Ryszard Petru jak kapitalizm. Obiecuje złote góry, nie przyznaje się do porażek i co jakiś czas zalicza widowiskowy kryzys

Ryszard Petru jest jak kapitalizm: obiecuje złote góry, nie przyznaje się do porażek i co jakiś czas zalicza widowiskowy kryzys – na szczęście (w przeciwieństwie do katastrof ekonomicznych) dostarcza publiczności więcej rozrywki niż zgryzoty.
Ryszard Petru Ryszard Petru jak kapitalizm. Obiecuje złote góry, nie przyznaje się do porażek i co jakiś czas zalicza widowiskowy kryzys
Ryszard Petru / fot. Wikimedia Commons/CC BY-SA 3.0/Adrian Grycuk

W swoim „Eseju o komizmie” francuski filozof Henri Bergson zwracał uwagę, że jedną z funkcji ludzkiego śmiechu jest społeczna korekta sztywności postaw, które na dłuższą metę zagrażają przetrwaniu gatunku; rzeczywistość znajduje się przecież w nieustannym ruchu, więc musimy pozostawać elastyczni, by móc dostosować się do zmieniającej się sytuacji. Spoglądając na karierę Ryszarda Petru z tej perspektywy, łatwo zrozumieć, że jego sztywne podejście do polityki i gospodarki, musiało być (dla dobra ludzkości!) zbiorowo obśmiewane. Jego ostatnie działania wskazują jednak, że nie wziął sobie tego zbytnio do serca. Ale... zacznijmy od początku.

Ekspert mimo woli

Petru zachłysnął się polityką pod wpływem obserwowanych zmian społecznych i osobowości ich kreatorów (zwłaszcza Tadeusza Mazowieckiego) już w czasach licealnych. Zorganizowanie licealnego spotkania z Mazowieckim, a także udział w jego kampanii prezydenckiej rozpoczynają kronikę działań świadczących o politycznych aspiracjach Petru. Wiele wskazywało, że nie chodziło mu jednak o „władzę dla władzy”, a jego pobudki były szczerze ideowe. Oglądane z perspektywy inteligenckiego domu owoce transformacji przekonały go, że oto Polska wyłania się z trzystu lat historycznego uwiądu za sprawą balcerowiczowskiej terapii szokowej. Obrany kierunek należało więc pielęgnować i to z całych sił!

Pracowitość (a właściwie pracoholizm) Petru pomagały mu piąć się od „noszenia teczek” za Władysławem Frasyniukiem i Leszkiem Balcerowiczem aż do biura Pracownika Rządu ds. Reformy Zabezpieczenia Społecznego w rządzie koalicji SLD – PSL. Wtedy po raz pierwszy poczuł polityczną sprawczość – skonstruował podwaliny reformy emerytalnej zwieńczonej utworzeniem OFE za rządów AWS. W młodym wieku taki sukces musiał wzmocnić przekonanie o własnej wyjątkowości, do czego dołożyło się trzyletnie ogrzewanie się w aurze profesora Balcerowicza, któremu doradzał.

Po tak udanym początku w kolejnych latach oczekiwał propozycji objęcia ważnego stanowiska rządowego, jednak takie nie nadchodziły lub były niesatysfakcjonujące. Znalezienie się na giełdzie nazwisk do objęcia teki ministra finansów w niedoszłym rządzie „premiera z Krakowa” Jana Rokity w 2005 roku z pewnością zaostrzyło jego apetyt, podobnie jak „ministerialna rekomendacja” Gazety Wyborczej po zwycięstwie PO w 2007 roku. Wybór Tuska nie padł jednak na Petru, a na zaufanego Jacka Rostowskiego. Petru zapewniał o swoim ówczesnym sceptycyzmie wobec ówczesnego rządu PO, jednak według wspomnień Pawła Grasia, wrocławski ekonomista przebierał wtedy nogami, by wejść do rządu, jednak nie uśmiechało mu się stanowisko wiceministra. Niedoceniony Petru odsunął się od polityki i obejmując kolejne dyrektorskie stołki w bankach, wypatrywał właściwego momentu, by wrócić do gry. Czynnikiem spustowym okazał się zamach Donalda Tuska na jego ukochane „dziecko” – mowa o roku 2013, w którym rząd PO nowelizował ustawę o systemie emerytalnym, mocno ograniczającą rolę OFE na rzecz ZUS-u. Widok obozu władzy niszczącego jego dzieło z dawnych lat wyrwał Petru z politycznego uśpienia; podjął medialny kontratak. – Tak naprawdę to wysyłanie i funduszy, i emerytów na rzeź – komentował inicjatywę rządu. Odejście Tuska na stanowisko Przewodniczącego Rady Europejskiej, kryzys przywódczy w partii oraz rosnące przekonanie liberalnej części elektoratu o zdradzie wolnorynkowych ideałów przez PO nareszcie stworzyły niszę dla Petru.

