Polska nie jest im nic winna: przywrócenie podwyższonych emerytur agentom PRL to nagradzanie zła
– Podczas kampanii wyborczej formacje wchodzące w skład obecnego rządu zapowiadały przywrócenie „praw nabytych” osobom objętym tzw. ustawą dezubekizacyjną. W skrócie mówiąc, chodzi o przywrócenie podwyższonych emerytur przedstawicielom służb PRL-u. Sprawa ta cały czas jest rozwojowa. Czy Polska jest cokolwiek winna przedstawicielom tamtego systemu?
– Trudno powiedzieć, w jakim w ogóle charakterze Polska mogłaby być cokolwiek im winna. W naszym kraju nastąpiła głęboka zmiana prawa i to, co kiedyś było „pożądanym” stanem, stało się bardzo „niepożądane”. Dotyczyło to przede wszystkim ludzi zatrudnianych w służbach specjalnych, a zwłaszcza w tajnych służbach.
Dylemat, co zrobić z tymi ludźmi, odziedziczyło całe pokolenie, które w latach 90. przejmowało stery od tych, którzy przez ponad 40 lat rządzili naszym krajem.
Wykręt na sprzątaczkę
– Najczęściej pojawiającym się argumentem za przywróceniem podwyższonych świadczeń jest to, że pracowali tam różni ludzie. Można odnieść wrażenie, że wszyscy byli po prostu sprzątaczkami. Jak Pan to ocenia?
– Ten problem tak naprawdę nie istnieje. To nie jest żadna wielka filozofia, aby rozdzielić pracowników administracyjnych, takich jak sekretarki czy osoby dbające o porządek, od tych, którzy prowadzili działalność agenturalną na tajnych etatach. To jest bardzo stary wykręt, który był już stosowany od razu po upadku PRL i niestety odegrał istotną rolę. Od samego początku wmawiano Polakom, że można się łatwo pomylić i ktoś może niesłusznie stracić pieniądze, więc najlepiej zostawić je wszystkim. A „pod spódnicą” takiej sprzątaczki chowały się naprawdę groźne postacie, które odgrywały – dopóki nie zostały zdemaskowane, a przecież nie wszystkie zostały – bardzo szkodliwe role.
To, kto kim był naprawdę, trzeba było jednak rozsądzić na początku, bo szybko zaczęto niszczyć materiały archiwalne, takie jak chociażby listy płac, bo po nich można było się dowiedzieć, kto gdzie, kiedy i za co dostawał nasze pieniądze.
Pragnę jednak zwrócić uwagę, że przywrócenie tych podwyższonych świadczeń byłoby nie tylko błędem narodowym, ale także symbolicznym zaakceptowaniem działań tych ludzi wykonywanych w imieniu Rzeczpospolitej, niestety w tamtych czasach zwanej „Ludową”.
– Oczywiście sama kwestia podwyższonych świadczeń to nie jest jedyny problem…
– Służby specjalne UB, późniejsza SB z dodatkami, zajmowały się w różnym stopniu inwigilacją i szkodzeniem społeczeństwu. I nigdy nie dokonano tego rozdziału na prawdziwych przestępców, domniemanych przestępców i niewinne osoby, którymi się zawsze zasłaniano. Dlatego moim zdaniem największym problemem jest to, że nie ukarano tych, którzy na to zasługiwali. Ogrom zła, który został wyrządzony konkretnym osobom, nigdy nie został sprawiedliwie określony karą. Dokonało się to tylko powierzchownie poprzez określenie, że ktoś był albo nie był współpracownikiem i w jakim stopniu.
Czytaj także: Sąd zajął się Ursulą von der Leyen. „Nadal nie wiadomo, ile właściwie zapłacono koncernom”
– Polska źle rozliczyła się ze swoją przeszłością?
– Oczywiście, zrobiono zdecydowanie za mało. Teraz jedynie można wykonać tak naprawdę już tylko gesty symboliczne, czyli powinno zostać jasne określone, kto był prawdziwym szkodnikiem, a kto był mimowolnym i się wycofał. Wtedy rozdział emerytur byłby sprawiedliwszy.
Chciałbym jednak zwrócić uwagę, że agentom PRL-owskich służb tych emerytur nie odebrano, tylko ustalono ich poziom jako przeciętne emerytury obywateli normalnie pracujących. One wcześniej były rażące różne, czyli kilkakrotnie większe od tego, co dostawali za ciężką pracę sami prześladowani. A przecież te podwyższone świadczenia były tak naprawdę finansowane z pieniędzy nas wszystkich, także osób prześladowanych.
– Jak wyglądało to przenikanie służb PRL-u do III RP?
– To był ten sam szkodniczy obyczaj, który służby wprowadzały wcześniej. Mogłem widzieć to zresztą na własne oczy, bo w chwili rozpadu cudzego systemu w naszym kraju zaproponowano mi z powodów politycznych i historycznych pracę w MSZ do negocjacji katyńskich. Tam byłem świadkiem sceny, w której kilku starszych panów cały czas tworzyło w pracy atmosferę zagrożenia. Nie za bardzo wiedziałem, kto mógłby im zagrażać. Okazało się, że ich wrogami są ci, którzy chodzą po ulicy. Przebywając z nimi, odkryłem, że dla nich polski obywatel to jest w ogóle ktoś obcy, ktoś, kto im zagraża w ich małym „Ubekistanie”. Oni wytworzyli sobie własny „naród” otoczony siecią kontaktów, a wszyscy inni są zagrożeniem, które może zabrać im wszystko to, co cudzym kosztem udało im się w swoim życiu zgromadzić. Oni po prostu zionęli nienawiścią do Polaków. W tym środowisku doszło do tak głębokiej alienacji społecznej, że nie czuli oni żadnej więzi z rodakami, odpowiedzialności za kraj.
