Wydawało się przez chwilę, że fala zwolnień grupowych już się przetoczyła. Ale ruszyła znowu, bo wciąż rządzą nami liberałowie. Ich zwolennicy twierdzą, że to sprawa rynku, popytu, koniunktury. Dziecinne wykręty, skoro zwalniają też spółki państwowe.
Od piętnastu lat Piotr Duda stoi na czele Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”. Wyróżnienie przyznane 26 czerwca wpisuje się w ciąg działań, które Związek podjął w tym czasie: od negocjacji dotyczących prawa pracy, poprzez protesty przeciwko degradacji praw pracowniczych, aż po społeczne kampanie informacyjne.
Minął miesiąc, odkąd rządowa większość przegrała wybory prezydenckie. Czy wyciągnęli z tej porażki jakiekolwiek konstruktywne wnioski? Nie, żadnych.
Znawcy kolarskich wyścigów mówią, rzecz jasna, o Tour de France. O wykańczających podjazdach na Col de la Loze czy tryptyku Peyresourde – Menté – Portet-d'Aspet, Col d’Agnes i równinie de Beille. I my w Polsce możemy się pochwalić nietuzinkowym wyścigiem. Oto między 2 a 5 lipca będziemy śledzić 36. edycję Międzynarodowego Wyścigu Kolarskiego „Solidarności” i Olimpijczyków.
– Kolarze ścigają się przede wszystkim sami ze sobą, towarzyszy im nieustanie zgarbiony cień pa dający na ziemię; walczą ze swoimi ciałami, zmęczeniem i skurczami. Konkurują również między sobą, zarówno w obrębie własnych drużyn, jak i przeciwko innym. Czasami przygniata ich słońce, wiatr dmucha w twarze, a deszcz zacina. Na te prze ciwności jest tylko jeden sposób: jaz da ramię w ramię, koło w koło, czyli w peletonie. Dlatego bez względu na okoliczności i warunki pogodowe między 2 a 5 lipca – między Kielcami a Łodzią – bądźmy razem na 36. Międzynarodowym Wyścigu Kolarskim „Solidarności” i Olimpijczyków! – zachęca nasz autor Marcin Darmas w najnowszym numerze Tygodnika Solidarność, który poświęciliśmy tradycyjnie największej imprezy sportowej Solidarności o randze międzynarodowej – Wyścigowi Kolarskiemu "Solidarności" i Olimpijczyków.
Jakiś czas temu, w związku z tym, że z trójką dzieci przestaliśmy się mieścić w pięćdziesięciometrowym mieszkaniu, przeprowadziliśmy się do małego domku z małą działeczką. Dzięki czemu ja, który zdecydowaną większość swojego życia przemieszkałem w blokach, mam okazję zrealizować swoje małe marzonka o dłubaniu w swojej ziemi.
Zagotowało się: Marta Nawrocka, już jako Pierwsza Dama in spe, ubrała się dwa razy w tę samą sukienkę, co zostało jej wypomniane w mediach przez niejaką Martę Rodzik, ekspertkę ds. wizerunku i public relations.
Jedyne w Polsce oficjalnie uznane przez Kościół miejsce objawień maryjnych zostało uratowane przed zniszczeniem jego duchowego i krajobrazowego charakteru wielką halą magazynów odpadów Lidla.
Iran miewał w Polsce swoje „pięć minut” zainteresowania. Pierwszy raz jeszcze za komuny, kiedy szyicka rewolucja konserwatywna obaliła prozachodni reżim Mohammada Rezy Pahlawiego.
"Niemcy są liberalni obyczajowo i konserwatywni gospodarczo. Nasz przemysł wciąż jest w stanie wytwarzać poważne produkty. Ale to nie ustawia nas już w pierwszym rzędzie najbardziej innowacyjnych gospodarek" – mówi Wolfgang Münchau, autor książki „Kaput. Koniec niemieckiego cudu gospodarczego”, w rozmowie z Jakubem Pacanem.
Michel Barnier to republikański urzędnik starej daty, który nie boi się herkulesowych wyzwań. Politykę uprawia z quasi-donkiszotowskim powołaniem.
Jeszcze rok temu była to „teoria spiskowa”. Rzecz jasna „prawicowa”, a nawet „skrajnie prawicowa”. Tylko „świry” i „szury” w to wierzyły. „Pisiory”, „konfiarze”, „solidaruchy”.
Wygląda na to, że mit wyborów „ukradzionych” w jakiś zdumiewający sposób przez Przemysława Czarnka do spółki z ojcem Tadeuszem Rydzykiem wcale nie musi zostać hermetycznym przekazem Romana Giertycha skierowanym do przypominających coraz bardziej szaloną sektę zwolenników jego radykalnych pomysłów na „porządkowanie” naszej polityki.
Po wielu latach sporów, przeciągania liny, uników i milczenia w Berlinie stanął „tymczasowy” pomnik upamiętniający polskie ofiary niemieckiej okupacji podczas II wojny światowej. Problem w tym, że całość sprawia raczej wrażenie nieśmiesznego żartu albo wręcz splunięcia nam wszystkim w twarz.
Ujawnione taśmy odsłaniają nieco polityczną rolę Romana Giertycha. Nie tylko w samej Platformie Obywatelskiej, ale przede wszystkim na zapleczu władzy. Z jednej strony jest jakby lobbystą, z drugiej – pozbawionym politycznego wyczucia amatorem. Do tego jeszcze pomiatanym.
„Już nie ma Europejskiego Zielonego Ładu, dlatego że w tej chwili zmienił się świat, jeżeli chodzi o kwestie dotyczące załamania łańcucha dostaw i tego, że musimy inwestować w nasz przemysł i w naszą konkurencyjność” – mówił w telewizyjnej debacie 12 maja Rafał Trzaskowski.
Jaki będzie los Campusu Polska Przyszłości, sztandarowej inicjatywy Rafała Trzaskowskiego? No właśnie nie do końca wiadomo.
Wbrew zapowiedziom wybory prezydenckie nie zakończyły sporu i nie rozstrzygnęły kwestii hegemonii po lewej stronie spektrum politycznego. Ostateczna rozgrywka ciągle jeszcze przed nami.
Leśnictwo i przemysł drzewny jak w soczewce pokazują, do czego prowadzi radosna twórczość ideologów zielonej religii. Zielony Ład już doprowadził do likwidacji w Polsce tysięcy miejsc pracy. Na szczęście las się budzi.
Nie wymienię nazwiska, bo nie mam do tego upoważnienia. Ale jeden z naprawdę znanych prawicowych dziennikarzy stał się ostatnio niechcianym bohaterem przykrej przygody.