Pułapka wąskiego wykształcenia

Zniechęcony nieudolnością i populizmem gospodarczym PO liberalny elektorat już od dawna rozglądał się za lepszą ofertą. Kontrolowane pogłoski o pojawieniu się nowej „partii Balcerowicza” wzbudziły jego ekscytację; kiedy okazało się, że partia należy do asystenta Balcerowicza, wyczuwalny był cichy jęk zawodu, ale cel w postaci osiągnięcia widoczności przez inicjatywę zrealizowano. Petru udowodnił skuteczną kampanią Nowoczesnej, że warto go rozważyć jako rzecznika interesów zawiedzionych wyborców PO – zwłaszcza przedsiębiorców i innych grup korzystających na wolności gospodarczej. Kwestie międzynarodowe (poza unijnym hurraoptymizmem) i obyczajowe były mało istotne, choć w kręgu Petru znaleźli się zadeklarowani światopoglądowi postępowcy jak Katarzyna Lubnauer i Paweł Rabiej; w tej sferze do programu partii weszły postulaty będące wypadkową zgniłego kompromisu, pragmatyzmu politycznego i ogólnej niechęci do instytucji państwa. To ostatnie stało się trzonem filozofii partii, tak miłej uszom zawiedzionych „teflonowo-socjaldemokratycznym” kierunkiem, jaki postępował w PO. Nic dziwnego, że na różne oficjalne i nieoficjalne sposoby ruszono projektowi z pomocą, czego efektem były zaskakująco wysokie notowania sondażowe, a ostatecznie – wejście Nowoczesnej do parlamentu z wynikiem 7,6%.

Parlamentarny przyczółek Nowoczesnej zaczął się rozrastać w tempie, którego się nie spodziewano. Na przytłoczoną wewnętrznymi problemami PO padł blady strach. Dziś może wydawać się wręcz nieprawdopodobne, że w pierwszej połowie 2016 roku Nowoczesna notowała sondażowe wyniki oscylujące w granicach 30% (sic!), sam Petru zaś był przez wiele mediów widziany w roli przyszłego premiera. Przysłużyła się temu również aktywność KOD-u, do którego demonstracji nowy lider opozycji umiejętnie się podłączał, wzbogacając wizerunek „pana od tabelek” o rolę wolnościowego opozycjonisty, dysponującego mocą zdolną „obalić Kaczora-dyktatora”. Nieświadomy, że Siły Wyższe lubią karać polityków za brak pokory, Petru ogłosił się liderem opozycji, nie żałując sobie publicznych pochwał, popadających niekiedy w niesmaczną bucerię i arogancję.

Gdy wszystko szło w jak najlepszą stronę, ujawniła się skłonność Petru do „pomyłek” językowych, które szybko okazały się czymś więcej – brakami w wykształceniu ogólnym. Zarzuty wobec kapitalizmu jakoby propagował tworzenie „wyspecjalizowanego ułomka”, znalazły znakomity wyraz w jego największym czcicielu – Petru znał się na liberalnej wizji ekonomii i... tylko na niej; mnożące się wpadki dotyczące historii, geografii czy biologii ku ogólnej uciesze szybko sprowadziły lewitującego polityka na ziemię. Chyba po raz pierwszy na tę skalę w III RP uświadomiono sobie, jak skuteczną bronią polityczną może być humor. Na domiar złego zaczęto kolportować (nie do końca prawdziwą) informację, jakoby Petru „pozywał za memy”, co miało świadczyć o jego braku dystansu do własnej osoby. W ten sposób wizerunek profesjonalisty, eksperta i przyszłego premiera został brutalnie utopiony w śmiechu, a ostatecznym tego przypieczętowaniem była słynna romantyczna podróż (z koleżanką partyjną Joanną Schmidt) do Lizbony (przekręconej medialnie na „Maderę”) w momencie, w którym przekonana o doniosłości swojej dziejowej roli opozycja dokonywała niemniej śmiesznego od lapsusów Petru sejmowego „puczu”. Jakby kara była za mało dotkliwa, niedługo później Petru ze stanowiska przewodniczącego partii wygryzła jego koleżanka Katarzyna Lubnauer. Dla wielu był to kolejny przykład polityka wykończonego przez kobiety.