I oni, wchodząc w III RP, stworzyli system głęboko korupcyjno-patogenny. I moim zdaniem nawet nie dlatego, że oni dostawali jakieś pieniądze od obcych wywiadów, tylko dlatego że ich nie interesowało działanie w imię dobra obywateli, których los w ogóle ich nie obchodził, z którymi się nie utożsamiali i nie mieli żadnej więzi.
Sam zresztą znałem człowieka, który donosił za darmo. Robił to hobbystycznie, a do tego z ogromnym zacietrzewieniem. Robił to, bo sprawiało mu satysfakcję, że może komuś zaszkodzić.
Brutalność służb PRL
– Służby takie jak UB, SB czy służby wojskowe kojarzą oczywiście z wielką brutalnością. Jak to wyglądało?
– O tym, jak działały służby PRL, przekonałem się na własnej skórze. Kiedy zostałem schwytany na jednej z demonstracji, zostałem zapytany o mój stan cywilny i o to, czy mam dziecko. Potwierdziłem. Wtedy zapytano mnie, czy nie boję się o ich bezpieczeństwo. Nagle zobaczyłem przed sobą potencjalnego mordercę własnego dziecka. Przyznam się, że zagotowałem się wtedy i zadziałały we mnie ogromne instynkty rodzicielskie. Ten człowiek miał dużo szczęścia, że wyszedł żywy.
Oczywiście jednym z najbardziej znanych przykładów jest sprawa Grzegorza Przemyka, która była potwornym wstrząsem. Po pogrzebie widziałem tysiące młodzieży szkolnej. To było wtedy wypowiedzenie wojny komunie, czyli systemowi prawnego bezprawia. I tak to zostało w naszym społeczeństwie, że ci ludzie komunistycznych służb powinni być ukarani. Nie mówię tutaj oczywiście o jakimś prześladowaniu, ale najbardziej gorliwi agenci powinni zostać wystawieni na publiczne napiętnowanie. Powinno być jasno wskazane, którzy ludzie przez nich stracili życie, majątki, zdrowie, ilu ludzi straciło pracę, stawiając opór, jak wiele rodzin zostało rozbitych. Tak naprawdę wiele osób cały czas odczuwa skutki tamtych donosów. Polski pozbawić nas nie mogli, ale oni sami pozbawili się narodu za judaszowe złotówki.
– Kto był szczególnie narażony na prześladowania?
– Oczywiście środowisko związane z Kościołem, ale inwigilowanie go nie było łatwe, bo było ono mocno rozczłonkowane. Jak najbardziej wrogie podejście esbecy mieli także do Solidarności. Słowo „Solidarność” wywoływało u nich wściekłość, ale tutaj trzeba być bardzo ostrożnym, bo wśród esbeków byli też i tacy, którzy naprawdę wierzyli, że Solidarność coś zmieni, i wydeptywali sobie drogę, stając się naszymi ludźmi w tamtych organach. Sam znam kilka takich przypadków.
– W Polsce jest spora grupa ludzi, często już urodzona po PRL albo u jego schyłku, która mimo wszystko popiera przywrócenie tych świadczeń. Czy to jest przegrana jakiejś walki o pamięć? Czy może zawiodła edukacja, czy też jej brak?
– Myślę, że część ludzi po prostu chce robić na złość poprzedniemu rządowi, a skoro tamten zniósł przywileje, to teraz oni popierają ich przywrócenie. W całej tej historii jest zresztą jedno wielkie przekłamanie, bo mówi się, że poprzedni rząd zabrał im emerytury. To jest nieprawda, bo oni je dostają dokładnie w takim samym wymiarze jak osoby, na które donosili. Nikt więc ich nie ukarał, tylko odebrano im przywileje, które wrogi Polsce system ustanowił dla swoich wiernych.
Takie podejście młodzieży nazwałbym po prostu historyczną głupotą, bo gdyby doszło do „wyrównania krzywd” i przyznano by tym ludziom z powrotem te szczeólne uprawnienia, to byłoby to ofiarowanie im korzyści za szkodzenie Polsce. Osoby należące do środowiska, które teraz próbuje dokonać tej rehabilitacji, stałyby się udziałowcami podłej działalności tych podłych instytucji. Oni chcą wziąć na siebie ten potworny grzech.
Najbardziej przykre jest to, że wśród osób, które domagają się przywrócenia przywilejów, są na przykład byli ludzie Solidarności, którzy robią to, aby zrobić na złość jednej ekipie politycznej, i nagle czują się w obowiązku uczynić z tych eksuprzywilejowanych pokrzywdzonych. To tak, jakbyśmy chcieli zrobić jakiś ranking złodziei w Polsce i nagradzali tych „najlepszych”. To zresztą też się działo, bo przecież mieliśmy w naszej najnowszej historii ludzi, którzy pod płaszczykiem bycia biznesmenami nakradli ogromne pieniądze, a potem tajemniczo poznikali. Przywrócenie tych przywilejów byłoby z punktu widzenia historii sygnałem – zło popłaca.
Dr Krzysztof Jabłonka
Dr Krzysztof Jabłonka to polski historyk i dyplomata. W przeszłości był konsulem RP w Moskwie, Kownie, Charkowie i Grodnie. Zajmuje się m.in. tematyką związaną z polskimi miejscami pamięci na Wschodzie, w szczególności zbrodnią katyńską oraz Syberią. Autor książki „100 polskich bitew. Na lądzie, morzu i w powietrzu”.