
Imigranci to wielki, dochodowy biznes. Wiedzą o tym doskonale lewicowe organizacje, które na pomoc przybyszom zza granicy otrzymują dziesiątki, a nawet setki milionów złotych czy euro. Im więcej imigrantów, tym większe zyski. A wszystko pod przykrywką szczytnych celów.
– Nie można bezrefleksyjnie przenosić z wyborów na wybory raz ustalonego wzorca metodologicznego. Każde kolejne wybory mają swoją specyfikę. Bez uwzględniania swoistości sytuacji pracownie sondażowe będą się mylić. Cztery lata temu była inna sytuacja wewnętrzna Ameryki, inny entourage geopolityczny i ekonomiczny, inny zestaw kandydatów. Podczas gdy wzór badawczy pozostawiono bez zmian – mówi prof. dr hab. Mirosława Grabowska w rozmowie z Marcinem Darmasem.
Kryzys w niemieckim rządzie nie pojawił się po zdymisjonowaniu ministra finansów Christiana Lindnera. Zaczął się dużo wcześniej, a w jego tle wyraźnie widać nierozstrzygnięte kwestie unijnej polityki migracyjnej oraz – to rzecz być może najważniejsza – unijną politykę klimatyczną, a przede wszystkim rozwiązania wprowadzane przez tzw. Zielony Ład. To program tylko pozornie niosący rozwiązania, a tak naprawdę szkodliwy dla gospodarki. Odejście od niego postulował głośno Lindner na kilka dni przed odwołaniem go z urzędu, co doprowadziło do bezprecedensowego kryzysu rządowego w Berlinie.
6 listopada świat obiega informacja, że wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych wygrywa Donald Trump. Następnego dnia premier Donald Tusk wylatuje do Budapesztu na szczyt Europejskiej Wspólnoty Politycznej. Z tej okazji szef rządu postanowił zorganizować krótką konferencję prasową na lotnisku wojskowym na Okęciu. Procedura akredytacyjna nie jest jednak prosta. Wiadomość o konferencji przychodzi późno.
„Panowie, policzmy głosy”. „Ale… to jest… taki… gangsterski chwyt trochę…” – te kwestie Donalda Tuska i Waldemara Pawlaka uwiecznione w filmie Jacka Kurskiego pt. „Nocna zmiana” to jeden z symboli III RP.
Wizerunek Donalda Tuska to wrażliwa materia. Pielęgnowanie go wymaga szczelnej otuliny propagandowej, skutecznie chroniącej przed wszelkimi niepożądanymi „ciałami obcymi”, które mogłyby w jednej chwili zniweczyć wielomiesięczną pracę specjalistów od politycznego marketingu i rozwiać misternie tkaną przez nich iluzję. Nic dziwnego, że odpowiedzialność za poziom hermetyczności otoczenia premiera powierza się osobom nad wyraz rygorystycznym. One jednak wiedzą najlepiej, że ten pożądany w ich pracy atrybut bywa również czynnikiem chaosu i przyczyną medialnych katastrof.
Platforma Obywatelska od zawsze miała zaprzyjaźnione ze sobą media, przyjaźnie jednak bywają czasem bardzo trudne. Trzymany nad tą partią przez lata medialny parasol sprawił, że kompletnie nie jest ona w stanie poradzić sobie z nawet najlżejszą krytyką płynącą ze strony kibicujących jej na co dzień dziennikarzy. Tych, którzy jej nie kibicują, odmawia tego miana i na szczeblu organizacyjnym utrudnia lub uniemożliwia im wykonywanie zawodu. „Swoich” dyscyplinuje rękami spontanicznych lub zorganizowanych w farmy trolli internautów.
Świat nie przymyka oczu na nierozliczone zbrodnie, choć tym, którzy je popełnili, nie zawsze jest to na rękę. W globalny trend skutecznych żądań zwrotów zagrabionych dóbr kultury czy wypłaty zadośćuczynienia za popełnione zbrodnie mogła (i chciała – w poprzedniej kadencji rządu) wpisać się Polska, jednak proniemiecka polityka obecnego gabinetu raczej przychyla się do niemieckiej narracji, która po raz kolejny dała się usłyszeć podczas ostatniej wizyty prezydenta Niemiec Franka-Waltera Steinmeiera w Atenach. A jaka to narracja? Niemcy też były ofiarami nazistowskich zbrodni. Naprawdę!