Naczelny wigiliosceptyk

Upadły, ale wciąż niemogący się ze swym upadkiem pogodzić Petru szarpał się jeszcze przez pewien czas, zgrywając na konferencjach prasowych lidera, którym już nie był, a także powołując efemeryczne stowarzyszenie Plan Petru i partię Teraz!, czym tylko potęgował wrażenie własnej frustracji. Po wyczerpaniu możliwości działania na cztery lata wycofał się z polityki. Mało kto się spodziewał, że powróci, a już tym bardziej, że będzie odnosił sukcesy.

Gdy przeprosił się z polityką w 2022 roku, układanka partyjna wyglądała nieco inaczej. Jako wolnorynkowiec z Trzeciej Drogi spostrzegł, że teraz jego głównym politycznym konkurentem jest Konfederacja, z którą musi się bić o liberalnego gospodarczo wyborcę. W pamięci mentzenistów Petru wciąż funkcjonował jako „ten śmieszny Rysiek od sześciu króli”, więc pokonanie go przez lidera Nowej Nadziei w bezpośredniej konfrontacji miało być tylko formalnością. Jednak „Rysiek od sześciu króli” szokująco dla niektórych wygrał debatę gospodarczą ze Sławomirem Mentzenem, a następnie pozwolił mu się ośmieszyć w trakcie spotkania wyborczego kwestią z filmu „Chłopaki nie płaczą”, której wygłoszenie zgodnie zostało uznane przez obserwatorów za żenujące i nieprzystojące politykowi aspirującemu do rządzenia państwem. Na tle „śmieszka Mentzena” Petru pokazał się jako człowiek poważny, któremu warto dać jeszcze jedną szansę. Odrobienie strat wizerunkowych wskazywało, że po otrzymaniu mandatu poselskiego może rozpocząć drugie polityczne życie. I pewnie tak by się stało, gdyby nie zdradziło go gospodarcze doktrynerstwo.

Objawiło się ono w kontekście niedawnych dyskusji o wolnych Wigiliach. Abstrahując od reakcji opinii publicznej, Petru samozwańczo obsadził się w roli naczelnego „wigiliosceptyka” kraju, który rozpętuje liberalną histerię wieszczącą katastrofę budżetową, którą ma sprowadzić na nas ustanowienie 24 grudnia dniem wolnym od pracy, przy okazji wykazując „zmartwienie” negatywnymi skutkami długotrwałego biesiadowania z rodziną. By dowieść swojej konsekwencji, zaoferował również, że sam nadchodzącą Wigilię spędzi w roli dyskontowego sprzedawcy. Jednak społeczne reakcje na doktrynerskie podejście do rynku prezentowane przez Petru pokazują nam, że minęły już czasy, gdy liberalizm gospodarczy był dla młodych ludzi intelektualnie sexy. Stał się raczej zabawny jak wszystko, co nadmiernie sztywne w wymagającym elastyczności świecie.

CZYTAJ TAKŻE:


 

POLECANE
Sprawa immunitetu Zbigniewa Ziobry. Nowe informacje z ostatniej chwili
Sprawa immunitetu Zbigniewa Ziobry. Nowe informacje

Zbigniew Ziobro składa zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez ministra Waldemara Żurka oraz podległych mu prokuratorów. Jak zaznacza poseł, ujawnienie tajemnicy śledztwa ze szkodą dla interesu publicznego oraz z naruszeniem procedur parlamentarnych stanowi czyn ścigany z urzędu.

Ukraina stawia na zagranicznych ochotników. Zobacz, skąd przybywa ich najwięcej z ostatniej chwili
Ukraina stawia na zagranicznych ochotników. Zobacz, skąd przybywa ich najwięcej

W obliczu coraz większych braków kadrowych na froncie z Rosją Ukraina łagodzi zasady przyjmowania zagranicznych  ochotników. Najwięcej rekrutów przybywa z krajów Ameryki Południowej. Jak podaje „Die Welt”, przytaczane przez dw.com, niektóre kompanie tworzone są już niemal wyłącznie przez Kolumbijczyków, Chilijczyków czy Brazylijczyków. Wielu z nich nie ma doświadczenia wojskowego, ale ich rola staje się kluczowa dla Kijowa.

Ważny komunikat dla mieszkańców woj. pomorskiego z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla mieszkańców woj. pomorskiego

Z powodu wyczerpania rocznych limitów finansowania przez NFZ część planowych zabiegów w pomorskich szpitalach zostanie przełożona na 2026 r. Placówki zapewniają, że decyzje te nie dotkną pacjentów onkologicznych, dzieci ani przypadków ratujących życie.

NFZ wydał pilny komunikat dla pacjentów z ostatniej chwili
NFZ wydał pilny komunikat dla pacjentów

Cyberprzestępcy po raz kolejny podszywają się pod Narodowy Fundusz Zdrowia. To już kolejna próba w tym roku — tym razem chodzi o rzekomy zwrot kosztu zakupu leków. Fałszywe wiadomości e-mail wyłudzają dane i pieniądze, a ofiar może być coraz więcej.

Sprawa „zamachu stanu”. Hołownia nie stawił się na przesłuchanie w prokuraturze z ostatniej chwili
Sprawa „zamachu stanu”. Hołownia nie stawił się na przesłuchanie w prokuraturze

Marszałek Sejmu Szymon Hołownia nie stawił się w poniedziałek na przesłuchanie w warszawskiej prokuraturze okręgowej ws. słów o „zamachu stanu” z lipca tego roku. Jego pełnomocnik mec. Filip Curyło wskazywał m.in., że Hołownia udzielił już odpowiedzi na wszystkie pytania prokuratury.

Błaszczak: Zbigniew Ziobro ma dwie drogi. Jedną z nich jest droga męczennika z ostatniej chwili
Błaszczak: Zbigniew Ziobro ma dwie drogi. Jedną z nich jest droga męczennika

Wiceprezes Prawa i Sprawiedliwości, szef klubu partii i były minister obrony Mariusz Błaszczak zapowiada, że PiS nie wprowadzi dyscypliny w głosowaniu dotyczącym uchylenia immunitetu Zbigniewowi Ziobrze. Jak dodaje, były minister sprawiedliwości „sam podejmie decyzję” co do swojej przyszłości, mając dwie drogi wyboru.

Niemiecki historyk chciał uderzyć w Polskę. Kompletna kompromitacja gorące
Niemiecki historyk chciał uderzyć w Polskę. Kompletna kompromitacja

Niemiecki historyk związany z AfD Stefan Scheil próbował uderzyć w Polskę, publikując w sieci fałszywą narrację o „polskim imperializmie”. Zamiast wzbudzić sensację, skompromitował się – internauci błyskawicznie wytknęli mu manipulacje i historyczne błędy.

Niepokojące informacje na temat stanu zdrowia Ryszarda Majdzika Wiadomości
Niepokojące informacje na temat stanu zdrowia Ryszarda Majdzika

Ryszard Majdzik, zasłużony działacz opozycji antykomunistycznej przekazał niepokojące informacje na temat swojego stanu zdrowia za pośrednictwem mediów społecznościowych.

Co za przypadek. Nowe informacje w aferze z działką pod CPK z ostatniej chwili
"Co za przypadek". Nowe informacje w aferze z działką pod CPK

Poseł PiS Paweł Jabłoński ujawnił nowe informacje dotyczące Henryka Smolarza, szefa Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa (KOWR) i jednocześnie posła PSL. Zdaniem parlamentarzysty, Smolarz miał złamać konstytucyjny zakaz łączenia mandatu z funkcją w administracji rządowej.

Operator sieci Plus z zarzutem bezpodstawnego podwyższania cen. UOKiK wydał komunikat z ostatniej chwili
Operator sieci Plus z zarzutem bezpodstawnego podwyższania cen. UOKiK wydał komunikat
REKLAMA

Ryszard Petru jak kapitalizm. Obiecuje złote góry, nie przyznaje się do porażek i co jakiś czas zalicza widowiskowy kryzys

Ryszard Petru jest jak kapitalizm: obiecuje złote góry, nie przyznaje się do porażek i co jakiś czas zalicza widowiskowy kryzys – na szczęście (w przeciwieństwie do katastrof ekonomicznych) dostarcza publiczności więcej rozrywki niż zgryzoty.
Ryszard Petru Ryszard Petru jak kapitalizm. Obiecuje złote góry, nie przyznaje się do porażek i co jakiś czas zalicza widowiskowy kryzys
Ryszard Petru / fot. Wikimedia Commons/CC BY-SA 3.0/Adrian Grycuk

W swoim „Eseju o komizmie” francuski filozof Henri Bergson zwracał uwagę, że jedną z funkcji ludzkiego śmiechu jest społeczna korekta sztywności postaw, które na dłuższą metę zagrażają przetrwaniu gatunku; rzeczywistość znajduje się przecież w nieustannym ruchu, więc musimy pozostawać elastyczni, by móc dostosować się do zmieniającej się sytuacji. Spoglądając na karierę Ryszarda Petru z tej perspektywy, łatwo zrozumieć, że jego sztywne podejście do polityki i gospodarki, musiało być (dla dobra ludzkości!) zbiorowo obśmiewane. Jego ostatnie działania wskazują jednak, że nie wziął sobie tego zbytnio do serca. Ale... zacznijmy od początku.

Ekspert mimo woli

Petru zachłysnął się polityką pod wpływem obserwowanych zmian społecznych i osobowości ich kreatorów (zwłaszcza Tadeusza Mazowieckiego) już w czasach licealnych. Zorganizowanie licealnego spotkania z Mazowieckim, a także udział w jego kampanii prezydenckiej rozpoczynają kronikę działań świadczących o politycznych aspiracjach Petru. Wiele wskazywało, że nie chodziło mu jednak o „władzę dla władzy”, a jego pobudki były szczerze ideowe. Oglądane z perspektywy inteligenckiego domu owoce transformacji przekonały go, że oto Polska wyłania się z trzystu lat historycznego uwiądu za sprawą balcerowiczowskiej terapii szokowej. Obrany kierunek należało więc pielęgnować i to z całych sił!

Pracowitość (a właściwie pracoholizm) Petru pomagały mu piąć się od „noszenia teczek” za Władysławem Frasyniukiem i Leszkiem Balcerowiczem aż do biura Pracownika Rządu ds. Reformy Zabezpieczenia Społecznego w rządzie koalicji SLD – PSL. Wtedy po raz pierwszy poczuł polityczną sprawczość – skonstruował podwaliny reformy emerytalnej zwieńczonej utworzeniem OFE za rządów AWS. W młodym wieku taki sukces musiał wzmocnić przekonanie o własnej wyjątkowości, do czego dołożyło się trzyletnie ogrzewanie się w aurze profesora Balcerowicza, któremu doradzał.

Po tak udanym początku w kolejnych latach oczekiwał propozycji objęcia ważnego stanowiska rządowego, jednak takie nie nadchodziły lub były niesatysfakcjonujące. Znalezienie się na giełdzie nazwisk do objęcia teki ministra finansów w niedoszłym rządzie „premiera z Krakowa” Jana Rokity w 2005 roku z pewnością zaostrzyło jego apetyt, podobnie jak „ministerialna rekomendacja” Gazety Wyborczej po zwycięstwie PO w 2007 roku. Wybór Tuska nie padł jednak na Petru, a na zaufanego Jacka Rostowskiego. Petru zapewniał o swoim ówczesnym sceptycyzmie wobec ówczesnego rządu PO, jednak według wspomnień Pawła Grasia, wrocławski ekonomista przebierał wtedy nogami, by wejść do rządu, jednak nie uśmiechało mu się stanowisko wiceministra. Niedoceniony Petru odsunął się od polityki i obejmując kolejne dyrektorskie stołki w bankach, wypatrywał właściwego momentu, by wrócić do gry. Czynnikiem spustowym okazał się zamach Donalda Tuska na jego ukochane „dziecko” – mowa o roku 2013, w którym rząd PO nowelizował ustawę o systemie emerytalnym, mocno ograniczającą rolę OFE na rzecz ZUS-u. Widok obozu władzy niszczącego jego dzieło z dawnych lat wyrwał Petru z politycznego uśpienia; podjął medialny kontratak. – Tak naprawdę to wysyłanie i funduszy, i emerytów na rzeź – komentował inicjatywę rządu. Odejście Tuska na stanowisko Przewodniczącego Rady Europejskiej, kryzys przywódczy w partii oraz rosnące przekonanie liberalnej części elektoratu o zdradzie wolnorynkowych ideałów przez PO nareszcie stworzyły niszę dla Petru.

Pułapka wąskiego wykształcenia

Zniechęcony nieudolnością i populizmem gospodarczym PO liberalny elektorat już od dawna rozglądał się za lepszą ofertą. Kontrolowane pogłoski o pojawieniu się nowej „partii Balcerowicza” wzbudziły jego ekscytację; kiedy okazało się, że partia należy do asystenta Balcerowicza, wyczuwalny był cichy jęk zawodu, ale cel w postaci osiągnięcia widoczności przez inicjatywę zrealizowano. Petru udowodnił skuteczną kampanią Nowoczesnej, że warto go rozważyć jako rzecznika interesów zawiedzionych wyborców PO – zwłaszcza przedsiębiorców i innych grup korzystających na wolności gospodarczej. Kwestie międzynarodowe (poza unijnym hurraoptymizmem) i obyczajowe były mało istotne, choć w kręgu Petru znaleźli się zadeklarowani światopoglądowi postępowcy jak Katarzyna Lubnauer i Paweł Rabiej; w tej sferze do programu partii weszły postulaty będące wypadkową zgniłego kompromisu, pragmatyzmu politycznego i ogólnej niechęci do instytucji państwa. To ostatnie stało się trzonem filozofii partii, tak miłej uszom zawiedzionych „teflonowo-socjaldemokratycznym” kierunkiem, jaki postępował w PO. Nic dziwnego, że na różne oficjalne i nieoficjalne sposoby ruszono projektowi z pomocą, czego efektem były zaskakująco wysokie notowania sondażowe, a ostatecznie – wejście Nowoczesnej do parlamentu z wynikiem 7,6%.

Parlamentarny przyczółek Nowoczesnej zaczął się rozrastać w tempie, którego się nie spodziewano. Na przytłoczoną wewnętrznymi problemami PO padł blady strach. Dziś może wydawać się wręcz nieprawdopodobne, że w pierwszej połowie 2016 roku Nowoczesna notowała sondażowe wyniki oscylujące w granicach 30% (sic!), sam Petru zaś był przez wiele mediów widziany w roli przyszłego premiera. Przysłużyła się temu również aktywność KOD-u, do którego demonstracji nowy lider opozycji umiejętnie się podłączał, wzbogacając wizerunek „pana od tabelek” o rolę wolnościowego opozycjonisty, dysponującego mocą zdolną „obalić Kaczora-dyktatora”. Nieświadomy, że Siły Wyższe lubią karać polityków za brak pokory, Petru ogłosił się liderem opozycji, nie żałując sobie publicznych pochwał, popadających niekiedy w niesmaczną bucerię i arogancję.

Gdy wszystko szło w jak najlepszą stronę, ujawniła się skłonność Petru do „pomyłek” językowych, które szybko okazały się czymś więcej – brakami w wykształceniu ogólnym. Zarzuty wobec kapitalizmu jakoby propagował tworzenie „wyspecjalizowanego ułomka”, znalazły znakomity wyraz w jego największym czcicielu – Petru znał się na liberalnej wizji ekonomii i... tylko na niej; mnożące się wpadki dotyczące historii, geografii czy biologii ku ogólnej uciesze szybko sprowadziły lewitującego polityka na ziemię. Chyba po raz pierwszy na tę skalę w III RP uświadomiono sobie, jak skuteczną bronią polityczną może być humor. Na domiar złego zaczęto kolportować (nie do końca prawdziwą) informację, jakoby Petru „pozywał za memy”, co miało świadczyć o jego braku dystansu do własnej osoby. W ten sposób wizerunek profesjonalisty, eksperta i przyszłego premiera został brutalnie utopiony w śmiechu, a ostatecznym tego przypieczętowaniem była słynna romantyczna podróż (z koleżanką partyjną Joanną Schmidt) do Lizbony (przekręconej medialnie na „Maderę”) w momencie, w którym przekonana o doniosłości swojej dziejowej roli opozycja dokonywała niemniej śmiesznego od lapsusów Petru sejmowego „puczu”. Jakby kara była za mało dotkliwa, niedługo później Petru ze stanowiska przewodniczącego partii wygryzła jego koleżanka Katarzyna Lubnauer. Dla wielu był to kolejny przykład polityka wykończonego przez kobiety.

Naczelny wigiliosceptyk

Upadły, ale wciąż niemogący się ze swym upadkiem pogodzić Petru szarpał się jeszcze przez pewien czas, zgrywając na konferencjach prasowych lidera, którym już nie był, a także powołując efemeryczne stowarzyszenie Plan Petru i partię Teraz!, czym tylko potęgował wrażenie własnej frustracji. Po wyczerpaniu możliwości działania na cztery lata wycofał się z polityki. Mało kto się spodziewał, że powróci, a już tym bardziej, że będzie odnosił sukcesy.

Gdy przeprosił się z polityką w 2022 roku, układanka partyjna wyglądała nieco inaczej. Jako wolnorynkowiec z Trzeciej Drogi spostrzegł, że teraz jego głównym politycznym konkurentem jest Konfederacja, z którą musi się bić o liberalnego gospodarczo wyborcę. W pamięci mentzenistów Petru wciąż funkcjonował jako „ten śmieszny Rysiek od sześciu króli”, więc pokonanie go przez lidera Nowej Nadziei w bezpośredniej konfrontacji miało być tylko formalnością. Jednak „Rysiek od sześciu króli” szokująco dla niektórych wygrał debatę gospodarczą ze Sławomirem Mentzenem, a następnie pozwolił mu się ośmieszyć w trakcie spotkania wyborczego kwestią z filmu „Chłopaki nie płaczą”, której wygłoszenie zgodnie zostało uznane przez obserwatorów za żenujące i nieprzystojące politykowi aspirującemu do rządzenia państwem. Na tle „śmieszka Mentzena” Petru pokazał się jako człowiek poważny, któremu warto dać jeszcze jedną szansę. Odrobienie strat wizerunkowych wskazywało, że po otrzymaniu mandatu poselskiego może rozpocząć drugie polityczne życie. I pewnie tak by się stało, gdyby nie zdradziło go gospodarcze doktrynerstwo.

Objawiło się ono w kontekście niedawnych dyskusji o wolnych Wigiliach. Abstrahując od reakcji opinii publicznej, Petru samozwańczo obsadził się w roli naczelnego „wigiliosceptyka” kraju, który rozpętuje liberalną histerię wieszczącą katastrofę budżetową, którą ma sprowadzić na nas ustanowienie 24 grudnia dniem wolnym od pracy, przy okazji wykazując „zmartwienie” negatywnymi skutkami długotrwałego biesiadowania z rodziną. By dowieść swojej konsekwencji, zaoferował również, że sam nadchodzącą Wigilię spędzi w roli dyskontowego sprzedawcy. Jednak społeczne reakcje na doktrynerskie podejście do rynku prezentowane przez Petru pokazują nam, że minęły już czasy, gdy liberalizm gospodarczy był dla młodych ludzi intelektualnie sexy. Stał się raczej zabawny jak wszystko, co nadmiernie sztywne w wymagającym elastyczności świecie.

CZYTAJ TAKŻE:



 

Polecane
Emerytury
Stażowe